"Chcę cię już zobaczyć. Do wieczora. Wracaj bezpiecznie. May"
Nie mogę zachowywać się jak dziecko, udając obrażoną. Być może przedwcześnie osądzam go o coś czego nie zrobił. Nie mogę zakładać z góry. Czasem tylko potrzebuję czasu, by zacząć racjonalnie myśleć. Odkładam urządzenie i po raz pierwszy odkąd tu jestem uruchamiam telewizor. Wspomniałam, że bardzo, bardzo długo nie oglądałam telewizji ? Właściwie to nie pamiętam kiedy to robiłam. Nastawiam sobie kanał, na którym kilka minut temu rozpoczął się melodramat i w duchu cieszę się jak głupia. "One Day" to jeden z moich ulubionych filmów. Historia miłosna, która musiała przełknąć wiele gorzkich łez jest szczerze wzruszająca, a cóż w tajemnicy trzymam fakt, że jestem poprawną romantyczką. Dla mnie stworzone są serduszka, kwiaty, świeczki, ckliwe momenty, słodkie słówka i zdrobnienia..
***
Zrywam się do pozycji siedzącej i nabieram duży chlust powietrza. Odgarniam włosy z czoła i stawiam stopy na ziemi. Jestem wytrącona i nie wiem co się dzieje. Prawdopodobnie przysnęłam, ale nie mogę pojąć co sprawiło, że moje serce bije właśnie jak szalone. Wyprawia prawdziwe wariacje. Wyłączam telewizor, który wciąż grał i sprawdzam telefon. Zero wiadomości. Godzina osiemnasta. Wzdycham i prostuję się, rozciągając mięśnie. Przespałam cały dzień i czuję się naprawdę zdezorientowana, i głodna, i zmęczona, co jest zadziwiające, biorąc pod uwagę okoliczności. Szuram stopami po ziemi, podążając do kuchni. Muszę nakarmić burczącego potwora w moim brzuchu. Przygotowuję kolację, ale robię więcej, tak na wszelki wypadek, gdyby Zayn zaraz wszedł do mieszkania.
Gdy kuchnia jest czysta po kolacji, a ja najedzona wybija dwudziesta. Celowo wszystko przeciągałam, ale dwie godziny to wystarczająco długo czekania z posiłkiem. Powiedział, że będzie wieczorem, nie powiedział kiedy. Widocznie jeszcze nie doleciał, a może coś się stało... Przecieram oczy i opieram głowę na dłoni. Bawię się telefonem, czekając. Minuty są wiecznością.
***
Ziewam znudzona i poprawiam pozycję. Po raz tysięczny sprawdzam godzinę i okazuje się, że upłynęły dopiero dwie minuty od ostatniego razu. Mogłabym przenieść się do salonu, ale lubię siedzieć w tej kuchni. Kuchnie mają coś w sobie.
- May ?
Odwracam się przestraszona, ale zaraz uśmiecham się szeroko widząc Zayna kilka metrów od siebie. Nie słyszałam jak wszedł. Nie umiem wyrazić ulgi jaka spłynęła po moim ciele wraz z zobaczeniem go. Dostałam energii. Zeskakuję ze stołka, ale staję niepewnie, nie wiedząc czy oby na pewno chce bym była blisko niego. Może zmienił zdanie i już wcale mnie nie chce. Patrzę w jego oczy i na łagodne rysy twarzy. Świerzbią mnie ręce, chcę go dotknąć, moje nogi drgają, chcąc podejść. Na tą chwilę nie pamiętam, że jestem zła. Będę zła później.
- Chodź do mnie.
Przechodzą mnie dreszcze na słowa wypowiedziane tym chrapliwym głosem i ruszam pędem, gdy otwiera nieznacznie ramiona. Zamykam oczy i chowam się w moim ulubionym miejscu, przy nim. Obejmuję go w biodrach, gdy owija swoje ręce ciasno wokół mnie. Wdycham jego zapach i mam ochotę płakać. Kocham go tak bardzo.
- Tęskniłem za tobą kochanie, chociaż wyprowadzasz mnie z równowagi.
Całuje mnie w czubek głowy, po czym odchyla moją głowę i całuje porządnie w usta, mocno i namiętnie. Zaciskam palce na jego szerokich ramionach i podążam za tańcem jego języka, rozkoszując się słodkim smakiem. Nie oddam go nikomu.
- Ty też wyprowadzasz mnie z równowagi, Zayn.
Uśmiecha się i głaska mój policzek. Na palcu wskazującym zawija kosmyk moich włosów i jego uśmiech rośnie jeszcze bardziej.
- Podoba mi się. Wyglądasz pięknie.
Szepcze seksownie i matko boska co to jest za szept. Kolana się pode mną uginają.
- Cieszę się, że już jesteś.
- Ja też.
Pochyla się i składa pocałunek na mojej skroni.
- Przez chwilę nie widziałem kto siedzi w mojej kuchni.
Mówi poważnie, a uśmiech sam wstępuje na moją twarz.
- Liczyłeś na inną kobietę ?
- Liczyłem tylko na moją kobietę.
Szaleję przy tym mężczyźnie. Nie pamiętam, że byłam zmęczona, nie pamiętam też, że byłam smutna. Wszystko odeszło. Zayn napełnia moje życie niewyobrażalnym szczęściem. On jest tym szczęściem, wszystkim co mi potrzebne.
- Jesteś głodny ?
- Bardzo.
- Zrobię ci coś do jedzenie.
Odwracam się, ale przyciąga mnie z powrotem do siebie.
- Jedyne co chcę jeść, właśnie próbuję odejść. Pragnę ciebie.
Uśmiecha się jak kot z Cheshire i nie mogę się powstrzymać.
- Widziałam już koty bez uśmiechu, ale uśmiech bez kota widzę po raz pierwszy w życiu.
- Czy ty cytujesz Alicję, moja droga ?
Mruży zabawnie oczy i przygląda mi się bacznie. Obejrzałam końcówkę Alicji po filmie "One Day".
- Może.. skąd wiesz ? Nie możliwe byś oglądał.
- Wnuczki Caty, były raz tutaj i oglądały bajkę w salonie. Możliwe, że usłyszałem co nie co.
Chciałabym poznać wnuczki Caty. Może przyprowadzi je jeszcze kiedyś.
- Lubisz dzieci ?
- Do czego zmierza to pytanie ?
- Do niczego.
- Lubię dzieci.
Uśmiecham się. Nie mogę wyobrazić go sobie z dziećmi, to nie pasuje. On, elegancki garnitur, zazwyczaj surowy wyraz twarzy i dzieci.
- Dostanę jeść, czy muszę iść spać głodny ?
- Musisz iść spać głodny.
- Sam sobie wezmę.
Parskam śmiechem, gdy sprawnie przerzuca mnie przez ramię i podąża przez salon w kierunku schodów. Przy drzwiach stoi jego walizka, którą ciągnie za rączkę i wchodzi po schodach. Odstawia bagaż przy drzwiach w sypialni i rzuca mnie na łóżko. Odbijam się od miękkiego materaca raz i opadam na zmiętą pościel. Chwyta moją nogę w kostce i ściąga skarpetkę, po czym to samo robi z drugą. Wierzgam się gdy łaskocze mnie w podeszwę i próbuję wyrwać swoje stopy z uścisku jego dłoni. Opuszcza moje nogi na łóżko i opiera kolana o jego skraj. Podpiera się na rękach po obu stronach mojej głowy i pochyla nade mną.
- Jesteś piękna, May.
Przygryza moją dolną wargę i cmoka ją z cichym dźwiękiem. Składa pocałunek na dekolcie odsłoniętym przez trzy odpięte guziki i rozpina kolejne. Zasysa lekko skórę na podbrzuszu, co przyprawia mnie o rozlew ciepła i rozsuwa odpięty materiał na boki. Sprawnymi palcami rozpina guzik spodni i rozsuwa rozporek. Zsuwa moje dżinsy do łydek, po czym wstaje i ściąga je ze mnie całkowicie, rzucając na ziemię. Ściąga swoją marynarkę i niebieską koszulę oraz czarne spodnie od garnituru. Jezu jak ja tęskniłam za tym widokiem. Zaciskam palce na pościeli, chcę go dotknąć, ale nie chcę zepsuć tej chwili.
- Masz świadomość jaka jesteś seksowna, May ? Szaleję za tobą, tylko za tobą.
Rozstawia szeroko moje nogi i klęka między nimi. Jezu... drżę w wyczekiwaniu. Przesuwa zimnymi dłońmi po moich łydkach, udach, aż do bioder. Kciukami muska białą koronkę majteczek i przesuwa ręce dalej, aż po wcięcia w tali. Całuje mój pępek i zarostem drażni wrażliwą skórę. Nie mogę oderwać od niego wzroku. Palcem wskazującym ciągnie za prawą miseczkę stanika i wydobywa moją pierś. Ujmuje ją zwinnymi palcami i przesuwa językiem po brodawce. Chociaż próbuję się powstrzymać wymyka mi się jęk. Zaciska lekko zęby na czerwonym sutku i ssie mocno, doprowadzając mnie w największe stadium przyjemności. Odchylam głowę, a moje powieki opadają, z trudnością utrzymuję się oparta na łokciach.
- Otwórz oczy kochanie, chcę cię widzieć.
Spoglądam na niego i muszę porządnie zagryźć wargę, by znowu nie zajęczeć. Jego usta są mokre i czerwone, lekko opuchnięte, oczy świecą, długie włosy opadają mu na czoło, zarost jest długi, co najmniej trzy dniowy i jeny w życiu nie widziałam równie pięknego mężczyzny. Ujmuje moją wargę swoimi zębami i uwalnia ją z pod moich. Drażni ją językiem po całej długości, a później żarliwie całuje. Przytrzymuje dłoń na moich plecach, gdy chcę się położyć, nie pozwalając mi na to.
- Musisz wiedzieć, że jestem tylko twój.
Odgarnia moje włosy z ramion i całuje nagie obojczyki.
- Nie kładź się, musisz widzieć.
Przesuwa się w dół i całuje moje łono zakryte bielizną. Wsuwa kciuki pod gumkę i z głośnym dźwiękiem prucia rozrywa koronkowy materiał.
- Ups.. popsułem twoje majteczki.
Uśmiecha się seksownie, patrząc w moje oczy. Tonę w nich, czuję się kompletnie obnażona i wcale nie ma to związku z tym, że jestem prawie naga. Przechodzą mnie dreszcze, a moje ciało jest jak lawa, gorące.
- Kocham cię, May.
Rozchylam usta, ale słowa zamierają mi w gardle, gdy kciukiem dotyka łechtaczki z idealną siłą nacisku. Przesuwa palcem w dół, aż po pupę i wraca.
- Jesteś taka mokra i ciepła.
Jeszcze raz powtarza swój ruch. Jęczę i opadam na materac. Unoszę biodra, prosząc o więcej.
- Podnieś się, kochanie.
Kręcę głową i wplatam dłonie w jego włosy, gdy pojawia się nade mną.
- Chcę cię, teraz.
Sapię i całuje go w usta. Wychyla się w bok i sięga do swoje szafki nocnej. Wyjmuje z niej prezerwatywę, ściga bokserki i rozwija gumkę na całej imponującej długości swojego ptaka. Jednym pchnięciem wchodzi we mnie, aż po nasadę. Krzyczę trochę z zaskoczenia, trochę z bólu. Zatacza biodrami kółka, a na jego szyi uwydatniają się żyły. Nie porusza się szybko, porusza się wolno i to ściąga mnie w przepaść rokoszy, gorące uniesienie.
- Weźmiesz ze mną kąpiel ?
Uśmiecham się leniwie do Zayna i mruczę w potwierdzeniu. Wanna to najlepsze miejsce do rozmów z nim, jest wtedy nadzwyczaj otwarty. Świetna okazja do wyciągnięcia czegoś z niego.
- Napuszczę nam wody.
Całuje mnie w czoło i idzie do łazienki. Wstaję z łóżka i zbieram nasze ciuchy z ziemi, po czym rzucam je na fotel w rogu pokoju, później zabiorę je do pralni. Już chcę odejść, ale z kieszeni spodni Zayna wypada czarne pudełeczko. Podnoszę je i chociaż nie powinnam to otwieram. W środku są piękne srebrne spinki do mankietów z inicjałami Zayna i bilecik. Biorę go w rękę i obracam na drugą stronę, gdzie ładnym pochyłym pismem są zapisane słowa.
"Wszystkie najlepszego z okazji urodzin, twoja Carmen"
Krew się we mnie gotuje. Trzaskam pudełeczkiem i odkładam je na szafeczkę nocną.
- Co robisz, May ?
Odwracam się do Zayna i mierzę się z jego podejrzliwym wzrokiem.
- Prezent wypadł ci z kieszeni.
Mijam go w drodze do łazienki. Może powinnam przetrzepać walizkę, w końcu za każdym razem gdy tykam się jego rzeczy, odkrywam coś nowego.
- To nic znaczącego.
Wchodzi za mną do łazienki, trochę rozjuszony.
- Nie powiedziałeś mi, że masz urodziny, nawet słowem nie wspomniałeś.
- Były w sobotę, nie obchodzę urodzin, nie mają dla mnie żadnego znaczenia.
- Ale spędziłeś je z Carmen. To z tej okazji była kolacja ?
- Tak, ale to bez znaczenia, May.
- Dla mnie to ma znaczenie! Spędziłeś swoje urodziny z inną kobietą na kolacji, dostałeś od niej prezent, gdy tym czasem ja prawdopodobnie nigdy bym się nie dowiedziała, że obchodziłeś swoje święto. W dodatku Carmen miała czelność nazwać się "twoją". Wszystkie kobiety nazywają się twoimi ? A może ona po prostu nadal jest twoja ?
- Przestań zachowywać się jak zazdrosna kobieta.
- Jestem zazdrosna, Zayn, i zraniona. Ty też byś był, gdyby role się odwróciły. Przebolałam twoją kolację z nią, ale nie przeboleję okoliczności i sposobu w jaki się podpisała. Nie chcę byś z nią pracował.
- Do cholery, nic mnie z nią już nie łączy. Nie zerwę z nią umowy. Nie będę mieszał życia prywatnego, w życie zawodowe.
- Więc miłej pracy.
Uśmiecham się sztucznie i idę do wyjścia. Może dla Zayna związek z Carmen jest zakończony, ale nie jestem pewna czy dla Carmen również..
- Straciłam ochotę na kąpiel.
Z garderoby biorę majtki i koszulę nocną, w co od razu się ubieram i kładę się do łóżka. Za nim Zayn wraca, zasypiam, a przynajmniej udaję, że usnęłam.
_____________________________________________________________________________________
Dziękuję wam ogromnie za cierpliwość,
wynagrodzę wam ją jakoś w tygodniu kolejnym rozdziałem, a może nawet dwoma jak się uda.
Nie sprawdziłam rozdziału, ale przeczytam go z a raz i poprawię błędy.
Nie chcę byście dłużej czekali.