poniedziałek, 26 maja 2014

Rozdział 12

Mój głos jest cienki i bardzo słaby.
- May...
- Nie mogę, chcę zapomnieć.
- Zrobimy inaczej... opowiedz mi do tego momentu, którego jesteś wstanie.
Przełykam gulę i kiwam w zgodzie.
- Kiedy pan wyszedł.. o..on tam przyszedł, mówił, że wróci i wrócił. Ja krzyczałam, broniłam się...
Staram się opanować drżenie głosu, które narasta.
- Uderzył mnie, po.. wtedy to zrobił...
Chcę mówić mu dalej, ale mój głos cichnie. Tracę dźwięk, a w gardle kołkiem staje język. Muszę stąd uciec.
- Znasz jego imię lub nazwisko, pseudonim jakim się posługuję ?
Milczę, przekazując mu ruchami głowy negatywną odpowiedź.
- Powinnaś się napić, uspokoisz się trochę.
Podsuwa w moją stronę kieliszek i napełnia go do połowy cieczą, kiwając głową w jego stronę. Niezdecydowanym ruchem łapię nóżkę naczynia i przywieram ustami do ścianek szkła. Ciecz rozlewa się po wszystkich ściankach przełyku, zostawiając po sobie palące uczucie. Na podniebieniu czuję kwaśno-słodki smak. Wiem, że alkohol na strach jest dobry, ale nie zawsze skuteczny. Jest dobry na natychmiastową potrzebę oderwania i zapomnienia, na wytworzenie mgły, która przyćmi nasz umysł, ale nie działa wiecznie i odchodzi równie szybko jak przychodzi.
- Dlaczego boisz się pana Vancsa ?
- Nie boję się.
Szepcze cicho, ale na tyle głośno, by mnie usłyszał.
- Mówiłem ci coś o kłamstwie Mayer. Skrzywdził cię w jakiś sposób ?
- Nie.
Jeszcze nie. Jego spojrzenie tkwi wbite głęboko we mnie. Czeka na odpowiedź, inną odpowiedź, a jego cierpliwość wydaje się ulatniać.
- Boisz się mnie, mam rację ?
Przytakuję mu.
- I słusznie panno Mayer...
Zapada między nami przerażając cisza i mam okazję by wsłuchać się w piosenkę. Kobieta ochrypłym głosem śpiewa o krzywdzie i losie, niszczącym ludzi. Ironia ? Spoglądam na mojego szefa i próbuję odgadnąć jego imię, wiem, że je znam, nie mogę tylko przypomnieć sobie jak brzmi.
- Nie wiem czy powinienem się w to ingerować, ale wydaje mi się, że powinnaś pójść do lekarza po tym co zaszło... mógł wyrządzić ci krzywdę.
- Wiem.
I tak nie pójdę, nie chcę ich współczucia, nie chcę odpowiadać na te wszystkie pytania, już raz przez to przeszłam.
- W najbliższym czasie dostaniesz wezwanie z sądu. Chcę byś stawiła się na tej rozprawie. Jeżeli chcesz się czegoś dowiedzieć, masz prawo pytać mnie lub mogę zaaranżować spotkanie z moim prawnikiem.
Oh... nie dobrze mi... jeszcze więcej facetów.
- Nie trzeba.
- Musisz się stawić przed sądem, nie próbuj przed tym uciekać okej ?
Okej ? Jego ton głosu jest ostrzegawczy, nieznoszący sprzeciwu. Przytakuję i zaczynam bawić się końcami swojego swetra.
- Niech ta rozmowa zostanie między nami, mogę ci ufać prawda ?
Mierze się z jego ciemnymi oczami i przełykam ślinę. Ponownie mu przytakuję.
- Czy.. możemy już wracać ?
Pytam niepewna jego reakcji.
- Jak najbardziej.. i tak ciężko się z panią dogadać, panno Mayer.
Posyła mi ciepły uśmiech. "Jest w nim trochę człowieczeństwa". Podnosi się ze swojego miejsca, więc robię to samo, zabierając swój płaszcz. Puszcza mnie przodem, więc kroczę ostrożnie do wind. Czuję wzrok kelnerek na sobie i jest to dość nie zręczne. Rachunek..
- P.. panie Malik, nie zapłaciliśmy...
Mówię mu drżącym i przejętym głosem. Na twarzy mężczyzny rozpościera się jeszcze szerszy uśmiech, a oczy wydają się delikatnie błyszczeć. Jest widocznie rozbawiony moimi zachowaniem, co kompletnie zbija mnie z pantałyku.
- Sześćdziesiąt procent tego klubu jest moje, jestem współwłaścicielem, ja nie płacę. Zabrałem cię tu, ponieważ w tamtym lokalu ściany mają uszy, pamiętaj o tym na przyszłość.
Świetnie, mogłam się tego spodziewać... pewnie połowa klubów Londynu to jego własność... Zjeżdżamy windą do holu, po czym wychodzimy na zewnątrz mijając nadal długą kolejkę. Skoro to jego klub, po co w niej staliśmy ? Wzdrygam się kiedy mnie dotyka i natychmiast odskakuję. Na nowo ogarnia mnie strach, o którym miałam okazję przez chwilę zapomnieć.
- Spokojnie, nie mam zamiaru cię skrzywdzić. Pójdziemy inną drogą, jest późno, odwiozę cię do domu.
- Nie.
- W tej kwestii nie masz zdania, ja już zadecydowałem. Chyba nie chcesz zostać napadnięta na ulicy ?
Nie chcę, nie chcę też wsiadać do jego samochodu.
- Trochę zaufania, ja cię nim obdarzyłem...
***
Jego samochód nie jest jednym z tych szybkich o niskim zawieszeniu, smukłych i cholernie drogich pojazdów sportowych. Wręcz przeciwnie. Jest jednym z typów aut SUVa. Wysokie, podchodzące pod terenowe. Typem, który osiąga dużą prędkość, a beznadziejna nawierzchnia nie jest przeszkodą. Yeaaa... miałam kiedyś na ten temat wykład u Marcela, wtedy jeszcze był normalny i kochałam go, naprawdę kochałam. Czarne drzwi od wewnątrz odziane kremową tapicerką zatrzaskują się za mną, a pan Malik okrąża samochód. Jest czysto, a zapachowa choinka, która zaczęła się kołysać pod wpływem powietrza, wydziela zapach wanilii. Silnik wydaje warkot, a później cichnie zupełnie jakby nie chodził. Maszyna mknie spokojnie, gładko. Obserwuję z ukosa mojego szefa, jest w zupełności skupiony na jeździe. Opanowany i zamyślony. Zmienia biegi i robi to nie zwykle płynnie. Nie pasuje do tego modelu audi, ale wydaje się kochać ten samochód.
- Przyjemny widok ?
Rumienie się i oczy wbijam w boczną szybę. Dochodzi mnie cichy chichot i w duchu też się śmieję, tylko w duchu, reszta nadal sparaliżowana jest przez lęk. Kiedy prosi udzielam mu cicho wskazówek jak dojechać, a nie długo po tym jesteśmy pod moim budynkiem. Otwieram drzwi i obracam głowę z zamiarem podziękowania. Staram się wydobyć z siebie jakiekolwiek słowa, ale osiągam tylko ciche "dziękuję".
- Cała przyjemność po mojej stronie, mam coś jeszcze dla ciebie.
Sięga do moich kolan i serce mam już w gardle. Niemal zaczynam krzyczeć, kiedy dłonią dotyka moich nóg, ale zmienia kierunek i otwiera schowek. Wyciąga z niego kopertę i podaje mi ją.
- Wypłata, jutro podpiszesz, że odebrałaś. Miłej nocy Mayer.
Kiwam mu i zeskakuję z siedzenia, zamykając drzwi. Szybkim krokiem idę do domu i jest mi głupio, że zobaczył tą ruinę. Zagłębiam się w klatce schodowej i dopiero wtedy słyszę jak odjeżdża. Wypuszczam powietrze ze świstem, gratulując sobie w myślach za przetrwanie. Moje nogi cały czas drżą z nerwów, a wszystkie mięśnie są napięte. Wspinam się po schodach do mieszkania, a po wejściu przemykam się do sypialni. Cicho zamykam drzwi i odwracam się, ściągając płaszcz. Wpadam na kant komody, wydając z siebie pisk. Marcel leży na ziemie wzdłuż łóżka, pochrapując cicho. Mały taboret jest przewrócony obok jego nóg. Mamrocze coś pod nosem i wierci się. Wstrzymuję oddech, kiedy przewraca się na plecy, ale nie budzi się. Zabieram kołdrę i idę spać do salonu na kanapę... Nim jednak oddaje się snu, sprawdzam zawartość koperty. Kwota jest wyższa niż powinna i jestem pewna, ze nastąpiła pomyłka. Zamierzam jutro zwrócić różnicę, ale mimo to, świadomość, że mam pieniądze, sprawia, że zasypiam spokojna. Spokojna, bo jutro będę mogła pójść i zjeść coś normalnego. Spokojna, bo zostaje mi trochę pieniędzy. Pieniędzy, które mogę odłożyć i pewnego dnia uciec z tego miasta....
______________________________________________________________________________________________

 
Dzisiaj troszkę nudno...
Następna część pojawi się pod koniec tygodnia...
Ogromne dzięki za komentarze i za wasz czas poświęcony na czytanie...
 
 
/Loveyoursmile


poniedziałek, 19 maja 2014

Rozdział 11

Czytam jego słowa jeszcze raz i jeszcze. Zapisałam już sobie treść w pamięci, ale nie mogę się powstrzymać i po raz enty odczytuję wyrazy. Ma piękne pismo, schludne, lekko pochyłe i widać na pierwszy rzut ok, że pisane przez mężczyznę, ale jest piękne... zupełnie inne od tych, które widziałam. "Oczekuję z  tobą spotkania w najbliższym czasie". Żołądek przewraca mi się na drugą stronę i gdyby nie fakt, że jest pusty zwróciłabym jedzenie na myśl o sam na sam z mężczyzną. Nie jestem jeszcze gotowa, minęło dopiero kilka dni. Nie doszłam do siebie po pierwszym razie, a teraz kiedy zostałam .... ja mam spotkać się z panem Malikiem... on przecież posunął się znacznie dalej niż pan Vancs, którego się obawiam. Gniotę kartkę i wciskam ją w kieszeń poplamionych jeansów, cóż pralka nie działa, a skończyło się mydło bym mogła uprać je w zlewie. Mój płaszcz wciąż ma dziurę na łokciu, ale przynajmniej utrzymuję ciepło. Pozbywam się wszystkich swoich ciuchów i podchodzę do wieszaków, by wybrać jakiś strój. Nie narzucają nam konkretnego modelu ubierań na każdy wieczór, mamy prawo same decydować, ale musimy korzystać z garderoby jaką zapewnia nam kierownik czy szef. Jestem zaskoczona, kiedy natrafiam na kilka nowych kompletów. Zdecydowanie więcej zakrywają, równocześnie zachowując w sobie charakter erotyczny. Wybieram pierwszy od końca i ściągam go z wieszaka. Skórzane majtki z wysokim stanem mają po bokach wstawki z przeźroczystej siateczki. Są ciasne co o dziwo sprawia, że czuję się w nich trochę bezpieczniej. Ufam, że ciężko je ściągnąć. Do kompletu jest bralet wykonany w całości z czarnej prześwitującej koronki. Nie podoba mi się on, jest zbyt krótki i mocno uwydatnia moje piersi, ale nie mam już czasu na zmianę. Rozpuszczam włosy w celu zakrycia bielizny i wkładam czerwone szpilki z trzema paseczkami na kostce. Moje serca bije głośno, kiedy opuszczam garderobę i idę w kierunku ogromnej sali. Muzyka jest co raz głośniejsza, a odór papierosów bardziej wyczuwalny. W momencie minięcia proguuderza mnie ciepłe powietrze i zapach potu. Strugi świateł rozprzestrzeniają się po ciemnym pomieszczeniu wypełniając je kolorami. Bar rozciągający się na lewo prezentuje pokaźną ilość alkoholi podświetlonych niebieskimi diodami. Właściwie dopiero teraz zauważam, że niemal wszystko wykonane jest z ciemnego drewna w kompozycji z metalowymi elementami co dodaje nieco przepychu. Przynajmniej nie czuję się tutaj jak w tanim burdelu. "Ta masz burdel w wersji de lux". Zwykły klub. Staję z boku sceny przy schodkach, czekając, aż się zwolni. Ściska mnie w środku ze strachu i zastanawiam się czy on naprawdę już nie wróci tak jak pan Malik obiecał.
***
Minęło trzydzieści minut dokładnie trzydzieści. Widziałam to na zegarze elektrycznym ściany zachodniej. Pan Malik pojawił się na sali, stając na przodzie oglądającego mnie tłumu. Nogi zmiękły mi, a oddech stał się tak ciężki, że zaczął mi sprawiać trudności. Przyłapałam się kilka razy na tym, że wstrzymuję powietrze. Szukałam sobie punktu skupienia, nie chciałam na niego patrzeć, ale moja głowa sama opadała w jego kierunku, a oczy wpatrywały się w mężczyznę. Stał ubrany w ciemne spodnie, w tym świetle wydawały się być czarne. Czarna koszula jest tak dopasowane, że przez myśl przeszło mi iż szyta jest na miarę. Ostatnie guziki ma odpięte, a kołnierzyk z przodu odchylony. Wygląda przystojnie, ale wygląd to jedno, to cząstka całości. W środku może kryć się zimno-krwisty potwór. Pan Malik jest przerażający, jest zły i posuwa się do rzeczy, których nie powinien, ale jako szef jest profesjonalny, troskliwy i wydaje się znać na fachu. Przełykam ślinę, kiedy przez moment w lepszym świetle widzę jego oczy. Wydają się być o kilka tonów ciemniejsze. Niebezpieczne i ciepłe. To połączenie jest niemal nie możliwe, ale nawet kontury jego twarzy wyglądają na łagodne, kiedy szczęka jest mocno zaciśnięta. Wydaje się być sprzeczny sam ze sobą, ale to sprawia, że wygląda naprawdę dobrze. Policzki zdobią się ciemnym zarostem podkreślając jego usta. Zaskakujące, jak dużo dostrzegam w krótkich zerknięciach na niego. Mija kolejne trzydzieści minut, aż wybija dwudziesta druga w nocy, wtedy zostaję zdjęta ze sceny i zastąpiona. Nie wiem co się dzieje, ale idę korytarzem do swojej garderoby. Zastanawiam się czy zrobiłam coś źle. Były na mnie skargi ? Ściągam brwi i zamykam za sobą drzwi. Delikatnie przysiadam na kanapie i kładę łokcie na kolanach. Mam okazję złapać duży oddech, kiedy gula spowodowana strachem trochę ustępuję. Palcem wskazującym pocieram skroń i staram wyswobodzić się z więzi swoich myśli. Chcę odpiąć paseczek na lewej kostce, ale po ścianach rozchodzi się echo pukania do drzwi, po czym one otwierają się. Łapczywie łapię oddech i zaciskam dłonie w pięści z lęku.
- Dobry wieczór Mayer.
Pan Malik... kiwam mu głową, jak zwykle tracąc zdolność mowy.
- Cieszę się, że nowa garderoba pasuje na ciebie.
To on... on kupił mi ciuchy... aghr...
- Dziękuję.
Szepcze, ale wiem, że słyszy.
- Pan Vancs przekazał ci wiadomość prawda ?
Potwierdzam jego słowa skinieniem. Czy on nie miał wyjechać na stałe ?
- Wyjeżdżam w następnym tygodniu panno Mayer.
Wiem, że moje źrenice powiększają się, ale staram się nie okazać zaskoczenia, tym, że opowiedział na moje nie zadane pytanie.
- Jak napisałem, chciałem się z tobą spotkać... Uważam jednak, że to miejsce nie jest najlepsze na sprawy, które potrzebuję poruszyć. Proponuję byśmy udali się do klubu za rogiem.
Mamy przenieść się z klubu do klubu ? I ten klub nie jest odpowiedni, za to tamten tak ? Mam iść z panem Malikiem d.... o kurwa ! Nie.. Dotarło.
- Nie mogę.
Mówię mu i kręcę głową.
- Mayer...
Nie przestaję zaprzeczać ruchami głowy, nie ma mowy...
- Posłuchaj mnie. Dowiedziałem się o tobie kilku ciekawych rzeczy w ostatnim czasie, wiem o tobie więcej niż myślisz. Przebierzesz się i za 15 minut chcę cię zobaczyć przed wyjściem, nie karz bym działał siłą. Zaszkodzi to nam obojgu. Idziemy na spotkanie służbowe, nie mam zamiaru ci nic zrobić.
Wzdrygam się na jego ostry ton i nic już nie robię.
- Cieszę się, że się rozumiemy.
Odwraca się i wychodzi. Szybko pozbywam się ze stóp wysokich butów i zamieniam majtki na swoje. Wciągam na nogi jeansy i wiążę sznurówki zniszczonych trampek. Nie trudzę się zdejmowaniem góry i przeciągam przez głowę luźny, czarny sweter. Nie wiem czy mam jeszcze chwilę czasu, więc zabieram swój płaszcz i orientuję się, że zapomniałam z mieszkania swojej torby. Szybkim krokiem idę do drzwi i zamykam je, po czym wychodzę na mroźne powietrze. Moje ciało od razu zaczyna drżeć, więc naciągam okrycie na ramiona, a dłonie wtykam głęboko w kieszenie. Żałuję, że nie mam przy sobie szalika. Mój oddech widoczny jest w powietrzu i zaczynają mnie piec policzki. Nie ma zimy, ale temperatura zdecydowanie jest minusowa. Stopą kopię dołek w żużlowej nawierzchni, mając nadzieję się ogrzać odrobiną ruchów. W środku wszystkie moje narządy zawiązały się w supeł, bojąc się tego co ma przyjść.
- Jesteś gotowa ?
Słyszę męski głos za sobą, więc odwracam się. Pan Malik na ramiona zarzuconą ma marynarkę, która z pewnością szyta jest na miarę, wcześniej odpięte guziki koszuli zostały zapięte, a kołnierzyk precyzyjnie ułożony. Spoglądam na swój strój i mimo woli krzywię się. Chciałabym kiedyś pójść do sklepu i tak samo jak inni wybrać kilka rzeczy dla siebie, nie martwiąc się, że nie starczy mi na opłaty czy jedzenie. Wzdycham cicho i kiwam głową.
- W takim razie chodźmy.
Rusza, sprawdzając przez ramię czy za nim idę. Dookoła panuje totalna ciemność i tylko uliczne lampy dają światło na małych odcinkach. Słychać trzaski i krzyki lub śmiechy pijanych ludzi, jesteśmy przecież w okolicy gdzie główną atrakcją są kluby, a nocne życie dopiero się rozpoczyna. Przyśpieszam zlęknięta, dorównując kroku mojemu szefowi. Chodnik jest wąski, ale udaje mi się utrzymać dystans. Echem niosą się odgłosy naszych kroków wśród panującej między nami ciszy. Zastanawiam się czemu tu jestem, czemu się nie sprzeciwiłam, ale w głębi duszy wiem, że jestem zbyt tchórzliwa, by to zrobić, zbyt wiele mam do stracenia. Skręcamy za rogiem i skupiam się na swoich krokach.
- Panno Mayer ?
Podnoszę na niego wzrok i widzę lekki uśmieszek.
- To tutaj.
Kieruję spojrzenie przed siebie i wstrzymuję oddech. Szereg ludzi przed nami jest niewyobrażalnie długi, a pogoda nieznośna. Pociągam zmarzniętym nosem i z powrotem patrzę na szefa. Nie robi nic, więc spuszczam głowę i idę na przód, ustawiając się na końcu kolejki. Przede mną stoi para przytulona do siebie, chłopak trzyma dziewczynę w pewnym uścisku, za pewne chcąc ochronić przed zimnem. Próbuję sobie wyobrazić siebie na jej miejscu, jednak w efekcie ściska mnie w środku. Wiem, że ja nie byłabym wstanie wytrzymać czyjegoś dotyku. Skończyłabym płaczem i błaganiem, by mnie puścił. Lekki chichot dochodzi mnie z tyłu więc spoglądam przez ramię na rozbawionego Malika. Marszczę czoło, a on jedynie się uśmiecha. Nogi mi miękną, ale nadal utrzymują mój ciężar. Wyciąga swój telefon, więc odwracam się i skupiam wzrok na płytach chodnikowych, nie chcę wyjść na niegrzeczną czy ciekawską. Poza tym naprawdę jestem przerażona tym wszystkim.
***
Kiedy jesteśmy już prawie przy wejściu moje stopy i palce u rąk są skostniałe. Staram się powstrzymać drżenie ciała. Widzę, jak dwójka ludzi przed nami pokazuje dowody i orientuję się, że ja swojego nie mam.
- P..proszę.. pana...
Słowa grzęzną mi w gardle, kiedy wyobrażam sobie jego złość na informacje, że na darmo staliśmy w kolejce.
- O co chodzi ?
Marszczy brwi, przyglądając mi się ze spokojem... jeszcze.
- Ja.. nie mam dowodu.
Kiwa głową i nie robi nic więcej.
Podchodzę za nim do ochroniarzy, patrząc jak jednemu z nich wręcz dokument.
- Ona jest ze mną.
Obaj kiwają w zrozumieniu, robiąc przejście.
- Miło pana widzieć.
Szef nic im nie odpowiada, tylko spogląda do tyłu na mnie. Kim on do cholery jest ?
- Kobiety przodem.
Zwieszam nisko głowę i idę pierwsza. Trafiamy do holu gdzie są tylko windy i nic więcej.
- Tędy.
Mężczyzna podchodzi do jednego z urządzeń i przywołuje je przyciskiem. Drzwi się rozsuwają, więc wchodzę do środka i postanawiam milczeć tak długo, jak jest mi to dane. Na panelu wciska czwarte, jednocześnie ostatnie piętro i hol znika za metalem. Obserwuję zmieniające się cyfry na wyświetlaczu i pragnę, żeby to trwało dłużej, niż te okrutne kilka sekund. Pomieszczenie, do którego wchodzimy wbija mnie w ziemię. Zrobione zostało na najwyższą klasę, nie ma parkietu, a w zamian poustawiane są pasaże foteli z czarnej skóry, które swoją drogą wyglądają na bardzo wygodne. Tak jak w klubie gdzie pracuję, wzdłuż jednej ze ścian rozciąga się bar podświetlany diodami, wypełniony po brzegi alkoholem. W tle grają niegłośne klubowe piosenki i w całym lokalu przygaszone zostały światła, więc panuje półmrok.
- Podoba ci się ?
Przenoszę wzrok na mężczyznę obok i kiwam mu głową, jest tu inaczej, zupełnie inaczej, spokojniej i aż dziwnie.
- Chodźmy.
Ruszam za nim do jednego z wolnych stolików przy przeszklonej ścianie. Odsuwa dla mnie fotel i z bijącym ze strachu sercem, zasiadam na nim. Nie mija minuta, jak podbiega do nas ładna kelnerka w ciasno związanym kucyku na czubku głowy. Jej ciało opina biała koszula i ołówkowa spódniczka. Dałabym wszystko za jej figurę.
- D..dzień dobry panie Malik. Co mogę podać ?
Zerkam na nią jeszcze raz ze zdziwieniem, widać nie tylko mnie tak przeraża. "Ciebie przeraża każdy osobnik płci męskiej".Spuszczam wzrok, chcąc, by to wszystko dobiegło już końca.
- Formaggio di capra su tost dwa razy....
Fromaggio di... co ?
- Do tego butelkę białego wina... Chablis GrandCru.
- Czy to wszystko ?
- Na tą chwilę wszystko.
Kiwa jej głową, a ona deklarując, że zaraz przyniesie zamówienie i dorzucając trzepot rzęs odchodzi. Wyczuwam jego wzrok na sobie, więc swój przenoszę na szybę i przełykam ślinę. Dopiero teraz zauważam, że widać przez nią drugą stronę wnętrza, również przeszkloną i parkiet, który znajduję się piętro pod nami. W całości zapełniony jest ludźmi, a neonowe światła w piękny sposób odbijają się od ich za pewne rozgrzanej skóry.
- Ustalmy kilka zasad na początek.
Niepewnie wracam do niego wzrokiem, wciągając cicho powietrze.
- Ja obiecam ci, że ta rozmowa nie wyjdzie po za nas, a ty wprost będziesz odpowiadała na moje pytania. Ja gram uczciwie i ty też. Nie próbuj mnie okłamywać, nienawidzę tego... musisz zrozumieć, że chcę ci tylko pomóc, jestem do tego zobowiązany, jako szef mam powinność zapewnić pracownikom
bezpieczeństwo w miejscu pracy.
Kiwam mu głową potwierdzając, że rozumiem. Otwiera usta, by zacząć dalej mówić, ale skutecznie powstrzymuje go kelnerka. Na gładkiej, drewnianej powierzchni stolika stawia przeźroczystą butelkę z blado-żółtą cieczą i dwa kieliszki. Zaraz po tym przede mną, jak i przed panem Malikiem pojawia się talerz z.... z bagietką i czymś. Żołądek podskakuje mi wesoło i wiem, że nawet jeżeli nie jest to dobre, zjadłabym to tylko po to, by nie czuć już głodu.
- Gdyby pan sobie czegoś życzył lub pani, proszę mnie wołać.
Zapala trzy małe świeczki, a w jej głosie da się wyczuć przesadną słodkość, ale mimo wszystko wydaje się być miła...
- Możesz zdjąć płaszcz, przegrzejesz organizm.
Spoglądam w dół... Głupia ! Siedzisz w płaszczu od jakiś 10 minut ! Karcę siebie w myślach i ściągam okrycie, wieszając je na oparciu. Czuję ciepło na policzkach i cieszę się, że jest zbyt ciemno, by zauważył blade rumieńce. Wzdycham pod nosem, a ciągłe uczucie strach staję się już dokuczliwe. Nie podnoszę na niego wzroku od dłuższego czasu, za to jego czuję cały czas na sobie.
- Śmiało, jedz.
Spoglądam na potrawę, próbując wywnioskować co właśnie znajduję się na moim talerzu, ale poza bagietką przecięto wzdłuż, nie wiem czym jest reszta.
- To bagietka czosnkowa zapiekana z serem valbo, żurawiną i rukolą.
Próbuję ukryć ekscytację na spróbowaniem tego i chwytając jedną część, wgryzam się w chrupkie pieczywo. Smakuję dobrze i zatracam się w tym tak bardzo, że przez chwilę nie myślę o niczym innym.
- Co zrobił ci mężczyzna, który napadł cię w garderobie ?
Tracę apetyt, odkładając jedzenie i odwracam głowę w stronę szyby. Niezłe poczucie czasu. Ból odświeża się, a łzy znajdują sobie miejsce pod powiekami.
- Odpowiedz mi May.
Drugi raz używa mojego imienia, ale tym razem jego głos jest czuły i troskliwy.
- Zgwałcił mnie...
Zamykam oczy i wyciera spływającą łzę.
- Wiesz kim on był ?
Kiwam mu głową, a moje gardło zaciska się...
- Potrzebuję od ciebie tych informacji, by zamknąć go w więzieniu. Obiecuję, że więcej go nie spotkasz, tylko współpracuj ze mną... opowiedz mi o tym co się stało..
Kręcę głową.
- Nie chcę...
Mój głos jest cienki i bardzo słaby.
- May...
- Nie mogę, chcę zapomnieć.
- Zrobimy inaczej...
________________________________________________________________________________________


Wiem, wiem... skończyłam w takim momencie, ale lepiej będzie mi zacząć nowy rozdział..
Postaram się by był on jak najszybciej i na pewno nie będziecie tyle czekać.
Mam nadzieję, że nie jest on, aż tak bardzo nudny..
 wszystko małymi kroczkami...
Dziękuję wam wszystkim za taką liczba komentarzy, naprawdę jestem wam wdzięczna za czas jaki poświęcacie na tego bloga i na każdy komentarz..
Jesteście niesamowici i wyjątkowi...
Kocham was.
/ Loveyoursmile
 

piątek, 9 maja 2014

Rozdział 10

Z zamglonego świata próbują wyciągnąć mnie czyjeś dłonie i wiem do kogo należą, ponieważ rozpoznaję ciemną postać.... Jego głos jest kluczem do mojej pamięci. Wystarczył krótki, nie zrozumiały wyraz, który padł z jego ust. Mgła odchodzi, a ja przytomnieje i dokładnie widzę jego twarz. Pozostał niezmieniony. Z ust wydobywam żałosny krzyk i zaczynam się wierzgać, kiedy wbija palce w moje biodra. Próbuję uciec od jego dłoni, które stykają się z moją nagą skórą na brzuchu. Swoimi rękoma próbuję odepchnąć jego. Nogi podrywam do góry i zaczynam kopać, płacząc histerycznie. Siada na mnie przygwożdżając mnie do sofy, po czym wymierzony zostaje mi policzek. Palący ból rozsiewa się po całej lewej części twarzy. Milknę w szoku i przerażeniu. Między zamazanym obrazem widzę ciemne oczy, chowające się pod gęstymi brwiami. Moją prawą pierś boleśnie mocno ściska i jest to pobudzeniem dla mojego głosu. Wołam o pomoc, ale nikt wydaje się nie słyszeć.
- Obiecałem ci, że pewnego dnia dam ci to o czym marzysz... pamiętasz skarbie ?
Piszczę i wyrywam się na wszystkie możliwe sposoby.
- Nikt cię nie słyszy...
Szepta z uśmiechem. Na brodzie ma ślad po głębokim cięciu, blado-różowa blizna. Dochodzi do mnie jego zapach, mieszanka piwa i potu. Przymierza się do zdarcia mojego stanika i  to jest już koniec, moja tląca się nadzieja na uratowanie gaśnie. Nie przestaję się szarpać, ale moja siła znacznie osłabła. Palcem odsuwa moje majtki, kiedy z biustonoszem mu się nie powodzi i sięga do swoich spodni. Dzieje się to drugi raz. Są to sekundy, jak nie jej ułamki. Rozdziera mnie silny ból, kiedy on wpycha się we mnie. Jest za późno. To już się dzieje. Rozrywa mnie.. Płaczę głośno, kiedy on mnie gwałci. Zaprzestaje na chwilę i właśnie wtedy coś go zabiera. Wychodzi i podnosi się na nogi. Klnie po nosem, ale jest to ledwo słyszalne w moim płaczu. Spłoszony ucieka, trzaskając drzwiami.  Zsuwam się na zimną i brudną ziemię, zwijając w kłębek. Moja psychika umiera wraz z częścią mnie. Czuję się brudna z jego dotykiem i zapachem na sobie. Zniszczona, zużyta....
- Jezu ! Mayer..
Spoglądam na mojego szefa, który stoi w progu z wyraźnym szokiem. Mój szloch cały czas rozbrzmiewa w czterech ścianach. Po sekundach tracę widoczność i znowu muszę mrugać, by widzieć cokolwiek.
- O..on.. by.był tu.
Moja histeria znowu nabiera w sile.
- Kto był ?
Nie mogę mu odpowiedzieć, ale dociera do niego. Tak sądzę. Wyraz twarzy zmienia na znacznie surowszy i szybko wycofuje się, niknąc w korytarzu. Widząc swoją jedyną szansę, wstaje na nogi. Po udzie spływa mi stróżka ciepłej krwi i rozmazuje się na kolanach, kiedy złączam je. Wyciągam rulonik pieniędzy, który wpadł pod łóżko i uciekam, jak zrobili to wszyscy. Uciekam w samej bieliźnie, wypadając na ciemne ulice. Mam swój cel i tylko do niego zmierzam.. do mieszkania po to, by schować się światu i od nowa składać życie.

***
Szelest papierowych banknotów jest przyjemny dla uszu, dla wielu to najpiękniejsza melodia niosąca przyjemność.
- Dwa tysiące, zgadza się panno Mayer.
Kiwam głową, bez cienia emocji.
- Mam nadzieję, że w przyszłości unikniemy powtórki takich sytuacji. Do widzenia i miłego dnia.
- Wzajemnie.
Zamykam drzwi, opierając się o nie czołem. Powłoka jest chłodna i przyjemna. Jestem głodna, a moje nerwy, ja... nie umiem opisać mojego stanu. Jestem obca sama dla siebie. Obca i słaba... uwięziona  w klatce z wyobraźnią. Idę do kuchni, gdzie sięgam po biały kubek leżący na stole. Odkręcam kurek w zlewie i napełniam naczynie wodą. Oszukuję żołądek zapychając się płynem, ale po kilku razach wiem, że już nawet to nie jest skuteczne... Otacza mnie cisza z każdej strony, ale czuję się, jakbym utknęła po środku ruchliwej ulicy. W głowie mam chaos, prawdziwe piekło. Zamierzam usiąść przy stole, ale w pomieszczeniu nie ma krzeseł. Chciałabym poczuć z tego powodu frustracje czy chociaż złość, nie czuję jednak nic, prócz ciągłego strachu.

***
Budzę się kiedy słońce wpada do wyziębłego pokoju. Spoglądając na zegarek wiszący na ścianie wiem, że jest południe. Zasnęłam wczesnym rankiem, kiedy to opuściły mnie koszmarne sceny, odgrywane jak tylko zamknęłam oczy. Zawaliłam wczorajszą zmianę, nie pokazując się w pracy. Jestem świadoma tego, że muszę wrócić, co nie znaczy, że gotowa, by działać. Zamykam oczy jeszcze na chwilę i od razu przychodzą do mnie wspomnienia.
Kobieta, jej oczy są podkrążone i nie błyszczą już tak przyjaźnie. Mówią, że oczy są odzwierciedleniem naszej duszy, jeżeli tak to była wrakiem. Jej egzystencja nie była pusta, pozbawiona jakichkolwiek dóbr. Była wartościowa, chroniła mnie i kochała. Nie okazywałam tego, ale to właśnie ją trzymałam w sercu tak długo. Zdążyło już dotrzeć do mnie co wtedy zaszło, ale wcześniej byłam zbyt mała, by to pojąć. Chodziłam po domu i szukałam cię. Błądziłam po pokojach ledwo dosięgając klamek drzwi. W dłoni niosłam swojego misia, uszyłaś mi go. Byłam ubrana w twoją koszulę do spania, obciętą u dołu, ponieważ była za długa. To była moja jedyna piżama. Szukałam cię... Pamiętam.. Wiedziałam, że mogę Ciebie nie zastać, często cię nie było. Trafiłam do twojej sypialni, byłaś tam, spałaś na ziemi. Chciałam podejść, ale on też tam był. Szybko uciekłam chowając się do naszej kryjówki. Zawsze mówiłaś bym się chowała, chroniłaś mnie....Czekałam tam, aż nastała noc. Bałam się ciemności. Czekałam aż przyjdziesz, ale nie przyszłaś do mnie... Zaczęłam płakać....
Wiedziałam, że masz ciężko, żałowałam cię. Teraz na to patrząc... nie czuję nic, nawet smutku. Nie umiem wybaczyć ci rzeczy, które mi zrobiliście... wy..
Szybko otwieram oczy, kiedy moje myśli zaczynają zmieniać kierunek. Przełykam ślinę, nabierając powietrza. Kolejny raz muszę przedzierać się przez przeszłość. Nie chodzi o to, że tego chcę i robię to świadomie. To samo wraca..

*** (2 dni później)
Wracam do klubu, mimo swojego stanu. Chcę się zwolnić, ale odsuwam te myśli od siebie. Uciekając od wszystkiego nie pomogę sobie. Nie poradzę sobie bez pieniędzy.
Przy wejściu łapie mnie Vancs i zachowuje się normalnie, a nawet dziwnie. Nie wspomina nic o mojej nieobecności.
- Pan Malik przed wczoraj wyjechał, zostawił dla ciebie wiadomość kochanie.
Jest mi duszno, kiedy do mnie mówi. Jego ostatnie słowa wywołują u mnie ciarki. Zachowuję sporą odległość, ale wiem, że może ją złamać.
- Zaczekasz czy chcesz wejść ?
Patrzy na mnie wyczekująco, kiwając głową na swoje biuro.
- Zaczekam.
Mija chwila, jak wychodzi z kopertą dla mnie i mi ją wręcza.
-Miłej pracy panno Mayer.. ach później dostarczę pani należne*.
Kiwam mu i oddalam się.
Kiedy tylko wchodzę do garderoby, rozrywam papiery i siadam pod drzwiami, patrzenie na sofę przyprawia mnie o mdłości, nie potrafię na niej usiąść. Rozwijam kartkę i widzę linijki starannych liter.
"Pan Vancs dostał informację, że masz urlop okolicznościowy* i wrócisz kiedy pozałatwiasz sprawy rodzinne. Gdyby nie stan rzeczy, miałbym powinność cię za to zwolnić...  Oczekuję z  tobą spotkania w najbliższym czasie.
On już nie wróci, masz moje słowo.

Zayn Malik"
______________________________________________________________________
 
*Należne- inaczej wypłata.
* Urlop okolicznościowy- przysługuje pracownikowi w związku z ważnym wydarzeniem rodzinnym.
 
Od razu mówię, jeżeli czegoś nie rozumiecie piszcie, wyjaśnię.
Na początku pisało mi się dobrze, ale później wena ze mnie uleciała i pisałam to na siłę, dla tego też rozdział jest jaki jest.
Jeżeli ktoś nie złapał, "ciemną postacią" jest mężczyzna, który wcześniej wkradł się do garderoby, ale więcej o nim dowiecie się nie długo...
To tyle...
Dziękuję za komentarze i dziękuję też tym osobą za to, że poświęcają swój czas i energię na pisanie ich ily <3

Jeszcze jedno, gdybyście się nudzili zapraszam na moje wcześniej opowiadanie już skończone :D ----> Story Of My Life
 
/Loveyoursmile
 
 

czwartek, 8 maja 2014

Kolejna nominacja

Liebsten Blog Awards
Zostałam nominowana przez: Frist Forbidden Love


Otrzymane pytania i odpowiedzi:

1. Dokąd wybrałabyś się na wymarzoną podróż?
Do Australii, jest to coś bardzo odległego i właśnie dlatego budzi moją ciekawość.

2. Od jak dawna piszesz?
Od około półtora roku, może dwóch lat..

3. Do jakich fandomów należysz?
Głownie to do Directioners, tam udzielam się najwięcej. Przy innych fandomach jestem tylko fanką.

4. Jaki jest twój serial?
Nie oglądam seriali XD, chociaż przymierzam się do "Pretty Little Liars"

5. Czym się interesujesz?
Ogółem muzyką.

6. Jaka jest twoja ulubiona aktorka?
Lily Collins.

7. Jaki film ostatnio widziałaś?
"Inna kobieta" jak dla mnie świetna komedia.

8. Co sprawia, że jesteś szczęśliwa?
Muzyka i Wy.

9. Czym jest dla ciebie przyjaźń?
Wszystkim, nie mogłabym bez tego żyć.

10. Jak często się uśmiechasz?
Codziennie.



Moje pytania:
1. Co jest twoją inspiracją, co pomaga ci w pisaniu ?
2. Kolor ścian w twoim pokoju ?
3. Jakie jest twoje największe marzenie ?
4. Gdybyś miała możliwość pojechania na jakiś koncert, to kogo byś wybrała ?
5. Imprezowiczka czy raczej domatorka ?
6. Bez czego nie mogłabyś żyć ?
7. Film jaki ostatnio obejrzałaś?
8. Czego nie lubisz w ludziach ?
9. Książka, którą byś poleciła ?
10. Motto życiowe ?
11. Najbardziej szalona rzecz, jaką zrobiłaś ?


Nominuję:
http://forbidden-love-malik-ff.blogspot.com/
http://onedirectioncalemojezycie.blogspot.com/
http://biggestsecret97.blogspot.com/
http://prohibited-fanfiction.blogspot.com/




poniedziałek, 5 maja 2014

Rozdział 9

- Zapłacę ci dwa tysiące jeżeli zatańczysz dla mnie...
Wciągam powietrze tak gwałtownie, że aż zaczynam się nim dusić. Kręcę głową, nie umiejąc wydobyć z siebie słów.
- Mayer, potrzebujesz pieniędzy, oferuję ci pomoc.
Prosisz mnie o prywatny taniec ! "Cholernie drogi prywatny taniec".
- Czemu pan chce mi pomóc ?
- A czemu ty nie chcesz przyjąć pomocy ?
- J..ja nie mogę dla pana zatańczyć..
- Dlaczego? Pracujesz tańcząc, w czym tkwi twój problem ?
W tobie. Inaczej zdobędę te pieniądze. Przez napiwki. "A zdajesz sobie sprawę, że środa jest jutro?" Kręcę do niego głową, nie zatańczę.
- Możemy ustalić zasady.
- J.jakie zasady ?
- Nie chcesz brać udziału w prywatnych tańcach, bo się czegoś wyraźnie boisz. Ustalmy co to takiego, a do tych czynów nie dojdzie.
Kurwa. Boje się płci przeciwnej i co teraz ? Nie odzywam się dłuższą chwilę, a on wyraźnie zaczyna tracić cierpliwość. Jego żuchwa jest wyraźniejsza niż chwilę temu.
- Inaczej... jeżeli dam ci słowo, że podczas twojego przedstawienia nie zbliżę się do ciebie, przyjmiesz moją propozycję ?
Zamierzam zaprzeczyć, ale moje drugie ja, to rozsądne i silne, nie pozwala mi. Wiem, że ma racje. Potrzebuję pieniędzy, a przecież tańczę codziennie, tym razem będzie tak samo, z tymże dla jednej osoby. Powiedział, że mnie nie dotknie. Nie powinien kłamać prawda?  Jest moim szefem, nie wypada mu... Nim zdążę podjąć decyzje, moje nerwy mają już własną odpowiedź. Kiwam głową w zgodzie, a na twarzy pana Malika pojawia się cwany uśmiech. Zła decyzja.
- Bardzo się cieszę. Zawiadomię inną tancerkę, żeby cię dzisiaj zastąpiła, a ty się przygotuj. 20 minut panno Mayer.
O kurwa, na co ja się zgodziłam ! Wychodzę z jego gabinetu bez słowa i jestem przerażona jak jasny chuj. To nie ma prawa się udać. Wchodzę do swojej garderoby obok, zakluczając za sobą drzwi. Moje ręce drżą, co sprawia mi trudności z przebraniem się. Zużyte jeansy zastępuję czarnymi, mocno wyciętymi majtkami. Do kompletu jest stanik tego samego koloru, zdobiony u dołu koronką, który od razu zakrywam skąpą, prześwitującą halką. W gardle utworzyła mi się gula i zdaje sobie sprawę, że przez dłuższy czas nie przełykałam śliny. Przysiadam na kanapie, sięgając po skórzane kozaki.
- Wolałbym gdybyś założyła zwykłe szpilki.
Podskakuję na męski głos. Spoglądam w kierunku, z którego dochodzi i widzę przed drzwiami pana Malika. Jakim cudem ? Odrzucam buty i sięgam po zwykłe szpilki z centymetrową platformą. Wsuwam je na nogi i podnoszę się gotowa. Moje kolana uginają się pode mną, ale próbuję to ukryć. Szef przechodzi obok mnie i rozsiada się na sofie. "Zapytaj czy podać mu popcorn.". Moja podświadomość robi sobie żarty, kiedy mi naprawdę nie jest do śmiechu. Stoję twarzą w twarz z koszmarem, który mnie niszczy, mam przed sobą drogę do przeszłości, która w jednej chwili może stać się teraźniejszością i mnie zabić.
- Możesz zacząć.
Dostaje gęsiej skórki pod jego bacznym spojrzeniem. Zamykam oczy próbując się wczuć, ale towarzyszy mi strach, że podczas mojej nie uwagi on zdoła się do mnie zbliżyć. Próbuję seksownie przeczesać dłonią włosy, których nie zdążyłam związać i zjeżdżam nią niżej po szyi na dekolt. Poruszam biodrami i trafiam na blokadę, którą tworzy moje ciało. Staram się opanować emocje, ale nie potrafię. Potykam się o własne nogi i mało co nie padam przed nim na kolana.
- Rozluźnij się kochanie.
Ignoruję drżenie ciała i zaczynam od nowa. Zapłaci mi za to... spokojnie, dostanę pieniądze, zapłacę i będzie jak dawniej. Oczy zaczynają mnie piec i wiem, że jeżeli uniosę powieki do góry, polecą z nich  łzy. Nie chodzi tu o strach czy pana Malika. Chodzi o to co właśnie robię, jak ciężką walkę prowadzę. Chodzi o to gdzie jestem i do czego się zmuszam. Chodzi o to, że działam, sama sobie zadając ciosy skutkujące bólem. Zmierzam drogą mojej matki, chociaż nigdy tego nie chciałam. Była piękną kobietą... Zaciskam usta, kiedy czuję jak drżą. Boli mnie szczęka, którą nie świadomie mocno zaciskam. Słyszę syk i muszę otworzyć oczy, by mieć pewność, że nadal mam swoją przestrzeń. Obraz jest nie wyraźny, lekko poszarzały, zamglony. Pan Malik nadal siedzi, ale wyraz jego twarzy zmienił się. Zagryza dolną wargę, a jego policzki są lekko poczerwieniałe. Nie mogę dostrzec co kryją jego tęczówki, ale oczy wydają się być otwarte szerzej niż zwykle. Palce obu rąk wbił w skórzane obicie sofy, zaciskając mocno. Z powrotem zamykam oczy, kiedy nie mogę już nic dostrzec przez łzy. Nabieram w płuca powietrze, które i tak przytrzymam dłużej niż powinnam. Zapominam o oddychaniu. Za jego prośbą zdejmuję halkę, odrzucając ją gdzieś na bok. Kręci mi się przy tym w głowie, ale nie pokazuję tego. Skupiam się na odliczeniu czasu do końca, na przetrwaniu tego.
- Mogę stąd policzyć każdą twoją kość.
Cisza.
- Na co potrzebne ci te pieniądze May ?
Cisza.
Cisza.
Cisza.
- May ?
- Potrzebuję.
Pierwszy raz usłyszałam dzisiaj z jego ust swoje imię i brzmi dosyć dziwnie.
- Nie każ mi użyć siły, by to z ciebie wyciągnąć.
- Na czy..czynsz.
Ponownie zapada cisza i tak mija dwadzieścia minut. W kompletnym milczeniu i chyba wolałam jak mówił. Próbuję wytrzymać do chwili, w której minie pół godziny, ale nie daję rady. Nie mam w sobie siły, by tańczyć, a od kilku minut napływające łzy się nasilają. Spoglądam na zegarek na ścianie i po kilku chwilach walki ze ostrością, widzę pięć minut do końca. Robię co mogę, ale kiedy kucam i upadam na kolana, nie jestem już wstanie się podnieść. Moje mięśnie nie reaguję na polecenia.
- N..nie mogę.
Kwilę cicho, a pierwsze łzy ukazują się na policzkach. Czuję się jak podczas ciężkiej choroby, kiedy to człowiek nie może nic zrobić, wycieńczony do granic możliwości.
- Przepraszam pana.
Szeptam i wycieram łzy.
- W porządku kochanie...
Jego czarne trapery pojawiają się w zasięgu mojego wzroku, po czym wyciąga do mnie dłoń.
- To co ci obiecałem.
Rulonik z pieniędzmi opada na ziemię przede mną i zostaję sama. Biorę je i zaciskam mocno w pięści. Do chodzę do sofy i opadam na nią przymykając powieki. Zwijam się w kłębek izolując od wszystkiego, po czym na moment tracę świadomość... Z zamglonego świata próbują wyciągnąć mnie czyjeś dłonie i wiem do kogo należą, ponieważ rozpoznaję ciemną postać....

__________________________________________________________________________________________________

 
Nie sprawdzałam tej części, nie wiem nawet czy zdania do siebie pasują, ale jestem już spóźniona, bo część miała być wczoraj, za co przepraszam.
Sprawdzę ją w najbliższym czasie.
 
/Loveyoursmile
 
 
 

sobota, 3 maja 2014

Zwiastun

Hej kochani, mam dla was oficjalny zwiastun dla tegoż to opowiadania "Promise ?" mam nadzieję, że chociaż troszeczkę wam się spodoba...

 
został wykonany przez Flawless, ta dziewczyna jest niesamowita i z całego serca jej dziękuję <3
 
Teraz jeszcze druga sprawa, pojawił się dwie zakładki, jedna to właśnie "Trailer", a druga to "Wasze Blogi", jeżeli chcecie, by wasz blog został umieszczony na tej liście, wystarczy, że wejdziecie w zakładkę i w komentarzu podacie link do niego, na pewno go dodam i na niego zajrzę :D
 
 To teraz piszcie co sądzicie o zwiastunie (oczywiście, jeżeli chcecie), jestem ciekawa waszych opinii.. <3<3<3
 
/Loveyoursmile

piątek, 2 maja 2014

Rozdział 8

- A ja się dowiem co to takiego...
Panika, lęk, przerażenie, utrata panowania, zaćmienie myśli, kierowanie się emocjami. Każda z tych rzeczy powiązana jest ze sobą grubą liną. Tworzą gruby mur, pośród, którego przyszło mi utknąć. Otwieram usta, by zacząć krzyczeć, zamierzam powiedzieć mu jaką psychiczną krzywdę mi wyrządził, ale on po prostu wychodzi. Robi to tak szybko, że nawet nie zdążam zaczerpnąć oddechu. Ogarnia mnie tak silny strach, że czuję ból rozprzestrzeniający się wewnątrz. Palce wplątuję we włosy i ciągnę za nie mocno, próbuję odwrócić swoje myśli, ale wszystkie krążą wokół jednego. Bieg wśród gwiazd... mój błąd... nadal czuję brudną wodę kałuży na policzku i słyszę swój krzyk. Krzyk małej, przerażonej dziewczynki, wołającej o pomoc. Płaczącej głośno, wijącej się z bólu. Krzyk dziewczynki, porzuconej, pozostawionej bez pomocy w czarną noc. On też to robił, brutalnie atakował moje usta. Teraz już nie umiem sobie z tym radzić. Ten uraz w mojej głowie jest nieuleczalny i każdego dnia pracy tutaj, czuję, że jest gorzej. Zaczynam krążyć po pokoju w te i z powrotem, aż wypuszczam z ust wszystko co we mnie siedzi. Krzyczę histerycznie do momentu, w którym mój głos słabnie i staje się zachrypnięty... Nienawidzę go... pana Malika.. nienawidzę wszystkich mężczyzn świata.

***
Wchodzę na scenę spóźniona o pełną godzinę. Czuję się niewiarygodnie słaba i bezbronna. Zdołałam wmówić sobie, że za parę dni wszystko minie, on wyjedzie tak, jak mówił, a ja będę żyła w dwie osoby jak przedtem. Wszystko minie. Mężczyźni z widowni, wydają z siebie burknięcie nie zadowolenia, a w moich oczach stoją łzy. Nie mam siły, by tańczyć. Nie mam nawet siły, by panować nad swoimi emocjami. Okręcam się na rurze, kiedy jakiś napalony facet wkracza na podest. Biegnie w moim kierunku i wbija kościste palce w moje biodra, krzycząc coś, czego nie rozumiem. Ciągnie mnie za sobą, ale ochroniarze reagują na tyle szybko, że jestem uwolniona. Coś miażdży moje płuca, sprawiając, że nie mogę oddychać.
- Zastąpię cię.
Kiwam głową na znak zrozumienia do tancerki, która zjawiła się przy mnie i zbiegając po schodkach, biegnę wprost na czarny korytarz. Zatrzaskuję, za sobą drzwi nowej garderoby i osuwam się po nich. Bawi cię to tam na górze prawda ? Wycieram mokry nos rękawem skąpego stroju, po czym dłonią przykrywam usta tłumiąc w nich szloch. Nie mam już siły podnosić się i wyłazić z czarnej dziury, w którą los mnie ciągle spycha, łatwiej jest w niej zostać.
- Mayer !
Słyszę głos Vancsa za drewnianą powłoką, więc szybko przekręcam zamek w drzwiach ciesząc się, że nie wydał żadnego dźwięku. Doczłapując się pod sofę zakładam na siebie płaszcz, którego szef puszcza na jednym z rękawów podczas mojej szarpaniny z założeniem go. Zapinam wszystkie guziki i na gołe nogi wciągam swoje trampki. Wszystko robię machinalnie, zostałam wyprana ze wszystkich uczuć, pozostawiona tylko ze strachem. Otwieram drzwi mierząc się z kiedyś szefem.
- Pan Malik zajął się już tym wtargnięciem, nie będzie miał on tu wstępu.
Zaczyna mówić od razu, ciskając kolejne słowa jak pioruny. Nie mam pojęcia czemu mi to mówi, może ma taki obowiązek... Kiwam głową, wymijając go grzecznie. Słyszę jak wzdycha i mówi, że zobaczymy się jutro. Wychodzę z klubu i ocieram łzy, które stale zamazują mi widoczność. Cieszę się, że moje nogi są wstanie wykonywać swoją prace, kiedy wszystko inne przestało prawidłowo funkcjonować....

***
 Minęły 3 dni od tamtego... tamtych incydentów. Skłamałabym mówiąc, że jest już normalnie, bo wcale nie jest. Moje myśli nie mogą uwolnić się od tych rzeczy, a świadomość, że to wszystko może się powtórzyć przytłacza mnie swoim ciężarem. Zmierzam w kierunku drzwi, wiedząc, że nieproszony gość nie zamierza się poddać. Kiedy naciskam klamkę, jedna śrubka odpada, ale ignoruję to. Zdarza się. "W tym mieszkaniu wszystko się zdarza". Przybieram sztuczny uśmiech, nie wiedząc jeszcze, kogo przyszło mi witać.
- Dzień dobry.
Szlak jasny !
- Dzień dobry.
Czuję jak kolory odpływają mi z twarzy, a moje powitanie bardziej brzmi jak pytanie.
- Nigdy nie mogę żadnego z was zastać.
Kiwam mu głową w potwierdzeniu.
- Wczoraj minął termin zapłaty czynszu... Wiem, że płacicie mi trochę później, kiedy dostajecie pensje, ale to był trzeci czynsz, który nie został opłacony.
Co ?
- Jeżeli nie spłacicie mi zaległości tym razem, proszę abyście opuścili mieszkanie.
- Ale... jest pan pewny, że nie zapłaciliśmy ? Marcel, on miał panu zapłacić.
Widzę, jak wykrzywi usta w kpiącym uśmiech i kręci głową.
- Nie próbuj dzieciaku na mnie takich sztuczek.
Chciałabym, żeby tak było.
- Przyjdę w środę. Dwa tysiące funtów panno Mayer.
Kiwam głową, a on odchodzi. Kiedy jego siwe włosy nikną za rogiem zamykam drzwi. Co kurwa Marcel zrobił z pieniędzmi, które rzekomo przeznaczał na czynsz ? "Idź spytaj w monopolowym". Opadam na kanapę w salonie i zakrywam dłońmi oczy. Dwa tysiące funtów to moja cała wypłata, którą dostaje w piątek. Skąd mam wziąć pieniądze na środę ?
Nie wiem ile czasu mija, ale kiedy wracam na ziemię, za oknem zaczyna się ściemniać. Rozważyłam wszystkie opcje, nawet tą z umową i wszystko odrzuciłam. Nie jestem gotowa na tego typu rzeczy. Nie jestem moją matką..... chcę cofnąć to o czym pomyślałam, ale jest za późno....

***
 Kiedy wchodzę do budynku mam nadzieję, że nie spotkam pana Malika, jak udawało mi się przez te kilka dni. Idę pod biuro Vancsa, zamierzam poprosić go o wcześniejsze wydanie wypłaty. Pukam delikatni w drzwi i słyszę pozwolenie na wejście. Przełykam ślinę i ze wzrokiem wbitym w ziemię, wchodzę do środka.
- Och panna Mayer !
Unoszę na niego głowę i widzę, że nie jesteśmy sami. Kulę się pod groźnym spojrzeniem pana Malika, przeszywającym każdy minimetr mojego ciała.
- Co cię sprowadza ?
Vancs wychodzi zza biurka i przysiada na jego skraju.
- Ja..j..ja przyjdę później.
Obaj bacznie mnie obserwują i jest to bardziej niż krępujące.
- Proszę mówić teraz.
Głos kierownika, chyba tak mogę go nazywać, jest twardy, nie znoszący sprzeciwu. Spoglądam na czarnowłosego, siedzi na fotelu przy meblu i dalej nie wzruszenie wywierca we mnie dziurę.
- Ja..chcia..łam spytać czy mogłab.bym dostać wcześniej wypłatę ? Potrzebuję... pieniędzy.
Głos drży mi bardzo.
- Przykro mi, nie jest to możliwe.
Kiwam w zrozumieniu głową i kieruję się do drzwi. Bo co niby mam zrobić ?
- Do widzenia.
Nabieram powietrza w płuca, kiedy drzwi się za mną zamykają. Czemu do cholery na niego trafiłam ? Idę przebrać się w krótką szmatkę do garderoby. Po 20 minutach wychodzę gotowa i wstrzymuję powietrze, kiedy przechodzę obok jego biura.
- Mayer !
On mnie kurwa obserwuje przez te kamery !
- Mam dla ciebie propozycję, zapraszam.
Uchyla mi drzwi, dając znak bym weszła... Oby nie była to kolejna umowa, proszę. Zasiada za swoim biurkiem, odchylając się na krześle do tyłu i luzując siwy krawat.
- Zapłacę ci dwa tysiące... za prywatny taniec dla mnie...
___________________________________________________________________________________________________

 
Następny rozdział pojawi się myślę... że jeszcze w tym tygodniu :D
Dziękuję wam za wszystkie komentarze pod ostatnim rozdziałem..
 
 
/Loveyoursmile