poniedziałek, 31 marca 2014

Rozdział 3

-May !
Serce dwukrotnie przyśpieszyło swoją pracę. Cholerny zdrajca ! Próbując zapanować nad strachem, na nogach jak wata podeszłam do mężczyzn.
- Podobał ci się dzisiejszy taniec ?
Wie o wszystkim. Bałam się wypuści powietrze, które zaczęłam zatrzymywać w płucach. Nad strachem nie da się zapanować. Uniosłam głowę wyżej, patrząc na młodszego faceta. Podziękowałam mu jednym spojrzeniem za skazanie mnie na krzywdę. Czego się po nim spodziewałam ? Jest jak każdy. Czemu miałby okazać łaskę jakiejś dziwce ?
- Zamierzasz odpowiedzieć ?
Przeniosłam wzrok na szefa, przełykając ślinę.
- Nie podobał.
Jego twarz przeciął grymas. Nie spodziewał się chyba takiej odpowiedzi, co mnie zdziwiło. No jasne. Myślał, że będę brnęła w kłamstwa, udowadniając swoją wersję wydarzeń gdy tym czasem po prostu się poddałam.
- Aż tak strasznie ?
Wykrzywił usta w uśmiechu, spoglądając na towarzysza. Twój uśmiech jest straszny! Kiedy wiedział, że nie zamierzam mówić wyciągnął jakiś papier z kieszeni bluzy. Powoli rozwijał zmiętoloną kartkę co nie przypadło do gustu panu zdrajcy.
- W ostatnim miesiącu zarobki klubu znacznie się powiększyły. Panie Malik to jest May nasza najlepsza tancerka. May to właściciel klubu.
Co do cholery ?
- Miło cię poznać.
Mrugnął do mnie nie zauważalnie, formalnie kiwając głową. Nie ruszyłam się stojąc sparaliżowana. On jest właścicielem ? To kim jest mój szef ? Teraz na pewno zostanę zwolniona... po tym co odstawiłam w pokoju.
- Zostawmy już to dziewczynę w spokoju i przejdźmy do biura. Mamy wiele rzeczy do omówienia. Nie chcę tracić czasu.
Szef, nie wiem czy powinnam tak go nazywać... odpowiedział skinieniem głowy i oboje mnie wyminęli.
- Zobaczymy się wkrótce panno Mayer.
Malik... ymmm pan Malik uśmiechnął się szorstko i zniknął za drzwiami.

***
Cicho przekroczyłam próg mieszkania, nie zauważona przemykając do sypialni. Odstawiłam torbę, zaczynając krążyć po pokoju. Nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Myśl, że zostanę bez pracy naprawdę mnie przerażała i bardzo męczyła. Za co opłacę rachunki ? I tak odcięli nam już ogrzewanie i każdy nie przyzwyczajony do takiej temperatury nie wytrzymałby w tym zimnie. A jedzenie ? Marcel?? naprawdę dużo je, nie zważając na nasz obskurny budżet i to, że czasem dla mnie nie starcza. "Masz gdzie mieszkać" głos w mojej głowie przypomniał mi. Jeszcze mam. Przysiadłam na krawędzi łóżka, odgarniając i tak porozwalaną pościel. Szczelniej okryłam się płaszczem, odczuwając dokuczające zimno. Widziałam swój oddech. Mimo to było cieplej niż na zewnątrz. Księżyc jak srebro mienił się na niebie, wpadając przez zepsute żaluzje do pokoju. Czułam ogromne zmęczenie, jednak dziś naprawdę bałam się zasnąć. Miałam świadomość, że przez dzisiejsze wydarzenia, wspomnienia skażą złem moje sny. Zsunęłam zniszczone trampki, uwalniając zmęczone stopy. Minęło kilka kolejnych chwil, jak głęboko wzdychając ułożyłam się pod kołdrą. Wciąż byłam w płaszczu i dzisiejszych ciuchach, miałam w zwyczaju tak sypiać, jeżeli nie chciałam którejś nocy zamarznąć....

***
Słońce schodziło z nieba, a moje nerwy zaczynały wariować. Wysunęłam jedną z szuflad komody, która jako jedyna była w naprawdę dobrym stanie. Zagłębiłam dłoń pod stertą bielizny, doszukując się schowanych 10 funtów. Od 24 godzin nic nie zjadłam i zamierzałam wstąpić do jakiegoś sklepu przed pójściem do klubu. Na głowę nasunęłam kaptur czarnej bluzy, spuszczając rękawy na dłonie. Sportową torbę zarzuciłam na ramię, płaszcz biorąc pod pachę. Cicho wymknęłam się z mieszkania, oddychając z ulgą podczas schodzenia po schodach. Wszystko jednak trwało do momentu, w którym nie usłyszałam swojego chłopaka. Myślałam, że był w domu. Pośpiesznie zawróciłam, wbiegając piętro wyżej. Ucieczka to najlepsze określenie życia...

***
Z bagietką w ręku biegłam przez kolejne przecznice, chcąc zdążyć do pracy. Potykałam się o własne nogi, kiedy wszystko zaczynało wysuwać mi się z rąk. Minęłam czarny samochód, który swoją drogą wyglądał podejrzanie i wpadłam przez tylne wejście do budynku. Pośpiesznie zaczęłam ubierać swój kostium, na czas wychodząc z garderoby. Chwiejnym krokiem wspięłam się na scenę, zaczynając swój taniec.

***
Zostało 10 minut do końca mojej zmiany. Przez cały czas czułam się kontrolowana, chociaż ani szef ani pan Malik nie pojawili się w tłumie. Zaplątałam nogi wokół rury, zjeżdżając powoli w dół. Dostrzegłam już swoją zmienniczkę, więc zakończyłam "pokaz", życząc jej powodzenia. Cieszyłam się, że to koniec. Spokojnie oddychając, ze spuszczoną głową szłam ciemnym korytarzem, czekając aż dotrę pod drzwi ze swoim nazwiskiem.
- Panno Mayer !
Natychmiast się obróciłam stając w miejscu.
- Chciałbym z tobą porozmawiać.
Przełknęłam ślinę, podchodząc do właściciela. Jak on ma właściwie na imię ? "Czy to ważne ? Zaraz stracisz pracę" podświadomość się odezwała. Skinieniem głowy pokazał abym weszła do chyba jego biura. Cały czas czujna przeszłam obok i mogłam poczuć jego zapach. Połączenie piżma, czegoś słodkiego i dymu papierosowego. Dłonią oplótł mój nadgarstek, co spowodowało, że wstrzymałam powietrze.
- Rozluźnij się kochanie. Nie zrobię ci krzywdy. Obiecuję.
Czułam jego ciepło za plecami i to jak blisko mnie stał.
- O..o czym chciał pan rozmawiać ?
Brakował mi powietrza w płucach.
- Oddychaj.
Dopiero kiedy podszedł do swojego biurka, byłam wstanie zacząć myśleć.
- Musisz odpowiedzieć mi na kilka pytań.
Kiwnęłam głową na znak by kontynuował.
- Pan Vancs kiedykolwiek cię skrzywdził ?
Zaciągnęłam się powietrzem i jest pewna, że to usłyszał. Pokręciłam przecząco głową. Nie licząc wczorajszego dnia, szef nigdy mnie nie dotknął.
- Ta rozmowa nie wyjdzie poza te drzwi, ale muszę wiedzieć czy coś ci zrobił.
Ponownie pokręciłam głową.
- Jesteś bardzo ładna, co robisz w takim miejscu jak mój klub ?
Znowu pokręciłam głową, nie mam zamiaru zdradzać mu swojej przeszłości. Jego szczęka bardziej się zarysowała, ale mimo to nadal zachowywał spokój.
- Nie dogadamy się, jeżeli wciąż będziesz milczeć. Wyjeżdżam za kilka dni, a klub zostanie pod jego opieką.
Pokiwałam na znak, że rozumiem i otworzyłam usta, by zadać pytanie.
- Czy j..ja nadal tutaj pracuję ?
Podniósł się ze swojego fotela, zmierzając w moim kierunku. Słyszałam wyraźnie bicie serca, które próbowało wyrwać się mi z piersi... Wyglądał przerażająco i tylko jego oczy sprawiały, że nie zaczęłam uciekać. Byłe ciepłe i biło z nich coś na podobiznę troski.
- Nie zrobię ci krzywdy.
_____________________________________________________________________________________________________

 
Przepraszam was za spóźnienie, nie dałam rady dodać wczoraj :C
 
/Loveyoursmile

środa, 26 marca 2014

Rozdział 2

Siła jego spojrzenia przygniatała mnie do ściany, odbierając mój cenny oddech. Opuściłam dłoń, kiedy drzwi wcale nie chciały się otworzyć. Zostały zamknięte ? Na moich płucach zaciskała się duża dłoń. Drżąc, chwiejnym krokiem przeszłam na środek. Zachowywałam swoją bezpieczną odległość, chociaż wcale nie sprawia to, że czuję mniejszy strach. Nie w jego przypadku. Rozwarłam lekko wargi, uwalniając je od bólu spowodowanego zaciskaniem.
- Zamówiłem cię żebyś tańczyła, a nie stała.
Wzdrygnęłam się na jego ostry ton i sparaliżowana zaczęłam tańczyć. Kurwa, czemu ja !? Zamknęłam oczy, chcąc sobie pomóc. Zmysłowe ruchy przychodziły mi bardzo ciężko, nie mogłam nic zrobić, kiedy nogi były jak z waty. Obrazy przeszłości zaczęły mnie odwiedzać, przychodziły jeden za drugim. Musiałam się od nich uwolnić i właśnie wtedy zauważyłam, że zaczął podchodzić. W przerażeniu cofnęłam się do tyłu, potykając i upadając. Wygląda to zapewne żałośnie, ale moja przestrzeń !
- Nie zbliżaj się...
Pisnęłam, odsuwając się na pupie, aż poczułam za plecami ścianę.
- Dlaczego mam tego nie robić ?
Uśmiechnął się tajemniczo i coś okropnego błysnęło w jego oczach.
- Płacę i czegoś oczekuję.
Syknięcie z jakim mówił sprawiało, że moje serce zaczynało obijać się o żebra. Nie chodzi mu o taniec...
- N.. nie uprawiam seksu za pieniądze.
W ogóle go nie uprawiam.
- Och... więc co robisz w takim miejscu ? Nie udawaj świętoszki. Wiedziałaś na co się godzisz, przychodząc do tego pokoju.
Wcale się nie zgodziłam ! Wyciągnął dłoń podnosząc mnie za ramię w górę. Nie wiedziałam, że płaczę puki mokra ciecz nie skapała mi na dekolt. Czułam jak się trzęsę i nie mogłam tego opanować. Boże nie pozwól, by to znowu się stało.
- Boisz się mnie ?
Zadał pytanie, ale nie dostał odpowiedzi. Zamknęłam oczy, nie chcąc patrzeć na to wszystko. Pchał mnie w jakimś kierunku, po czym poczułam zimną skórę kanapy. Opadając na nią wcisnęłam się w siedzenie, zaczynając szlochać. Będzie bolało.
- Włóż to.
Uchyliłam lekko powieki, widząc szlafrok na swoich kolanach.
- Załóż go. Sądziłem, że jesteś lepsza w te klocki.
Co ? Nie mogłam się ruszyć, znowu.
- Załóż tą szmatę i przestań się mazać !
Podskoczyłam szybko naciągając materiał i szczelnie się nim zasłaniając.
- Nie mam zamiaru cię gwałcić. Czekaj tu, pójdę po twojego szefa.
Nie !!! Otworzyłam szeroko oczy, zaciskając pięści.
- Nie idź. Nie wołaj go. Proszę.
Zaczęłam szlochać. Co za cholerny dzień.
- Jego tancerka nie jest wstanie wykonać swojej pracy...
- Zrobię co będziesz chciał, tylko nie idź.
Przerwałam mu, podnosząc się do góry. Jeżeli któryś z nich ma sprawić mi ból, to niech będzie to on. Przynajmniej nie jest obrzydliwy.
- Boisz się go ?
Pokręciłam głową.
- Boisz się ?
- Nie.
- Nie kłam, nienawidzę kłamstwa. Boisz się ?
Nie odpowiedziałam i chyba było to jednoznaczne. Kiedy milczenie zaczynało się przeciągać, odważyłam się na niego spojrzeć. Był wysoki, cholernie wysoki. Musiałam wysoko podnieść głowę, by dojrzeć jego twarz. Broda i policzki pokrywały się ciemnym zarostem, a różowe usta zaciskał w wąską linię. Nie odważyłam się spojrzeć w jego oczy. Moja głowa z powrotem opadła i zebrałam się, by coś z siebie wykrztusić.
- Zrobię co chcesz.
- Nie chcę nic. Nie w stanie w jakim jesteś.
Kiwnęłam, odsuwając się o krok. Moja przestrzeń.
- Wszystkie się tak tu zachowujecie ?
Pokręciłam głową, zaprzeczając. Tylko ja jestem ta inna, gorsza.
- Jak masz na imię ?
- May.
- Nazwisko ?
Po co mu moje nazwisko ?
- Odpowiedz jak pytam.
- Mayer.
- May Mayer tak ?
Pokiwałam głową.
- Nie jesteś zbyt rozmowna.
Zauważyłam, jak przeczesuje włosy i podaje mi zwinięte w rulonik i zawiązane recepturką banknoty.
- Weź je i zanieś do szefa. Ale za nim to zrobisz ogarnij się.
Dał te pieniądze za nic ?
- Idź, drzwi są otwarte tylko mocniej szarpnij.
Odebrałam banknoty i jak najszybciej wyszłam. Kim on do cholery jest ?

***
Wypuściłam całą zawartość płuc, opadając na twarde krzesło. Szef jest zadowolony z kwoty jaką otrzymał. Powinnam cieszyć się, że mam to już za sobą, jednak on tam jest. Mężczyzna z pokoju nadal jest w klubie, przemieszczając się korytarzami. Mijałam go. I czuję, że coś jest nie tak.
Postanawiam zebrać swoje rzeczy i ubrać normalne ciuchy. Jestem wyczerpana, kiedy adrenalina opuszcza moje ciało. Emocje wypłukały mnie z energii. Ze zmęczeniem przekładam torebkę przez głowę i udaję się na korytarz. Jest dopiero po 23 i nie jestem pewna czy powinnam wrócić do mieszkania. Nie mam pewności czy Marcel jest już w stanie nie trzeźwości.
Zamierzam wyjść na powietrze, kiedy przede mną pojawia się osoba, zagradzająca mi przejście i po chwili wiem kim jest. A raczej są. On i mój szef rozmawiają, a po kręgosłupie zaczynają mi przebiegać ciarki. Powie mu o mnie...
- May !
______________________________________________________________________________________________________

 
I jak ? Postaram się, by następny rozdział zawitał na blogu jeszcze w tym tygodniu.
/Loveyoursmile

czwartek, 20 marca 2014

Rozdział 1

Uważnie stawiałam krok za krokiem, starając się by stare panele nie wydały żadnego dźwięku. Dochodziła dwudziesta i jeżeli za trzydzieści minut nie dotrę do pracy.. cóż prawdopodobnie będę mogła szukać sobie jakiegoś mostu pod którym zamieszkam. Zaklęła pod nosem, kiedy podłoga wydała skrzypnięcie. W głowie zaczęłam wypowiadać już modlitwę, czekając, aż do mnie przyjdzie. Nie nastąpiło to jednak. Posuwając się ostrożnie do drzwi, przymknęłam za sobą drewnianą powłokę, która jedyne gdzie się nadaje to śmietnik. Trzeba przyznać, że mieszkanie, w którym mieszkam to ruina zagrażając życiu. Jednak kiedy nie stać cię na nic i kiedy do wyboru masz ulicę lub to, ta druga opcja jest bardzo dobra. Zbiegam po spróchniałych stopniach klatki schodowej, wychodząc na chłodne powietrze. Taksówka już czeka, więc nie tracąc czasu podaję adres i od razu przygotowuję pięć funtów...

***
Ubrałam skąpy strój, opisując go szczegółowo jest to czarna sukienka, która więcej odkrywa niż zakrywa, tylko tyle  można o niej powiedzieć. Wymóg szefa. Założyłam jedne ze szpilek, które tak bardzo katują moje stopy i w pośpiechu opuściłam garderobę. Brakło mi czasu, by podejść do baru, więc od razu weszłam na scenę łapiąc się swojej rury. Strach jaki czuję za każdym razem, nie jest porównywalny z niczym. Nigdy nie będę taka jak reszta tu. Yeeaa myślicie, że jestem dziwką. No bo co innego dziewczyna ubrana w zdzirowatą sukienkę, tańcząca na rurze mogłaby robić ? Możecie mnie tak nazywać, sama siebie za taką mam. Jednak nigdy nie pozwoliłam się dotknąć żadnemu facetowi tu. Obcinają mi za to pensję, ale i tak jest ona wyższa, niż oferuje mi każda inna praca. Po prostu sama myśl, że miałabym znowu czuć ten ból co kiedyś, paraliżuje wszystkie zakamarki mojego ciała. Byłam mała jednak czułam. Czułam jego dotyk i często to uczucie powraca wraz z obrazami przeszłości. Byłam dzieckiem, nie potrafiłam się przed nim obronić. A on po postu to zrobił, wykorzystał moją bezbronność i zgwałcił pozostawiając w ulicznej kałuży. Do uszu dotarły pogwizdy napalonych mężczyzn, przywołując mnie do siebie. Zbierałam pieniądze, które mi rzucali, podarowując im kilka minut osobistego tańca, ale nie dopuszczałam, by ktoś naruszył moją przestrzeń.
Moja przestrzeń, to moja przestrzeń.

***
Dochodziła już druga w nocy, a moja przerwa skończyła się parę minut temu. Obserwowana przez szefa nie mogłam pozwolić sobie na ustępstwa. Nie chciałam mu podpaść, nie tylko ze względu na to, że mógłby wywalić mnie z pracy, ale wiele tancerek zabierał na zaplecze i to nie w celu rozmowy. Widziałam, jak niektóre wychodziły zapłakane w poszarpanych ciuchach. Wykonałam efektowny szpagat, dostrzegając tego samego mężczyznę z wczoraj. Właściwie zauważyłam, że jest tu często i nie przychodzi się napić. Jednak po cokolwiek tu jest, mam wrażenie, że nie jest to nic dobrego i cholernie przeraża mnie jego osoba. Obróciłam się plecami widząc, że zaczyna skanować moje ciało. Robi to za każdym razem. Obserwuje mnie jak jastrząb wypatrujący ofiarę...

***
Wraz z wybiciem czwartej rano, mogłam opuścić scenę i przebrać się w swoje ciuchy. Chowając napiwki do kieszeni płaszcza opuściłam garderobę, a później lokal. On tam stał. Stał przed wejściem i odprowadzał mnie wzrokiem do taksówki. Nawet kiedy zamknęłam drzwi, przez przyciemniane szyby dostrzegałam jego głupi uśmieszek i oczy zwrócone w stronę auta. Czego on chce ?

***
Drzwi trzasnęły głośniej niż tego chciałam, robiąc duży hałas. Zdążyłam mrugnąć, a przekrwione od alkoholu oczy wpatrywały się w moje. Szczęka mu stężała, jednak wiedziałam, że mnie nie uderzy. Nie zrobiłby tego.
- Znowu !!! Z kim się dzisiaj pieprzyłaś ?
Energicznie wymachiwał rękoma, wydobywając z gardła ostry krzyk.
- Odpowiedz dziwko, jak pytam ?
- Z nikim. Nie robię tego.
Spuściłam wzrok, bawiąc się palcami. Nauczyłam się znosić jego krzyki. Zaraz to minie.
- Pieniądze ?
Wyciągnęłam z kieszeni 20 funtów, 10 zatajając dla siebie.
- Rano porozmawiamy.
I na tym to się kończy. Każdego dnia tak jest. Marcel jest moim chłopakiem. Moja miłość do niego przestała istnieć już bardzo dawno temu. Gdybym tylko miała gdzie mieszkać odeszłabym. Układ jest prosty. Pozwala mi tu mieszkać, ale to ja zarabiam na nas dwoje i każdego wieczoru oddaje mu napiwki, żeby mógł się upić. Yeea do tego nie hamuje wyzwisk na moją osobę. Czasem chciałabym się mu sprzeciwić, ale nikogo nie znamy na 100%. Ta skrzywdzona część mnie panicznie się go boi i tylko ta druga udająca każdego dnia odważną, pomaga mi wytrzymać. Jest coś jeszcze, co powinniście wiedzieć. Kiedy jest trzeźwy sama kupuję mu alkohol dolewając spirytusu tylko po to, by zalał się do nie przytomności i nie próbował zbliżyć do mojego ciała. Nawet jego dotyk jest jak największa katorga i wolę paść ofiarą słów niż czynów.
- Zejdź mi z oczu.
Posłusznie uciekłam do mojego pokoju, znaczy naszej sypialni, do której rzadko dochodzi. Wiedziałam, że gdy zamknę za sobą drzwi, nie zobaczę go przez resztę nocy, aż do wieczora, kiedy zataczając się po kątach wpadnie do mieszkania. Każdy dzień wygląda dokładnie tak samo, życie napisało dla mnie tylko kilka scen w scenariuszu i zatrzymało się na tej jednej...

***
" - Mamusiu !
- Cicho...
- Mamusiu.
- Nie odzywaj się.
- Mamusiu po...
- Idź gdzie ci kazałam i nie wychodź.
- Mamusiu.
- Kocham cię skarbie, a teraz szybko uciekaj...
- Ale mamusiu on już tu jest..."
- May !
Szybko odsunęłam od siebie wspomnienia, które wracając każdego dnia, grając rolę w teraźniejszości. Pośpiesznie obróciłam się do szefa, nie wiedząc czego się spodziewać. Jego twarz wykrzywiała się w uśmiechu, ukazując zżółkłe i krzywe zęby. Zmarszczki tworzyły się w kącikach jego oczu i wcale nie wyglądało to przyjemnie. Owszem był zadbany, grał wysokiej klasy 40-letniego biznesmena, ale nie zmienia to mojego zdania o nim. Wiem co robi na zapleczu !
- Dzisiaj nie tańczysz na scenie.
- D..dlaczego ? Zrobiłam coś nie tak ?
Pochylił się z jeszcze szerszym uśmiechem, spoconymi dłońmi próbując dotknąć mojego policzka. Nie skutecznie.
- Nie kochanie. Masz prywatny taniec.
Nie mogłam złapać powietrza, kiedy słowa opuściły jego usta.
- N..nie, nie mogę. Powiedziałeś, że nie będę musiała tego robić.
- Zmieniłem zdanie.
- N.. nie chcę.
Mój głos zaczął drżeć na myśl, że mam zostać zamknięta z facetem sam na sam w czterech ścianach.
- Czy pytałem czy chcesz ?
Przyparł mnie do ściany, chwytając mój policzek i mocno go ściskając.
- Dużo zapłaci, więc zabieraj dupę i idź do niego albo przedstawię ci zasady pracy. Zrozumiałaś ?
Pokiwałam energicznie głową, by tylko się odsunął i nie dotykał mnie więcej. Chciałam się rozpłakać.
- Drzwi na końcu korytarzu, nie pogrywaj w nic.
Pchnął mnie w przód i ledwo złapałam równowagę. Na miękkich nogach doszłam pod drzwi, otwierając je ze strachem. Weszłam do środka, słysząc za sobą cichy szczęk zamka. Nie mogłam podnieść głowy do góry.
- Będziesz tam tak stała ?
Odważyłam się wyprostować i w tej samej chwili chwyciłam klamkę.
- Nie próbowałbym tego.
Zamarłam na jego ostry i głęboki głos. To on, ten facet. Siedzi wygodnie na kanapie, oczekując ode mnie prywatnego tańca.....
_____________________________________________________________________________________________________________

 
Pierwszy rozdział nudny, ale musiałam was trochę wprowadzić w życie May.
 
/Loveyoursmile

niedziela, 16 marca 2014

Prologue


Untitled | via Tumblr

10 minut.
Minęłam próg swojej garderoby przestając czuć wilgoć, a pot i nikotynę. Było siwo od dymu, ale po chwili mgła stawała się niewidoczna, a źrenice przyzwyczajały się do ciemnych barw.
9 minuty.
Przeszłam pod ścianą, dostając się pod bar. Unosząc dłoń, zamachałam w powietrzu, przywołując barmana. Ustał na przeciw skanując moją twarz, był wstanie stwierdzić bez pytania czego oczekuję, chociażby po tym, że widuje mnie codziennie.
8 minuty.
Ostry smak alkoholu przelał się przez gardło, drażniąc ścianki przełyku. Wykrzywiłam usta w obrzydzeniu, nienawidząc tego. Zamknęłam oczy, wypuszczając całe powietrze z płuc.
7 minuty.
Pamiętam bieg po między gwiazdami, uciekałam tak szybko jak mogło pozwolić sobie moje ciało. To tak jakby czas płynął w zwolnionym tempie, chociaż wiesz, że rzeczywistość jest inna. Biegłam ile sił, aż popełniłam błąd, nogi same zaczęły się plątać i wszystko było już osądzone. Upadłam na twarz, czując jak brudna woda kałuży przesiąka w moje włosy. Czas zaczął płynąć szybko, szybciej niż normalnie.
6 minut.
Zatopiłam usta w drugim kieliszku, mrużąc oczy. Obrazy przepadły i dopiero wtedy przechyliłam szkło, łykając jego zawartość.
5 minut.
Ruszyłam przed siebie, czując ból przeszywający stopy. Bolały i żaden odpoczynek, nie był wstanie go załagodzić. Wysokie szpilki raniły każdy ich minimetr.
4 minuty.
Wyprostowałam plecy, wymawiając w myślach swoją codzienną mantrę. "Nie poddasz się". Kiedy właśnie tego chciałam, chciałam uciec, poddać się. Okręciłam się o 90° będąc przy wejściu.
3 minuty.
Oczy... te same oczy. Skanowały moje ciało, a skóra pod małą warstwą ciuchów zaczynała się palić i piec. Kim jest ? Byłam obserwowana, nie tylko przez niego.
2 minuty.
Znalazłam się na podwyższeniu, zajmując swoje stanowisku. Na twarz wciągałam maskę fałszywego uśmiechu, chowając w sobie strach. Strach młodej dziewczyny.
1 minuta.
To jest świat, do którego nigdy nie chciałam trafić... Nazywam się May Mayer. May jak piąty miesiąc roku, jak czas gdy słońce dniami jest w zenicie, a noce są mroźne. Jestem po prostu May.......
________________________________________________________________________________________________

Ostrzeżenie: Głowna bohaterka przez początek historii będzie bardzo emocjonalna, co może wyprowadzać z równowagi, ale z czasem ulegnie to zmianie.