środa, 30 lipca 2014

Rozdział 23

Zagryzam dolną wargę wchodząc do apartamentu na ostatnim piętrze. Porzucam swoją walizkę na narożniku z czarnej skóry i przechodzę dalej do części kuchennej. Drobne lampki ledowe świecą tuż nad blatem, kiedy resztę pomieszczenia spowija ciemność. Rozluźniam krawat i wchodzę w długi korytarz prowadzący do sypialni. Pomieszczenie rozświetla żółte światło, a wokół panuję idealny porządek. Ściągam spinki z mankietów koszuli i odkładam je na komodę. Z łazienki dochodzi odgłos spływającej wody, a drzwi są lekko uchylone. Przysiadam na końcu łóżka i ściągam marynarkę, a za nią krawat. Dźwięki za drzwiami na przeciw cichną, a zaraz potem wychodzi za nich szczupła blondynka w jedwabnej koszuli nocnej.
- Jak w pracy ?
- Monotonnie.
Przecieram twarz dłońmi i zaczesuję włosy do tyłu.
- Jak miną ci dzień ?
Pytam jej kiedy staje między moim nogami.
- W porządku. Byłam na małych zakupach.
Dotyka mojego policzka i odchyla moją głowę.
- Kupiłam sukienkę na bankiet, nie mogę się go doczekać.
Przesuwam dłońmi po jej nagich udach i zatrzymuję się tuż pod jej pupą, gdzie karmazynowa koszula zaczyna zakrywać skórę. Pierścionek na jej serdecznym palcu pobłyskuje w moich oczach, na nowo budząc męczące myśli.
- Pójdę się wykąpać, wracam za trzy minuty.
Podnoszę się z łóżka i składam na jej ustach pocałunek.
- Kocham cię Zayn.
Uśmiecham się do Carmen i idę do łazienki. Gdy zamykam drzwi, widzę jak z gracją wślizguje się pod kołdrę. Jest idealna. Przyszła żona.
Wyzbywam się swoich ciuchów i wchodzę pod strumień gorącej wody. Łazienka w całości pokrywa się parą i ledwo widać drzwi na przeciwległym końcu. Opieram głowę o chłodne kafelki i wzdycham ciężko, pozwalając, by woda zabierała wszystkie moje myśl.
- Zayn ?
Okręcam głowę spoglądając na kobietę opierającą się o blat, ledwo ją widać przez matowe drzwi prysznica.
- Muszę ci coś powiedzieć tylko się nie złość..
Zakręcam wodę i ściągam ręcznik przewieszony na jednej ze ścianek. Przewiązuję go w pasie i wychodzę. Carmen jest wyraźnie zdenerwowana i unika mojego wzroku.
- Brad przyjeżdża za kilka dni do Misigen, obiecałam mojej mamie, że przyjadę. Pojutrze wieczorem mam samolot.
Mówi to na jednym tchu i spuszcza głowę. Wzdycham ciężko, rozważając wrócenie pod prysznic i rozładowanie pod nim swojego napięcia.
- Będzie trzymał się ode mnie z daleka, wie, że jesteśmy zaręczeni.
- Nienawidzę go.
- Wiem.
Przytula się do mojego ciała i całuje moje ramię.
- Kiedy wracasz ?
- Pod koniec przyszłego tygodnia.
- Zawiozę i odbiorę cię z lotniska.
Wzdycham i całuję jej policzek.
- Nie jesteś zły ?
- Jestem wkurwiony.
- Przepraszam.
- W porządku, przeżyję to.
Jej ręce zaciskają się mocniej w moim pasie.
- Kocham cię.
Wypuszczam powietrze nosem i opieram głowę na jej.
- Ja ciebie też.
______________________________________________________________________________
_____________________
 
Wiercę się na łóżku zmieniając pozycję. Mój mózg nie daje mi spokoju, pracując na pełnych obrotach. Nie daje mi spokoju odkąd opuściłam samochód Zayna trzy godziny temu. Myśli tłoczą się w mojej głowie, przyprawiając o ból. Niektóre mijają się z absurdem, a niektóre budzą ten cholerny strach. To jest koszmar, z którego nikt nie pozwala mi się obudzić. Zagryzam wargę i chore jest to, że wciąż czuję jego smak w ustach. Skutecznie uspokoił moje przerażone wnętrze jednym pocałunkiem. Siadam prosto na łóżku, zaciskając powieki. Dopadają mnie mdłości na myśli, że moje ciało zaczęło przyzwyczajać się do dotyku tego mężczyzny. Ciało to jedno, a serce, rozum i poszargana psychika to drugie. Jęczę głośno i zaczynam szlochać, opadając twarzą na poduszkę. To zbyt wiele, nie zniosę tego wszystkiego, nie kiedy uderza we mnie na raz. Nie chodzi tylko o Zayna, od kilku godzin czuję obecność ojca gdzieś w pobliżu. To niemożliwe, by tutaj był, niemożliwe. Na pewno zapił się na śmierć, nie ma go tutaj. Po moich policzkach zaczynają spływać łzy, kiedy dochodzą mnie odgłosy spadających przedmiotów za drzwi. Marcel.
-Zabierz mnie stąd Boże, proszę...
Zacinam się przez szloch. Pociągam nosem i wycieram łzy.
- Ja chyba nie dam rady z tym żyć.

***
Słońce wstaje, oznaczając się na błękitnym niebie. Wieczorem mam pracę. Na zegarku dochodzi 6 rano i dopiero teraz chaos w mojej głowie się uspokoił, a zmęczenie uderza ze zdwojoną siłą. To tak jakby opuściła cię adrenalina, a ty zaczynasz tracić siły. Moje powieki po prostu opadają, zamykając się. Ignoruję cały świat.

____________________________________________________________________________
____________________
(Zayn)
Wyrywam się ze snu i sięgam po telefon na szafce nocnej obok. Carmen spoczywa na mojej piersi, obejmując ramieniem w pasie i cicho pomrukuje. Odbieram szybko, nie chcąc jej obudzić.
- Zayn Malik, słucham ?
Krzywie się na swój ochrypły głos i przenoszę wzrok na budzik. W pół do pierwszej w nocy.
- Dzień dobry panie Malik, z tej strony John. Przepraszam, że pana budzę.
- Stało się coś ?
- Kazał mi pan siebie informować gdyby cokolwiek działo się z pańską pracownicą...
- Coś nie tak ?
Marszczę brwi i zsuwam z siebie delikatnie blondynkę, siadając prosto.
- Pani Mayer spisuje się bardzo dobrze, jednakże coś jest nie w porządku. To nic wielkiego, ale pomyślałem, ze chciałby pan wiedzieć. Pani..
- Chwileczkę.
Przerywam mu i wychodzę z łóżka.
- Co się dzieje ?
Carmen mamrocze na co całuję ją w skroń i powtarzam, że nic, wychodząc na korytarz

___________________________________________________________________________________________--

 
Wstyd mi, bo jest beznadziejnie krótka,
ale to co szykuję w kolejnej.. myślę, że wam się spodoba.
Dziękuję wszystkim aktywnym osobą, rozdział pojawił się tak szybko dzięki wam,
dzięki motywacji jaką mi dajecie.
 
/Loveyoursmile


poniedziałek, 28 lipca 2014

Rozdzial 22

Droga, którą jedziemy jest bardziej znajoma niż bym przypuszczała. Dokładnie znam jej każdy zakręt, przyzwyczajona do mocnego blasku latarni w każdą noc. Wiem dokąd się zbliżamy i kiedy zajeżdżamy na miejsce, jestem całkowicie sparaliżowana. Mija kilka chwil zanim dociera do mnie obecność Zayna, przytrzymującego drzwi samochodu. Widzę jak jego usta kończą się poruszać i czuję się haniebnie nie wiedząc co powiedział. Przełykam ciężko ślinę i zsuwam się z siedzenia na równo wysypany żwir. Wiem dokąd iść, więc ruszam nie czekając na jego ruchy. Pcham ciężkie drzwi klubu, w którym niegdyś pracowałam, wślizgując się do środka tylnym wejściem. Moje zmysły węchu dobrze zapamiętały zapach niosący się po korytarzu, nie reagując tak ostro, jak pierwszymi razami. Wzdycham ciężko i zatrzymuję się pod jego biurem, nie będąc pewna gdzie dalej iść. Jego ramię wysuwa się za mnie, przekręcając w zamku klucz. Puszcza mnie pierwszą, zapalając uprzednio światło. Mój wzrok ląduje na jego biurku i niesamowicie wysokiej stercie papierów. Odwracam się kiedy słyszę trzask, widzę jak z powrotem zaklucza drzwi, a strach przesiąka moje ciało. Przechodzi za drewniany mebel i schyla się znikając za nim na kilka sekund. Wykłada przede mnie czarny komplet bielizny i spogląda z łagodnym blaskiem w oczach.- Zatańcz dla mnie Mayer. Te same zasady co wcześniej, nie dotknę cię.
Zagryzam policzek i kręcąc głową.
- Chciałaś mi się odwdzięczyć. Nie dotknę cię.
Wzdycham ciężko i zabieram z jego biurka bieliznę, moja duma nie pozwala mi odejść.
- Przebierz się tutaj.
Kiwam głową, ale on nic nie robi, tylko dalej na mnie zerka.
- Wyjdzie pan ?
- Odwrócę się.
Otwieram usta, by zaprzeczyć, ale jego spojrzenie sprawia, że milknę. Odwraca się, a ja najszybciej jak mogę zdejmuję z siebie ubrania, zostawiając je w zasięgu ręki. Nie odrywam oczu od jego sylwetki, upewniając się, że jego głowa nie obraca się w niepożądanym kierunku. Zaprzestaję ruchów, gdy mocno wycięte, koronkowe, białe figi są na poziomie moich kolan. Waham się, co jeśli miał je na sobie ktoś inny.
- Proszę pana..
Prostuję się i zasłaniam swoimi ciuchami, gdyby zechciał się odwrócić.
- Czy ta bielizna.. ona..
- Jest czysta May. Przyszła dzisiaj rano, nikt jej nie używał.
- W porządku.
Opuszczam kupkę materiału i ubieram bieliznę. Składa się tylko z dwóch części: majtek i stanika z tego samego materiału. Między piersiami zwisa mi pęk białych piórek, sięgających aż do pępka, są drażniące, ale przyszyto je na stałe. Przeczesuję swoje włosy i pozwalam im zakrywać większą część moich pleców oraz swobodnie spływać po ramionach.
- Już.
Mówię cicho i ssę w zdenerwowaniu dolną wargę. Jego prawy kącik ust unosi się kiedy stojąc na równych nogach, przewierca mnie wzrokiem. Wychodzi przed swoje biurko i przysiada na nim, zdejmując swoją marynarkę. Rozpina dwa górne guziki koszuli i podwija rękawy do łokci.
- Masz do dyspozycji tamten odtwarzacz, działa tylko jeden głośnik, ale to wystarczy.
Kieruję wzrok na urządzenie na jednej z półek. Huh.
- Nie trzeba.
Odpowiadam prawie bezgłośnie. Zamykam oczy i w głowie odtwarzam utwór idący za mną przez większość życia. Znam go tak dobrze, to on był powodem koszmarów i powodem podziwu. To z jego powodu nauczyłam się tańczyć i z jego udziałem dostałam tę pracę. Lubię i nienawidzę jednocześnie, zawdzięczam i obarczam winą jednocześnie, chyba dlatego ta melodia siedzi tak głęboko w moim pokaleczonym wnętrzu i zostanie tam na zawsze. Zaczynam kołysać biodrami i wprawiam całe swoje ciało w łagodne ruchy. Schylam się nisko, wypinając najlepiej jak umiem swoje pośladki. Rękoma zgarniam ciemne kosmyki z ramion i gładząc swoją skórę opuszkami palców, dłonie prowadzę aż ud. Włosami zamiatam podłogę przed sobą, nie przestając się kołysać. Cicho nucę piosenkę i widzę przed sobą moją matkę. Robię dokładnie to co ona, jestem jak jej lustrzane odbicie. U niej pierwszy raz zobaczyłam na czym polega tego typu taniec. Prostuję się, a w moich uszach rozbrzmiewają okrzyki pijanych mężczyzn. Stali przed jej sceną i wiwatowali głośno, kiedy ciałem poruszała w rytm tych samych dźwięków. Tam pierwszy raz usłyszałam tą melodię. Stałam skulona w rogu ciemnego klubu, nie zauważona przez ochroniarzy. Jak mieli mnie dostrzec ? Tylnego wejścia nikt nie pilnował, a w środku gubiłam się w lawinie ciał. Nie umiałam nawet wrócić do domu, chciałam tylko do mamy. Wymknęłam się z mieszkania tuż po niej i goniłam za nią przez całą drogę. Wołałam ją, ale nie słyszała mnie, nie słyszała mojego płaczu, nie słyszała jak bardzo potrzebuję jej ramion. Patrzyłam na to, jak pełza po scenie na jej krawędzie, zdejmując po drodze górną część bielizny. Widziałam jaka jest naga i jak mężczyzna wpuszczony na scenę ją obmacuję. Wtedy myślałam, że robią jej krzywdę i przerażona wpadłam w histerię, teraz wiem, że ona sama tego chciała. Mrugam powiekami, spoglądając na pana Malika. Dłonie zaciska na brzegach mebla, a kłykcie mu pobielały. Usta lekko rozchyla, ale kiedy spoglądam przelotnie w jego oczy, posyła miły uśmiech. Palcami pociera swoją brodę, a na policzkach występuje delikatna czerwień, przykryta jednodniowym zarostem. Ponownie zamykam oczy i obracam się do niego plecami. Pupą zataczam zmysłowe kręgi, po czym unoszę włosy, odkrywając kark. Zimny powiew powietrza smaga moje łopatki i krzywię się, kiedy w głowie odtwarza się kolejne wspomnienie z tej samej nocy. Ojciec postanowił mnie ukarać, po tym jak wezwała go ochrona klubu. Jego wrzaski roznosiły się po całym pokoju, kiedy szarpał moje ramię, brutalnie mną potrząsając. Już wtedy mnie bolało, ale nie płakałam. Według niego łzy były oznaką totalnej słabości, czego nie tolerował. Słysząc szloch i widząc mokre policzki, w niego coś wstępowało. Bił wtedy bardzo mocno, twierdząc, że nauczy mnie przestać się mazgaić tak, jak nauczył go jego ojciec. Nigdy nie pozwalałam sobie na płacz w jego otoczeniu. Nigdy nie okazywałam przy nim słabości, ale tamtego wieczoru... on.. posunął się naprawdę daleko. Jego koledzy wyśmiali go, mówiąc, że nie umie upilnować małego dziecka. Przerwałam mu jego wieczorek pijacki. Był to jeden z nie wielu razy kiedy zbił mnie naprawdę mocno. Przed oczami widzę jego skórzany pasek, który wyciągnął ze szlufek brudnych jeansów. Zagryzam policzki, kiedy czuję tamten ból na plech. Pamiętam te karmazynowe pręgi, kiedy oglądałam się w lustrze, moja skóra, w niektórych miejscach była prawie porozcinana. Nie mogłam spać, ani się dotknąć, nawet zwykła koszulka wywoływała lawinę bólu. Otwieram oczy i cofam się, kiedy mam wrażenie, że właśnie on stoi przede mną. Obrazy z mojej głowy wydają się przybierać kształt rzeczywisty. Zaczynam wariować. Obracam się szybko i tracę równowagę, potykając o własne nogi. Wpadam w silne ramiona, które pojawiły się przede mną, ratując od upadku. Szybko oddycham, a moja klatka faluje.
- Wszystko w porządku May ? Wyglądasz jakbyś czegoś się przestraszyła.
Gardło mnie boli od powstrzymanych łez.
- May ?
Łapie mój policzek w swoją dłoń, gdy nie reaguje i unosi moją głowę, zmuszając tym samym do spojrzenie w jego oczy. Nieprzenikliwe ciemno-brązowe tęczówki świdrują moją twarz, odbierając mi oddech. Łączy nasze usta w jednej sekundzie, na pozwalając mi na żadne ruchy.
Całuje mnie zawsze, kiedy jestem w złym stanie....
__________________________________________________________________________________________________

 
W następnym rozdziale dowiecie się co nieco o tajemniczej blondi :D
Rozdział jest nie sprawdzony, więc ewentualne poprawki na niosę jutro.
Miłej nocy <3
 
/Loveyoursmile

czwartek, 24 lipca 2014

Nowy wygląd

Jak zauważyliście zmieniłam troszeczkę wygląd bloga... Proszę powiedzcie mi czy wam taki odpowiada, jeżeli coś jest źle, słabo widać, napiszcie i najwyżej wrócę do poprzedniego :)

/Loveyoursmile

wtorek, 22 lipca 2014

Rozdział 21

Zamykam za sobą drzwi i zmęczona przecieram oczy. Ledwo co stoję, a moje kroki są chwiejne kiedy idę do sypialni. Deski skrzypią mi pod nogami wywołując pulsujący ból głowy, ale ignoruję go. Pragnę tylko zanurzyć swoje ciało w pościeli i zamknąć oczy, dając sobie chwilę odpoczynku. Zamykam za sobą kolejne drzwi, tym razem sypialni i w ciemnościach zdejmuję obcasy. Podkurczam i prostuję palce, czując ból na całej powierzchni stup. Zsuwam gumkę z włosów, które musiałam ujarzmić w czasie pracy i rozmasowuję skórę u ich nasady.
- Kochanie.
Piszczę i cofam się w ciemnościach, na ślepo szukając włącznika światła. Pomieszczenie rozjaśnia się i wydaję jeszcze jeden pisk na widok Marcela.
- Czekałem na ciebie.
Wolnym krokiem zmierza ku mnie, a wzrok utrzymuje w ziemi.
- To dla ciebie.
Zza pleców wysuwa skromną wiązankę margaretek i mi ją wręcza. Ignoruję chęć odrzucenia ich i przygarniam je do piersi.
- Lubisz je prawda ? Pamiętałem.
Nie przepadam. Nie lubię ich. Milczę, a po chwili i ja spuszczam głowę.
- Chciałem cię przeprosić i ja.. ja chyba poszukam pracy.
Prycham w myślach na jego słowa i kiwam mu w zrozumieniu.
- Szybciej dzisiaj wróciłaś.
- Mam nową pracę. Nie jestem już dziwką.
- To dobrze. Gdzie pracujesz ?
- W barze, stoję za ladą i obsługuję klientów.
Nakładam nacisk na słowo "za ladą", ale on i tak prycha, a jego mina dokładnie zdradza jego myśli. W głowie niemal słyszę jego głos wrzeszczący na mnie.
- Pójdę spać, jestem zmęczona.
Widzę jak gryzie się w język kiedy gaszę światło. Mijam go i odkładam kwiaty na komodę, mało mnie obchodzi czy zwiędną. Układam się na łóżku i szczelnie oplatam kołdrą. Zamykam oczy, ale mimo tego nadal czuwam. Mija kilka chwil, jak miejsce za mną zostaje zajęte, a męska dłoń oplata mnie w pasie. Pościel jest moją jedyną ochroną, dlatego naciągam ją jeszcze bardziej i ściskam mocno w swoich pięściach.
- Kochasz mnie jeszcze May ?
Zaciskam szczękę i wypuszczam cicho nosem powietrze. Czuję jak się pochyla nad moim ciałem, co sprawia, że cała drętwieje. Jego usta dotykają moich, w krótkim pocałunku, wywołując falę obrzydzenie i niepokoju.
- Śpisz.
Jego ramie zacieśnia uścisk w moim pasie i przyciąga mnie do swojej piersi.
- Musisz mnie kochać.
W sen odpływam dopiero wtedy, kiedy upewniam się, że Marcel śpi.

***
Przestraszona uchylam ciężkie powieki, rozglądając się po pokoju. Jest wcześnie, widzę w brudnych oknach dopiero wschodzące słońce. Znowu to czuję, szlocham cicho i próbuję wymazać z pamięci obraz brudnych dłoni błądzących po moim ciele.
- Kochanie coś nie tak?
Czuję jak gumka moich majtek odchyla się pod pościelą na co zaczynam piszczeć. Wyskakuję z łóżka, a po moich policzkach zaczynają płynąć łzy, kiedy widzę nagiego Marcela. Zakrywam ręką usta, próbując uciszyć swój rosnący w sile płacz i mocniej przyciskam kołdrę do swojej piersi. To nie była moja wyobraźnia tylko rzeczywistość. Próbował mnie zgwałcić, kiedy spałam.
- May co się dzieje ?
Co się dzieje ? Wypuszczam z rąk kołdrę i obciągam swoją podciągniętą spódniczkę.
- Ty... chciałeś mnie zgwałcić.
Kwilę.
- Do cholery, nie maż się.
Wybiegam z sypialni nim Marcel zdąża wstać i opuszczam mieszkanie. Wchodzę na ostatnie piętro budynku i przysiadam na schodku, owijając się rękoma, by zapewnić sobie odrobinę ciepła. Muszę się uspokoić i na nowo poskładać w całość. Potrzebuję pomocy psychologów, wiem o tym, czuję to, ale zbyt bardzo zrazili mnie do siebie pierwszym razem, bym była wstania udać się do nich po pomoc jeszcze raz. Kiedy dopadają mnie myśli samobójcze, opieram głowę o ścianę obok i robię co mogę, by je powstrzymać. Tak długo jak będę wstanie powstrzymać się od skończenia z sobą, tak wiem, że będę wstanie próbować żyć z tym co się wydarzyło. Muszę tylko stąd uciec... uciec z tego miasta.

***
Zamykam za sobą drzwi i zmęczona przecieram oczy. Ledwo co stoję, a moje kroki są chwiejne kiedy idę do sypialni. Deski skrzypią mi pod nogami wywołując pulsujący ból głowy, ale ignoruję go. Pragnę tylko zanurzyć swoje ciało w pościeli i zamknąć oczy, dając sobie chwilę odpoczynku. Zamykam za sobą kolejne drzwi, tym razem sypialni i w ciemnościach zdejmuję obcasy. Podkurczam i prostuję palce, czując ból na całej powierzchni stup. Zsuwam gumkę z włosów, które musiałam ujarzmić w czasie pracy i rozmasowuję skórę u ich nasady.
- Kochanie.
Piszczę i cofam się w ciemnościach, na ślepo szukając włącznika światła. Pomieszczenie rozjaśnia się i wydaję jeszcze jeden pisk na widok Marcela.
- Czekałem na ciebie.
Wolnym krokiem zmierza ku mnie, a wzrok utrzymuje w ziemi.
- To dla ciebie.
Zza pleców wysuwa skromną wiązankę margaretek i mi ją wręcza. Ignoruję chęć odrzucenia ich i przygarniam je do piersi.
- Lubisz je prawda ? Pamiętałem.
Nie przepadam. Nie lubię ich. Milczę, a po chwili i ja spuszczam głowę.
- Chciałem cię przeprosić i ja.. ja chyba poszukam pracy.
Prycham w myślach na jego słowa i kiwam mu w zrozumieniu.
- Szybciej dzisiaj wróciłaś.
- Mam nową pracę. Nie jestem już dziwką.
- To dobrze. Gdzie pracujesz ?
- W barze, stoję za ladą i obsługuję klientów.
Nakładam nacisk na słowo "za ladą", ale on i tak prycha, a jego mina dokładnie zdradza jego myśli. W głowie niemal słyszę jego głos wrzeszczący na mnie.
- Pójdę spać, jestem zmęczona.
Widzę jak gryzie się w język kiedy gaszę światło. Mijam go i odkładam kwiaty na komodę, mało mnie obchodzi czy zwiędną. Układam się na łóżku i szczelnie oplatam kołdrą. Zamykam oczy, ale mimo tego nadal czuwam. Mija kilka chwil, jak miejsce za mną zostaje zajęte, a męska dłoń oplata mnie w pasie. Pościel jest moją jedyną ochroną, dlatego naciągam ją jeszcze bardziej i ściskam mocno w swoich pięściach.
- Kochasz mnie jeszcze May ?
Zaciskam szczękę i wypuszczam cicho nosem powietrze. Czuję jak się pochyla nad moim ciałem, co sprawia, że cała drętwieje. Jego usta dotykają moich, w krótkim pocałunku, wywołując falę obrzydzenie i niepokoju.
- Śpisz.
Jego ramie zacieśnia uścisk w moim pasie i przyciąga mnie do swojej piersi.
- Musisz mnie kochać.
W sen odpływam dopiero wtedy, kiedy upewniam się, że Marcel śpi.

***
Przestraszona uchylam ciężkie powieki, rozglądając się po pokoju. Jest wcześnie, widzę w brudnych oknach dopiero wschodzące słońce. Znowu to czuję, szlocham cicho i próbuję wymazać z pamięci obraz brudnych dłoni błądzących po moim ciele.
- Kochanie coś nie tak?
Czuję jak gumka moich majtek odchyla się pod pościelą na co zaczynam piszczeć. Wyskakuję z łóżka, a po moich policzkach zaczynają płynąć łzy, kiedy widzę nagiego Marcela. Zakrywam ręką usta, próbując uciszyć swój rosnący w sile płacz i mocniej przyciskam kołdrę do swojej piersi. To nie była moja wyobraźnia tylko rzeczywistość. Próbował mnie zgwałcić, kiedy spałam.
- May co się dzieje ?
Co się dzieje ? Wypuszczam z rąk kołdrę i obciągam swoją podciągniętą spódniczkę.
- Ty... chciałeś mnie zgwałcić.
Kwilę.
- Do cholery, nie maż się.
Wybiegam z sypialni nim Marcel zdąża wstać i opuszczam mieszkanie. Wchodzę na ostatnie piętro budynku i przysiadam na schodku, owijając się rękoma, by zapewnić sobie odrobinę ciepła. Muszę się uspokoić i na nowo poskładać w całość. Potrzebuję pomocy psychologów, wiem o tym, czuję to, ale zbyt bardzo zrazili mnie do siebie pierwszym razem, bym była wstania udać się do nich po pomoc jeszcze raz. Kiedy dopadają mnie myśli samobójcze, opieram głowę o ścianę obok i robię co mogę, by je powstrzymać. Tak długo jak będę wstanie powstrzymać się od skończenia z sobą, tak wiem, że będę wstanie próbować żyć z tym co się wydarzyło. Muszę tylko stąd uciec... uciec z tego miasta.

***
Moja zmiana kończy się dzisiaj kilka minut po dwudziestej pierwszej i kiedy wychodzę z budynku nie jest jeszcze tak całkiem ciemno. Równym krokiem przemierzam chodnik, zastanawiając się czy powinnam wracać do mieszkania. Gdy po kilku godzinach zdecydowałam się zejść na swoje piętro, po Marcelu nie było śladu. Jednak to, że nie było go wtedy nie znaczy, że teraz tam na mnie nie czeka.
Błądzę jak ofiara po mieście, nie mogąc odważyć się wrócić do lokum. Zatrzymuję się przed jedną z ławek i przysiadam na niej, kiedy słup z ogłoszeniami przede mną jest tym, który mijam już trzeci raz. Wplątuje palce w swoje włosy i spuszczam głowę, ale ta chwila spokoju nie trwa nawet minutę. Po drugiej stronie rozpoczyna się bójka między dwoma mężczyznami, więc po prostu uciekam, nie chcąc być jej ofiarą. Mijam masę budynków, aż trafiam na spokojną okolicę i w skupieniu przemierzam długi parking. Czy chcę czy nie muszę tam wrócić. Odgłos zatrzaskiwanych drzwi, każe mi podnieść głowę, bo zdaje się, że nie jestem tu sama. Moje serce bije mocniej w strach przed kolejnym skrzywdzeniem. Uspokajam się odrobinę, kiedy rozpoznaję mężczyznę. Zanurzam dłoń w kieszeni upewniając się czy nadal znajdują się w niej pieniądze. Dzisiaj wypada koniec tygodnia, czyli każdy otrzymuje tygodniową wypłatę. Nawet ja ją dostałam, co prawda tylko jej połowę, ale jest to sprawiedliwe, bo nie mam za sobą całego tygodnia pracy. Przyśpieszam krok i zatrzymuję się za Zaynem. Nie wiem jak zacząć, więc zaczepiam dłonią jego rękę, gdy otwiera drzwi kierowcy. Natychmiast się od wraca, a jego surowa mina sprawia, że cofam się kilka kroków.
- May.
Jego rysy łagodnieją i uśmiecha się delikatnie.
- Ja.. ja nie...nie chciałam panu..
Gryzę się w język i nabieram powietrza.
- Uspokój się Mayer. Stało się coś ?
- Nie.
Kręcę głową i wyciągam z kieszeni kopertę.
- To dla pana.
Odbiera ją ode mnie i od razu otwiera.
- Pieniądze ?
Unosi brew i nie ukrywa zaskoczenia.
- Nie mam na razie więcej, ale oddam panu wszystko za prawnika i jedzenie, w najbliższym czasie.
- May, mówiłem ci, że żadnych pieniędzy nie przyjmę. To jest twoja wypłata, więc tym bardziej.
Pokazuje nadruk z nazwą baru i próbuje wręczyć mi papier z powrotem.
Odsuwam się na co on wzdycha groźnie.
- Tak bardzo ci zależy na tym, by mi się odwdzięczyć ?
Zastanawiam się nad tym chwilę, ale przytakuję.
- W takim razie wsiadaj.
Obchodzi samochód i otwiera mi drzwi pasażera.
- Dalej May, zaufaj mi.
Stoję dalej w miejscu, jednak po zapewnieniu, że nic mi się nie stanie, wsiadam.
Wszystko jest lepsze od wracania do Marcela...
_______________________________________________________________________________________________

 
I jest.. wczoraj długo zastanawiałam się nad tym opowiadaniem i doszłam do wniosku, że jest ono strasznie nudne.
Dlatego już w najbliższym czasie, dojdziemy do punktu, gdzie wszystko się rozkręca.
Poznacie trochę tajemnic Malika, a wierzcie ma ich całkiem sporo.
Wiem też, że rozdziały są krótkie, ale im bardziej staram się by był dłuższy, tym jest krótszy.
Przepraszam.
Spróbuję pisać je szybciej, by chociaż w ten sposób was zaspokoić.
I bardzo, bardzo dziękuję za wasze komentarze.
Kiedy wchodzę i widzę, że jest ich chociaż 9, naprawdę dostaję kopa i zaczynam pisać kolejny rozdział, by nie zawieść tych osób, które poświęcają swój cenny czas, naprawdę doceniam to co robicie.
 
/Loveyoursmile
 


niedziela, 20 lipca 2014

Rozdział 20

Przyuliczna restauracja, która z zewnątrz wcale nie zachwycała wyglądam, wewnątrz imponuje swoim urokiem. Wprawia w podziw. Właścicielka lub właściciel musi być wielkimi miłośnikiem natury. Wszystko skąpane w zieleni mogłoby się wydawać zbyt mdłe, jednak każdy kto tak myśli jest w błędzie. Zieleń jest żywa, rażąca energią, a ilość roślin przyprawiająca o zawroty głowy, wprowadza tu szeroką gamę innych kolorów. Nogi stolików wyrzeźbione zostały w pnie drzew, a blaty pomalowane w ich korony. Wyeksponowany został nawet środek sali, gdzie wybudowano basen na wzór krętej rzeki. Pół okrągły mostek łączący dwa brzegi porośnięty jest bluszczem, a między liście wplątane zostały lampki choinkowe.
- Zachwycające prawda ?
Spoglądam na Zayna i przytakuję. Ciężko jest mi powstrzymać się, by jeszcze raz nie zacząć wertować pomieszczenia od początku do końca. Zapach trawy i orchidei jest wyraźny i działa uspokajająco.
- Zamień gesty na słowa May. Co chciałabyś zjeść ?
Spuszczam wzrok na zalaminowaną kartę dań i wybieram najtańsze danie jakie mają. Zbyt wiele razy otrzymałam jego pomoc, za którą nigdy nie będę mogła się odpłacić. Wykorzystywanie go jest nie w porządku.
- Pozycja dwudziesta.. sałatkę.
Mężczyzna ściąga brwi, a jego wyraz twarzy na moment staje się surowy.
- Kiedy ostatnio cię widziałem, liczyłem twoje kości. Tylko ślepy nie zauważyłby, że jesteś wychudzona, taki posiłek jest nie poważny przy twoim stanie.
- Ja..
- Zamówię za ciebie i dopilnuję byś wszystko zjadła.
Wstaje z miejsca, zabierając ze sobą kartę i idzie na koniec sali do lady, gdzie stoi rudowłosa kelnerka. "Jest w nim więcej z człowieka, niż się spodziewałaś". Przytakuję podświadomości i skubię końce serwetki w kwieciste wzorki. Ludzie nie zawsze są tacy na jakich wyglądają. Ale osądy nie biorą się znikąd, czasem robimy to z ostrożności, a czasem po prostu.. po prostu kierujemy się krzywdą nam wyrządzoną.
- Nadal jesteś zadowolona z nowej pracy ?
Podnoszę gwałtownie głowę, zaskoczona obecnością Zayna.
- Tak, jestem.
- Cieszę się.
Uśmiecha się pogodnie, luzując siwy krawat. Wypadałoby coś powiedzieć. Zagryzam dolną wargę, ssąc ją nerwowo.
- Jak mija panu dzień ?
Moje policzki płoną, kiedy zdaje sobie sprawę z jak idiotycznym pytaniem wyskoczyłam. Mężczyzna podśmiewa się ze mnie i nawet nie stara się tego ukryć. Odwracam wzrok i przysięgam, że już nigdy na niego nie spojrzę.
- W porządku May, zaskakujesz mnie z każdą chwilą.
W jego niskim głosie słychać rozbawienie, co tylko sprawia, że czuję się jeszcze gorzej.
- Nie uciekaj ode mnie wzrokiem, naprawdę cieszę się z faktu, że zaczynasz mówić.
Odchrząkuję cicho i jako zajęcie znajduję sobie wpatrywanie się w płynącą wodę na środku sali. Nie spojrzę na niego.
***
- Proszę Pana ?
Malik skupia swoją całą uwagę na mnie, uśmiechając się lekko. Biorę głęboki oddech i wypowiadam słowa, które wypada powiedzieć
- Dziękuję za obiad i za wszystko.
Zamierzam zatrzasnąć drzwi samochodu, ale kiedy to robię cicho woła moje imię.
- Nie mów do mnie "pan". Nie jestem już twoim szefem. Możesz po prostu mówić Zayn.
- "Pan" jest w porządku.
Kiedy cisza się nasila, zamykam drzwi i wchodzę do mojego miejsca pracy. Obiad naprawdę bardzo się przeciągnął z powodu wydłużonego czasu czekanie na posiłki oraz mojego powolnego jedzenie. Zamierzałam nie fatygować Zayna odwożeniem mnie i sama się tu dowlec, jednak jak zwykle nie miałam tyle odwagi, by dłużej mu się przeciwstawiać.
Przeciągam przez głowę czarny materiał, wkładając na swoje ciuchy służbową koszulkę z logiem baru i staję za kasą, wykonując to co do mnie należy.

__________________________________________________________________________________
________________________________
(Zayn)
Dłońmi przecieram zmęczoną twarz, a odgłos mojego westchnięcia obija się o ściany biura. Światła miasta migoczą w ciemnej nocy, sprawiając, że moje oczy pieką i łzawią. Ściskam nasadę swojego nosa, przymykając na sekundy powieki. Kolejny raz podrzucam czarne pudełeczko do góry bijąc się z myślami. W kolejnym przypływie zdenerwowania okręcam się na obrotowym fotelu i z trzaskiem odstawiam je na biurko. Staję na nogi, pośpiesznie zgarniając z oparcia swoją marynarkę i idę do wyjście po drodze przechwytując swoją teczkę. Gaszę światła na całym piętrze i zjeżdżam windą na parter, skinieniem żegnając dyspozytora. Mój telefon rozdzwania się w mojej kieszeni kiedy wychodzę, na co klnę pod nosem. Nad dobrze znanym numerem widniej zdjęcie ślicznej blondynki, przez co moje serce się ściska. Tak kurwa nie dawno dowiedziałem się, że posiadam uczucia.
- Zayn Malik, słucham ?
- Cześć kochanie.
Czemu do chuja zacząłem tak formalnie rozmowę skoro wiedziałem, że to ona.
- Cześć.
- Ja... zrobiłam nam chińszczyznę i ona trochę tak jakby już wystygła. Kiedy będziesz, powinnam na ciebie czekać ?
- Zacznij beze mnie. Wyszedłem z biura i będę niedługo.
- Okeeej. Kocham cię.
Urządzenie informuje mnie o drugim połączeniu, więc nie odpowiadam tylko poświęcam swój czas, jakiemuś dupkowi, który po godzinach przypomniał sobie, że ma do mnie zasrany interes.
- Zayn Malik, słucham ?
Warczę groźnie i wrzucam swoją teczkę na tylne siedzenie, po czym sam zajmuję miejsce za kierownicą. Wkładam w ucho słuchawkę bluetooth, a telefon odkładam na stojak.
- Zayn stary, załatwiłem to o co prosiłeś. Wszystko jest ustawione. Kiedy wracasz z tego zasranego Londynu ?
- Wyrażaj się. Zostaję tu jeszcze miesiąc, jak plany się zmienią wrócę wcześniej.
- Musisz..
- Wiem co muszę. Kamile skontaktuje się z tobą jutro.
Rozłączam się i wyjeżdżam z parkingu.
Mijam swój apartamentowiec dwa razy, aż decyduję się skończyć jeżdżenie bez celu i po prostu tam wejść.
____________________________________________________________________________________________
 
 
Na jutro, ewentualnie pojutrze, napiszę rozdział 21, ponieważ ten jest bardzo krótki. 
 
/Loveyoursmile
 
 
 

wtorek, 15 lipca 2014

Rozdział 19

Kafelki są bardzo zimne i niewygodne. Miejsca łączenia płytek, wypełnione fugą odbiły się na moim policzku, tworząc nieprzyjemny widok. Włosy przetłuściły się, a oczy podkreślone są ciemnym kolorem, spowodowanym zmęczeniem. Nie umiem powiedzieć, która godzina i ile spałam. Jestem zamknięta w pomieszczeniu bez okna, jedynie żarówka jarząca się przy lustrze daje światło. Odgarniam niemal mokre kosmyki włosów do tyłu, a przed oczami staje mi obraz ojca. Jego włosy były do ramion i tak jak moje teraz, mocno przetłuszczone. Tamtego dnia ściskał moją rączkę w swojej dużej i spoconej. Robił to mocno, tak jakby bał się, że mu ucieknę. Nie miałam przecież dokąd. Rękawy jego marynarki były przykrótkie, a spodnie zbyt długie. Pamiętam jak długo się wtedy szykował, cała buteleczka taniej wody toaletowej została wylana na jego koszulę i cuchnęło nią wszędzie. Trzymał mnie mocno i stał dumnie jak paw, głowę wysoko unosił i właściwie nie wiem na co patrzył. Tamtego dnia nikt nie przyszedł, nie przyszła żadna osoba poza księdzem. Nikt nie pożegnał mojej mamusi. Teraz wiem dlaczego, wiem dlaczego nikt nigdy nie przychodził. Rozumiem jak złym człowiekiem był mój ojciec, jak bardzo wpływał na moją matkę, jak bardzo ją zepsuł. Rozumiem ich czynny i widzę jak wielką skazą się pokrywają. Pamiętam jak bardzo wtedy płakałam, żałuję łez. Żałuję, że jej żałowałam. Cofnęłabym wszystko o czym myślałam i mówiłam, po za jednym słowem kocham. Nienawidzę jej, ale to nie znaczy, że nie kocham. Kocham tak jak każdy, ale nienawidzę. Pamiętam i słyszę odgłosy odbijającego się piasku od drewnianej trumny, pamiętam ten dźwięk jak melodie słyszaną na żywo. Pamiętam co było po wszystkim. Pamiętam ból jaki mi zadał, pamiętam każdy cios wymierzony w mój brzuch. Pamiętam wszystko i jest to coś czego nie mogę wymazać z pamięci. To wszystko może jeszcze wrócić, przecież on żyje. Łza spływa po moim policzku, więc ścieram ją i gwałtownie zaczynam mrugać, by zatrzymać kolejne. Drżącą ręką odkręcam kurek z wodą w kabinie prysznicowej i szybko zaczynam pozbywać się ciuchów. Letnie kropelki odbijają się od skóry, a mokre włosy powoli zaczynają stanowić lekkie obciążenie. Widzę jak bardzo brudne są kiedy zmywam szampon, a moje usta opuszcza dobrze znany szloch. Nigdy tego nie chciałam, nie chciałam stawać się ulicznym łazarzem, nie chciałam się siebie wstydzić. Teraz tego dobijam.
Życie mną poniewiera...

***
Osuszam ręcznikiem włosy, stojąc boso w mojej sypialni. Naścienny zegarek pokazuje 5 minut przed czwartą w nocy. Wszędzie nadal jest ciemno i wszystko wypełnia się ciszą. Mimo niskiej temperatury kładę się owinięta jedynie ręcznikiem na łóżku i przykrywam kołdrą. Sen szybko mnie zabiera, nie dręcząc możliwością przyjścia Marcela czy też faktem, że rano może być ze mnie tylko bryła lodu.

***
Skacząc na jednej nodze wsuwam na stopy lekko zdarte czółenka, pierwsze i jedyne buty jakie mam na obcasie, są moje, ciężko na nie pracowałam i są przeznaczone tylko na specjalne okazje.  Poprawiam białą koszulkę wpuszczoną w spódnicę i przeczesuję nerwowo włosy. "Nie martw się, nie domyślą się, że masz na sobie te same buty i dolną część garderoby, co wczoraj". Nie pomagasz. Sięgam po tusz do rzęs i dziękuję, że jeszcze nie wysechł czy też skamieniał. Nakładam go szybko, co moment zerkając na zegarek. Kiedy wybija trzecia, opuszczam mieszkanie. Pan Malik czeka na mnie tak, jak powiedział. Wychodzi z pojazdu, kiedy pojawiam się w zasięgu jego wzroku, czym zbija mnie trochę z pantałyku. Nie potrzebuję odźwiernego.
- Dzień Dobry Mayer.
Kiwam mu na powitanie, zatrzymując się w bezpiecznej odległości. Czuję jego przewiercający wzrok na sobie.
- Widzę, że polubiłaś tą spódniczkę.
Rumienię się na jego słowa i jest to czysty wstyd. Nie polubiłam jej, po prostu to jedyna elegancka rzecz z dolnej części garderoby, jaką mam. Nie powiem mu tego jednak.
- Możemy jechać ?
Kiwam mu w odpowiedzi i zmierzam w kierunku otwieranych drzwi. W momencie, w którym wygodnie siedzę, jego palce zahaczają moją dłoń.
-Musisz mówić May, ściany też nic nie mówią.
Marszczę na niego czoło i próbuję zrozumieć co ma na myśli.
Wsiada za kierownicę i przekręca kluczyk, gwałtownie ruszając. Nie odzywa się do mnie słowem przez większą część drogi. Wzrok skupia gdzieś przed sobą, a jego kości policzkowe są bardziej wyraźne, niż zazwyczaj. Cisza wypełnia całą przestrzeń i słychać jak koła samochodu wytwarzające podmuch rozrzucają żwirek.
- P.proszę pana ?
Zwraca na mnie uwagę, ale zaraz potem wraca wzrokiem na drogę.
- Co ja tam mam m.mówić ?
Z całych sił próbuję zatrzymać drżenie głosu, naprawdę jest to denerwujące.
- Jeżeli zadadzą ci pytanie odpowiesz na nie. Nic więcej.
Kieruję spojrzenie na boczną szybę, zalewając się nerwami. Co jeżeli nie będę umiała udzielić odpowiedzi ? Skręca mi kiszki ze stresu, a brzuch zaczyna boleć. Wzdycham ciężko i zamykam oczy. To nie ma prawa pójść dobrze.
- May uspokój się, trzęsiesz się.
Zayn łapie mnie za nadgarstek i orientuję się, że stoimy na jakimś parkingu.
- Będę cały czas obok, jeżeli będzie potrzeba, podpowiem ci.
Kciukiem kreśli kółka na mojej dłoni i coś w tym ruchu jest co mnie uspokaja.
- Oczy cię zdradzają, widzę, że się boisz, ale musisz mi ufać. W porządku ?
- W porządku.
Kąciki jego ust podnoszą się.
- Jakiś postęp May, słowo, zamiast kiwnięcia.
Puszcza mi oczko, co jest naprawdę dziwne i wysiada. Czyli jesteśmy na miejscu? Nogi nie chcą ze mną współpracować, kiedy i ja wysiadam, podążając za Malikiem. Jak żałosna jestem, że nigdy nie umiem postawić na swoim...
Obrotowe drzwi zatrzymują się, kiedy mężczyzna przed nami dotyka ich przeszklonej ściany. Tkwimy w nich w ciszy, aż na nowo ruszają. Lobby budynku w całości pokrywa się marmurem i kurwa nigdy nie byłam w taki miejscu.
- Do wind.
Dłoń Zayn opada na miejsce w dole mojego kręgosłupa, wysyłając dreszcze. Naciskiem kieruje mnie w właściwym kierunku. Urządzenie otwiera się przed nami i wychodzi z nich dwóch biznesmenów w garniturach, witając się z moim... moim szefem. Panel po kolei wyświetla piętra, aż wjeżdżamy na jaki mi się wydaje ostatnie.
- Ufaj mi May.
Pociera moje miejsce między łopatkami i drzwi się rozsuwają. Ściągam brwi w konsternacji i chcę zapytać co ma dokładnie na myśli.
- Witaj Zayn, panią też miło widzieć.
Ten sam mężczyzna co wczoraj sięga po moja dłoń i całuje jej wierzch. Nie reaguję już tak gwałtownie na jego prosty gest, może dlatego, że jestem zbyt zaaferowana następstwami.
- Wszyscy już są w sali konferencji, dołączę do was za 5 minut.
Wymija nas i znika za rogiem długiego korytarza.
- Sala jest na przeciw.
Informuje mnie Zayn i idzie pierwszy.

***
- Panno Mayer, jak rozwijają się wasze udziały w PortMont ?
W czym ? Co ?
- Dobrze..
Ignoruję fakt, że moja odpowiedź zabrzmiała jak pytanie i kulę się na swoją drogą bardzo wygodnym krześle. Spinam się jeszcze bardziej, pod uważnym wzrokiem 3 kontrahentów, czy on nie miał być jeden? Widzę jak Zayn siedzący obok podśmiewa się ze mnie i czuję wpływające ciepło na moje policzki.
- Do rzeczy panowie, wiem, że wasz stan finansowy jest ciężki, dlatego mam propozycję. Chciałbym wykupić na własność część waszych budynków w Ameryce.
Mężczyźni na przeciw prostują się wyraźnie spięci, a po ich minach nie widać nic dobrego.
- Jakich dokładni budynków ?
- Należących do sieci hoteli "Vegas". Brukowce nieustannie piszą o skandalicznych warunkach, jakie tam panuję. Ze swoich źródeł dowidziałem się, że dostaliście z sanepidu nakaz zamknięcia hotelu w stanie Gorgia.
- To prawda, ale z czasem te hotele mogą się jeszcze podnieść i stanąć na szczycie.
- Nie z pustym kontem. Tu nie chodzi o podniesienie statutu jednego budynku, ich jest 30. Jestem wstanie nadać nowe życie kilku z nich.
- Przykro mi, ale..
- Pan Malik ma rację.
Wcinam się w rozmowę zaskakując nie tylko ich, ale też siebie.
- Nie można złapać równowagi bez oparcia. Ludzi uciekają od nędzy, prasa odstrasza wam klientów, tracicie ich każdego dnia i będziecie tracić dalej. Potrzebujecie nowego startu, jeszcze za nim całkowicie upadniecie na samo dno.
Tak jak ja upadłam.
- Mój szef nie chce wykupić wszystkich budynków tylko ich część, będziecie z tego mieli pieniądze na sfinansowanie pozostałych, a nowo zakupione obiekty zostaną odnowione do użytku.
Mimo iż mój głos jest spokojny, cała się trzęsę.
- Gdzie dokładnie chciałby pan te budynki wykupić ?
- W stanie Gorgia, w Saint Paul stanie Minnesota, w Miami i w Nowym Jorku.
Mężczyźni wymieniają między sobą ukradkowe spojrzenia, kiwając do siebie głowami.
- Potrzebny jest czas. Musimy to wszystko przemyśleć, nic od razu. Proponuję byśmy spotkali się w przyszłym tygodniu. Prosiłbym, aby wysłał pan do mojego biura maila z proponowanymi kosztami, rozważymy ofertę.
Zayn zgadza się z nimi i wyciąga w ich kierunku dłoń, wstając z miejsca.

***
- Chodź za mną, proszę.
Pan Malik zmienia kierunek, mijając windy, a otwierając drzwi zaraz obok.
- Schody są dosyć strome, uważaj.
Przyjmuję jego ostrzeżenie i zaczynam pokonywać stopnie. U szczytu otwiera kolejne drzwi i pozwala iść pierwszej. Chłodne powietrze od razu obejmuje mnie w swoje ramiona, a wiatr rozrzuca włosy.
- Potrzebuję chwili spokoju.
Informuje mnie i odchodzi w głąb dachu. Nie wiem co mam robić, chyba nie powinnam za nim iść... Dłońmi przeczesuję poburzone włosy i odgarniam pojedyncze kosmyki z oczu. Stawiam niepewne kroki, zmierzając na krawędź dachu. Chcę tylko zobaczyć jak wygląda wszystko z góry. Zatrzymuję się na skraju budynku i wychylam do przodu. Zachwyt zabiera na chwilę mój cenny oddech i zaprzestaję wykonywać ruchy.
- Ostrożnie May.
Szybko zostaję odciągnięta na środek dachu i czuję się jak dziecko, które zrobiło coś złego.
- Przepraszam.
Mówię cicho i odwracam się, bo jego spojrzenie jest zbyt intensywne.
- Nie odwracaj ode mnie oczu.
Mówi łagodnie, jego dłonie łapią moje nadgarstki i delikatnie mnie obraca. Zaciskam oczy odruchowo, jakby zaraz miał sprawić mi największy ból.
- Nie bój się May.
Czuję jak opuszki jego palców przesuwają się po moim policzku.
- Zaufaj mi.
Ciepło rozpływa się po moich ustach, ale tym razem nie jest tak samo, jak wcześniej. Nie czuję niczego miłego i naprawdę chcę przestać czuć jego dotyk.
- Pozwól mi zobaczyć te piękne oczy.
Moje serce pęka na jego słowa i zaczynam szlochać w jego usta. Komplementy mają zbyt silne znaczenie, które nigdy nie będzie mogło odnieść się do mnie. Jak dziwka i biedaczka może mieć w sobie coś pięknego ?
- Proszę mnie puścić.
Zanoszę się jeszcze większym płaczem, kiedy mnie przytula. Nie wiem czy płaczę z powodu psychicznego bólu, czy może ze świadomości, że nigdy nie będę wstanie zaznać dobrego życia, ze świadomości, że nie zasługuję na być dobrze traktowaną.
- Nie skrzywdzę cię, wiem, że o tym wiesz, musisz tylko chcieć w to uwierzyć.
Płynnie przeczesuje moje włosy i sprawia tym, że mój płacz odchodzi. Wycieram ze swoich policzków łzy i napotykam jego oczy. Zarost oprusza delikatnie jego policzki i brodę, musiał się golić. Czuję wpływającą czerwień na moje policzki, spowodowaną nie odpowiednimi myślami.
- Powinienem ci podziękować. Uratowałeś sytuację Mayer, przekonałaś ich i musze się przyznać, że byłem zaskoczony.
Ja też.
- Nie tym, że ich przekonałaś, raczej faktem, że zaczęłaś składać zdania. Nie mówisz za wiele.
Nie wiem co powiedzieć, więc decyduję się na kiwnięcie.
- Jesteś głodna ?
- Nie.
Jak cholera !
- Nie lubię, kiedy ludzie kłamią. Pójdziemy na obiad.
Jego telefon zaczyna dzwonić i przeklina cicho pod nosem. Przeprasza i odchodzi kilka kroków, ale i tak słyszę jednostronną rozmowę.
- Wezmę w tym udział... Scoot siedzisz w tym kupę czasu, wiem, że mnie nie zawiedziesz... śmierć albo życie...
Zalewają mnie zimne poty kiedy mówi ostatnie słowa, więc odchodzę jak najdalej, nie chcąc zagłębiać się w jego sprawy...
_____________________________________________________________________________________________________________________________

 
Cholernie dziękuję za wasze komentarze i jeszcze raz przepraszam za opóźnienie, po prostu w tygodniu miałam naprawdę dużo, zaczynając od chrzcin kończąc na weselu i urodzinach młodszej siostry i chyba złapała mnie choroba.
Nadrobię to w tym tygodniu.
Bardzo was przepraszam.
 
/Loveyoursmile
 


sobota, 5 lipca 2014

Rozdział 18

Jego wargi są rozgrzane i mokre od pocałunku. Ponownie złącza je z moimi, dając zaczerpnąć im ciepła. To co odgrywa się w moim wnętrzu ciężko określić słowami. W moim wnętrzu, w moim umyśle jest coś co odpycha mnie od niego, wywołuje strach, ale ciało i wszystkie narządy jakby otoczyły się grubym murem, nie dopuszczając do siebie nic. Jakby uwolniły się na krótką chwilę od demonów. Czuję to ciepło, co czują wszyscy, nie jest przyjemne, ale je czuję, rozsiewa się po moim ciele jak zaraza.
- Czuję twoje rzęsy na swoich policzkach.
Zayn chichocze w moje usta i przysięgam, że nigdy nie słyszałam tak czystego i przyjemnego dźwięku. Przestrzeń między nami zwiększa się i mam wrażenie, że wszystko wraca. Jego spojrzenie jak wcześniej zaczyna mnie onieśmielać, a mój przyjaciel strach tuli mnie w swoich ramionach. "Wiesz co właśnie zrobiłaś?". To nie powinno mieć miejsca. "Ale to zrobiłaś, zatraciłaś się, uwolniłaś się od demonów".
- May... proszę nie zaczynaj płakać.
Pan Malik skutecznie przerywa moją konwersacje z podświadomością, sprowadzając tym samym na ziemię. Mrugam szybko powiekami, kiedy zdaje sobie sprawę, że jedyne co widzę to mgła i nicość. Zbliża się, a ja cofam. To działa jak jakiś pieprzony automat.
- Zayn !
Pierwszy raz słyszę jego imię, w dodatku ozdobione jest męskim tembrem.
- Dzień dobry.
Cofam się gwałtownie wystraszona nowym mężczyzną. Kiwam mu głową i jestem świadoma, że jest to mało profesjonalne z mojej strony.
- Kim jest ta pani ?
Były szef spogląda na mnie i widzę przez chwilę niepewność czyhającą w jego oczach.
- Moja asystentka.
Przez sekundę słyszę w jego głosie wahanie. Otwieram usta, by zaprzeczyć, ale zatrzymuje mnie jednym spojrzeniem gniewnych oczu.
- Jesteś pewny ?
Mężczyzna unosi brwi i wbija we mnie swój wzrok.
- Zawsze jestem pewny, powinieneś się tego nauczyć.
- W porządku, jesteś zbyt sztywny i profesjonalny, by dopuszczać się tych rzeczy. Pamiętasz, że moja sekretarka umówiła cię z moim partnerem handlowym na jutro, prawda ?
- Pamiętam.
- Będę obecny przy spotkaniu, przyjdź ze swoją nową pracownicą, potrzebny będzie ci ktoś do pomocy. I jeszcze jedno... nie spieprz tego, nadstawiłeś za mnie tyłek, a ja ci się odwdzięczam tak, jak chciałeś.
- Z nas dwóch ty jesteś tym co umie spieprzyć.
- Ktoś musi. Mam zaraz spotkanie, do zobaczenia jutro.
Mężczyzna chwyta moją dłoń, a ja piszczę w strachu.
- Spokojnie.. nie mam złych zamiarów.
Śmieje się i składa na niej pocałunek, oficjalnie się kłaniając. Puszcza mnie na czas i mam nadzieję, że nie widzi tego jak drżę.
- Mówię poważnie Zayn, weź ją ze sobą.
Kiwa w moją stronę, po czym obaj wymieniają uścisk dłoni. Mężczyzna odchodzi, a do mnie dociera co mówił. Miał na myśli mnie.... Przełykam ślinę i patrzę na Zayna.
- Oddychaj Mayer, nic złego się nie stanie.
Otwiera przede mną drzwi i każe wsiąść. Cisza jaka zapada po tym jak i on wsiada jest zła. Zła, ponieważ nawet jeżeli robię wszystko, nie mogę zagłuszyć swoich myśli.
W momencie, w którym samochód się zatrzymuję, szepcze ciche dziękuję i zamierzam uciec. Malika zatrzymuje mnie jednak mocnym uściskiem w nadgarstku.
- Musisz się jutro ze mną stawić na spotkaniu.
Kręcę głową w przypływie paniki.
- Zapłacę ci tylko musisz tam ze mną pojechać.
Ponownie się sprzeciwiam, a rysy jego twarzy ostrzeją.
- Jeżeli będę musiał cię zmusić, chociażby siłą, zrobię to.
Głos ma niski i pobrzmiewa w nim coś strasznego.
- Przyjadę punkt 15, jutro wytłumaczę ci co masz robić. Żadnych sztuczek Mayer.
Kiwam jak posłuszny piesek, zbyt zastraszona, by odważyć się na słowa.
- Dobranoc May.
Puszcza mój nadgarstek, a kiedy zauważa na nim czerwony ślad, przeprasza. Jak najszybciej zabieram rękę, przyciągając ją do swojej klatki i pocieram bolące miejsce. Jego spojrzenie
łagodnieje.
- Dobranoc.
Odpowiadam. Wyskakuję z samochodu i trzaskam drzwiami mocniej niż zamierzałam.
Droga klatką schodową jest ciężka, żarówka na jednej ze ścian zaczyna się przepalać, przez co mruga, niczym wyjęta z horroru. Otwieram drzwi do swojego mieszkania i po cichu wchodzę. Na palcach przemierzam korytarz, aż droga zostaje mi zablokowana. Przełykam ślinę i powoli podnoszę głowę.
- Co ty kurwa sobie wyobrażasz ?!
Momentalnie się kulę na ostry ton i jego uniesioną dłoń.
- To, że pracujesz w burdelu wiedzą wszyscy, ale do chuja nie musisz przywozić swoich klientów pod nasze mieszkanie !!! Powiedz jak było ? Jak jest za każdym z tych razów kiedy zachowujesz się jak mała dziwka i pozwalasz, by cię pieprzyli ?! Może ja też spróbuję co ?!
Pcha mnie na ścianę i podchodzi blisko.
- Ile bierzesz za noc ?! Funta czy może 50 pensów ?!
Wrzeszczy, a odór alkoholu dominuje jego oddech.
- Spróbujmy, przecież ty lubisz czuć się brudna !
Wazon rozbija się obok mnie, a jego kawałki rozpryskują się na jeszcze mniejsze w kontakcie z ziemią. Płaczę głośno, kiedy próbuje mnie uderzyć.
- Czego płaczesz ? Dziwki nie płaczą !
Ciągnie mnie za płaszcz, bardziej rozrywając dziurę na łokciu. Wyrywam się z niego, zostawiając odzienie w jego rękach i uciekam. Łazienka, której drzwi posiadają zamek jest jedynym schronieniem.
Miejscem, w którym spędzę noc...
 __________________________________________________________________

 
Rozdział baaaaardzo krótki,
ale następny będzie dłuuugi więc mam nadzieję, że wynagrodzi wam ten.
Dziękuję wam za wszystkie komentarze pod ostatnim postem i pod poprzednim też, za czas który na to poświęcacie i wysiłek. Dziękuję też za prawie
18 000 wyświetleń !!!
Zakładając bloga marzyłam tylko o 1 000, a to co wy mi dajecie... nie umiem wyrazić moje wdzięczności.
Następny rozdział będzie w tygodniu, ponieważ wyjeżdżam dzisiaj na trzy dni.
 
Wyjaśniając wam sprawę z pudełeczkiem to tak Zayn jest zaręczony, ale wkrótce dowiecie się więcej.
 
/Loveyoursmile
 
 




wtorek, 1 lipca 2014

Rozdział 17

Zaczynam odchodzić do następnego klienta, ale jego dłoń zaciska moje ramię, zatrzymując w miejscu.
- Poczekaj May..
Sięga dłonią do swojej marynarki, macając materiał. W widoczny sposób czegoś szuka.
- Za brandy.
Podaje mi banknot, na którym nominał jest wyższy niż powinien.
- Za dużo pan...
- Dla ciebie. Wiem, że potrzebujesz... jestem człowiekiem May.
Jednym przechyleniem wypija wszystko nawet się nie krzywiąc i schodzi ze stołka.
- Widzimy się wkrótce panno Mayer.
Uśmiecha się lekko, zaciskając dłoń na rączce skórzanej teczki, po czym niknie w przyciemnionym świetle klubu. Łapię się za miejsce, w którym jego dłoń zetknęła się z moją skórą, czując ciepło. Nieprzyjemne ciepło. Wzdycham we frustracji, nawet na tak drobny gest nie mogę zareagować normalnie. Zaczesuję włosy do tyłu i podchodzę do kelnerki w celu pomocy jej przy wyjątkowo dużym zamówieniu. Atmosfera panująca w lokalu jest spokojna. Właściwie miejsce wiele wyglądem przypomina klub do którego zabrał mnie były szef. Głownie klientami są mężczyźni w idealnie dobranych garniturach, rozsiadający się w fotelach i chowający w mroku. Ich stoliki zapełnione są plikami białych kartek, a w dłoniach mocno ściskają szkło z klasyczną whisky. Zdarza się, że niektórzy odbywają tu rozmowy ze swoimi kontrahentami, nie ciężko jest usłyszeć formalne słowa wypadające z ich ust, albo dostrzec podpisywane arkusze. Nawet teraz stojąc tu słyszę jak panowie na lewo zbyt głośno rozważają kosztorys innej firmy. Widać wcześniej zbyt słabo przyjrzałam się temu miejscu. Teraz potrafię dostrzec zbyt duży przepych. Co ja robię w takim miejscu ? W miejscu dla ludzi wysokiej klasy ?
- Ej panienko butelkę 0,7 Chase poproszę !
Ale nawet w takich miejsca trafiają się uliczni pijacy.
- Mam powtórzyć ?
Prawie krzyczy pochylając się nad blatem. Przerażenie zalewa moje ciało, ale kręcę natychmiastowo głową.
- To rusz się.
Odpycha się od lady i niemal przewraca, tracąc równowagę.
- Ja się nim zajmę. Nie bój się, mamy tutaj ochronę.
Kelnerka której pomagałam, szepcze do mnie cicho i wymija, obsługując pijanego mężczyznę za mnie. Próbuję odejść i zająć się czymś innym, ale słyszę jego zbyt głośne słowa. Serce mi się ściska, kiedy nazywa mnie dziwką i domaga się mojej obsługi. Narządy zawiązują mi się w jeden supełek, czekając co będzie dalej. Jak się okazuje, jego następne słowa są wykrzykiwane, a uwaga wszystkich jest skupiona na nim. Ochrona zmuszona jest go wyprowadzić, przepraszając wszystkich za zamieszanie, a podświadomość podpowiada mi, że to jeszcze nie koniec....

*** (3 dni później, dzień rozprawy)
Przeczesuję swoje włosy w nerwowym geście, stając przed zachlapanym lustrem. Wyjmuję i od nowa wkładam białą koszulę w ołówkową spódniczkę, próbując sprawić bym wyglądała mniej żałośnie jak wciągu kilku ostatnich godzin. Podążam do swojej sypialni szukając jakiejś biżuterii, ale jedyne co posiadam to tandetne bransoletki i z czarniały srebrny pierścionek mamy. Wszystko wylatuje mi z rąk, kiedy po mieszkaniu rozchodzi się pukanie do drzwi. Serce staje, a płuca nie przyjmują powietrza. W krótkiej chwili, jaką jest podejście do drzwi, próbuję wymyślić kim ten ktoś może być, ale nie potrafię. Dłoń mi się trzęsie kiedy naciskam klamkę, otwierając prostokąt, który nawet nie posiada zamka. Czuję jak odpływają z mojej twarzy kolory, kiedy widzę wysoką posturę mężczyzny.
- Dzień dobry Mayer.
Otwieram usta by odpowiedzieć, ale żadne dźwięki ich nie opuszczają, więc kiwam głową.
- Jesteś gotowa ?
- J.jak mnie pan znalazł ?
- Domofon nie działa, ale znalazłem na nim twoje nazwisko i numer mieszkania. Nie posiadam twojego numer, więc nie miałem jak zawiadomić cię o przyjeździe.
Próbuję się zebrać i ruszyć z miejsca, zrobić cokolwiek, ale nie mogę, kiedy w drzwiach stoi były szef.
- May mamy mało czasu.
Kiwam głową i z komody obok biorę płaszcz. Moje ruchy są mechaniczne. Zakładam odzienie na siebie, dostrzegając dziurę na łokciu, którą powinnam zaszyć. Spoglądam na niego będąc dalej w osłupieniu, a on odsuwa się robiąc mi przejście. Sprawdzam zawartość kieszeni, upewniając się, że mam dowód i zatrzaskuję za sobą drzwi.
- Nie zamykasz ?
Kręcę głową, kiedy z nie wiadomych powodów do oczu napływają mi łzy.
- Zamek.. on jest wyłamany.
Zaczynam szybko schodzić po schodach , pragnąc znaleźć się na zewnątrz.
Zayn kieruje mnie do jego samochodu, zaparkowanego tuż pod wejściem. Od razu zapinam pasy, po tym jak wsiadam i wzrok wbijam w boczną szybę. Nie rozumiem swoje reakcji na to wszystko. Silnik wydaje warknięcie i milknie, ruszając z miejsca.
Jestem wdzięczna mężczyźnie, że nie próbuję nawiązywać żadnej rozmowy, aż po same drzwi sądu...

***
Uczucie radości rozlewa się po moim ciele w momencie, w którym padają słowa sędziego uznając oskarżonego za winnego. Odruchowo spoglądam na Zayna i widzę, że jego twarz rozpromienia uśmiech. Jakiś dziwny spokój zalewa moje ciało, kojąc częściowo dotychczasowe nerwy i lęki. Można powiedzieć, że czuję jakby ktoś zabrał połowę ciężaru z moich rąk i teraz pomaga go nieść...

***
- Dziękuję.
Kieruję wzrok na pana Malika, uważając by nie potknąć się przy przemierzaniu drogi do samochodu. Widzę jego zdezorientowane spojrzenie, więc kontynuuję
- Za to wszystko, za sąd.. gdyby nie pan.. on mógłby znowu..
Dochodzimy do samochodu, a łzy zaczynają spływać po moich policzkach, kiedy uświadamiam sobie jak wiele zawdzięczam panu Malikowi i co mogłoby się stać. Właściwie to on był tym, który uwolnił mnie od części ciężaru. Dzięki niemu mój podwójny gwałciciel został skazany.
- Oddam panu wszystkie pieniądze za...
Szloch wyrywa się z moich ust, przerywając mi mówienie.
- Mayer nie płacz.
Szybko zbliża się do mnie, na co ja się cofam.
- Nie przyjmę żadnych twoich pieniędzy, pomogłem, bo uważałem to za słuszne. Jest to już za tobą, więc spróbuj o tym zapomnieć.
Kiwam głową w zgodzie i nie wiem co odpowiedzieć, więc obracam się plecami do niego. Jego wzrok jest zbyt onieśmielający. Próbuję otworzyć sobie drzwi pasażera, jednak mężczyzna ciągnie mnie za ramię i odwraca do siebie. Jego wargi boleśnie wbijają się w moje, zaczynając zacięcie całować. Piszczę w szoku i próbuję go odepchnąć. Czuję jak wszystkie złe rzeczy uśpione we mnie zaczynają się pobudzać. Łzy boleśnie kują mnie w oczy, a ciało zaczyna się trząść. Popadam w histerię, z całych sił bijąc go w pierś.
- May.. May nie walcz ze mną.
Przytrzymuję mnie, bardziej przyciskając do siebie. Jest zbyt silny.
- Nie zrobię ci krzywdy. Uspokój się.
Na nowo złącza nasze wargi w bolesnym pocałunku. Moja talia w całości opleciona jest jego ręką, a ciało przyciśnięte do niego. Pcha nas do przodu, przez co moje plecy spotykają się z karoserią samochodu. Szlocham w jego usta, prosząc aby przestał. Przestaję się wyrywać, kiedy na mnie warczy. Jego ruchy stopniowo łagodnieją. Pocałunek przeradza się w delikatne muskanie, a moje usta przyjmują to.
Moje ciało jak i psychika przyjmuj jego ruchy...
________________________________________________________________________________

Jest bardzo krótki i chyba jeden z najgorszych rozdziałów jakie napisałam.
Przepraszam, po prostu nie mogłam się na niczym skupić.
 
/Loveyoursmile