czwartek, 28 sierpnia 2014

Rozdział 27

Wzdycham ciężko i po raz kolejny zerkam na wejście do klubu. Zayn nie wraca już dosyć długo. W mojej głowie pojawiło się sporo scenariuszy, każdy o coraz to gorszym zakończeniu. Opieram dłonie na skórzanym siedzeniu po obu stronach moich ud i podciągam się do góry. Na wyświetlaczu radia niebieskim kolorem ukazuje się godzina 22, minęło dziesięć minut, a nie pięć o jakich wspominał. Łzy na moich policzkach zdążyły już wyschnąć, a ja w zdenerwowaniu na nowo odświeżyć rozcięcie na wardze. Luzuję pas bezpieczeństwa, którym również zdążyłam się już przypiąć i rozważam jego rozpięcie, tak samo, jak wtargnięcie do baru. Może być bardziej zdenerwowany ? Snop światła pada na chodnik co od razu prowadzi mój wzrok na wejście. Ciemna postać pana Malika wyjawia się za drzwi, a za nim mój szef. Obaj ściskają sobie dłonie i z ruchu warg wnioskuję, że rozmawiają. Wypuszczam zalegające w płucach powietrze i zsuwam się po siedzeniu, przymykając oczy. Naprawdę się martwiłam... chociaż nie powinnam.
- Przepraszam, że tak długo. Zmarzłaś ?
Wzdrygam się na jego głos i gwałtownie szarpię w górę. Samochód jest już odpalony, a dłonią podkręca ogrzewanie. Kręcę głową zaprzeczając, chociaż właściwie jest mi zimno.
- Nie bił się pan ?
Nie wiem czemu zadaje to pytanie i nie wiem nawet, kiedy pada z moich ust. Widzę jego rozbawione spojrzenie i tym bardziej czuję, że było nieodpowiednie.
- Jestem za stary, by się bić May. Preferuję rozmowy. No chyba, że ktoś bardzo, ale to bardzo o to zabiega.
Kiwam w zrozumieniu i odwracam głowę w kierunku swojej szyby.
- Za nim gdziekolwiek pojedziemy musisz mi coś obiecać.
Nie odzywam się co chyba uznaje za znak, by kontynuować.
- Nigdy nie będziesz tańczyć publicznie. Mam na myśli tańce erotyczne.
Patrzę na niego i przeczę ruchem głowy.
- Muszę. Czasem bardzo potrzebuję pieniędzy.
Właściwie przez cały czas bardzo ich potrzebuję.
- Możesz przyjść do mnie... na pewno ci pomogę i wspólnie coś ustalimy, ale nie możesz już tańczyć.
- Dlaczego ?
Nie chcę już tańczyć i zgadzam się z nim, że nie mogę tego robić, ale jestem ciekawa.
- Ponieważ nie chcę byś to robiła. Obiecaj mi Mayer, że więcej nikt publicznie nie zobaczy twojego ciała.
- Obiecuję spróbować.
- W porządku. Sam tego dopilnuję.
Włącza się w ruch i właściwie to od dłuższej chwili nie wiem co  mu odpowiedzieć.
- Chyba za późno już na jakąkolwiek restauracje. Będziesz miała mi za złe, jak pojedziemy do mojego biura ?
Kręcę głową, tyle razy byłam w tym klubie, że kolejny nie zrobi mi różnicy.
- Może pan odwieźdź mnie do mojego mieszkania, tak będzie te...
- Nie ma takiej opcji.
Zwieszam głowę i bawię się swoimi palcami. Zapowiada się ciekawie w złym znaczeniu tego słowa. Mijamy nie zliczoną ilość skrzyżowań ze światłami i na każdym kolejnym czerwonym kolorze, Zayn wydaje się być bardziej rozdrażniony.

- Jesteśmy.
Ściągam brwi, znam ten parking, ale budynek nie jest miejscem, w którym pracowałam.
- Nie.. nie jesteśmy pod klubem.
Zayn przyjmuje taki sam wyraz twarzy co ja i wzdycha.
- Tutaj pracuję, kiedy przyjeżdżam do Londynu. Biuro w klubie jest, ponieważ jest i nie spędzam w nim czasu.
Wysiada, więc robię to samo. Doganiam go i razem przekraczamy próg wieżowca. Starszy portier zwraca na nas uwagę i uśmiecha się miło, po czym wraca wzrokiem na monitor komputera. W budynku nie ma nikogo, a światła są pogaszone. Wjeżdżamy na odpowiednie piętro i zostaję pokierowana do ostatnich drzwi na końcu wielkiego hallu. Pomieszczenie wypełnia się światłem i nie wiele jestem zaskoczona, widząc chłodne wnętrze. Ściany pokrywają się surową bielą i jedynym innym kolorem wyraźnie się odcinającym jest brąz. Brązowe, dębowe biurko, brązowy, dębowy regał i brązowy, skórzany narożnik ze szklanym stolikiem. Nic więcej.
- Usiądź.
Posłusznie siadam i obserwuje jak zdejmuję marynarkę.
- Jesteś głodna ? Mogę zorganizować chinszczyznę.
- Nie trzeba.
Przysiada obok mnie, stawiając na stoliku dwa kieliszki i butelkę wina. Sprawnie posługuje się korkociągiem, po czym wypełnia szkoło czerwoną cieczą. Podaje mi jeden, a sam bierze drugi. Upijam łyk, od razu czując kwaskowaty smak i rozchodzące się gorąco.
- Chciałabyś coś o mnie wiedzieć May ?
Kręcę głową, ale po chwili zastanowienia mam jedno takie pytanie.
- Gdzie pan mieszka... znaczy skąd pan... bo.. ?
- W Nowym Yorku.
Potakuję, a moje policzki oblewają rumieńce.
- Nie mów do mnie per pan. Po prostu Zayn.
Znowu potakuję i odstawiam swój kieliszek. Pocieram dłonie zdenerwowana i unoszę głowę. W jednym momencie zostaję napadnięta przez usta mężczyzny, które teraz przybrały smak naszego trunku.
_________________________________________________________________________________
(Zayn)
 
Czuję jak dziewczyna wzdryga się, kiedy z zaskoczenia ją całuję. Jej pierwszą reakcją jest próba odepchnięcia mnie, ale kiedy przyciągam ją do siebie, nie pozwalając jej uciec przyjmuje pocałunek. Usta ma miękkie i mimo wyrazistego smaku wina, nadal są słodkie. Naprawdę uwielbiam jej usta. Ciałem mogę porównać ją do Carmen, ale nie wargami. Gdy naciskam zbyt mocno, czuję metaliczny smak krwi. Próbuje się nie skrzywić, ale kiedy całuję ją jeszcze raz, porusza się i cicho syczy.
- Przepraszam, nie chciałem.
Kiwa głową i odwraca wzrok nic nie mówiąc.
- May czy twój chłopak zrobił ci coś jeszcze ? Bije cię ?
- Nie.
Nauczyłem się rozpoznawać, kiedy ludzie mówią nie szczerze, a ona ewidentnie to robi.
- Wiem, że kłamiesz.
Łapie jej dłoń, ale jak oparzona ją wyrywa.
- Nie kłamię.
- Owszem kłamiesz. Skrzywdzę cię jeśli mi nie powiesz prawdy.
Kiedy na mnie spogląda, jej oczy wypełniają się łzami, a na twarzy przejawia się strach.
- Więc ?
- Raz próbował... był pijany... to nic takiego.
- Co próbował ?
- O.on... o.. nic.
Jąka się, ale nie przeszkadza mi to, zauważyłem, że dość często to robi w przypływie strachu czy bólu.
- Co próbował Mayer ?
Cisza się przeciąga i w momencie, gdy mam coś powiedzieć z jej ust wydobywają się ciche dźwięki.
- Zgwałcić mnie.
Szepcze prawie nie słyszalnie. Nabieram w płuca powietrza i zamykam oczy, opierając się o oparcie sofy. Naprawdę próbuję zrozumieć czemu jej się to przytrafia, ale nie umiem. Nie umiem zrozumieć ludzi, którzy w taki sposób wykorzystują innych. Brzydzę się tym.
- Czemu chciałeś, abym dla ciebie tańczyła ?
_________________________________________________________________________________
 
- Jesteś w tym dobra. Jestem facetem, każdy dałby naprawdę dużo, by na ciebie popatrzeć. Nie jestem wyjątkiem.
Odpowiada, ale wiem, że jego odpowiedź kryje coś jeszcze, nie wiem tylko co.
- May ? Dzisiaj kiedy powiedziałeś, że pozbawiając cię pracy w klubie, skazałem cię na śmierć... wiesz, że nie zostawiłbym cię tak prawda ? Nie po to ci pomogłem, by później wszystko zniszczyć. Tamtego dnia, kiedy wyszłaś na zewnątrz, bardzo płakałaś, mokłaś na deszczu i.. w pewnym momencie chciałem wyjść po ciebie, ale nie zrobiłem tego, musisz mi zaufać, że postąpiłem dla twojego dobra. Nie przygarnąłem cię, ale jechałem całą drogę za tobą, pilnując, by nic ci się nie stało.
To wyjaśnia czemu wtedy czułam, że ktoś mnie śledzi, śledził mnie. Nie wiem czy powinnam być zła, wesoła, smutna czy zawiedziona. Nie czuję nic prócz pustki. Nic nie czuję.
- Jutro masz dzień wolny w pracy i postanowiłem cię gdzieś zabrać, masz lęk wysokości ?
- Nie.
Nie czuję nic. Czy to jakiś etap przejściowy ? Nie czucie niczego ?
____________________________________________________________________________________________

 
Nie sprawdziłam tego rozdziału i nie jest najlepszy, ale postaram się przy następnym.
Dobranoc xx
 
/Loveyoursmile



poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Rozdział 26

Przypomnienie:
Całuję jeszcze raz jej usta, lubiąc po prostu ich słodki smak. To nie jest tak, że kocham dwie osoby. Kocham Carmen, do May nic nie czuję, ale jest kimś do kogo chcę wracać. Jest tajemnicą, którą chcę odkryć. Odkryć i chronić...
- Popełniam kolejne głupstwo.
Szepcze do siebie, co udaje mi się usłyszeć. Jednak to ja jestem tym, który będzie żałować. Wiem, że będę żałować. Ale nie powstrzymam tego, nie zrobię tego, bo potrzebuję wracać do jej słodkich ust... Nawet jeżeli nigdy jej nie pokocham.

Odrywamy się od siebie i czuję jego płytki oddech na policzkach. Na co właściwie się zgodziłam ? W pomieszczeniu rozbrzmiewa melodia i podskakuję przestraszona. Rozglądam się nerwowo w poszukiwaniu źródła dźwięku, a kiedy nic nie znajduję, zaczynam naprawdę mieć złe przeczucia.
- Muszę odebrać. Spotkamy się na dolę w restauracji.
Pokazuje mi telefon i wychodzi. Oh.. to tylko telefon. Telefon głupia. Nic strasznego. Telefon.. Gdybyś miała wiedziałabyś co to. Właściwie to miałam, ale nie pamiętam co się z nim stało. Prawdopodobnie miało to związek z Marcelem... nie pamiętam. Minęło sporo lat.

***
- Na czym to będzie polegać ?
Zadaję pytanie, które nurtuje mnie od dłuższego czasu i przygryzam koniec języka.
- Nie wiem, naprawdę nie wiem. Małymi kroczkami sprowadzimy cię na ziemię May.
Wkłada widelec z nadzianym kurczakiem do ust i zaczyna powoli przeżuwać. Przypatruję mu się chwilę, po czym spuszczam wzrok.
- Nie smakuje ci ?
Spoglądam na swój talerz i przeczę głową. Mam dokładnie to samo co on tylko... w prawie nienaruszonej wersji. Jest dobre, ale moje myśli pozbawiają mnie apetytu. Nie chcę tego układu, czy czymkolwiek to jest. Boję się tego. Z minuty na minutę mam co raz więcej wątpliwości i mniej odwagi, by z tego zrezygnować. Próbuję złożyć w głowie zdanie, powiedzieć w delikatny sposób, że chcę się wycofać, ale nie udaje mi się to. Jestem  tchórzem. Nabijam na widelec mięso i gryząc je kilka razy przełykam.
- Masz wątpliwości ?
Patrzę na niego i kiwam głową w potwierdzeniu.
- Mówiłem, że nie możesz o tym myśleć. Czasem jest to najgłupsza rzecz jaką robią ludzie May.
Spogląda w moje oczy i obniża głos do łagodnej melodii.
- Myślą o rzeczach, które wcale nie potrzebują ich uwagi. Zaczynają dostrzegać co raz więcej i to prowadzi do problemów. Nie zawsze trzeba myśleć, czasem decyzje podjęte w pierwszych sekundach okazują się tymi najlepszymi. Po porostu nie myśl, nie zrobię niczego, na co nie wyrazisz zgody.
Zaczynam myśleć nad jego słowami i chociaż chcę, by mnie uspokoiły to nie działa.
- Czego tak naprawdę chcesz May ?
- Chcę, by strach mógł wyjść i nie wracał już.
Szepcze cicho. Nie boję się go.
- Obiecuję sprawić, by tak się stało.
Boje się go, ale przyzwyczaiłam się do tego, że jest. Nawet jeżeli nie chcę, on jest. Nabijam kawałek pomidora na widelec i rozgryzając na mniejsze kawałki połykam. Dokładnie to samo robię z pozostałą częścią dania. Oboje zjadamy swój posiłek w milczeniu. Może nie tylko ja czuję się w tej sytuacji obco.
- Zabrałaś wszystko z pokoju ?
Nie miałam nic prócz swoich ubrań, których nawet nie zdejmowałam jedynie trampki, ale mam je na nogach...co miałabym zabierać ? Kiwam na potwierdzenie.
- W takim razie wymelduję nas i zawiozę cię do twojego mieszkania. Będę na recepcji.
Wstaje z miejsca, zasuwając krzesło i ślad po nim zanika... tak samo, jak moja siła w ostatnich dniach....
________________________________________________________________
________________________
(Zayn)
 


- Przyjadę dzisiaj po ciebie do pracy. Zabiorę cię gdzieś.
- Gdzie ?
- Gdzieś, chyba musisz mnie trochę poznać.
Spoglądam na jej drobną osobę, wymuszając uśmiech. W poplątanych włosach wygląda dość niewinnie, jest osobą, która nigdy nie pasowała i nie będzie pasować do mojego świata. May jest zbyt niewinna i roztargniona, za bardzo skrzywdzona, by choć przez pięć minut posmakować mojego życia. Wciągnęliby ją od razu i zjedli żywcem, nie dając nawet mrugnąć okiem. Może być odskocznią, tymczasowym hobby, ale nikim ważnym dla ludzi jak ja. Nie uważam jej za gorszą, uważam ją za zbyt słabą. Zwyczajnie nie chcę, aby kiedykolwiek stała się jej krzywda. Chcę ją tylko naprawić, a później odejść. Nie jest dla mnie. Intrygująca, ale nie dla mnie. Trzaska drzwiami, a kiedy widzę jak znika za drzwiami odjeżdżam, włączając się do ruchu. Carmen... prostuję rękę, a później zginam ją w łokciu, spoglądając na zegarek. Za dziesięć jedenasta. Przecieram twarz dłońmi i wzdycham cicho. Za pięć czternasta wylatuje do Misigen. Kurwa.. nie chcę, by tam leciała. Zatrzymuję się na czerwonym świetle, spoglądając na miejsce pasażera. Kilka minut temu zajmowała je May. Mam tydzień na naprawienie jej. O ile nie zepsuję wszystkiego dzisiaj. Później ona znika, a ja szykuję się do poślubienia Carmen. Jezu... kim ja kurwa jestem...
________________________________________________________________
______________________
 

- Mayer, możemy porozmawiać ?
Idę za szefem do jego biura, wymyślając milion powodów dla których mnie chce. Przysiadam na krześle przed jego biurkiem, kiedy on zajmuje miejsce dokładnie za nim.
- Mamy problem...
Drapie się po trochę za długiej brodzie i wbija swoje oczy we mnie.
- Tańczyłaś kiedyś na rurze mam rację ?
Dlaczego on.. po co.. skąd to wie ? Kiwam głową, a jego zdenerwowanie się pogłębia. Boże...
- Jeżeli zatańczysz tego wieczoru jeden taniec, zerwę twoją dotychczasową umowę i zatrudnię cię na stałe oraz dużo zapłacę za dzisiaj. Gość specjalny, nie mam żadnych doświadczonych tancerek, nie mam w ogóle tancerek. Ale jest zbyt ważny bym mu odmówił. Przyjmij moją ofertę i zatańcz dla niego dziesięcio minutowy taniec, a zapłacę ci tysiąc funtów.
Tysiąc funtów ? Za dziesięć minut tańca ? Jezu.... mogłabym za to odbić się od dna.
- Jeżeli nikt mnie nie dotknie, zrobię to.
- Sophia przygotuje ci małą scenę i podstawie ochroniarza, tylko proszę zrób to najlepiej jak umiesz.
Kiwam w zgodzie. 10 minut, tysiąc funtów, stała praca i na dzisiejszy wieczór zapewnioną mam nietykalność. Wytrzymam to... tylko ten jeden raz.

***
- Puść ją !
Moje ciało zostaje uniesione, a później zaciągnięte brutalnie do windy.
- Co ty tam kurwa robiłaś May?!
Strach miażdży mi płuca. Próbuję udzielić odpowiedzi Zynowi, ale nie umiem. Wystraszył mnie śmiertelnie, kiedy wtargnął na scenę krzycząc i siłą wyprowadził z klubu.
- Celowo zwolniłem cię z firmy, byś przestała to robić, a ty co ? Widzę cię dziś na scenie tańczącą ! Tak nie pozbędziesz się przeszłości May !
- Ty mnie zwolniłeś ?
Nie pan Vancse ? On.
Zaczynam płakać, widząc w nim kogoś innego, niż osobę za jaką go uważałam.
- Wiesz co, by teraz ze mną było gdybym nie znalazła następnego dnia tej pracy ? Prawdopodobnie leżała bym już nie żywa. Nie zrobiłam nic złego, starałam się, a ty w celu.. niby pomocy skazałeś mnie na śmierć.
Mój głos jest piskliwy, a po policzkach ściekają łzy.
- Ani razu nie pomyślałam, że to ty... Zaufałam ci. Wiedziałeś, że potrzebowałam pracy.
- May uspokój się.
Przyciąga mnie do siebie mimo mojej szarpaniny.
- Posłuchaj mnie. Pracujesz w barze mojego dłużnika. To ja tamtego dnia przed restauracją nasłałem na ciebie faceta z ulotką w sprawie pracy. Nie zostawiłbym cię na lodzie. Nie jestem potworem May. Po za tym praca z nieba od tak nie spada.
- Nie chcę tego słuchać.
- Ale będziesz słuchać.
Otacza mnie ciaśniej ramieniem i wciska na moje usta pocałunek.
-  Czemu tam tańczyłaś ?
- To tylko j.jeden taniec.
Szloch wydobywa się z moich ust, a kiedy próbuję się uwolnić, obejmuje mnie żelaznym uściskiem.
- Czemu to zrobiłaś ?
- O.on mnie poprosił, zapłaci, a ja potrzebuję pieniędzy.
- Kto cię poprosił ?
- Mój szef.
Kiwa głową w zrozumieniu, a zaraz po tym zaciska mocno szczękę. Wyprowadza mnie z windy i prowadzi na zewnątrz. Mam na sobie swój służbowy strój i chyba straciłam pracę po scenie jaką Zayn urządził. Zatrzymujemy się pod jego samochodem, do którego każe mi wsiąść, zatrzaskuje za mną drzwi i opiera się o maskę. Widzę jego plecy zakryte czarną marynarką i dłonie, które zaciskają się w pięść, spoczywając po obu stronach jego ciała. Rozważam nad tym, by wysiąść i spróbować coś powiedzieć, ale uprzedza mnie i wsiada.
- Muszę iść porozmawiać z twoim szefem. Ty tu zostajesz May i nie waż się wychodzić. Wrócę za pięć minut.
Po nim zostaje tylko zapach, a ja nie wiedzieć czemu znowu zaczynam płakać...
_____________________________________________________________________________________________

 
Następny rozdział będzie we wtorek lub środę :D
I mam nadzieję, że będzie długi.
Nasza May troszkę roztargniona, nie boi się, boi się Zayna.
No i wyszło skąd ta praca...
 Miłego dnia :D
 
/Loveyoursmile
 

piątek, 22 sierpnia 2014

Wróciłam :D

Hey guys !!!
 
 
A więc przed wczoraj wróciłam do kraju i napisałam już dla was pół rozdziału :D
W związku z tym.... rozdział 26 pojawi się do końca tygodnia. W 90% myślę, że będzie jutro, ale gdyby nie to w niedzielę na 10000000% :D
Dziękuję, że czekałyście cierpliwie, już nie planuje więcej was na tak długo zostawiać...
To do następnego :D
Za każdym razem kiedy wchodzę na bloga, serce mi rośnie do niemożliwych rozmiarów, przepełnione miłością, a wszystko dlatego, że jesteście tu Wy <3
 
/Loveyoursmile
 


piątek, 8 sierpnia 2014

Rozdział 25

- May ?
Czuję uścisk na ramieniu, a całe moje ciało wprawiane zostaje w ruchy za sprawą potrząsania. Przecieram dłonią zmęczone oczy, rzęsy skleiły mi się po przez wyschnięte łzy. Wyglądam przez boczne okno, ale jedyne co jestem w stanie zauważyć to ciemność przysłaniającą wszystko grubą kurtyną.
- Gdzie jesteśmy ?
Mamroczę niewyraźnie i spoglądam na Zayna.
- Pod hotelem na obrzeżach miasta.
Kiwam w zrozumieniu i odpinam swoje pasy bezpieczeństwa. Po tym jak kompletnie się rozkleiłam po prostu usnęłam.
- Temperatura na zewnątrz mocno spadła. Załóż to.
Sięga na tylne siedzenia i podaje mi jego marynarkę.
- Nie trzeba.
- Owszem trzeba.
Mówi stanowczo. Wkładam ręce w długie rękawy i stwierdzam, że 240 litrowy worek na śmieci nie byłby o tyle za duży, co to.
- Chodźmy.
Wychodzę z samochodu zaraz po Maliku i obchodzę pojazd stając przed nim. Droga nie jest oświetlona i nawet nie wiem na czym stoję.
- Tędy.
Widzę ciemną sylwetkę mężczyzny poruszającą się do przodu, więc doganiam go nie chcąc zostać w tyle. Na zewnątrz rzeczywiście jest zimno i gdyby nie ciepłe okrycie wyzionęłabym ducha. Nadeptuję na coś miękkiego i przyśpieszam w strachu, po czym potykam się i wpadam na plecy Zayna.
-Przepraszam pana.. ja tylko..
Zaczynam się tłumaczyć, czując jak ciepło oblewa moje zmarznięte policzki.
- W porządku May. Idziemy.
Łapię moją dłoń i trzyma w mocnym uścisku, prowadząc za sobą. Trafiamy na oświetlony latarniami plac i kierujemy się do wysokiego budynku z podświetlanym na niebiesko szyldem.
- Przodem.
Mężczyzna przytrzymuje mi drzwi i czeka, aż wejdę. Trafiamy na przestronne lobby w odcieniach czerwieni i śliwki. Zatrzymujemy się przed dębowym kontuarem, a złoty dzwoneczek staje się ofiarą mojego towarzysza.
- Idź usiądź, przyjdę jak wszystko załatwię.
Wskazuje mi brązową kanapę w rogu tuż obok łysego drzewka w donicy. Robię o co prosi i po prostu przechodzę przez pomieszczenie, zajmując na niej miejsce. Powieki niemal mi się zamykają, ale walczę ze sennością. Nie jestem pewna co do godziny, ale sądzę, że jest grubo po północy. Dotykam opuszkami palców swojej rozciętej wargi i krzywię się wyczuwając dużą gulkę. Nieźle mi przyłożyłeś. Czasem decyzję, które podejmujemy wcale nie są dobre, mogą się takie wydawać na początku, ale później wokół tworzą wiele zniszczeń, albo niosą gniew. Zasłużyłam na to, by dostać. Popełniłam wielkie głupstwo mówiąc Marcelowi, że zamierzam odejść. Ale kiedy wtargnął do mojej sypialni pijany, siłą ściągając z łóżka i budząc ze snu... ja po prostu... przestałam panować nad tym co mówię pod wpływem strachu. Odejdę, zrobię to, ale nie teraz, teraz nie mogę.
- Możemy iść.
W ciszy ruszamy do windy, a później pod drzwi pokoju, gdzie za pomocą magnetycznej karty ustępują.
- Wybierz sobie, które chcesz.
Wiem, że odnosi się do dwóch dwuosobowych łóżek. Przysiadam na tym od ściany i zdejmuję jego marynarkę, podczas gdy on zajmuje miejsce na łóżku od okna. Zsuwam z nóg trampki i wchodzę pod kołdrę, nie zdając sobie sprawy z tego, że jest tu znacznie cieplej niż w mojej sypialni. Jestem po prostu zbyt zmęczona, by przejmować się czymkolwiek.
- Możesz spać spokojnie May, będę czuwał.
Ostatnie co widzę to światło pochodzące od jego telefonu, później zasypiam.

***
- Wyspałaś się ?
Kiwam głową, odrywając twarz od poduszki. Odkrywam się, odrzucając kołdrę na bok i po przetarciu twarzy siadam na łóżku. Miałam spokojny sen i mam nadzieję, że on również.
- May, musisz mi powiedzieć dlaczego on cię uderzył.
Przeczesuje swoje czarne włosy i wbija twardy wzrok we mnie.
- Zasłużyłam.
Wypuszczam poszarpany oddech i nabieram nowy.
- Czym ?
- Powiedziałam za dużo, sprzeciwiłam mu się.
- To nie jest powód, by kogoś bić.. zwłaszcza kobietę.
Wzruszam ramionami i naciągam na swoje stopy trampki, widząc, że on swoje buty ma na nogach.
- Myślałem o twoich wczorajszych słowach.
Przeciera dłońmi twarz i wstaje z miejsca zarzucając na ramiona marynarkę.
- Mogę ci pomóc. Nie jestem ślepy i widzę jak reagujesz na ludzi, a zwłaszcza mężczyzn. Mogę ci po prostu pomóc wrócić do normalnego życia bez ciągłego strachu.
- Jak ?
- Znajdę sposób. Musisz tylko mi zaufać i przyjąć moją propozycję.
- Ja...ja muszę..
- Nie May. Nie możesz nad tym myśleć. Po prostu musisz powiedzieć tak lub nie.
Podchodzi do mnie, unosząc z miejsca i zmuszając bym stanęła przed nim.
- Wiesz, że cię nie skrzywdzę.
Muska moje usta uważając na ranę.
- A to jest pierwszy krok do normalności. Powiedz tylko tak i odwzajemnij ten pocałunek.
Znowu muska moje usta, tym razem bardziej lubieżnie.
- Więc ?
- Tak.
Szepcze w jego wargi i tracę kontrolę.
Moje ciało to jedno, a umysł i serce drugie....

_______________________________________________________________________________
______________________________
(Zayn)
 
Wiem, że powinienem to przerwać. Zagłębiam się w nieczystą grę. Ale mój rozum to jedno, a serce i ciało to drugie. Kiedy twoje myśli szaleją, szukasz dla nich ujścia, próbujesz myśleć o czymś innym, Jest znacznie ciężej kiedy tym czymś jest osoba. Zamknięta w sobie, nie dająca się poznać. Jest ciężej kiedy legniesz do niej mimo woli. Całuję jeszcze raz jej usta, lubiąc po prostu ich słodki smak. To nie jest tak, że kocham dwie osoby. Kocham Carmen, do May nic nie czuję, ale jest kimś do kogo chcę wracać. Jest tajemnicą, którą chcę odkryć. Odkryć i chronić...
- Popełniam kolejne głupstwo.
Szepcze do siebie, co udaje mi się usłyszeć. Jednak to ja jestem tym, który będzie żałować. Wiem, że będę żałować. Ale nie powstrzymam tego, nie zrobię tego, bo potrzebuję wracać do jej słodkich ust... Nawet jeżeli nigdy jej nie pokocham.
 
____________________________________________________________________________________
 
 
No to wiecie już trochę o uczuciach Zayna :D
To wasze komentarze zmotywowały mnie do napisanie tego rozdziału w miarę szybko, za co ogromnie dziękuję.
 
Teraz trochę gorsza sprawa, jutro z samego rana wyjeżdżam za granicę, dość daleko.
Mają być to moje wakacje, wracam za dwa tygodnie.
Wiem, że to bardzo długo, ale kiedy wrócę zrekompensuję wam to nowymi rozdziałami i cóż może przez ten czas napiszę jeden ogromnie długi rozdział.
Nie odchodźcie, bo bez was umrę (jestem śmiertelnie poważna).
Mam najlepszych czytelników jakich tylko mogłam mieć.
Dziękuję wam za to i chyba jeszcze tego nie robiłam, więc życzę każdemu z osobna wspaniałych wakacji. 
Jeżeli będziecie mieli pytania, piszcie śmiało do mnie na twittera @NaLove_29, jak tylko złapię wi-fi odpowiem.
 
Love you so much <33333333333
 
/Loveyoursmile


czwartek, 7 sierpnia 2014

Rozdział 24

Lawiruję między pełnymi piwa skrzynkami, ściskając w dłoni dwie główki butelek czystej wódki. Wychodzę na główną salę baru, od razu trafiając za ladę. Potykam się o własne nogi, kiedy w ekstremalnym tempie próbuję obsłużyć klienta. Zagryzam wargę w zdenerwowaniu i syczę głośno. Pieczenie rozchodzi się po całych ustach, a na języku czuję metaliczny smak krwi. Ranka na moich ustach przez moją nieuwagę znowu stała się świeża, a strupek który się zdążył zrobić odpadł. Odwracam się plecami do klientów i delikatnie ocieram rękawem usta. Podaję pełen kufel piwa siwemu mężczyźnie i idę na koniec, gdzie czekają kolejne zamówienia. Druga barmanka dołącza do mnie po kilku minutach, odciążając częściowo z pracy. Dzisiejszej nocy do lokalu przybywają tłumy, a nie pamiętam, żebyśmy coś rozdawali.
- Zajmij się tamtym.
Ścięta na Boba blondynka imieniem Sophia szepcze gorączkowo, kiwając w lewo i wraca do wydawania kolejnych drinków. Obracam się i zamieram w miejscu. Moje serce przyśpiesza, wybijając nie równy rytm. Na drżących nogach czmycham do lady na lewo i przeklinam tego człowieka. Jego czujny wzrok, utkwiony jest w moich ustach, więc automatycznie ocieram rękawem wargę.
- C.co podać ?
- Co się stało May ?
Ignorują jego stanowczy głos, domagający się prawdy. Prawda jest zbyt żenująca.
- N..nic. Whisky z colą ?
- Wodę.
Podaję mu butelkę wody i zamierzam odejść. Ale zamierzać to ja sobie mogę.
- Nie skończyłem Mayer. Chcę usłyszeć z twoich ust prawdę.
Kolejny klient obok Malika spada mi z nieba. Obsługuję go, tkwiąc pod czujnym okiem Zayn.
- Będę tu do końca twojej zmiany. Nie odpuszczę Mayer.
Kiwam głową w zrozumieniu i znikam zdala od niego. Gdzieś w środku tli się nadzieja, że może jednak da sobie spokój. Do końca zostało tylko pół godziny, a ludzi wciąż przybywa. Czy w nocy poważni biznesmeni nie powinni spać, zmęczeni natłokiem myśli związanych z pracą ?

***
Zjeżdżam windą do lobby i szybkim krokiem opuszczam miejsce pracy. Po Zaynie nie ma śladu. Chłodne powietrze atakuje mnie, przypominając o braku płaszcza. Rękaw bluzki przytykam do wargi tamując sączącą się krew i ruszam w kierunku mieszkania.
- Zapraszam May.
Przede mną wyrasta Zayn, a jego głos jest jak brzytwa. W jednej sekundzie przecina cały mój wewnętrzny spokój, pozostawiając strach i złość. Otwiera mi drzwi, a kiedy nie wsiadam pogania ruchem ręki. Moje dłonie drżą, a samochód wypełnia się ciszą, kiedy jedziemy.
Zatrzymujemy się na opustoszałym parkingu i silnik gaśnie. Przełykam ślinę i zerkam na Malika. Dłonie wciąż zaciska na kierownicy, a rysy twarzy stały się ostrzejsze.
- Powiedz mi co się stało.
Uciekam od jego wzroku i biorę mały oddech.
- N.nic, ja tylko... potknęłam się i przegryzłam sobie wargę.
- Chcę słyszeć prawdę.
- T.to jest prawda.
- A twój policzek ? Jest czerwony przez ścianę, która cię uderzyła ?
Jego głos unosi się kilka tonów. Kręcę głową i łapię klamkę. Otwieram drzwi i wysiadam. Wycofuję się, nie chcę mu mówić. Ruszam parkingiem, ale jestem złapana i na nowo skierowana w stronę samochodu.
- Prawdę. Mów. Prawdę.
Syczy powoli każde słowo w moim kierunku. Zaprzeczam ruchami głowy i spuszczam wzrok.
- Wiesz, że nienawidzę ludzi, którzy kłamią. Trafisz na moją czarną listę.
Próbuję go wyminąć, gdy czuję zbierające się pod powiekami łzy. Blokuje mi drogę i łapie za biodra przyciskając do karoserii samochodu. Klnie pod nosem.
- Nie wypuszczę cię puki nie powiesz mi prawdy.
Prawie krzyczy. Unosi moją brodę i wypala dziury swoimi oczami w moich.
- Kto ci to zrobił ?
- Nikt.
- Mayer, do cholery ! Tracę cierpliwość.
Szlocham, mimo że żadna łza nie opuszcza moich oczu. Jestem trzymana w żelaznym uścisku, a jego palce wbijające się w moje biodro sprawiają ból.
- Kto?
Jego głos staje się niemożliwie niski i przeraża mnie to bardziej niż jego krzyk. Potrząsa mną mocno i właśnie w tym momencie coś we mnie pęka. Coś złamało się w moim sercu i psychice.
- Mój chłopak.
Piszczę cicho i zaczynam płakać. Nie z powodu krzywdy czy strach, płaczę, bo nigdy nie czułam się tak słaba, jak teraz. Czuję wargi Malika na swoich, gdy zaczyna je delikatnie muskać. Tym razem to nie działa. Płaczę głośniej, a moje gardło zaciska się boleśnie. Złamałeś mnie Zayn, zepsułeś mnie.
- Nie płacz.
Przyciska mnie do siebie i wydaje się być spanikowany. Pociągam nosem i chowam się w jego ramionach.
- Nie boję się pana.
Nie boję się twojego dotyku Zayn. Nie boję się tego.
- May, kim jest twój chłopak ?
- Alkoholikiem.
Wiem, że nie o to pyta, ale nie zdradzę jego imienia i nazwiska.
- Czemu cały czas pana spotykam ?
Zanoszę się szlochem i wycieram policzki.
- Nie mam pojęcia.
Wzdycha i otwiera za mną drzwi pasażera. To nie była szczera odpowiedź.
- Wsiadaj, jest zimno.
Rozdziela nasze ciała i idzie od strony kierowcy. Odpala samochód i podkręca ogrzewanie na max.
- Zabiorę cię gdzieś, a rano dostarczę pod twoje mieszkanie.
Mówi mi i zerka na mnie.
- Będę tego żałował.
Szepcze cicho do siebie i wyjeżdża z parkingu....
__________________________________________________________________________________________________________

 
Ten rozdział miał być ciekawy, ale stało się tak, że to następny będzie tym fajnym :D
Ok, więc doszliśmy do momentu, w którym nastąpi swego rodzaju przełom w opowiadaniu.
Do wiecie się o czym mówię w następnym rozdziale, pojawi się on późnym wieczorem lub późno w nocy.
Przepraszam, że nie zdążyłam z 24 na wczoraj i dziękuję za cierpliwość.
 
/Loveyoursmile