sobota, 1 listopada 2014

Rozdział 37

_________________________________________________________________________________
(Zayn)
Kiedy May wczoraj zasnęła, nie zamierzałem z nią spać. Po prostu znużyło mnie, więc położyłem się na chwilę. Nie chciałem spać. Ale gdy sen zaczął mnie pochłaniać pozbyłem się spodni i zasnąłem. Nie przykrywałem się, nie chciałem naruszać jej przestrzeni. Rano zamierzałem wyjść nim się obudzi, dlaczego kurwa spałem tak długo ? Czułem jak mnie przykrywa, a kiedy otworzyłem swoje oczu, jej były zamknięte, ale nie długo. Potrzeby jaką później poczułem by ją pocałować, nie dało się niczym stłumić. Musiałem to zrobić, nawet jeżeli wiedziałem, że nie będzie tego chciała. Czułem się źle z jej łzami, ale nie mogłem tego przerwać. Nie jestem chujem, by posuwać się za daleko, znam granicę tej dziewczyny i nie zamierzam przekraczać ich bez jej zgody. Wiem, że nie darzy mnie pełnym zaufaniem i nigdy nie będzie, ale oczekuję od niej chociaż połowy. Wciskam pocałunek na środek jej ust, odczuwając ponownie jej słodki smak. Jest tak doskonały. Uzależniający. Pochłaniający. Przyjemny. Nie lubię, gdy odpowiada mi kiwnięciem, to nieznośny nawyk i choćbym miał urwać głowę mojej małej May, oduczę ją tego. Nie przestanę jej również całować, zamierzam to robić, kiedy będę chciał. Nie umiem już powstrzymać pragnienia jakie we mnie wyzwala. Wciąż kocham Carmen ponad wszystko, ale tkwiąc tutaj, chcę po prostu czuć na swoich ustach, usta May. Odsuwam się od niej i staję na nogach, słysząc wibrację telefonu w kieszeni swoich spodni. Podnoszę je i wydobywam urządzenie, krzywiąc się na imię widniejące na ekranie. Nabieram uspokajający oddech, by nie wybuchnąć przed czasem.
- Zayn Malik, słucham ?
- Dzień dobry panie Malik.
Krzywię się na piskliwy głos kobiety, tym bardziej iż wiem, że na pozór udaje słodką.
- Pana starania na nic.
Zalewa mnie krew, kiedy słyszę jej słowa. Wiem, że na mojej twarzy rysami zaznacza się wściekłość na kobietę, a ponieważ nie chcę wystraszyć May, idę do łazienki.
To, że odkryłem w sobie nie dawno uczucia, nie znaczy, że jest to dobre...

___________________________________________________________________________________
 Moje serce podskakuje na kilka krzyków padających za drzwiami łazienki. Staram się pochwycić jakieś słowa, ale są to stłumione, zniekształcone wrzaski. Jedyne co udaje mi się usłyszeć to słowa, które już kiedyś padły. Wypowiada je po długiej ciszy, jakby zaczął prowadzić rozmowę z kimś innym. "Życie albo śmierć", cisza znowu zapada, ale dodaje później "ja wybieram życie". Naprawdę nic nie rozumiem i przeraża mnie ta niewiedza. Jaka śmierć ? Czy on chce czyjejś śmierci ?
- Mayer ?
Podrywam głowę do góry, zerkając na ubranego Zayna.
- Muszę jechać do pracy. Nie będzie mnie przez najbliższe dni. Muszę wrócić do Nowego Jorku i rozwiązać problemy. Opłacę twój pokój na cały przyszły tydzień, możesz tu zostać.
Wyciąga z kieszeni kilka banknotów i kładzie je na szafce nocnej obok mnie.
- Powinno starczyć ci na jedzenie.
Otwieram usta, by powiedzieć, że nie potrzebuję, ale mi przerywa.
- Nie próbuj ze mną dyskutować.
Ostrzega groźnie i pochyla się nade mną.
- Nie zrób nic sobie i bądź ostrożna.
Całuje mnie leniwie, a później zabiera marynarkę i idzie do drzwi.
- Jeżeli dowiem się, że tańczyłaś dla kogoś w barze, obiecuję, że przekroczę wszystkie granicę, żeby cię ukarać.
Zamyka za sobą drzwi i znika.

***
Trzy kolejne dni mijają identycznie, w tej samej rutynie. Śpię, idę do pracy, wracam, śpię. Zdarza się, że jeszcze jem. Czwartego dnia wypada sobota, więc po pracy odbieram tygodniową wypłatę i wracam do hotelu, odkładając ją w swoim tymczasowym pokoju głęboko na dno torby. Niedzielę mam wolną, ale nie wychodzę nigdzie z pokoju. Nie chcę tego robić, mam wrażenie, że mogłoby się stać coś złego. Po prostu siedzę i cieszę się chwilami, gdzie nie jestem skazana na ciągłe niebezpieczeństwo. W nadmiarze korzystam z prysznica, mają tutaj ciepłą wodę, naprawdę ciepłą. Piątego dnia jest poniedziałek i rozpoczynam dzień identycznie jak we wcześniejsze dni. Wykonuję tą samą rutynę, wiedząc, że w przyszłym tygodniu będę już mogła uciec. Odejdę z pracy.
20 minut przed godziną 19 wychodzę z hotelu i wolnym krokiem, kieruję się na Piccadilly. Stamtąd trzy kroki do mojej pracy. Zmianę zaczynam o 20:30 i tak spędzam całą noc. Na obsługiwaniu klientów raz za razem. Sophia, dzisiaj nie pracuje, więc nie mam nawet do kogo się odezwać. Nie chodzi o to, że ta samotność mi przeszkadza. Po prostu od bardzo dawna nie miałam żadnej koleżanki, a nawet krótka rozmowa z blondynką sprawia mi radość. O 23:30 opuszczam miejsce pracy i żwawym krokiem wracam do hotelu. Zatrzymuję się, kiedy z klubu w pobliżu mojego starego mieszkania wytacza się Marcel ze znajomymi. Przybliżam się do ściany budynku, chowając w cieniu. Dobrze wiedzieć, że wciąż żyje. Nie chcę, by stało mu się coś złego. Nie pragnę tego, mimo wszystkiego co było. Chwieje się na wszystkie strony, z wielkim trudem przechodząc na drugą stronę ulicy. Podpierając się na przyjacielu, staje prosto i rozgląda dookoła. Ruszam powoli, nie oglądając się za siebie. Wystarcza mi wiedza, że żyje.
- May !
Przyśpieszam, słysząc jego głos. Nie mógł mnie zobaczyć. Ryzykuję jedno zerknięcie, a on znowu krzyczy. Ale nie patrzy na mnie, idzie przed siebie w przeciwną stronę, wykrzykując moje imię.
Krzywię się na ten widok i zostawiam go daleko za sobą. Wtorkowy poranek jest inny niż wszystkie. Gdy otwieram oczy Zayn siedzi na łóżku i obserwuje mnie. Jestem kompletnie zaspana, więc nie przywiązuję do tego większej wagi i przekręcam się na brzuch, ponownie zasypiając. Dochodzi mnie jeszcze jego cichy chichot, a później znowu pochłania mnie ta cisza i spokój.

***
Naciągam na siebie kołdrę, kiedy coś ją ze mnie ściąga i wydaję cichy jęk. Oddycham spokojnie, wciąż trwając w pół we śnie. Coś znowu zabiera mi kołdrę, więc warczę pod nosem i z powrotem naciągam ją na siebie, przykrywając się po samą szyję. Sytuacja się powtarza, a kiedy ponownie przykrywam się pościelą, dochodzi mnie śmiech.
- Nie możesz spać cały dzień May.
Znam ten głos. Marszczę nos i nieruchomieję na chwilę, myśląc. Zayn. Podnoszę powieki i siadam, wpatrując się w mężczyznę obok mnie. Uśmiecham się na jego uśmiech i przecieram sklejone od snu oczy.
- Lubię oglądać twój nagi tyłek o poranku.
Rozszerzam oczy i wpatruję się w niego, nie wierząc, że to powiedział. Śmieje się pod nosem i obejmując mój policzek składa delikatny pocałunek na moich ustach, a po tym kolejny aż zaczynam odpowiadać.
- Mówiłem, że będę cię całować, kiedy będę chciał.
- Jesteś inny.
Wyrzucam z siebie, nie rozumiejąc jego zmiany.
- Wesoły ? Cieszę się, że wróciłem, to wszystko piękna May.
Nie znane uczucie ogarnia mnie na jego ostatnie słowa, miłe uczucie, nawet jeśli wewnątrz moje serce znowu zaczyna krwawić, nie jestem piękna, nie mogę taka być.
- Czemu musiałeś wyjechać ?
- To moje życie, nie dotyczy ciebie.
Całuje mnie jeszcze raz i wstaje z łóżka.
- Ubierz się, zabiorę cię na śniadanie.
Wstaję posłusznie, zakrywając swój tyłek koszulką. Nie jest nagi, mam majtki. Myję zęby pastą i palcem, nie mając tutaj szczoteczki. Ot co zapomniałam kupić, a Marcel pozbawił mnie mojej. Rozczesuję włosy i ubieram stare jeans, sweter, a w pokoju kurtkę i buty.
- Już.
Informuję go i wychodzimy.

***
Jemy w ciszy śniadanie w apartamencie Zayna. W tle gra cicha muzyka, a męski głos śpiewa Angel. Spokój przerywa trzask jakiś drzwi, a zaraz po tym, przede mną pojawia się kobieta. Kobieta, którą już widziałam. Carmen.

________________________________________________________________________________________________



Konfrontacja !!!!

/Loveyoursmile


19 komentarzy:

  1. Carmen ! i koniec rozdziału grr :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurwa Carmen niech ja cos przejedzie czy cos

    OdpowiedzUsuń
  3. Uuuuuu ;-; Ostro będzie xD Czekam na 20-stą xx

    OdpowiedzUsuń
  4. Przerywać w takim momencie!!! Zy ty chcesz mnie o zawał przyprawić. Ja prędzej umrę niż doczekam się 20:00 XD
    A.

    OdpowiedzUsuń
  5. ZAJEBISTY KOTKUU ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytam czytam i bumm pojawia się Carmen O.o No niee dlaczego w takim momencie, czuję niedosyt, ale dobrze, że dziś dodasz jeszcze rozdział :)
    To takie słodkie, gdy Zayn przychodzi do jej pokoju i był taki zadowolony w jej towarzystwie <33 Czekam do 20 :)

    /E.

    OdpowiedzUsuń
  7. dziewczno zabjije cie w takim momęcie nie no żartuje kocham cie !!!

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak piękne rozpoczęcie poranka naszych głównych bohaterów, pozazdrościć :) Zayn jest taki czuły wobec May, czego chcieć więcej ? Hmm może tego, żeby zakończył się jego związek z Carmen i żeby byli z May razem :) Tak, to jest to :D
    Takie cudowne ich śniadanie,a tu jego narzeczona się pojawia, proszę tego się nie spodziewałam.. Ale skąd ona się dowiedziała, że On tam jest? Nie mam pojęcia xD Może w następnym rozdziale wszystko się wyjaśni :) Jestem taka podekscytowana tym ich spotkaniem, ciekawe co tam się wydarzy, a może zrobi mu scenę zazdrości, albo coś innego? Ajj dobra nie dramatyzuję, dowiem się za kilka godzin :D
    Czekam na następny :)
    Buziaki :) ;**

    OdpowiedzUsuń
  9. Omg będzie się działo jezuu czekam na neeext!!! @PModzelewska

    OdpowiedzUsuń
  10. O bożeee ale akcja! I to w takim momencie! Czekam na next ~xoxo~

    OdpowiedzUsuń
  11. drugi najlepszy rozdział ever xx
    będzie się działo, oj będzie :DD

    OdpowiedzUsuń
  12. Genialny rozdzial ale bedzie sie dzialo i to duo

    OdpowiedzUsuń
  13. O Jezusie Nazareński!!!! Że tak powiem ,no właśnie nie wiem co powiedzieć!!! Już nie raz kończyłaś w brutalny sposób rozdział, ale teraz przeszłaś samą siebie! Oczy wyszły mi z orbity, masz szczęście, ze dzisiaj jeszcze jeden rozdział:) Nie mogę uwierzyć, ze dojdzie do konfrontacji May - Carmen. No ciekawe co Zayno wymyśli za wymówkę, bo na pewno nie powie prawdy. Może powie że to pracownica i pracują nad czymś. No tego się nie spodziewałam. A tak miło rozpoczęli poranek, Tak jeszcze nawiążę do rozdziału 36, tam May wspominała ich pocałunki, kiedy patrzyła na śpiącego Malika..Ona się w nim nieświadomie zakochuje, a przynajmniej przywiązuje. Niedobrze to wygląda wszystko pod względem uczuciowym. No co za dupek, ona tylko grzecznie spytała czemu musiał wyjechać? A on tak bezczelnie, ze to jego życie. no ja rozumiem, że niby ich nic nie łączy, no ale ..no sama nie wiem nie fajnie to zabrzmiało. No i sprawa wyjazdu właśnie, ostro się kłócił przez telefon, śmierć albo życie? O co chodziło? No ale po powrocie miał dobry humor, więc chyba ok. Już się bałam, że Marcel coś odwali, ale był nawalony i chyba miał przed oczami May, może żałuje i tęskni? Miałaś rację będziemy zadowoleni z rozdziałów :) Tyle się dzieje, taki zwrot akcji, normalnie super :)
    Dziękuję ci bardzo, że poświęciłaś czas i napisałaś aż 3 rozdziały, jesteś niesamowita, w ogóle ta akcja na dzień z Promise. Nikt nigdy tak nie dbał o swoich czytelników, wielki szacun Xx
    Czytamy się jeszcze wieczorem Pa pa XX

    OdpowiedzUsuń
  14. łooooooooooo kutwa !
    on pocaluje Carmen a May się rozplacze? lub cos takiego! tak sadze. rozdzial swietny :D
    nawet bardzo niż bardziej swietny xD

    OdpowiedzUsuń
  15. Wyczuwam jakąś grubą kłótnie..super rozdział! :') / Emily

    OdpowiedzUsuń