poniedziałek, 30 czerwca 2014

Rozdział 16

Moje nogi plączą się kiedy wybiegam na zewnątrz, a łzy przysłaniają mi świat. Deszcz doszczętnie przemacza moje ubrania w przeciągu minuty. To jakaś pieprzona zemsta ? Za co ? Kładę zwinięte w pięści dłonie na kolanach i pochylam się szlochając. Przez płacz nie mogę złapać oddechu. Słyszę hałasy idealnie rozchodzące się po ścianach klubu za mną. Mogłam się poprawić... Pasek torby osuwa się z mojego ramienia i bagaż spada tuż pod moje nogi. Skąd ja teraz wezmę te cholerne pieniądze ? Tracę równowagę i mało brakuje bym upadła. Zduszone jęki wychodzę z moich ust, idąc w przestrzeń. Z całych sił próbuję być twarda, ale ciężko taką grać kiedy w środku nic z ciebie już prawie nie zostaje. Prostuję swoje plecy i palcami lewej dłoni ścieram z policzków łzy. Poszukam pracy gdzie indziej... Co ja mówię.. Kto da mi pracę ? Podnoszę swoje mokre rzeczy z chodnika i rozglądam się poszukując czegokolwiek, taksówki, autobusu, ludzi... czegokolwiek.

***
Wbiegam po starych schodach do mieszkania, wyzbywając się uczucia, że ktoś mnie śledzi. Ktoś za mną jechał... to nie była moja wyobraźnia. Szybko przekraczam próg lokum, trzaskając za sobą drzwiami i opieram czoło o chłodne drewno. Jestem roztrzęsiona i nie mogę powstrzymać drżenia ciała. Nerwy zdobywają co raz wyższe poziomy, aż zaczynam krzyczeć. Moja torba ląduje gdzieś w głębi mieszkania, a rzeczy leżące na komodzie obok z hukiem lądują na ziemi po kontakcie z moją ręką. Nienawidzę życia !

***
Stolik przede mną pokrywa się talerzami i kubkiem gorącego trunku. Żołądek mam już pełny, ale zmuszam się do ostatnich kęsów tym samym kończąc posiłek. Skoro w najbliższym czasie umrę z głodu czy czegokolwiek, to przynajmniej będę pamiętała smak tego śniadania. Smak ciepłej herbaty, zapiekanki i jajecznicy z chrupkim bekonem. Będę to pamiętała. Ze skórzanego pokrowca wyciągam paragon, po czym oddaję wszystkie pieniądze jakie posiadałam. Po przeszukaniu rano całego mieszkania uzbierałam 8 funtów. Wystraczająco. Zabieram swój płaszcz i starannie zasuwam krzesło. Bar jest jednym z najtańszych w tym mieście, ale jednocześnie utrzymany w rodzinnej atmosferze. Cóż nie ma tu nawet za dużo kelnerek, tylko jedna zapewne jakoś spokrewniona ze starszą kobietą, która trzyma to wszystko w ryzach. Za pewne ceni tradycję i stara się, by żadne z angielskich dań nie poszło w zapomnienie. Pcham przed siebie ciężkie, szklane drzwi i wychodzę na zmoczony londyńskim deszcze chodnik.
- Przepraszam.. może pani szuka pracy ?
Mężczyzna łapie mnie za ramię i obraca w swoją stronę.
- S..słucham ?
Mrugam kilkakrotnie w zaskoczeniu i  podnosząc na niego wzrok.
- Szuka pani pracy ?
W osłupieniu spoglądam na jego ręce, gdzie trzyma ulotkę jakiegoś klubu, nerwowo ją gniotąc.
- Szukam...
Moja odpowiedź nabrała barwę pytania, ale jestem zbyt oszołomiona, by móc to poprawić.
- Z nieba mi pani spada. Tydzień temu otworzony został bar, na rogu ulicy St. Egerton Crescent i nigdy nie pomyślałbym, że znalezienie pracownika okażę się tak trudne. Chętnych jest dużo, ale to praca nocna, co niestety wyklucza większość przypadków...
To jest sen ? Czy ktoś mnie wkręca ? Praca sama nie przychodzi.
- Pasuję pani ?
- S.słucham ?
Mężczyzna uśmiecha się lekko, a ja czerwienię.
- Zapytałem czy odpowiadałoby pani, gdybym zostawił dokładny adres baru i numer telefon, a pani by się stawiła tam dzisiaj w wolnym czasie. Wszystko byłoby do ugadania z szefem, przedstawiłby pani warunki..
- T.tak.. pasuję.
- W porządku.
Z wewnętrznej kieszeni marynarki wyjmuje długopis i na zgniecionej ulotce zaczyna wypisywać dane.
- Dziękuję.
Mówi i podaje mi zwitek. Przez chwilę mam wątpliwości, czy może jest to niebezpieczne i ma drugie dno, jednak kiedy uśmiecha się miło tracę je. Mężczyzna odchodzi w tłum i znika mi z oczu.

***
- Zaczniesz od jutra w porządku ?
Przytakuję.
- Przygotuję na jutro umowę oferującą miesięczny okres próbny, jeżeli dobrze się spiszesz zatrudnię cię. Chyba wszystko omówiliśmy. Jeden z pracowników nauczy cię jutro obsługiwać kasę, gdybyś miała jakieś pytania dostałaś mój numer. Ah zapomniałbym o twoich danych osobowych. Imię i nazwisko ?
Wiercę się nerwowo na krześle, czując nieprzyjemny strach w jego towarzystwie.
- May Mayer.
- Imiona rodziców ?
- Clara i..
Zasycha mi w gardle, a imię nie chce opuścić moich ust. Wspomnienia szybko wracają i zaczynają się nasilać, ale za wszelką cenę próbuję je odepchnąć.
- i Alberth.
- Kiedy się urodziłaś ?
- 12 maja 1994
- Adres zamieszkania ?
Wzdycham ciężko i pocieram dłońmi o materiał spodni.
- 74 Gorge St. W1H 77T, United Kingdom.
- Mam już wszystko.
Mój pracodawca wstaje z miejsca więc robię to samo. Jest nawet miły i podchodzi pod wiek 40 lat, ale jest coś w nim, co nie pozwala mi mu ufać. Kurze łapki zdobią jego oczy, ale siwe włosy nie są widoczne. Krawat idealnie dopasowany ma pod siwy garnitur i wygląda na człowieka, którego obchodzą tylko konkretne sprawy nie poboczne wątki.

***
Otulam swoje ciało ciaśniej płaszczem, sprawdzając czy oby na pewno zapięte są wszystkie guziki. Wtykam ręce głęboko w kieszenie, a głowę spuszczam nisko, próbując się jakoś ogrzać. Co prawda śnieg nie zalega na chodnikach, ale mróz nie odpuszcza. Zima dobiega końca, właściwie to powinna już odejść. Droga do mieszkania z mojego nowego miejsca pracy jest dłuższa, niż ta z klubu, a pensja wydawana co tydzień osiąga 250 funtów, gdy będę to odkładać, miesięcznie wyjdzie około 1000. Liczy się jednak fakt, że będę miała na rachunki. Nie będę musiała też tańczyć, wystarczy, że stanę za ladą i podam zamówione drinki...

***
Już prawie uspokoiłam drżenie rąk, a pomyłki na kasie przestały się zdarzać.
- Dwa razy Red Label z lodem dla pana.
Stawiam na ladzie pokrytej czarnym marmurem dwie szklanki wypełnione cieczą. "Będzie lepiej, początki są najgorsze". Mówi mi moja podświadomość. Obracam się zamierzając przejść na drugi koniec baru, ale momentalnie staję w miejscu. Brązowe tęczówki wypalają we mnie dziurę. Obie dłonie oparte są o blat, a on sam luźno spoczywa na barowym krześle. Nawet z tej odległości widzę jak policzki zdobią się pięknie, dłuższym niż zwykle zarostem. "Rusz się, bo robisz z siebie idiotkę". Co mam mu powiedzieć ? Hej czemu mnie obserwujesz i czemu tu przyszedłeś ? "Zapytaj o jego zamówienie". Poprawiam nerwowo włosy i na drżących nogach do niego podchodzę.
- Miło cię widzieć May.
Uśmiecham się, a przynajmniej staram.
- Dzień dobry.
Mój głos znowu drży. Cholera.
- Co podać ?
- Brandy z lodem.
Niemrawo kiwam głową i zabieram się za przygotowywanie alkoholu. Jego spojrzenie cały czas mnie prześladuje. Prawie wylewam napój, kiedy widzę jak przygryza wargę.
- Proszę.
Stawiam przed nim szkoło i wbijam na kasę zamówienie, drukując paragon.
- May..
Spoglądam na niego, czekając aż coś powie.
- Gdybyś chciała wrócić do pracy... do klubu, wystarczy, że mi powiesz.
Kiwam mu głową, teraz na pewno tego nie zrobię, ale może kiedyś.
- Ustalono następną rozprawę, byłem nie dawno w kancelarii i mam twoje wezwanie. Pozwolono mi dostarczyć ci je osobiście.
Podaje mi białą kopertę, a kiedy po nią sięgam nasze dłonie się stykają, powodując, że zalewa mnie nieprzyjemne uczucie.
- Przyjadę po ciebie przed rozprawą, musisz mi zaufać, że tak będzie bezpieczniej.
O czym on mówi ? Czemu "tak, będzie bezpieczniej" ? Natychmiastowo czuję, jak zalewa mnie strach, a włoski na karku stają dęba.
- Cz.czemu bę..
- To nie jest rozmowa na teraz, po prostu mi zaufaj. Nic ci nie grozi, w porządku ?
Zmuszam się do przytaknięcie, nawet jeżeli najmniejsza cząstka mnie w to nie wierzy.
- Jak podoba ci się nowa praca ?
Rozmowa jaką prowadzimy wydaje się być.. co najmniej dziwna.
- Jest.... dobra.
Uśmiech wstępuje na jego twarz i nie wiedzieć czemu w moim ciele rozlewa się ciepło.
To co powstaję wewnątrz mnie kiedyś miało już miejsce...

___________________________________________________________________________________________________________

 
Od razu wyjaśniam czemu tych dwóch rozdziałów nie ma jeszcze na blogu.
Domyślałam się, że wyjdzie z tego mały konflikt, ale nie poprawiłam tego i teraz mam.
Macie pełne prawo być na mnie źli i rozumiem wasze zdenerwowanie.
Nie napisałam wam, że liczę tydzień od czwartku czyli dnia w którym dodałam 15 rozdział.
Przepraszam was za to nie porozumienie, naprawdę więcej to nie będzie miało miejsca.
Dzisiaj macie rozdział 16, a na jutro napiszę rozdział 17 i do piątku postaram się jeszcze o 18.
Naprawdę mi przykro, bo się na mnie zawiedliście.
Druga sprawa...
 Została naprawiona usterka w moim telefonie, tak więc od teraz będę mogła odpowiadać na wasze komentarze, a jeżeli macie do mnie jakieś pytania piszcie tu lub na twittera @NaLove_29.
 
PRZEPRASZAM WAS NAJMOCNIEJ !
 
Ach jeszcze jedno, taka mała podpowiedź do ostatniego rozdziału, a właściwie jego końca, czarne pudełeczko miałam na myśli takie, w którym daje się kolczyki czy pierścionek.
I jeszcze jedno jeżeli nie pasują wam takie przeskoki w czasie, jakie robię, napiszcie i to zmienię.
 
/Loveyoursmile



czwartek, 26 czerwca 2014

Rozdział 15

MUZYKA

Kim ona jest ? Pytanie wbija się w drogę moich myśli, krążąc między nimi.
- Usiądź.
Kieruje mnie, wskazując na krzesło na przeciw jego biurka. Podchodzę w jego kierunku i odsuwam je z lekkim szmerem. Chcę zadać mu pytanie kim była kobieta, ale wydaje się być to nie odpowiednie. Nie dopuszczam do tego, by zwykła ciekawość zaczęła mną kierować, po prostu milczę.
- Jak się czujesz ?
Marszczę brwi na jego pytanie, spodziewałam się wszystkiego, a przynajmniej większości, ale nie pytania o moje samopoczucie.
- Dobrze..
Przeciągam ostatnią głoskę, brzmiąc trochę niepewnie. Sięga dłonią pod biurko, a po chwili słyszę trzaśnięcie szuflady. Wyciąga przede mnie papiery i uśmiecha się ciepło. Marszczę brwi, kolejna umowa ?
- Skierowanie na badania.
Wyjaśnia nim zdążam zapytać.
- Proszę wykonaj je jak najszybciej, potrzebne są konkretne dowody na napaść seksualną. Sąd wierzy twoim słową, notabene mężczyzna był wcześniej karany, jednak prawo potrzebuje uzasadnienia.
Głupie prawo.
- Staw się proszę jutro o wskazanej godzinie w szpitalu st. Thomas'a, wszystko masz podane na tych kartkach. Na recepcji wręcz komukolwiek dwie ostatnie strony, będą wiedzieli o co chodzi. Twoim zadaniem jest tylko tam być i pozwolić się przebadać. Czy wszystko rozumiesz ?
Tak. "Nie słyszy twoich myśli". Nie byłabym tego taka pewna.
- Rozumiem.
Odbieram koszulkę z plikiem spiętych spinaczem kartek i spuszczam na nie wzrok.
- Gdyby pojawiły się jakieś problemy, między arkuszami znajdziesz wpiętą moją wizytówkę ze służbowym numerem telefonu, nie wahaj się dzwonić.
Ha ha. Trzeba mieć najpierw urządzenie zwane telefonem komórkowy, a później umieć je obsłużyć. Wzdycham w akompaniamencie wstydu i kiwam mu głową. Gdyby wiedział jaka bieda zagląda mi w oczy, nie chciałby nawet na mnie patrzeć. Biznesmenom nie wypada rozmawiać z łazarzami, to czy to robią zależy od tego jak bardzo przejmują się krytyką czy też uwielbieniem. Jest zbyt dużo ludzi, którzy boją spojrzeć się na tych, których fortuna nie obdażyła, albo też wstydzą się ich. Dlatego większość ukrywa za ubraniem i dobrą miną to, jak nędzne warunki do życia mają.
- May?
Mrugam w zaskoczeniu, kiedy dociera mnie głos szefa.
- Nie słuchałaś co mówiłem.
- Przepraszam.
Zalewam się rumieńcem i garbię na siedzeniu.
- W koszulce masz pieniądze na dojazd, nie zgub niczego i możesz iść przygotować się do pracy.
Wstaję i dziękuję mu serdecznie, po czym wychodzę.
Niektóre sytuacje nie powinny mieć prawa bytu.

***
Wybija piąta wieczorem, kiedy opuszczam teren szpitala, zaszywając się na tylnych miejscach taksówki skulona i wbita w siedzenie. Mogę odetchnąć. Z pewnością jest to ulga nie tylko dla mnie, ale też całego personelu placówki. Mieli mnie dość. Po tym jak błagałam o zmianę lekarza na kogoś o płci żeńskiej przestali na mnie patrzeć łaskawie, stali się oziębli. Nie chciałam, ale przeszłam przez kilka napadów paniki nim udało się wykonać mi badanie ginekologiczne. Nie tylko ja po dzisiejszym dniu jestem wyczerpana psychicznie, oni także zostali wystawieni na próbę cierpliwości, a po czasie musieli walczyć ze swoją złością żywioną do mnie. Przywołałam im masę problemów i utrudnień, mimo że nie chciałam. W uszach słyszę swój krzyk kiedy na siłę chcieli mi podać dawkę leku na uspokojenie. Nie potrafili pojąć mojego strachu, zrozumieć, że w mojej psychice jest głęboka dziura. Chcieli załatwić to szybko. Z moich ust wyrywa się szloch i zaciskam mocno oczy. Sprawia mi ból uczucie bezradności w jakiej byłam, nie mogłam nic zrobić ze swoimi nerwami, walczyłam z całych sił, ale w pewnym momencie to było zbyt silne. To tak. jak z płaczem czy złością, czasem próbujemy to powstrzymać, nie pozwolić temu ujrzeć światła dziennego, aż zaczynamy drżeć i pękamy zupełnie bezsilni, wtedy nie umiemy się zatrzymać. Odrzucam od siebie dokumenty, zwalając je pod nogi na chodniczek. Zaczynam nienawidzić świat. Pragnę by to się skończyło, by to co we mnie siedzi odeszło i zostawiło mnie w spokoju. Podciągam kolana pod brodę, patrząc w okno. Ulice spowiła szarość, a padający deszcz nie pozwala ludziom wyjść na zewnątrz. Chcę, by to się skończyło. Policzki pieką mnie od słonych łez, spadających na moje kolana. Nie jestem wstanie żyć z takim bagażem, może inni tak, ale nie ja...

***
Pukam w metalowe drzwi, uważnie nasłuchując dźwięki za nich. Jestem 20 minut przed czasem rozpoczęcia pracy. Nie odzywa się nikt, więc zamierzam się wycofać. Nie trafiłam.
- Mayer ?
Podnoszę głowę na ochrypły głos szefa.
- Stało się coś ?
Marszczy brwi, sprawiając, że na jego czole powstaje głęboka bruzda.
- Nie ja...ja...
- Wychodzę właśnie i bardzo się śpieszę, masz do mnie coś pilnego ?
- Wyniki badań.
Podaję mu koszulkę, w której jest również reszta z przejazdu taksówką i nie użyta wizytówka.
- Dziękuję.
Kiwam mu i spuszczam wzrok. Widzę jak nie cierpliwie przenosi swój ciężar z nogi na nogę, więc obracam się i zaczynam odchodzić, nie zajmując jego czasu.
Nim dochodzę do drzwi garderoby drzwi wyjściowe trzaskają, a jego postać za nimi znika.

Przebieram się w obleśnie krótki strój i zaczynam odtwarzać bolesną rutynę, przemierzając drogę do sceny.
- Mayer ! Mogę cię na chwilę prosić ?
Przełykam ślinę, a włoski na karku zaczynają mi się jerzyć. Skręcam za rogiem podążając do biura Vancsa.
- Dzisiaj nie zatańczysz na scenie.
Zaciskam mocno zęby. Nic mi nie zrobi, spokojnie. Nic nie zrobi.
- Nie zatańczysz też juto i pojutrze, przykro mi, ale muszę cię zwolnić.
Co ?
- D..dlaczego ?
Momentalnie zaczynam szlochać, to nie może się dziać.
- Przestałaś przynosić zyski, spakuj proszę swoje rzeczy i opuść miejsce pracy.
- A.ale... poprawię się, proszę nie wyrzucaj mnie.
- Podjąłem decyzję i jej nie zmienię.
- Proszę..
Zamierzam upaść przed nim na kolana, ale otwiera mi drzwi i rozkazuje bym opuściła jego biuro. Z tą chwilą tracę już niemal wszystko... wszystko co umożliwiało mi życie....

____________________________________________________________
_______________________
(Zayn)
 
Okręcam w dłoni czarne pudełeczko, trzaskając po chwili jego wieczkiem. Jest puste. Czyn został dokonany nie odwracalnie...

________________________________________________________________________________________________________________________________
 
Rozdział króciutki, ale następny będzie dłuższy.
Nie mówię kiedy następny, bo tak jak obiecałam dodam 3 rozdziały w ciągu tygodnia.
Mam nadzieję, że nadal tu jesteście...
 
/Loveyoursmile
 
 
Dla tych co chcieli. Zdjęcia z mini tournee po UK.
 
 
 
Bradford
 
 
 
 

 
 
Manchester
 



 
 
Londyn 
 
 








 
 
 
Liverpool
 
 
 
(Tutaj niestety nie mam więcej zdjęć, bo po wylądowaniu mój telefon zakończył żywot)
 

środa, 11 czerwca 2014

Rozdział 14

Toalety są połączone damska z męską, a fakt, że jesteśmy tu sami, sprawia, że mam ochotę płakać z przerażenia. Opuszki jego palców dotykają mojego policzka, powodując, że przestaje oddychać... Ich szorstka faktura podrażnia moją skórę w przyjemny sposób. Powietrze, które wydobywa się z jego ust, swym ciepłem obija się o moje spierzchnięte wargi.
- Wszystko będzie w porządku.
Ustami przywiera do moich w agresywnym pocałunku. Zabiera mi oddech. Gigantyczna pięść strachu zgniata moje płuca, kiedy jego palce wbijają się głęboko w moje biodro i mimo moich prób odepchnięcia go i braku odpowiedzi, on nie przestaje. Swoim ciężarem napiera na mnie, przygniatając do jednej ze ścian. Kafelki są zimne i wywołują dreszcze. Piszczę cicho w przerażeniu, starając się wyrwać. Składa pojedynczy pocałunek i odsuwa się ode mnie, otwierając drzwi na korytarza. Jestem oszołomiona na tyle mocno, że nie mogę złożyć swoich myśli. Jego zachowanie, nie jest normalne prawda ? Patrzy w moim kierunku z uśmiechem i ponagla mnie machnięciem dłoni, więc ruszam z pod ściany. Nim koło niego przechodzę dyskretnie łapie końce spódniczki i naciągam ją w dół tak bardzo, jak pozwala mi na to elastyczny materiał. Korytarz jest pusty i jedyne co słychać, to stukot naszych butów odbijający się od małych płytek ułożonych w mozaikę. Ledwie panuję nad swoim panicznym oddechem. Droga pod salę rozpraw jest bardziej niż krępująca, zważając na jego osobę podążającą za mną. U celu przed jedną z sal sądu okręgowego stoi masywny ochroniarz wraz z policjantem, obaj wyposażeni w sprzęt. Przełykam ślinę, a dłonie zaczynają mi się pocić. Obok na lewo, na jednej z drewnianych ławeczek, siedzi młody mężczyzna ubrany w czarną togę adwokacką z niebieskim wykończeniem u dołu i tego samego koloru żabotem*.
- To mój radca prawny, będzie cię reprezentował.
Kiedy do niego podchodzimy, wstaje i podając mi formalnie dłoń, przedstawia się. Nie wygląda tak młodo, jak wydawało się to z daleka. W kącikach oczu utworzyły mu się drobne zmarszczki, tak samo jak na czole. Policzki, jak i broda pokrywają się ciemnym zarostem, a delikatna, przedwczesna siwizna przebłyskuje wśród ciemnych włosów.
Podążając za wskazówkami szefa siadam na wąskiej ławeczce i czekam, aż zostaniemy wywołani. Półsłówkami odpowiadam na pytania zadawane przez mężczyzn, zbyt zaaferowana rozprawą i tym co miało miejsce...

***
- Czy zetknęłaś się wcześniej z oskarżonym ?
Na sali zapada cisza i wszyscy czekają na moją odpowiedź. Czuję się jak skazaniec będąc skierowana do stołu sędziowskiego, gdzie jestem pod bacznym wzrokiem sędziego, a prokurator zapisuje każde moje słowo. Nie umiem opanować własnych nerwów, kiedy tusz na przeciw mnie siedzi sprawca wszystkiego. Nie umiem wytrzymać jego wzroku i znieść kpiącego uśmiechu. Nie umiem tu stać, utwierdzona wśród brudu mojego życia.
- Przypominam, że za składanie fałszywych zeznań grozi odpowiedzialność karna.
Kiwam głową i staram się zatrzymać łzy. Chcę już stąd wyjść. Wciągu 30 minut wywlekli część mojej przeszłości.
- Zetknęłam się z oskarżonym.
Zaciskam swoje palce na krańcach dębowego biurka i nabieram powietrza.
- W jakich okolicznościach ?
Spoglądam na miejsce dla publiczności, gdzie w pierwszym rzędzie siedzi mój szef. Posyła mi uśmiech jak gdyby chciał mnie uspokoić, ale to nie pomaga.
- Kiedy miałam.... kiedy byłam dzieckiem, zostałam napadnięta na ulicy.
- Możesz to rozwinąć ? O jakim rodzaju napadu mówisz ?
- Zostałam zgwałcona przez oskarżonego.

***
Cisza pochłania mnie ze wszystkich stron, kiedy dochodzę do siebie. Korytarz sądu jest tak samo pusty jak na początku. Pan Malik załatwia coś z moim dzisiejszym obrońcą, przed tym każąc mi czekać. Całe piekło mam za sobą i jestem spokojna, jednak żar sprawy cały czas tli się głęboko w moim wnętrzu.
- Do widzenia Panno Mayer.
Radca prawny przechodzi obok i znika za rogiem, nim zdążam odpowiedzieć. Myślę, że obaj mieli nadzieję na inne zakończenia rozprawy.
- Dociągniemy to do końca, nie mam wpływu na prawo, ale mam wpływ na ludzi.
Zwracam uwagę na szefa, dostrzegając, że jest już przy mnie. Za jego uśmiechem kryje się, coś więcej niż kpina czy chęć pocieszenia. Odpina ostatni guzik koszuli, tusz pod szyją i ściąga z ramion marynarkę przerzucając ją przez ramię.
- Mogłabym już wrócić do domu i dostać z powrotem moje jeansy ?
Kręci głową, uśmiechając się jeszcze szerzej.
- Są one w moim samochodzie, za nim do niego pójdę potrzebuję wypić kawę. Zapraszam Mayer.
- Nie mogę.
Albo raczej nie chcę.
- Nie pytałem.
Rusza przodem, a ja tusz za nim. Nie żeby dał mi wybór...

***
Wychodzę z łazienki i potykam się o własne stopy, próbując dojść jak najszybciej do samochodu. Nasz "Lunch" minął w chłodnej atmosferze, właściwie w ogóle nie musiałam się odzywać, co nie jest takie złe. Pan Malik odebrał kilkanaście telefonów i każdy kolejny powiększał jego irytację. Ostatnią rozmowę zakończył krzycząc na osobę po drugiej stronie, a nie długo po tym opuściliśmy lokal. Zwrócił mi moją dolną garderobę, dając możliwość na przebranie. Można śmiało powiedzieć, że pobiłam wszelkie rekordy przebierania się, pośpieszana strachem wzbudzenia w nim jeszcze większej złość. Kiedy docieram na parking, szef stoi oparty o zamknięte drzwi kierowcy i w nerwowym geście pociera czoło. Podchodzę cicho, a on przekłada telefon w drugą rękę.
- Zayn Malik, proszę to zapamiętać.
Obraca się w moją stronę, stając dokładnie na przeciw i lustrując wzrokiem. Zayn Malik, Zayn to właśnie jego imię. Uśmiecham się szeroko, a on marszczy brwi. Zdaje sobie sprawę, jak głupio to wygląda, więc wracam do poprzedniego wyrazu twarzy. Jego rozmówca, mówi na tyle głośno, że nawet ja słyszę nie przerwany ciąg słów. Zayn wzdycha ciężko i odsuwając telefon od ucha rozłącza połączenie, nie zważając na drugą osobę.
- Dziękuję.
Wyciągam w jego stronę spódniczkę, a głęboka bruzda tworzy się na jego czole.
- Zatrzymaj ją, przyda ci się na następną rozprawę.
- Oddam panu pieniądze.
Jak będę miała.
- Nie widzę takiej potrzeby.
Odkłada swoją marynarkę na dach samochodu i pochyla się w moim kierunku. Jego oddech po raz kolejny dzisiaj zatrzymuje się na moich ustach.
- Dowiedziałem się dzisiaj o tobie bardzo dużo rzeczy May.
Przełykam ślinę, kiedy zniża się do mojego wzrostu i jedyne co widzę to jego ciemne oczy.
- Masz obsesję, lęki.. mam rację ?
Cofam się kilka kroków do tyłu, puki mam jeszcze przestrzeń.
- Nie musisz się mnie bać, wszystko co robię nie ma na celu skrzywdzenia cię.
"Taaa jasne, to w toalecie też było czysto w celach pomocy". Moja podświadomość przypomina mi, a ja się zgadzam z jej sarkazmem.
- Wsiadaj.
Otwiera drzwi od strony pasażera, kiwając w stronę siedzenia.
- Wrócę sama.
Wywraca oczami i patrzy na mnie.
- Nie każ bym się powtarzał. Mam dzisiaj jeszcze wiele do zrobienia, po prostu wsiądź i miejmy to za sobą.
Wsiadam, a on zatrzaskuje drzwi. I tak musiałabym na to przystać z braku środków płatniczych.

Samochód Zayna w agresywny sposób przemierza tłoczne miasto. W tle gra cicho lokalna stacja radiowa, a obecny utwór mówi, o tym, że każdy się zmienia, a winę ponosi za to los. Wsłuchuję się w słowa i zaczynam cichutko nucić. Z czasem orientuję się, że robię to o oktawę za wysoko, więc milknę, a moje policzki oblewają się czerwienią.
- Liczyłem, że za chwilę zaczniesz śpiewać sopranem.
 Odchrząkuję cicho, jeszcze bardziej zalewając się kolorem.
- Do zobaczenia wieczorem, przyjdź do mojego biura proszę.
Zatrzymuje się pod moim budynkiem, nie gasząc samochodu.
Mamroczę mu w odpowiedzi "do widzenia" i "dziękuję", po czym zatrzaskuję za sobą drzwi pojazdu....

***
Nim dojdę do swojej garderoby, spełniam prośbę pana Malika, pukając w drzwi jego biura i za pozwoleniem wchodząc. W środku zastaję mężczyznę i elegancko ubraną, młodą kobietę. Jej blond włosy świecą blaskiem i nie mogę nic z tym z robić, że moje oczy nie chcą oderwać się od jej idealnej postaci.
- Ja.. może przyjdę później.
Wycofuję się, ale nie zdążam wyjść, zatrzymana twardym "zostań" szefa.
- Dokończymy tą rozmowę jak wrócisz. Do widzenia kochanie.
Jej wysoki głos roznosi się po pomieszczeniu. Składa pocałunek na ustach Malika, a mi żółć podchodzi do gardła. Przechodzi obok, kiwając mi głową na co odpowiadam tym samym i wychodzi. Kim ona jest ?....
_______________________________________________________________________________________________________________

Żabot* - materiał mocowany pod szyją na przodzie koszuli. Obecnie jest częścią strojów sądowniczych.


 
Kolejnego rozdziału spodziewajcie się najpóźniej w niedzielę.
I ogromnie dziękuję wszystkim stałym komentującym osobą.
Jesteście kochani. Massive thank you <3
 
/Loveyoursmile

wtorek, 3 czerwca 2014

Rozdział 13

Pisałam przy tym

Pociągam cicho nosem i nadal siedzę w tej samej pozycji. Trzymam swoją rączkę w zimnej dłoni kobiety. Kilka razy próbowałam ją obudzić, ale ona nie reagowała. Przykryłam jej ciało kocem i siedząc obok na ziemi, czekam aż się obudzi. Mój misiu leży przy mojej nodze i pewnie marznie tak, jak ja. Ale nie zostawię jej. Nie zostawię mojej mamusi. W domu panuje cisza i słychać przez nieszczelne okna szczekanie psów w sąsiedztwie.
- Obudź się mamusi.
Potrząsam jej ramię, ale ona dalej śpi. Miała mi poczytać bajkę na dobranoc. Obiecała mi to. 
Z dołu słyszę kroki, które stają się co raz głośniejsze. Wyrywam swoją rączkę i szybko całuję mamusie w zimne usta. Zabieram swojego misia z ziemi i chowam się za grubą zasłoną. Nie ruszam się, mocno przyciskając pluszaka do klatki piersiowej. 
- Tu jest !
Męski głos krzyczy, a ja jeszcze bardziej wciskam się w ścianę. Chcę zobaczyć co oni robią mojej mamusi, ale się boję. Moje oczka mocno mnie szczypią i trę je zwiniętą piąstką. Chcę żeby już sobie poszli i nas zostawili. 
- Nie jesteśmy tu sami.
Pan mówi głośno, a po chwili firanka się odsuwa. Wszyscy się na mnie patrzą, w strachu zaczynam głośno płakać, próbując im uciec. Moja mamusia ma zakrytą głowę kocem i nie chce się obudzić, nawet jak krzyczę, wierzgając nóżkami. 
- Czas na ciebie.
Pan podnosi pistolet i widzę mojego tatę. Zakrywam uszy, kiedy strzela...
Nabieram w płuca powietrza, prostując się na kanapie. Moja klatka faluje unosząc się i opadając w szybkim tempie. Zimny pot spływa po moim karku wsiąkając w czarny sweter. Dłońmi opieram się o krańce siedzenia, pochylając do przodu i mocno zaciskając oczy. To nie był sen tylko wspomnienia z dzieciństwa. Przełykam ślinę, dźwigając się na rękach i wstając. Idę do kuchni, biorąc pierwszy lepszy kubek z suszarki i nalewam do niego wody. Zwilżam trunkiem usta jak i gardło, uspokajając galopujące serce. To przeszłość, nie wróci już, teraz jest teraźniejszość. Unoszę się na palcach, otwierając drewniane drzwiczki. Z szafki wiszącej na ścianie wyjmuję koperty wypełnione rachunkami i zabierając swój płaszcz z salonu, wychodzę z mieszkania.

***
Jest krótko po dziewiątej jak siedzę w jednej z ulicznych restauracji, grzejąc się w cieple. Mam widok na ulicę, ludzie chodzą w szybkim tempie, a samochody przejeżdżają jeden za drugim. Jest pochmurno i wieję silny wiatr. Butiki po drugiej stronie otwierane są raz po raz, a właściciele, czy też pracownice poprawiają manekiny na wystawach. Światło ze sklepików rzuca żółtą poświatę na chodnik i wygląda to pięknie. Biorę kolejny kęs zapiekanki, a mój żołądek raduje się, co zadziwiające przyjmując posiłek. Upijam łyk ciepłej herbaty, uśmiechając się pod nosem. Można być bardziej szczęśliwym niż ja teraz ? Z pieczywa ściągam kawałek szynki i wkładam go do ust, przeżuwając powoli. Chcę dokładnie zapamiętać jej smak. W tle rozbrzmiewają spokojne dźwięki pianina i prawie w ogóle nie ma tu ruchu.
- Dzień dobry Mayer.
Nie muszę podnosić głowy, by wiedzieć kto jest właścicielem głosu.
- Miałabyś coś przeciwko gdybym do ciebie dołączył ?
Tak. Kręcę głową, a pan Malik siada na przeciw mnie, po drugiej stronie stolika. Jego uśmiech rozciąga się na ustach, kiedy odkładam kubek z parującym napojem. Nie mija sekunda, jak kelnerka w ciasno upiętym koku podchodzi do nas i stawia przed mężczyzną filiżankę czarnej kawy i biały talerzyk z rogalikiem. Uśmiecha się miło, po czym zgrabnym krokiem odchodzi.
Dłoń wsuwam do kieszeni swojego płaszcza i wyciągam z niej banknoty, nim o nich zapomnę.
- To należy do pana, dostałam wczoraj za dużo zapłaty.
Podsuwam pieniądze w jego stronę, a on tylko zerka w ich kierunku.
- U mnie nic nie dzieje się z przypadku panno Mayer.
Podsuwa je z powrotem do mnie, jednak ich nie przyjmuję, nie mogę, to nie jest uczciwe względem innych tancerek. "Może im też dał ?".Odwracam wzrok, czując się zbyt skrępowana, by zacząć dalej jeść. Rumieńce wpływają na moje policzki, kiedy zdaję sobie sprawę, że widzi mnie w dokładnie tych samych ciuchach, co wczoraj.
- Masz dzisiaj dobry humor prawda ?
Zerkam na niego i widzę jak szeroko się uśmiecha. Wygląda znacznie młodziej niż zwykle i łagodnie. Nie jestem głodna i jest mi ciepło, też by pan miał dobry humor. Nie odpowiadam, ale próbuję się delikatnie uśmiechnąć. Szerokie ramiona zakrywa czarną marynarka, z pod której wystaje biały kołnierzyk koszuli. Płynnym ruchem przeczesuje swoje włosy, unosząc naczynie do ust. Matko gapię się na niego. Spuszczam głowę i dopijam do końca herbatę.
- Dzwoniono do mnie z kancelarii prawnej. Zostałem poinformowany przez mojego prawnika, że rozprawa odbędzie się w przyszły wtorek. W ciągu tego tygodnia powinnaś dostać list.
Czy na takie rozprawy nie czeka się miesiące ? Wzdycham ciężko i kiwam w zrozumieniu.
- Wszystko będzie w porządku.
Nie spodziewanie łapie moją dłoń i pociera kciukiem jej wierzchnią stronę. Przechodzi mnie nie przyjemny prąd i cała się spinam. Najwyraźniej to zauważa, ponieważ puszcza mnie i odchrząkuję cicho. Z kieszeni wyciąga swój telefon i przykłada go do ucha. Och.. nawet nie słyszałam, żeby dzwonił. Zjadam do końca swoją zapiekankę i wycieram serwetką usta. Nie chcę słuchać o czym rozmawia, ale i tak słyszę niektóre fragmenty. Osoba po drugiej stronie musi być kimś, kogo pan Malik nie lubi, ponieważ mimo woli wzdrygam się kilka razy na jego ostry ton. Zaczynam ubierać swoje wierzchnie odzienie, ale jestem powstrzymana przez rękę szefa. Rozłącza rozmowę i spogląda w moim kierunku.
- Pogoda nie jest najlepsza, pozwól, że zawiozę cię do celu.
Nie mam celu, ale przystaję na jego propozycję. Na zewnątrz jest naprawdę zimno, a jego samochód bardzo przypadł mi do gustu. Wstajemy równocześnie i opuszczamy lokal. Nie biorę pieniędzy, które próbowałam mu zwrócić, więc on chcąc czy nie chcąc musi je wziąć. Mężczyzna otwiera drzwi przede mną, zmuszając bym szła przodem. Moje włosy natychmiast zostają rozwiane, a policzki czerwienią się. Zauważam jego samochód zaparkowany na krawężniku po lewo, więc grzecznie idę w jego kierunku.
Kiedy silnik zostaje odpalony pan Malik od razu podkręca podgrzewanie na max, włączając lewy kierunkowskaz.
- Więc do mieszkania ?
Pyta mnie, kiedy już jesteśmy w ruchu ulicznym. Chcę mu powiedzieć, by zawiózł mnie do supermarketu, ale czuję się z tym dziwnie, dlatego przystaję na jego propozycję.

*** (wtorek, dzień rozprawy)
Przez te cztery dni nie wydarzyło się zupełnie nic. Marcel przepadł i wrócił dopiero wczorajszej nocy, zataczając się na ściany. Pana Malika nie spotkałam od piątku, czasu kiedy odwiózł mnie pod blok, a później odjechał śpiesząc na spotkanie. Wezwanie na rozprawę przyszło dokładnie tego samego dnia. Właściwe to od tego momentu nie mam dobrego snu, jestem bardziej niż zdenerwowana. Próbowałam się jakoś przygotować psychicznie na spotkanie z moim gwałcicielem, ale do teraz nie zrobiłam jeszcze żadnego postępku. Wygładzam swoją koszulę, a spocone dłonie wycieram w jeansy. Mój strój jest nie odpowiedni i żałuję, że nie wzięłam tamtych pieniędzy. Starczyło mi tylko na zakupienie białej koszuli, a resztę wydałam na taksówkę, w której obecnie przyszło mi siedzieć. Nawet nie wiem jak zamierzam wrócić. Moje dłonie trzęsą się pod wpływem stresu i strachu. Co jeśli powiem coś źle ? Co ja w ogóle powinnam mówić ? Chcę się wycofać, ale konsekwencje przerażają mnie.
- Należy się 20 funtów.
Wyrywam się z zamyślenia i oddaje ostatnie pieniądze, opryskliwemu kierowcy, który mówiąc pluję i wysiadam z pojazdu. Budynek jest utrzymany w poważnym stanie i wchodząc po betonowych schodach, muszę trzymać się barierki, by nie spaść. Ciągnąc pozłacaną klamkę w dół otwieram wielkie i ciężkie, dębowe drzwi. Trafiam na długi korytarz i nie mam pojęcia, w którą stronę iść. Nie mam nawet zegarka, by sprawdzić godzinę.
- Panno Mayer.
Odwracam się w stronę głosu, trafiając na idącego ku mnie szefa. Zatrzymuje się tusz przede mną i lustruje moje ciało. Krzywi się delikatnie i bardziej upokorzona już czuć się nie mogę, jak w tym momencie.
- Twój ubiór nie jest odpowiedni.
- Przepraszam... ja.. ja nie miałam nic innego.
Kiwa głową i marszczy brwi.
- W porządku, zdążymy to naprawić.
Tym razem to ja marszczę brwi, kiedy każe mi zaczekać....

***
-Wyglądasz dobrze.
Mówi mi. Po tym, jak wrócił z ołówkową spódniczką i oschłym tonem zmusił mnie, bym założyła ją, jedyne co jestem wstanie robić, to przełykać nerwowo ślinę.
- Za 5 minut rozpoczyna się rozprawa.
Informuję mnie, zbliżając się bliżej. Toalety są połączone damska z męską, a fakt, że jesteśmy tu sami, sprawia, że mam ochotę płakać z przerażenia. Opuszki jego palców dotykają mojego policzka, powodując, że przestaje oddychać....
_______________________________________________________________________________________

 
Zabiorę się jutro za pisanie następnego rozdziału, więc nie zabijajcie mnie za zakończenie w takim momencie... prooooszę :D
 
/Loveyoursmile