- Jeżeli to się znowu powtórzy, jeżeli on wróci, przyjdź z tym natychmiast do mnie. Nie każ bym wyciągał to z ciebie siłą, bo będzie za późno.
Jego dotyk znika, wraz z oddechem. Otwieram oczy i on już jest daleko, obrócony plecami, zmierzający do biurka. Byłam przygotowana na gorsze, jednak mam ochotę rzucić się na kolana i dziękować za to, że nie zrobił nic więcej.
*** (następny dzień)
Kiedy mam zacząć kolejną zmianę, jestem proszona do biura przez pana Vancsa. Od razu zwalczam w sobie chęć ucieczki na wspomnienie do czego mnie zmusił. Zasiadam na wskazanym krześle, skubiąc z nerwów skórki wokół paznokci. Na jego czole widnieje głęboka zmarszczka, a oczy lekko mruży przez co jego kurze łapki są wyraźniejsze niż zwykle.
- Pan Malik uznał, że powinnaś dostać kilka dni wolnego. Nie ma go dzisiaj więc przekazuje ci to. Po dzisiejszym tańcu możesz udać się do domu i przez kolejne trzy dni zająć się sobą.
Nie mam pojęcia czemu jego spokojny głos przerodził się w pełen złości syk, ale nie mam zamiaru pytać. Czekam na jego pozwolenie i opuszczam pomieszczenie, w który śmierdzi potem, a biurko w całości zawalone jest papierami. Myśl, że przez te trzy dni będę wolna od tego miejsca, przynosi ulgę..
***
Gdy wracam do mieszkania zmienia się już data, jest po północy, a w całej okolicy panuje zadziwiająca cisza. Echem niesie się szczekanie psów. Dłonie wtykam do kieszeni, chcąc je trochę ogrzać. Palcami muskam banknoty i momentalnie serce zaczyna się rozgrzewać. Zebrałam dzisiaj całe 40 funtów z napiwków. Wreszcie coś zjem. Wbiegam szybko po schodach na piętro i szarpię zniszczone drzwi. Już w wejściu słychać chrapanie. Nie trudząc się ze sprawdzaniem, jak bardzo pijany jest mój "chłopak", omijam go szerokim łukiem zostawiając 10 funtów na stoliku...
***
Minęła ostatnia doba mojego "urlopu", a ja jestem zmęczona bardziej niż przez ostatnie tygodnie. Brakuje mi energii, brakuje mi węglowodanów. Jestem tak głodna, że jeżeli ktoś dałby mi jedzenie, sądzę, że mój żołądek nie przyjął by go. Napiwki zebrane podczas ostatniej zmiany przeznaczyłam na jedzenie, zapakowałam nim niemal całą lodówkę. Miało starczyć na cały tydzień. Miałam nie chodzić głodna. Zamykam drewniany chlebak, widząc, że nawet nie została piętka chleba. Udaję się z powrotem do pokoju, czując zawroty. W momencie, w którym słyszę trzaskanie drzwi frontowych przyśpieszam, prawie że do biegu. I może gdyby nie to, że nie mam ani odrobiny siły, uciekłabym.
- Gdzie się wybierasz ?
- D.do sypialni.
Ściska mój nadgarstek, pochylając się nade mną. Nie jest pijany, nie czuję alkoholu.
- Nie uciekaj kochanie.
Kiwam głową, a on ciągnie mnie do kuchni. Popycha delikatnie na blat, który z pęczniał od wody stale spływającej po ścianie, a sam otwiera lodówkę.
- Nie kupiłaś jedzenia.
Warczy groźnie. Ciekawe za co miałam je kupić. Po tym jak wydałam na nie 30 funtów, a on i jego koledzy z ulicy wyczyścili wszystko, nie tylko ja chodziłam wygłodniała.
- Kiedy masz wypłatę ?
- W przyszły piątek.
Otwiera szafkę przy oknie, a jeden z nawiasów puszcza. Przeklina głośno, ale ignoruje odpadające drzwiczki i wyjmuje stertę kopert.
- Rachunki. Za wodę, światło i ogrzewanie. Zapłać je i nie zapomnij o czynszu, za resztę jaka ci zostanie kup jedzenie.
Kiwam posłusznie głową, a on się uśmiecha. Kiedyś kochałam jego mimikę, ale to było kiedyś. Dłońmi przeczesuje ciemne włosy, zmierzając w moją stronę. To popierdolone, że jestem w związku z szatanem, chociaż boję się być dotykana, boję się kontaktu z facetami. Popierdolone jest, że życie zmusiło mnie do pracy w klubie ze striptizem, gdzie Vancs na zapleczu zbawia się z tancerkami i prędzej czy później ja też będę jego ofiarą. Mam szefa, który jest przerażający jak ostatni chuj i proponuje mi nowe warunki pracy, gdzie miałabym robić za prostytutką.
- Słuchasz mnie ?
- C..co ?
Patrzę zamglonym wzrokiem na Marcela i widzę, że jego szczęka się zaciska.
- Śpimy dzisiaj razem.
Co ? Nie, nie, nie... Ciągnie mnie za sobą do sypialni i zamyka za nami drzwi. Brutalnie jestem popchnięta na łóżko i nie mam siły się podnieść. Przeciąga przez głowę koszulkę i rozpina pasek spodni, nie zważając na niską temperaturę. Jak najszybciej mogę, zakrywam się kołdrą. Próbuję nie dopuścić go do mojego ciała....
***
Budząc się, ramieniem trącam coś za sobą. Uświadamiam sobie, że to Marcel, kiedy wypuszcza z ust głośny jęk. Wstrzymuję powietrze i czekam, aż znowu zaśnie. Nie wykonuję żadnych ruchów do czasu, aż nie słyszę chrapania. Przecieram zaropiałe oczy i czuję, że są opuchnięte od łez sprzed kilku godzin. Za oknem jest ciemno, a zegarek wiszący na ścianie pokazuje 19:00... jeżeli dobrze chodzi. Wychodzę z łóżka i zbieram się do klubu, na samą myśl o powrocie do pracy robi mi się niedobrze... Ubieram się i mozolnym krokiem wychodzę z budynku. Jak zwykle jest zimno, a do tego kropi deszcz. Droga zajmuje mi więcej niż pół godziny, a kiedy docieram widzę pod lokalem ustawiającą się długą kolejkę. Wzdłuż krawężników jeden za drugim zaparkowane zostały samochody. Idę na tyły klubu, korzystając z wejścia od zaplecza. Dziwnie się czuję po trzech dniach nieobecności. Przemierzam ciemny korytarz, docierając do swojej garderoby. Chcę otworzyć drzwi, ale są zamknięte. Szarpię klamkę kilka razy, ale jest bez zmian. Zamierzam złapać jedną z tancerek i zapytać czy czegoś nie wie, ale Pan Malik pojawia się w zasięgu mojego wzroku. Zawsze jest tam gdzie ja.
- Panno Mayer.
Nabieram powietrza i wydaję pytający jęk.
- Twoja garderoba została przeniesiona.
Marszczę brwi, zastanawiając się dlaczego.
- Wyjaśnię ci po drodze. Chodź.
Czyta mi w myślach, tak ? "Albo twoja mina powiedziała mu wszystko". Ruszam za nim, a zapach tytoniu dociera do moich nozdrzy.
- Przejrzałem wszystkie taśmy. Na jednej widać jak rzeczywiście ktoś wchodzi do twojego pomieszczenia, jednak oświetlenie było zbyt słabe, by zobaczyć twarz.
Czy to znaczy, że nie złapią go ? Otwiera przede mną drzwi i pokazuje bym weszła.
- Twoja nowa garderoba.
Zauważam, że obok jest jego biuro i nie podoba mi się to.
- Sam osobiście zająłem się przenoszeniem twoich rzeczy, więc zapewniam cię, że nic nie zginęło.
Grzebał w moich rzeczach ?
- Kamery z tej części korytarza pokazują wyraźny obraz, jeżeli sytuacja się powtórzy, będę miał dowody na sprawcę.
Kiwam do niego głową w zrozumieniu, a między nami zapada cisza. Myślę o tym czy powinnam ją przerwać.
- Dziękuję za wolne.
Mówię mu cicho.
- Bardzo proszę.
Decyduję się podnieść wzrok i spojrzeć na niego. Lewy kącik jego ust drga lekko w górę, ale nie przypomina to uśmiechu.
- Liczę, że podjęłaś decyzje dotyczącą umowy.
- N..nie przyjmę jej.
Prycha cicho.
- Dlaczego ?
Jego głos staje się wyższy o pół tonu. Ze wszystkimi pracownicami tak często rozmawia ?
- Nie jestem prostytutką.
- Vancs powiedział, że masz jakiś ważny powód i jestem pewien, że to nie to.
Milczę. Nie powiem mu, nikomu nie powiedziałam i nikomu nie powiem.
- Coś ukrywasz Mayer.
Zbliża się do mnie, a jego wyraz twarzy jest poważny. Przełykam ślinę, a mój kark oblewa zimny pot. Pochyla się nade mną, a jego tęczówki są jak rentgen. Nie jestem wstanie się ruszyć, kiedy chłodny oddech owiewa moje policzki. Zbieram siły i próbuję się cofnąć, ale on łapie mnie i boleśnie mocno wbija się w moje wargi. Słyszę szum w uszach i jestem u kresu, by popaść w panikę.
- A ja się dowiem co to takiego...
Przepraszam, przepraszam, przepraszam....
Totalnie zepsułam ten rozdział, w dodatku tak długo kazałam wam czekać.
Przez cały tydzień próbowałam go napisać, ale naprawdę nie potrafiłam.
Wybaczcie mi, następny postaram się by był lepszy.
Dziękuję za dwa tysiące wyświetleń i wszystkie wasze komentarze <3
/Loveyoursmile