niedziela, 21 czerwca 2015

Na koniec..

Pewnie niektórzy nie lubią czytać takich postów, z uwagi na nich nie będę się rozpisywać, a przynajmniej postaram się tego nie robić. Obiecuję.

A zatem:

1. Nie będzie drugiej części "Promise ?", przynajmniej nie w najbliższym czasie. Jednakże jeżeli kiedyś miałaby powstać kontynuacja, to nie będzie ona o naszej wspaniałe dwójce, a o Carmen i jej fatalniej miłości do Brada, frontmana znanego rockowego zespołu. Kto wie, czy ich historia nie jest znacznie bardziej wciągająca i wzruszająca...

2. Oczywiście, że będę nadal pisać. Nie ma mowy, żebym się z tym pożegnała. Robię sobie bliżej nieokreśloną przerwę od pisania, ale zapewniam was, że powstanie kolejne moje opowiadanie. Z pewnością będzie bardziej spójne i dopracowane, a już w szczególności poświęcę mu więcej czasu, niż "Promise ?". Muszę tylko odzyskać swoje zdrowie nie tylko fizyczne, a przy okazji też odpocząć, trzeba przyznać, że z lekka wszystko to zmęczyło mnie psychicznie. I niestety zawiodę nie których, ale nowa historia nie będzie o żadnym z członków One Direction. Sama wykreuję bohatera i nie zniechęcajcie się przez to.

3. Nadszedł czas bym podziękowała wam wszystkim, za to że uczestniczyliście przez cały ten czas, gdy powstawało "Promise ?" i nie odwróciliście się, gdy nadarzały się okazje. Cóż, nie którzy są tu ze mną, aż półtora roku.. kupa czasu. Naprawdę nie umiem okazać swojej wdzięczności. Nigdy wam nie zapomnę wsparcia jakiego mi udzieliliście i Bóg mi świadkiem jak wdzięczna za wszystko jestem. Dziękuję wszystkim co czytali. "Promise ?" nie powstało dzięki mnie, a dzięki wam. Pisanie nie ma sensu, gdy nie ma nikogo, z kim można by się nim podzielić, a skoro nie ma czytelników to nie ma książki. Jesteście częścią "Promise ?".
Dziękuję za wszystko.

4. Już koniec. Ostatnia sprawa. Wciąż pozostaję dostępna na tej stronie, a kontakty do mnie znajdzie w zakładce.


Powodzenia w waszym życiu, wszystkiego dobrego. Ściskam was ciepło i wciąż uważam, że jesteście wspaniali.

XOXOXO






Promise ?
 
I Promise You, May.

 

 
/Loveyoursmile

 

poniedziałek, 15 czerwca 2015

Epilog

Gaszę światło w biurze, zakykam drzwi, a później gaszę światła na całym piętrze i włączam alarm. Zjeżdżam windą do głównego holu, z kieszeni wyciągam kartę magnetyczną, odbijam ją przechodząc przez bramki i opuszczam budynek, mijając się z ochroniarzem wracającym z obchodu. Kierunkowskazy samochód zaparkowanego przy krawężniku zapalają się, gdy odblokowuję drzwi. Odkładam teczkę na tylne siedzenie i zajmuje miejsce za kierownicą, uruchamiając silnik. Nie tracąc czasu wyjeżdżam na wciąż ruchliwą ulicę, jedną ręką próbując zapiąć pasy. May mnie zabije, dochodzi jedenasta w nocy. Deszcz zaczyna kropić, klnę i uruchamiam wycieraczki. Nerwowo zmieniam bieg i przyśpieszam puki jezdnia nie jest jeszcze śliska, ale muszę zwolnić trzy przecznice dalej, bo rozpadało się na dobre. Zdenerwowany wypuszczam z ust powietrze i trąbię na kierowcę przede mną, który nagle zajeżdża mi drogę. Wymijam samochód, pokazując kierowcy gniewny znak i wjeżdżam przed niego. Pogłaśniam radio ustawione na lokalną stację i opieram głowę o zagłówek, chcąc się uspokoić.  Powinienem być w dom cztery godziny temu, wiem, że ostatecznie May to zrozumie, firma ma poważne kłopoty, a ona o tym wie. Jednak oprócz szefem i właścicielem "Mevry International" jestem też jej partnerem, nie mogę jej zaniedbywać, a od sześciu dni robię to aż nazbyt i nie jest to pierwszy raz, gdy wracam tak późno.

Po cichu wchodzę do sypialni, jeżeli śpi, ani mi się śni ją zbudzić. Lekkie światło mojej lampki nocnej oświetla jej pogrążoną w śnie sylwetkę i piękną twarz. Mimowolnie uśmiecham się, widząc ją rozłożoną na całym łóżku. Chodź jest drobnej postury, potrafi zająć całą przestrzeń, a moje łóżko nie należy do łóżek małych, rzekłbym raczej, że jest nie tuzinkowych rozmiarów. Zdejmuję koszulę, spodnie i odkładam je na fotel, zabierając z garderoby bokserki do spania. Biorę gorący prysznic, próbując pozbyć się całego napięcia z dzisiejszego dnia i wracam do mojej dziewczyny. Powoli wsuwam się pod kołdrę, przesuwając ją na jej stronę i gaszę światło, które zawsze zostawia zapalone. Opadam na poduszkę i wzdycham czując wilgoć na karku. May spała na niej, poszewka jest mokra od jej wciąż wilgotnych włosów. Wzdycham, przekładam poduchę na drugą stronę i przyciągam kobietę do siebie. Jest wszystkim co teraz mam, zawsze będzie dla mnie wszystkim, a nawet czymś więcej niż wszystko. Uśmiecham się do siebie, gdy jej nagie pośladki ocierają się o moje udo i sięgam pod kołdrę, by obciągnąć jej podwiniętą koszulę nocną. Szybko zapamiętała, że nie lubię, gdy śpi w jakiejkolwiek bieliźnie. Nie lubię, gdy dzieli nas coś więcej niż jej koszula. Całuję jej ramię, obejmuję ją w pasie i przyciągam jeszcze bliżej siebie, wsłuchując się w cichutkie dźwięki jej chrapania, to nic w porównaniu z moim chrapaniem. Znowu się uśmiecham, przy niej zapominam prawie o wszystkim.


Otwieram oczy, czując za sobą wiercenie się i znikający ciężar z mojego biodra. Przecieram oczy i przewracam się na plecy, spoglądając nieco groźnie na Zayna. Z rękoma włożonymi pod głowę leży na plecach i spogląda na mnie niespokojnie pięknymi oczami.

- Przepraszam, nie chciałem cię obudzić.

Unoszę się na łokciu, by sprawdzić godzinę na zegarku po jego stronie i opadam na poduszki, gdy okazuje się, że jest piąta rano. Sypialnie wciąż spowija lekki mrok, a niebo za oknem powoli jaśnieje. Przysuwam się do mężczyzny, kładąc głowę na jego piersi i zarzucam ramię na umięśniony brzuch. Od razu obejmuje mnie ramieniem i przytula do siebie.

- Jest niedziela, miałeś mieć wolne.

Mamroczę zaspana, ale oburzenie pobrzmiewa lekką nutką w moim głosie.

- Nie wybieram się do pracy, możesz spać spokojnie. Będę tu, gdy się obudzisz.

- Ale zamartwiasz się pracą, dlatego nie śpisz prawda ?

Wzdycha i drugą ręką przeciera oczy.

- Tak, May, ale to mój problem, poradzę sobie, nie musisz się niepokoić.

Czuję, że znowu próbuje mnie odsunąć od swojego życia, ukrywając coś przede mną, dlatego zgarniam z siebie jego ramię i zupełnie przytomna siadamy przy jego boku, patrząc na niego groźnie.

- Twoje problemy są moimi problemami. Mieliśmy umowę, nic przede mną nie będziesz ukrywał. Chcę wiedzieć co cię niepokoi ?

Podnosi się do siadu i nawet jeżeli oboje siedzimy, przewyższa mnie.

- Jesteś w Nowym Jorku dopiero od ponad tygodnia, a już się rządzisz.

Pochyla się do mnie i obejmuje dłonią mój policzek, przesuwając po nim kciukiem.

- W tym domu i w naszym związku to ja rządze, Zayn.

Odparowuję żartem i całuję go w usta. Tak naprawdę to on rządzi i trzyma wszystko w ryzach, ale o ile mam swoje zdanie i czasem mogę postawić go do pionu, nie przeszkadza mi ten układ sił.

- Co cię trapi ?

Wygładzam głęboką zmarszczkę na jego czole i dotykam pokrytego gęstym zarostem policzka. Jego pierś unosi się i opada przy każdym niespokojnym oddechu. Przyciska swoje czoło do mojego, obejmując mnie za kark i dotyka swoim nosem mojego.

- Jestem biedniejszy o dwa miliony. Musiałem zapłacić odszkodowanie za wypadek spowodowany przez moich pracowników, udowodniono im ich winę, a ubezpieczenie nie wiele pomogło. Mam dużo pieniędzy, ale strata dwóch milionów daje firmie w kości. W prasie wczorajszej pisali o "Mevry International i niedopilnowaniu ze strony szefa".

- Żartujesz sobie, to nie jest twoja wina.

Ściąga moją dłoń ze swojego policzka i całuje jej wnętrze.

- Już dla mnie nie pracują. Nie doszłoby do wypadku, gdyby odpowiednio zabezpieczyli materiał.

Wzdycha i uśmiecha się lekko. 

- Dwa miliony to nic w porównaniu ze stratą ciebie.

Uśmiecham się, widząc, że zdenerwowanie lekko ustąpiło miejsca spokojowi w jego oczach.

- Pogniewałbym się o długość tej koszuli, gdyby nie to, że sam ci ją kupiłem.

Podciąga odrobinę brzeg ekstremalnie krótkiej koszuli i przeciąga kciukiem od wzgórka po łechtaczkę. Wstrzymuję powietrze zaskoczona pieszczotą, jęczę cicho zachwycona i rumienię się zawstydzona. Bez większego trudu wciąga mnie sobie na kolana, przyciska do siebie i całuje, penetrując językiem wnętrze moich ust.

- Mam zamiar spędzić dzisiaj z tobą cały dzień w tym łóżku.

Sapie z rozkoszy jaką dają jego dłonie moim piersią i trochę z zawodu.

- Chciałam dzisiaj gdzieś wyjść.

Odsuwa się na moment i spogląda mi w oczy.

- Dokąd ?

- Do parku. Wciąż nie pokazałeś mi Nowego Jorku, jak należy. Chcę obejrzeć też Statuę Wolności.

- Co tylko zechcesz maleńka. Po lunchu zabiorę cię na zwiedzanie.

- Świetnie.

- Rządzisz mną, kochanie.

Zrzuca mnie na łóżko, zagarnia pod siebie i wygodnie mości się między moimi udami.

- Sam mi na to pozwalasz.

Śmieję się, gdy szczypie mnie w bok.

- Trzeba to zmienić.

Zsuwa ramiączka mojej koszuli, odsłaniając nagie piersi i przyciska usta do różowego sutka. Mój śmiech natychmiast cichnie, zmieniając się w pełne zachwytu westchnienia. Całuje i przygryza wrażliwą skórę na piersiach, a jego dłonie głaskają unerwione miejsca pod kolanem i na wewnętrznej stronie uda. Och. Jego zarost przyjemnie drażni mój brzuch i nie rozumiem, kiedy to miejsce stało się moim punktem erogennym. Zamykam oczy i otwieram je dopiero wtedy, gdy czuję główkę jego nabrzmiałego członka ustawionego przy moim wejściu, gotowego posiąść mnie w każdej chwili. Głaskam jego plecy i pośladki, a z głębi jego gardła wydobywa się jęk, gdy wypycham biodra ku niemu. Opuszcza usta na moje, całując mnie bez tchu z pasją, jakiej nigdy nikt mi nie okazał. Przesuwa dłonią po moim boku, kciukiem zahaczając napięty sutek, a później sięga między nas, trącają łechtaczkę i rozcierając na niej wilgoć. Zagryzam wargę w obawie, że zacznę jęczeć zbyt głośno i gwałtownie nabieram powietrza, gdy jednym silnym pchnięciem wchodzi we mnie głęboko po same jądra, sprawiając tym ból i przyjemność, której nie da się opisać. Wypełnił mnie, jak tylko on potrafi.

- Utwórz usta.

Z westchnieniem rozchylam wargi i przymykam oczy, gdy wsuwa w moje usta język, przesuwa po krawędzi zębów i dalej po podniebieniu, a potem dotyka języka i wydaje jęk pełen pierwotnej tęsknoty i miłości. Och Zayn. Powoli się wycofuje i wykonuje ostre natarcie, a później jeszcze raz i jeszcze. Boże tak. Porusza się płynnie i mocno. 

- Kocham cię, May.

Mruczy przy moich ustach, powodując wibracje i spycha mnie poza granice. Jęczę, a moje ciało napina się, gdy przechodzą mnie fale rozkoszy. Drżę dochodząc do siebie, a on zmienia siłę natarć, poruszając się wolno. Zaciskam go w sobie mocno i kołyszę biodrami, a później się rozluźniam i znowu zaciskam go w sobie. Podczas tych wszystkich razów zdążyłam go poznać, by wiedzieć jak się odwdzięczyć za wszystkie słodkie tortury jakie mi sprawia. Uwielbiam patrzeć, jak dochodzi, być świadkiem tej chwili, kiedy traci kontrolę, a ekstaza wykrzywia mu twarz, gdy się zatraca. Wydaje dziki okrzyk, drży mocno, słabnie na siłach i opada na mnie, przygniatając mnie swoim ciężarem i niech mnie diabli wezmą, ale uwielbiam czuć jego ciężar ciała na sobie. Całuje mnie w ramię, osuwa się lekko w bok, częściowo mnie odciążając, ale wciąż zakrywając swoim ciałem i przykrywa nas kołdrą.

- Przy nikim nie było mi tak dobrze.

Mruczy, a później słyszę już tylko senny oddech i lekkie pochrapywanie mężczyzny, którego kocham ponad życie. Nasz związek nie jest idealny, ale oboje się uczymy i Bóg jeden wie, jak bardzo jestem mu wdzięczna, za to, że zmusił mnie do regularnego chodzenia na wizyty u psychologa i za to, że mnie wspiera. Nie uwierzyłabym, gdyby ktoś powiedział, że dzięki temu poczuję się tak spokojna, jak teraz się czuję.




- Zajmę się tym panie Malik, jeszcze dzisiaj ekipa zmieni oświetlenie głównego holu. Do końca tygodnia, hotel będzie gotowy do odbioru.

Kiwam głową z aprobatą i rozglądam się po prawie wykończonym głównym holu hotelu.

- Kiedy zostaną dostarczone ostanie meble ?

- W środę z samego rana.

- Wrócę jeszcze na dach, sprawdzić jak mają się sprawy z ogrodem, w razie potrzeby proszę kontaktuj się z moim asystentem, Benjaminem.

- Zrozumiałam.

Ściskam dłoń olśniewającej, zaprzyjaźnionej projektantki wnętrz i udaję się do wind, wjeżdżając na dach. Budowa przebiega doskonale i pierwszy hotel zostanie oddany w ręce Todda Lenrsa, multimiliardera z Miami już za dwa tygodnie. Doskonale. Poprawiam krawat i wysiadam z windy, mijając pracujących z polecenia Carmen ogrodników. Świetnie się spisała i podpisałem z nią umowę na pracę przy kolejnych dwóch hotelach. Jest niezastąpioną projektantką ogrodów i byłbym głupcem, szukając kogoś innego.  Przechodzę wokół wbudowanego w ziemie basenu i baru z drinkami w stylu Bahama ze słomianym dachem, doglądając jakichkolwiek niedociągnięć. System nawadniający wciąż jest montowany, a ostatnie rośliny mają przylecieć z Europy jutro. Wypatruję na końcu budynku krótkie, równo ścięte blond włosy Carmen i zdecydowanie dłuższe brązowe włosy May. Uśmiecham się, jak idiota na widok bojowej postawy mojej kobiety i wolno podchodzę do obu pań, które cichną, gdy tylko pojawiam się w zasięgu ich wzroku.

- Jak się masz, Carmen ?

Ściskam serdecznie kobietę i całuję w usta May, widząc jak gotuje się z zazdrości. Obejmuję ją i z lekkim śmiechem całuję w skroń, stając przy jej boku. Mogę dostrzegać i darzyć sympatią wiele kobiet, ale najważniejsza zawsze będzie dla mnie May. To ona jest kobietą mojego życia i to o niej myślę przez większość każdego dnia.

- Bardzo dobrze, dziękuję, że pytasz. Gratulowałam właśnie, May waszych zaręczyn, nie miałam pojęcia, że się oświadczyłeś.

Spoglądam na dłoń May, gdzie dumnie w świetle słońca prezentuje się pierścionek zaręczynowy i obdarzam uśmiecham moją wybrankę. Nikt nie wie, że się zaręczyliśmy poza moim rodzicami, Scootem, Caty i Nessie. Nikt nie wie też, poza moim rodzicami i Scootem, że zaplanowałem już ceremonię ślubną w moim rodzinnym mieście w Hiszpanii oraz podróż poślubną na wyspę Naksos. Moje pierwsze oświadczyny były błędem, ale niczego nie byłem bardziej pewny jak tego, że chcę poślubić May.

- Nie chcę tracić czasu, zamierzam się ustatkować. 

Widzę zachwyt w oczach Mayer i wiem, że jest idealną kandydatką na moją partnerkę życiową.




Wpinam żywy kwiat białej lilii we włosy i jeszcze raz nakładam róż na policzki, bo mam wrażenie, że poprzednia warstwa zdążyła już się zetrzeć. Zapinam srebrny łańcuszek z kryształkiem w kształcie łezki od Zayna i odsuwam się od lustra, chcąc przyjrzeć się sobie w całości. Poprawiam dół długiej sukni uszytej w większości z białej koronki i zwiewnego tiulu. Okrągły dekolt z przodu lekko odkrywa piersi, natomiast głębokie wycięcie na plecach, sięgające aż nad pupę jest zmysłowe, a zarazem niewinne i delikatne. Górna część sukni wykonana została z koronki i dopasowana jest do tali, natomiast od bioder koronka przechodzi w tiul i swobodnie spływa aż do ziemi. Zdejmuję z nóg letnie różowe klapki i wrzucam je pod łóżko, stając boso na przyjemnie chłodnej posadzce. Poprawiam kwiat we włosach, który przyniósł mi o poranku Zayn i zostawił go na poduszce z liścikiem, w którym napisał, że będzie czekał na mnie na plaży o osiemnastej. Nie planowałam mieć nic we włosach, ale Zayn podarował mi lilie, gdy pytał czy zostanę jego dziewczyną, a później przy prostych oświadczynach w jego...  naszym domu. Wyszłam na kawę z Caty, gdy Zayn był w pracy, a gdy wróciłam czekała na mnie kolacja, szampan, porozrzucane gdzieniegdzie lilie i on z największym bukietem lili jaki kiedykolwiek widziałam. Łatwo było się domyśleć do czego zmierza ta kolacja, ale do ostatniej chwili trzymał mnie w niepewności, aż nie zasiedliśmy na kanapie zwróconej w stronę okna i zachodzącego słońca. Wtedy ni stąd ni zowąd zapytał, czy zechcę nim rządzić do końca życia.  Jak nie ulec takiej pokusie ? Podchodzę do okna i wyglądam przez zasłony na plażę nie opodal, gdzie zabrała się już niewielka grupa ludzi. Spoglądam na zegarek, orientując się, że pozostało już tylko dwadzieścia minut do osiemnastej. Oddycham głęboko, zamykam oczy, a później odwracam się i boso wychodzę z letniego domku, wynajętego przez Zayna, wolno zmierzając krętą drużką wśród roślin na plażę.

Gorący piach przyjemnie obsypuje moje stopy, gdy idę w kierunku Zayna uśmiechnięta od ucha do ucha. O ile rano naszły mnie wątpliwości, w tym momencie nie mam żadnych. Rozglądam się po jedynych bliskich mi ludziach i rodzinie Zayna. Przyleciał Scoot z żoną Lisą i Caty z wnuczętami Sophie i Benem, niewiele młodszy brat Zayna z żoną Melindą i sześcioletnią córką Livią, rodzice Zayna i pastor i kilku ludzi, których nie zdążyłam poznać, ale Zayn za to wydaje się znać ich bardzo dobrze. Rodzina Zayna mnie zaakceptowała, za wyjątkiem jego mamy, która jest niezbyt mile do mnie nastawiona, próbowałam z nią porozmawiać, ale nie poskutkowało. Mrugam oczami i wracam wzrokiem w miejsce, gdzie stoi mężczyzna, który mnie uszczęśliwia.






- Wejdziemy tam oboje.

- Nie, ja chyba nie powinnam.

Ze strachem spoglądam na salę porodową. Nie jestem na to wszystko gotowa, mimo że od dwóch miesięcy przygotowywałam się na tą chwilę. Wspólnie z Zaynem przerobiliśmy pokój gościnny na pokój dla dziecka i ustroiliśmy go w biało-żółte mebelki i zabawki. Oboje często rozmawialiśmy o tym jak sobie z tym poradzimy. Na jego prośbę dwa tygodnie temu zrezygnowałam z pracy w jednym ze sklepów w domu handlowym, by przejąć pełną opiekę nad dzieckiem. On sam zgodził się przez pierwsze dwa tygodnie wziąć urlop w pracy i mi pomóc. Sąd wstępnie zgodził się przyznać mi prawo do opieki nad dzieckiem i mimo że wszystko przygotowaliśmy, właśnie teraz czuję, że nie podołam.

- May...

- Idź sam Zayn, nie chcę tam wchodzić.

Opadam na krzesełko w poczekalni i splatam dłonie razem. Nie dam rady. Mężczyzna zajmuje krzesełko obok i przytula mnie do siebie, całując w czoło.

- Dasz sobie radę, May. Będziesz wspaniałą mamą, a nasze dziecko cię pokocha.

- Skąd możesz to wiedzieć ?

Spoglądam w oczy męża, pełne tego samego strachu co moje, ale też radości. 

- Jestem tego pewny. Stworzymy najlepszą rodzinę w Nowym Jorku.

Śmieję się i obejmuję go w pasie.

- Już to widzę. Ma pan świetne poczucie humoru panie Malik.

Mamroczę rozbawiona, ale naprawdę mam nadzieję, że stworzymy dobrą rodzinę.

- Panie Malik ? Gratuluję, ma pan syna. Mogą państwo wejść.

Zayn wstaje, ale wyciąga do mnie dłoń.

- Bez ciebie nie idę.

Wzdycham i się podnoszę, próbując zignorować narastający we mnie strach.

W oczach Zayn dostrzegam łzy, gdy bierze syna w ramiona, przytula do piersi i delikatnie kołysze. Jego twarz rozjaśnia radość, a ciało przybiera opiekuńczą postawę. Trzymam się z boku, obserwując z daleka rozgrywającą się sytuację. Nessie wygląda na wykończoną.

- May, chcesz potrzymać nasze dziecko ?

Kręcę głową, ale mój mąż i tak podchodzi do mnie z noworodkiem. Dotykam malutkiej rączki dziecka i wpatruję się w zamknięte oczka i poruszające się małe usteczka, ale nie mam odwagi wziąć go na ręce. 

- Jestem szczęśliwy, że będę mógł go wychować z tobą.

Zayn całuje mnie w usta i przytula do swojego boku. Przynajmniej o miłość męża nie muszę się martwić. Wiem, że mnie kocha, udowodnił mi to nie raz, a to czy pozostanie wierny.. na to wpływu nie mam. Ja mogę go tylko kochać całym sercem i ufać, że nigdy mnie nie opuści.




- Zayn, cholera jasna !

Zaciskam zęby, powstrzymując śmiech.

- Ciąża twojej mamie nie służy, Leo.

Śmieję się do chłopca i wkładam go do kojca ustawionego w salonie. Wkładam mu kilka zabawek do środka i całuję w czoło.

- Zaraz wracam mały.

Idę do kuchni, gdzie Caty gotuje obiad i proszę ją, by zerkała na Leo. Wspinam się po schodach do sypialni, wypatrując w pomieszczeniu żony. Zamierzam krzyknąć, gdy słyszę szloch docierając z łazienki. 

- May ?

Serce podskakuje mi do gardła, gdy widzę jak płacze, siedząc na zamkniętej toalecie. 

- Co się stało ? Boli cię coś ?

Klękam przed nią i odgarniam jej włosy z oczu. Kręci głową i zaczyna jeszcze głośniej szlochać.

- Powiedz mi co się dziej ? Mam wezwać pogotowie ?

- Nie. Ja tylko.. jestem taka gruba, Zayn.

Przysiadam na piętach i patrzę na nią zszkowany, a później wybucham śmiechem, wydobywającym się z samego gardła. 

- Co ty wygadujesz ? 

Podnoszę swoją ciężarną żonę z toalety i zanoszę ją do sypialni. 

- Zobacz jak ja wyglądam. 

- Patrzę i uważam, że jesteś piękna.

Całuję ją i ocieram jej łzy. Jest naprawdę emocjonalna. 

- Gdzie Leo ? 

- Caty ma na niego oko. Widzisz, to świetna okazja, bym pokazał ci jak bardzo mi się podobasz. 

Podciągam jej koszulkę do góry i składam jeden pocałunek na lekko zaokrąglonym brzuchu, a później przechodzę wyżej i całuję jej piersi. Uważam, że jest piękna i w żadnym stopni nie przeszkadza mi jej brzuchy, tym bardziej, że jest tam nasze kolejne dziecko. 
May świetnie radzi sobie w roli matki, jest znakomita i cóż, nie ma co kochamy ją z Leo ponad życie. 
________________________________________________________________

Jutro napiszę kilka słów na podsumowanie. 

poniedziałek, 1 czerwca 2015

Rozdział 71

________________________________________________
_____________________
( Zayn ) 


( Dzień wcześniej ) 

Zaciskam usta i ściągam razem brwi. Pocieram palcem wskazującym swój policzek, czując narastającą irytacje. Przenoszę wzrok z prawnika na zawziętych wykonawców, co jeden to lepszy. Opuszczam czarne pióro z logo "Mevry International" na dokumenty i posyłam wymowne spojrzenie swojemu asystentowi. Benjamin Fatroses żył, by pracować. Płaciłem mu horrendalne pieniądze, by zatrzymać go w firmie.

- Nie zmienię zdania. Zatrudniłem do tego najlepszego projektanta. Carmen Greyson zgromadziła już wszystkie materiały, a więc ogród powstanie, mimo wszelkim kosztom.

Bez słowa zbieram papiery i wstając od stołu opuszczam pomieszczenie, zostawiając niezadowolonych mężczyzn. Po powrocie do biura osobiście kontaktuję się z działem od bezpieczeństwa i wizerunku firmy, żądając wyciszenie plotek dotyczących mojego rzekomego porzucenia "Mevry International" i opuszczam budynek, udając się na inne, w tej chwili znacznie ważniejsze spotkanie.

***

- Jak się czujesz ?

- Znakomicie.

Uśmiecham się i ściskam w dłoni czystą serwetkę.

- Masz ochotę na deser ?

Kobieta sięga po kartę dań, przerzuca kartki i marszcząc brwi czyta w  menu. Zagryza wargę i odgarnia równo ściętą grzywkę w typowy dla niej sposób.

- Podziękuję.

Na wyszminkowane siwą pomadką usta wtarga pewny uśmiech, a ramiona unoszą się, gdy przybiera wyprostowaną postawę.

- Zmieniłeś zdanie ?

Jej oczy błyszczą z ciekawością i lekką wyższością. Ot co mnie w niej pociągało, zawsze dąży do bycia górą, sprawna manipulantka.

- Nie, ale chcę porozmawiać.

- Zamieniam się w słuch.

Nachyla się, opiera łokcie o stół i układ na dłoniach brodę. Nigdy nie kryje się ze swoją urodą.

- Musimy ustalić co zrobimy, gdy urodzisz ?

- Płacisz mi za to bym urodziła, nie chcę tego dziecka.

Jej usta wykrzywia niesmak, cofa się i opada na oparcie.

- Więc co ?

- Więc rób co chcesz. Oddaj, zaopiekuj się, cokolwiek, ja mam przed sobą całe życie.

- A jeśli zmienisz zdanie ? Wiele matek..

- Nie martw się o to. Znasz moje plany. Zaproponowano mi współpracę przy wielkiej kampanii na zimę. To dla mnie ogromna sprawa, po wszystkim mam szansę zostać wspólnikiem Elvises D&S, nie przepuszczę tej okazji. Nie poświęcę sprawy dla dziecka. Pod koniec przyszłego miesiąca zacznę pracować przy projektach, a po wszystkim, zabiorę się do pracy całą sobą. Nie miej mnie za potwora Zayn. Nie znasz mnie jeden dzień. Wiesz, że to życie nie dla mnie. Ja pragnę pracować i spełniać się w zawodzie, to jest całe moje życie, tego zawsze chciałam. Nigdy nie marzyłam o domku z ogródkiem i rodzinie. Jestem jak matka. Wiecznie w drodze, bez zobowiązań. Takie życie jest dla mnie, tak wybrałam. Ty i ja to miała być przygoda. Nie żałuje seksu z tobą, był nieziemski i zrobiłabym to ponownie, ale byliśmy nieostrożność. Znalazłam nam rozwiązanie, ale skoro się nie godzisz na usunięcie ciąży, poradź sobie z tym sam.

- Zrzekniesz się praw do dziecka, jeśli cię o to poproszę ?

***

Dochodzi jedenasta w nocy, jak wchodzę z teczką i marynarką w ręce do penthousu. Zrzucam naręcze na wypoczynek i przynoszę sobie z kuchni szklankę. Luzując krawat podchodzę do barku i wlewam bursztynowy Burbon do naczynia. Jedna szklanka i cisza w mieszkaniu wydaje się nie być już taka przerażająca. Brakuje jej. Brakuje nam May. Mi i mojemu mieszkaniu. Sprawiała, że chciałem tu wracać, do niej. Odkładam brudne naczynie na stół i zmierzam do sypialni, w ustach czuję jej smak. Smak ust mojej May. W uszach słyszę jej głos, a serce na to wszystko reaguje mocnym biciem. Nie umiem wyjaśnić dlaczego ją kocham, właśnie ją, ale ją kocham, jak młody szaleniec i dojrzały człowiek.

__________________________________________
__________________

Z trudem otwieram oczy i podnoszę głowę, ale powieki same mi się zamykają, a głowa opada na poduszkę. Niemal znowu zasypiam, ale pukanie do drzwi ponawia się, przypominając dlaczego się obudziłam. Zrzucam kołdrę obok siebie i przecieram opuchnięte od wczorajszego płaczu oczy. Naciągam na siebie wczorajszą koszulkę i otwieram drzwi. Kobieta w garsonce uśmiecha się do mnie, a ja czuję się fatalnie, zdając sobie sprawę jak przy niej wyglądam.

- Dzień dobry. Jestem z obsługi hotelowej. Pani rezerwacja skończyła się dziś o godzinie ósmej, powinna się pani wymeldować trzy godziny temu. Było to niepokojące, w związku z tym przyszłam sprawdzić, czy wszystko w porządku. Potrzebuje pani pomocy lekarskiej lub wszelkiej innej pomocy ?

- Ooo.. nie, nie. Ja tylko. Zaraz opuszczę pokój. Dziękuję za troskę.

Zamykam drzwi i rzucam się w poszukiwaniu dolnej garderoby, rozumiejąc, że teraz każda kolejna godzina to dodatkowe koszta. Korzystam z prysznica, wiedząc, że przez najbliższe dni mogę mieć z tym kłopot i pakuję swoje rzeczy. Zaścielam łóżko i schodzę do recepcji, gdzie muszę dopłacić parę funtów. Cóż z tym jest lekki problem, bo poza drobnymi jakie miałam, Zayn wszystkie pieniądze wymienił mi na dolary. Podobnie jak pierwszym razem zawiadamiają kierownika, który przychodzi i przyjmuje ode mnie zagraniczne banknoty. Po godzinie dwunastej opuszczam hotel i rozpoczynam życie bezdomnej. Dni są ciepłe, ale noce w ciąż chłodne. Szukam schronienia w schroniskach dla bezdomnych, ale w dwóch pierwszych nie ma miejsca. Dopiero w trzecim jest wolne miejsce, dostaję łóżko wśród kobiet i ciepłą herbatę. Nie jestem tu najmłodsza, dwie kobiety niechętne do rozmów wyglądają na ledwie 19 lat. Obok mnie łóżko zajmuje 27-letnia kobieta, która po odejściu od męża straciła pracę i tymczasowo nie ma żadnego lokum. Jest zadbana, ma czyste ubrania i starannie uczesane włosy, nie czuję się samotnie, mogąc z nią rozmawiać.

- Na długo się tutaj zatrzymasz ?

- Tylko dwa, trzy dni. Kobieta na służbie, poleciła, bym złapała jakąś prace dorywczą. Od pracy do pracy, a znajdę stały nocleg.

- Powodzenia, dziewczyno. Ja stale od tygodnia szukam punktu zaczepienia, nawet w barach nie chcą pomocy.

Nie pokazuję, że właśnie zgasła moja nadzieja. Uśmiecham się ze smutkiem, kładę na plecach i nie odzywam się już ani słowem. Marny mój los.

________________________________________________
____________________
( Zayn ) 


( Tydzień później ) 

Technika nie może mnie zawieść. Ufam Scootowi i jego programom. Wszystkie jego systemy ochroniarskie nigdy mnie nie zawiodły, więc tym razem nie może stać się inaczej. Chowam telefon do kieszeni spodni, rzadko noszę normalne ciuchy, tak rzadko, że pozbyłem się niemal wszystkich par dżinsów zostawiając tylko jedne na czarną godzinę. Schowane głęboko nie zostały odnalezione nawet przez May, ale teraz mam je na sobie i czuję się nieco dziwnie bez surowej elegancji. Wygładzam czarną bluzkę z wycięciem w serek, wkładam okulary przeciwsłoneczne i odpalam samochód, ruszając z parkingu. Uchylam okno i opierając rękę na pod łokietniku podgłaśniam radio, wsłuchując się w dźwięki miejscowego radia. 

***
Wzdycham i otwieram drzwi do zabytkowego budynku. Piaskowy kamień idealnie został przypasowany do pozostałych budynków i wpasowany w architekturę miasta. Wnętrze zachwyca nie co mniej... właściwie w ogóle nie zachwyca. Drapię się po brodzie i ze stoickim spokojem przechodzę przez mały hol do większej sali. Rozglądam się po pomieszczeniu, po wszystkich obcych twarzach, aż ją odnajduję. Siedzi na łóżku ze spuszczoną głową, nieco oddaloną od pozostałych. Serce mi się ściska, a mimo to na jej widok czuję ulgę i radość. Ruszam w jej stronę, ale nim zdążę do niej podejść, zatrzymuje mnie kobieta z nieustępliwym wyrazem twarzy.

- Kim pan jest ?

- Zayn Malik, przyszedłem po tamtą dziewczynę.

Wskazuję za nią głową.

- Proszę wrócić do holu, poinformuję ją, że pan przyszedł.

Staje prosto i niecierpiącym sprzeciwu spojrzeniem, próbuje nakłonić mnie do odpuszczenia. Nic z tego. Nie gdy moja May, siedzi kilka metrów przede mną na łóżku.

- Proszę mnie do niej zaprowadzić.

- Powiedziałam panu, proszę zaczekać w holu.

Wzdycham z irytacją i omijam kobietę, idąc na przód. Słyszę jej warknięcie i kroki za sobą. Gdyby wiedziała jak zdeterminowany jestem. Przyglądam się May podchodząc do niej i przeklinam na widok jej bladej twarzy i nieco chudszego ciała. Moim ciałem wstrząsa dreszcz, nawet jej nie dotknąłem. Przyklękam cicho przed nią, a ona, gdy tylko wyczuwa moją obecność podnosi głowę. Rozpływam się i podbnie jak ona taki i ja uchylam wargi. Z oczu znika jej smutek i strach, ale pojawia się zmieszanie.

- Zayn ?

Nie mogę się nie uśmiechnąć, gdy słyszę jej głos.

- Co ty tu do diabła robisz ?

Przełykam ślinę i próbuję wydobyć głos, ale poważnieję, dostrzegając zadrapanie na jej skroni. Co do cholery jej się stało ? Wstaję i prostuję się, podnosząc ją z łóżka. Stawiam dziewczynę przed sobą, a gdy czuję ją przy piersi, przytulam ją władczo i obiecuję sobie, że już nigdy nie zostanie skrzywdzona. To przeze mnie tu jest. Nie umiałem jej zatrzymać. 

- Zayn, co wyprawiasz ?

Materiał mojej bluzki tłumi jej lekko poddenerwowany głos, ale jej ramiona oplatają moje ciało. Wiem, że potrzebuje mnie równie mocno jak ja jej, nawet jeżeli się teraz do tego nie przyzna. 

- Zabieram cię stąd, i albo wyjdziesz sama, albo cię wyniosę. Nie będę żył bez ciebie ani dnia dłużej.

- Ale..

Wiem co zaraz powie, widzę jej sprzeviw w oczach i czuję bunt jej ciała, dlatego zanim dokończy wyciągam jej torbę z pod łóżka i zarzucam ją sobie na ramię. Biorę moją dziewczynę na ręce i mając w ramionach wszystko co do mnie należy, wychodzę z pomieszczenia.

- Niech pan ją puści!

Szarpiąca moją bluzkę kobieta stąd atrzymuje mnie w holu. Chcąc nie chcąc puszczam May, ale biorę ją za rękę. Odwracam się do zdenerwowanej wolontariuszka i mierzę ją tym samym złym wzrokiem, co ona mnie.

- To moja dziewczyna, zabieram ją.

- Tylko jeśli ona tego chce.

- May ?

Piękna dziewczyna wyswobadza swoją dłoń i cofa się o krok.

- Nie mogę z tobą iść, Zayn.

- Dlaczego ?

Gula zbiera się w moim gardle. Nie może się nie zgodzić. 

- Ponieważ się rozstaliśmy, ponieważ nie widzę naszej przyszłości. Gdy tu przyjechałam coś się wydarzyło. Dowiedziałam się czegoś o sobie, Alberth to mój ojczym, a moim ojcem jest jakiś przypadkowy koleś, który przeleciał moją matkę. Jestem zagubiona, nie wiem co o sobie myśleć. To znowu do mnie wróciło Zayn.

Jej głos stopniowo się łamie, a oczy zachodzą łzami.

- Nie radzę sobie ze sobą, a ty masz na głowie Nessie z dzieckiem. W dodatku Carmen. Nie dokładaj mi ciężaru. Proszę. Starałeś się, ale ja nie potrafię żyć normalnie. 

Przełyka ślinę, patrzy mi w oczy i wybucha płaczem. Widziałem wiele razy jak się załamuje, ale nigdy nie zabolało mnie to tak mocno, jak teraz. Przyciągam ją do piersi i głaszczę jej włosy. Całuję jej skroń i chowam ją całą w swoich ramionach. Nie wymknie mi się z pod kontroli. Unoszę ją i kieruję się do drzwi. Ignoruję jej próby wyszarpnięcia się i głośne protesty wrednej kobiety za mną. Zanoszę May pod samochód i wpakowuję ją na przednie siedzenie pasażera. Stoję przy niej, czekając aż się uspokoi i przestanie próbować uciekać. Chwytam w dłonie jej twarz tak, że nie może jej odwrócić i patrzę w jej piękne, ale spanikowane i rozsłoszczone oczy. 
- Co się z tobą dziejej kochanie ? 
- Ze mną ? To ty mnie porywasz palancie! Dlaczego to robisz ?
Pociąga nosem i uderza mnie płaską dłonią w pierś. 
- Bo cię kocham, May. Nie obchodzi mnie, że jesteś zazdrosna o Carmen, bądź sobie o to wściekła do bólu. Szaleje tylko za tobą kochanie. Z Nessie nic mnie nie łaczy, po porodzie zrzeknie się praw do dziecka. I musisz nas zaakceptować May. Mnie i moje dziecko, bo nie mam wpływu na życie, a to co się stało, już nie odstanie. 
- Nie umiem, Zayn. Boję się tego wszystkiego. Nie poradzę sobie z tym. 
Gdy widzę, że do oczu znowu napływają jej łzy, pochylam się i całuję ją, stęskniony jej miłości, stęskniony jej. Nie mogę się nasycić. 
- Kochasz mnie, May ? 
- Kocham cię, ale..
- To wystarczy. Zaufaj mi kochanie, a wszystko się ułoży. Mamy jeszcze ponad 7 miesięcy, by do wszystkiego przywyknąć. Nie opuszczę cię nigdy. Ale nie udowodnię ci tego, jeśli mi nie dasz szansy. 
Wyrywa jej się szloch, pochyla się i przytula się do mnie, napełniając moje serce ciepłem i nieokiełznanym szczęściem. 
- Nawet się nie waż mnie opuścić. 
Już wiem, że jest moja. Poczułem to całym ciałem, każdym nerwem, prawdziwie moja. 
- Ożenię się z tobą dziewczyno.  
Całuję ją w czoło i w usta, a później odsuwam się robiąc jej miejsce. 
- Musisz iść do środka i powiedzieć tej małpie, że wcale cię nie porwałem, nim zawiadomi policję.
Śmieje się, wyciera policzki i wysiada z samochodu. Uśmiecha się i deklaruje, że zaraz wraca. Patrzę jak odchodzi, a moją pierś wciąż rozpiera radość. Moje szczęście ma imię May. 
___________________________________________________________________________

Jeszcze pozostał epilog. Jutro się za niego zabieram. 
Miłego wieczoru xx