wtorek, 28 października 2014

Co w sobotę ? Niespodzianka.

 
 
 
 
Sobota 1 Listopad 2014
 
 
12:00 - Rozdział 36
 
 
15:00 - Rozdział 37
 
 
20:00 - Rozdział 38
 
 
Zorganizowałam ten dzień, ponieważ chcę wam podziękować w ten sposób za cierpliwość i za to, że po prostu jesteście.
 
/Loveyoursmile
 

 
 


poniedziałek, 27 października 2014

Rozdział 35

Ten sam szum i odgłos chodzącego silnika co wczorajszej nocy, budzi mnie rano. Przeciągam się, a moje kości strzelają nie przyjemnie. Wolę moje wysłużone łóżko, jest wygodniejsze mimo wielu jego defektów. Wzdycham ciężko, wypuszczając z płuc całe zalegające powietrze i zakrywam dłonią usta, kiedy ziewam. Oczy mi się kleją, a obraz nie do końca jest wyraźny, jednak widzę autostradę, którą szybko podążamy.
- W porządku ?
Wzdrygam się, słysząc głęboki męski baryton. Zapomniałam, że nie jestem sama.
- W porządku.
- Kawa i croissant dla ciebie.
Odrywa lewą rękę od kierownicy i podaje mi papierowy kubek, wskazując przy okazji torebkę z jedzeniem.
- Dziękuję.
Uśmiecha się promiennie i odwraca wzrok z powrotem na drogę. Upijam łyk, nie krzywiąc się ani trochę na gorzki smak. Potrzebuję tego.
- Dlaczego Marcel wyrzucił cię z mieszkania ?
Krztuszę się naparem, kaszląc głośno w dłonie. Jego bezpośredniość czasem mnie przeraża.
- Nie wyrzucił mnie.
- Nie kłam May. Nienawidzę tego, wiesz o tym.
- Ma problem z alkoholem i z agresją.. ubzdurał coś sobie.
Wzruszam ramionami, jakby to było coś nie wielkiego. Ale to jest coś wielkiego. On potrzebuje pomocy. Nie panuje nad tym ile pije, a alkohol wyzwala w nim agresję.
- Co dokładnie ?
Milczę. Nie odpowiem na to pytanie, ponieważ jestem temu winna. Nie do końca, ale jednak i wstydzę się za to. Dla mnie ja i Marcel nie istnieje, ale dla Marcela chyba nadal. Spałam z Zaynem, jakkolwiek to brzmi. Z mojego punktu widzenia, nie zdradziłam go, skoro razem nie byliśmy, ale gdy patrzę na to z jego strony, on mógłby właśnie tak to potraktować. Wzdrygam się na myśl, co zrobiłby gdyby rzeczywiście o wszystkim wiedział. Jego podejrzenia są słuszne w pewnym stopniu.
- Odpowiesz ?
Kręcę głową i spuszczam wzrok na swoje kolana.
- Masz jakiś znajomych ?
- Nie.
- W porządku, znajdziemy ci jakieś miejsce do spania. Ale nie kłam więcej. Nigdy nie kłam.
Zgadzam się, niewyraźnym skinieniem głowy i dopijam kawę. Nie będę się sprzeciwiać, jego chęci pomocy mi. Nie mam gdzie spać, sama siebie skazałabym na koszmar, gdyby nie przyjęła tego co mi oferuje.

***
-Spędzisz tu dwie noce. Wszystko dobrze ?
- Dobrze.
Rozglądam się po pokoju hotelowym i niepewnie siadam na skraju ładnie wyścielonego łóżka.
- Przyjadę sprawdzić czy nie pojawiły się kłopoty. Teraz muszę jechać zająć się swoimi sprawami.
Przytakuję, mając nadzieję, że już wyjdzie. Jest niezręcznie.
- Będzie w porządku May.
Zatrzaskuje za sobą drzwi, a ja z westchnieniem opadam na hotelowe łóżko, czując, że muszę poświęcić jeszcze trochę czasu na sen. Skopuję buty z nóg i odkładając kartę magnetyczną na szafkę nocną, przykrywam się kołdrą. Sen to jedyna rzecz, która sprawia, że zapominamy naprawdę o wszystkim, zabiera nas daleko od rzeczywistości, pozwalając odpocząć. Kocham sen. To jedyne co mogę kochać. Nie mam nic więcej do kochania.
_______________________________________________________________________
(Zayn)
 

Porzucam marynarkę w salonie apartamentu i od razu przechodzę do części kuchennej, gdzie o blat opiera się Carmen. Ciężko mi na nią patrzeć i zmagać się ze świadomością, że nie jestem względem jej uczciwy. Nie jestem wierny. Popełniłem błąd wchodząc w to całe gówno związane z May. Cokolwiek bym zrobił, jestem na straconej pozycji. Jednak nie chcę się wycofywać.
- Musimy porozmawiać Zayn.
Odkłada filiżankę z kawą za siebie i spogląda w moją stronę. W zdenerwowania splata dłonie i je rozplata.
- Stało się coś ?
- Nie.. znacz tak.. nie jestem pewna.
Nie chcę patrzeć na jej twarz, wykrzywioną w rozpaczy, dlatego przytulam ją do siebie, czując jej przyjemny zapach.
- Dzwoniłam w nocy, gdzie byłeś ? Bałam się o ciebie.
- Nie potrzebnie. Byłem za miastem. Muszę wszystko załatwić, nim wrócimy do Ameryki.
- Już nie długo.
- Nie długo.
Potwierdzam, ciesząc się, że wkrótce będę w swoim prawdziwym mieszkaniu. Zatapiam się w ciszy, trzymając w ramionach idealną kobietę.
- Zayn to za szybko.
Wyrzuca na jednym wdechu i nie jestem pewny o czym mówi. Mówi to z zaskoczenia, wprawiając mnie w zmieszanie.
- My. Potrzebuję zwolnić.
Odsuwa się ode mnie i ściąga ze swojego palca ten przeklęty pierścionek.
- Zatrzymaj go. Nie jestem jeszcze gotowa. Kocham cię i chcę z tobą być, ale...   Brad..   ja naprawdę tego nie chciałam.
Ścieram z jej policzka łzę, kryjąc w sobie rosnącą złość.
- Czego nie wiem ?
- Nic nie robiliśmy, do niczego między nami nie doszło, ale rozmawialiśmy, dużo rozmawialiśmy. Ja.. ja nie jestem pewna, ale chyba to co było między nim, a mną kiedyś... to nie zgasło. Nie wiem co robić Zayn. Jestem zdezorientowana. Nie chcę cię okłamywać, dlatego to mówię.
Zaczyna płakać, opadając na moje ramię, a jej ciałem wstrząsa szloch. Nie jestem w stanie powiedzieć czy jestem zły na nią, czy na Brada, czy na siebie. Jestem zły na wszystko.
- Potrzebuję czasu. Nie zostawiaj mnie proszę. Potrzebuję tylko wszystko sobie poukładać.
Złączam jej wargi ze swoimi, całując namiętnie.
- Co tylko cię uszczęśliwi.
- Brad wrócił do Waszyngtonu, chcę polecieć do Missigen i spędzić tam trochę czasu, daleko od wszystkiego. Zostałabym tam do końca miesiąca, zobaczylibyśmy się w Nowym Jorku. Zgodzisz się ?
- Jeśli tylko chcesz. Nie płacz.
Podsuwam dłoń pod jej pośladki i unoszę ją do góry. Nie przerywając kontaktu naszych ust, kieruję nas do sypialni. Seks jest tym, co może ukoić na chwilę cały stres i nerwy. Nie tylko ona potrzebuje czasu. Układam jej idealnie krągłe ciało na pościeli w sypialni, powoli pozbawiając ją ciuchów.
- Dziwnie pachnie ta pościel.
Syczy, kiedy zasysam jej skórę na szyi i lekko szczypię zębami. Wiem czym pachnie pościel, wiem kim pachnie. Pachnie May....

***
Jestem przestraszony, kiedy docieram późnym wieczorem do hotelu, a przekraczając próg tymczasowego lokum dziewczyny, nie zastaję jej. Jestem gotów wycofać się z pokoju, układając w głowie plan gdzie mógłbym ją znaleźć, ale gdy słyszę jej spokojny głos za sobą, informujący, że jest,  wszystkie nerwy odpuszczają. Mrużę oczy, słysząc jak pociąga nosem.
Odkłada roboczą koszulkę na łóżko i sama przysiada na jego krawędzi, bawiąc się nerwowo palcami. Nie trudno dostrzec, kiedy się denerwuje.
- Powiedz mi coś o sobie Zayn. Znaczy jeśli chcesz... Pan...
Uśmiecham się na jej plątaninę słów i przysiadam obok niej.
- Odpowiem na jedno pytanie.
- Ile masz lat ?
Przeczesuję włosy i tak jak ona, patrzę na ścianę przed nami.
- 26.
Widzę jej nie wyraźne kiwnięcie, nawet nie patrząc na nią. Zawsze to robi.
- May ?
Obserwuję jak podnosi głowę, a kiedy jej usta są w moim zasięgu, całuje je, ignorując jej dłonie, którymi z całej siły próbuje mnie odetchnąć. Przestaję, kiedy czuję smak jej łez.
Tamta May, zanika...
_________________________________________________________________________________________

 

Nie wiem co tu napisać...
Dodaję rozdział, jak obiecałam. Wiem, że późno, ale moje wolne chwilę to noc.

Niespodzianka, którą dla was mam to
"Dzień z "Promise ?""
Odbędzie się w sobotę.
Do tej pory nie dodam żadnego rozdziału, ale daję słowo, że nie będziecie zawiedzeni.
Jutro podam cały przebieg dnia.

Dobranoc Księżniczki Kochane  xxxx

/Loveyoursmile
 
 

wtorek, 21 października 2014

Rozdział 34

Światła miasta mienią się w moich oczach, obraz kompletnie stracił ostrość przez łzy. Widzę kolorowe smugi. Pociągam nosem i kolejny raz ocieram policzki, ale to bez sensu, bo one i tak zaraz robią się mokre. Przyciągam kolana do siebie, kuląc się pod jednym z budynków w pobliżu biura Zayna. Nie wiem czemu właśnie tu, przez całą drogę jaką przeszłam wszędzie byli ludzie.. tutaj nie ma nikogo. Nie chcę paść czyimś ofiarą. Zaciskam pasek torby w pięści i przyciągam go do piersi. Wytrzymam to. Zaciskam oczy, kiedy z moich ust wyrywa się niekontrolowany szloch. Jest mi zimno, ale nie tak bardzo bym nie mogła wytrzymać. Nie jestem pewna, która godzina i jak dużo zostało mi do rana, ale chcę by czarne niebo, zrobiło się jasne. Jestem zmęczona.. Kwestią czasu jest, kiedy moje oczy się zamkną i zapadnę w sen. Opieram się czołem o kolana i kolejny raz wydobywa się z moich ust szloch. Słyszę odgłosy samochodu, ale zaraz cichną, chwilę później inny odgłos samochodu, ale on również cichnie. Cichną wszystkie odgłosy. Potrząsam głową i mocniej zaciskam pasek torby przy piersi. Jak długo dam radę ? Chyba już dosyć.
- May ?
Podrywam głowę w górę, widząc idącą w moją stronę znaną postać. Już dosyć, proszę. Staje na przeciw, zasłaniając i tak już z dawkowaną ilość światła z pobliskiej latarni.
- May, chodź ze mną.
Wyciąga w moją stronę dłoń, ale nie reaguję. Opuszczam z powrotem głowę, opierając ją o kolana. Już dosyć, oszczędź mnie Boże.
- Chcę ci pomóc.
- Nie potrzebuje pomocy. Niech pan wraca do Carmen.
Pociągam nosem.
- Nie będę już nic niszczyć. Przepraszam.
Mój głos jest piskliwy i nie przyjemny dla uszu.
- O czym mówisz dziewczyno ?
- Zniszczyłam pana związek.
- Mam na imię Zayn. Nic nie zniszczyłaś. May nigdzie nie ma grama twojej winy.
- Ja nie chciałam..
Tłumię szloch w kolanach.
- Pojedź ze mną, zabiorę cię w ciepłe miejsce.
Kręcę głową i odsuwam się kiedy próbuje mnie dotknąć. Nie chcę jego dotyku, nigdy już nie chcę czuć dotyku jakiegokolwiek mężczyzny... jakiegokolwiek człowieka.
- W porządku.
Wzdycha ciężko i odchodzi. Słychać echo jego ciężkich kroków. Blokada, która na chwilę utworzyła się we mnie tamując rozpacz, teraz znowu puściła. Wycieram nos i przełykam słone łzy. Chciałabym wrócić do tego co było. Miałam prace, miałam mieszkanie, Marcel nie sprawiał większych kłopotów. Nie było pana Malika. Było łatwiej. Miejsce obok mnie zostaje zajęte. Nie muszę się odwracać, by wiedzieć kto to. Tylko Zayn posiada tak wyraźny piżmowy zapach. Niszczyciel. Powinnam go tak nazywać, zniszczył wszystko co było stabilne w moim życiu.
- Co robisz ?
Szepczę słabo.
- Nie chcesz iść ze mną, więc zostanę z tobą. Przyniosłem sobie kurtkę.
Informuje mnie, po czym naciąga ubranie na swoje ramiona, przybierając moją pozycję.
- Kto odpowiada za ślady pobicia na twojej twarzy ?
Pyta chłodno, na co kulę się jeszcze bardziej. Nikt mnie nie pobił. Marcel zbyt mocno zacisnął palce na mojej brodzie, to wszystko. Nie jest potworem, jest nieuważnym człowiekiem z problemami, potrzebującym pomocy. "Jest potworem". Ignoruję głos podświadomości.
- May odpowiedz mi.
Jego głos jest spokojny, ale stanowczy.
- Nikt.
Widzę, jak zaciska pięści, ale nic nie robi. Nic nie mówi. Cisza panująca między nami trwa i trwa. Obraz przede mną przestaje mi się podobać, kiedy wszystko zaczyna przykrywać mróz. Tempera spada gwałtowanie i czuję to całą sobą. Palce u rąk i nóg skostniały mi, a policzki szczypią z zimna. Usta mam popękane od suchego powietrza, a małe ranki na nich szczypią. Katar mi się wzmógł przez niską temperaturę, przez co pociągam co chwilę nosem. Nie płacze już ze strachu, bólu czy rozpaczy. Łzy same powoli ściekają z kącików moich oczu przez kujący wiatr. Powieki kleją mi się i jestem gotowa zasnąć. Wcześniej powstrzymywałam się przed snem w strachu, że grozi mi niebezpieczeństwo. Teraz czuję się bezpiecznie. Nie chcę ufać Zaynowi, ale to dzieje się samo. Ufam mu. Czuję się bezpiecznie wiedząc, że jest obok i nie potrzebuję do tego jego dotyku.
Wystarczy, że wiem, że jest...

***
Budzą mnie ciche odgłosy silnika samochodowego. Nie jestem jeszcze gotowa, by podnieść powieki i w pełni się obudzić, dlatego usilnie staram się ignorować cichy, ale wyraźny w całkowitym bez dźwięku hałas. Słyszę męski głos, mamroczący ciche przekleństwa, a kiedy dociera do mnie do kogo należy, moje powieki samoistnie podrywają się w górę. Buja mną lekko, kiedy skręcamy w lewo, zjeżdżając z autostrady. Próbuję się wyciągnąć, ale pasy ograniczają moje ruchy.
- Co tu robię ?
Pytam zachrypniętym od snu głosem.
- Siedzisz.
Zayn uśmiecha się do mnie półgębkiem, ale jego głos przepełniony jest czystą powagą.
- Chcę wysiąść, nie chcę byś mi pomagał.
Rozpinam pasy, ciesząc się, że mój głos nie jest tak słaby, jak czuję się ja.
- Zapnij pasy.
- Zatrzymaj się proszę.
- Zapnij pasy May.
Kręcę głową, kiedy na mnie patrzy.
- Do cholery, zapnij pasy !
Krzyczy na co się wzdrygam i szybko zapinam pasy. W samochodzie jest ciepło, a siedzenie pode mną przyjemnie grzeje mnie w pupę.
- Jesteś głupią kobietą, May. Zamarzłabyś przez tą noc na ulicy.
Spogląda na mnie, po czym z powrotem wraca wzrokiem na drogę.
- Nie zostawię cię samej.
Oznajmia mi poważnie i mogę obserwować pojawiającą się zmarszczkę na jego czole. Skręca ponownie w lewo, zjeżdżając na stację paliw. Podjeżdża pod jeden z wolnych dystrybutorów, gasząc silnik.
- Nie wychodź. Nie próbuj mnie zdenerwować.
Mówi groźnie i wysiada z samochodu, trzaskając lekko drzwiami. Obserwuję go w bocznym lusterku, jak pełen gracji wlewa paliwo do baku. Nie mogę powiedzieć, że nie jest przystojny, bo jest. Jest idealny. Opieram głowę o zagłówek, obserwując rozsuwające się i zasuwające automatyczne drzwi. Mimo ciemnej nocy, ruch nadal jest duży. Podskakuję przestraszona, wyrwana z zamyślenia, kiedy Zayn pojawia się z powrotem. Zerkam na jego obojętny wyraz twarzy i obserwuję jak z marynarki przewieszonej przez siedzenie wyciąga portfel.
- Chcesz iść ze mną ?
Pyta spokojnym głosem, lekko się uśmiechając. Przeczę głową, bo nie chcę tracić energii na wydobycie głosu.
- Nie wychodź.
Zamyka za sobą drzwi i widzę jak zdecydowanym krokiem zmierza w kierunku wejścia, znikając po chwili z moich oczu. Jego telefon porusza się na fotelu, wibrując nie spokojnie. Zerkam na wyświetlacz, średnim druczkiem widnieje na nim imię jego dziewczyny. Zaciskam oczy, wiedząc, że nawet jeśli będę próbować, nie wymarzę ich widoku z pamięci. Nie przestanę też o tym myśleć. Nigdy nie przestanę. Zayn nie jest wierny. I może powinnam czuć do niego urazę i go nienawidzić, ale nie mogę. Nie ja jestem tu największą ofiarą tylko Carmen. "Może ona wie o wszystkim". Oddycham głęboko, nie umiem nawet zachować się w tej sytuacji. Boli mnie dziurawe serce w mojej piersi. Telefon uspokaja się, wyświetlając tylko komunikat nieodebranego połączenia. Zayn Niszczyciel wychodzi z budynku, wracając do samochodu. Nasze spojrzenia spotykają się przez szybę, na co natychmiast spuszczam głowę, czując narastający smutek. Zajmuje miejsce za kierownicą, odkładając portfel do kieszeni czarnej marynarki, wrzuca za nim telefon, nawet nie spoglądając na ekran.
- Trzymaj.
Podaje mi zapakowanego hermetycznie rogalika z czekoladą i kubek z parującym napojem.
- Herbata. Zjedz i wypij.
Odpala silnik i odjeżdża powoli z miejsca. Upijam napój, parząc sobie język i przełyk, ale nie powstrzymuję się przed kolejnym łykiem.
- Dziękuję.
Zerka na mnie, posyłając mi szeroki uśmiech. Jedziemy ciemnym parkingiem zapełnionym pojazdami i zatrzymujemy się na samym jego końcu, gdzie jest ich najmniej.
- Jest za późno na hotel.
Wskazuje głową zegarek samochodowy. 4:30.
- Prześpimy się tutaj.
Gasi silnik, wyciągając ze stacyjki kluczyki i rozsiada się wygodnie. Czuję się niezręcznie pijąc ciepły napój, kiedy on nie ma nic i mi się przygląda, dlatego wyciągam w jego kierunku papierowy kubek, ale kręci głową. Podnoszę paczkę z rogalikiem, ale też kręci głową, uśmiechając się szeroko.
- Jedz May.
Wzdycham, ustawiając między nogami kubek i otwieram opakowanie. Jestem głodna. Zatapiam zęby w jedzeniu i rozkoszuję się smakiem, nie zwracając na nic uwagi.
- Jutro rano wrócimy do Londynu.
- Gdzie jesteśmy ?
- Daleko za. Nie możesz mi teraz uciec.
Przechodzą mnie nie przyjemne dreszcze, ale staram się nie zwracać na nie uwagi. Ufam mu. Zjadam wszystko w ekstremalnym tempie, zaspokajając głód. Zgniatam w ręku opakowanie, ale zabiera mi je, wpychając do swojej kieszeni. Biorę duży łyk herbaty, czując, że dłużej nie utrzymam w sobie gryzącego mnie pytania.
- Kim ona była ?
Spina się, ale zachowuje pozorny spokój.
- Kto ?
Wzdycham, kręcąc głową.
- Nie wiem kim jesteś Zayn.
Nie wiem czemu z moich oczu zaczynają płynąć łzy. Odwracam się do niego plecami i podciągając nogi na siedzenie, opieram czoło o chłodną szybę.
- Nie dotykaj mnie już nigdy więcej, proszę.
Nie mogę cofnąć tego co się wydarzyło między nami, ale mogę zapobiec temu co mogłoby się jeszcze wydarzyć.
________________________________________________________________________________
(Zayn)
 
Zerkam na zwiniętą w kulkę dziewczynę obok. Jej oddech jest płytki i senny. Z głowy nie mogę wyrzucić jej słów, które cały czas odtwarzają się na nowo. Jej słaby głos łamie mnie, tak jak widok jej posiniaczonej twarzy. Mógłbym to skończyć i zostawić ją samą, ale nie mogę. Nie potrafię pozwolić, by stała jej się większa krzywda, jestem też zbyt samolubny, by dać jej możliwość poradzenia sobie beze mnie. Chcę by mnie potrzebowała tak, jak potrzebuje jej mała cząstka mnie.
Siedząc z nią pod ścianą i obserwując jak podczas snu trzęsie się z zimna, zapragnąłem zabrać ją ze sobą do swojego prawdziwego mieszkania i dać jej wszystko co mogę dać. Potrzebuję jej miękkich ust i słodkiego smaku na swoim język. Nie mogę jej nie dotykać, kiedy właśnie tego pragnę.
Pragnę May, a kocham Carmen.
 
__________________________________________________________________________________________________
 
 
 

 
Uh okey.
Długo nic nie dodałam wiem, ale za nim pomyślicie o mnie źle,
mam usprawiedliwienie swego czynu.
Otóż nic nie dodawałam, bo przygotowywałam coś dla was.
Niespodzianka. Właściwie dwie niespodzianki.
Ale nie zdradzę wam co to, musicie czekać cierpliwie.
Mam nadzieję, że wam się spodobają, kiedy któregoś dnia tu zajrzycie, a one będą.
Rozdział słaby... ale poczekajcie do następnego.
Powiem, krótko: Carmen....
Przepraszam i dziękuję za komentarze.
 
/Loveyoursmile
 








piątek, 10 października 2014

Rozdział 33

Zimny wiatr smaga moje policzki, kiedy wchodzę po schodach. Budynek został pozbawiony okien na klatce przez ulicznych łobuzów, którzy niegdyś urzędowali stale na ostatnim piętrze. Jeszcze wtedy Marcel jako tako się trzymał. Mogłam liczyć na interwencje z jego strony, gdybym rzeczywiście jej potrzebowała. Miał prace, a jego alkoholizm nie osiągał jeszcze tego wysokiego stadium. Później prace stracił, a wszystko z tym zaczęło się zmieniać. Szarpię za klamkę, która nie chce ustąpić i wkładam dużo siły, by w końcu drzwi się otworzyły. Wydają przeciągłe skrzypnięcie, a później na zgrzybiałe linoleum wypada śrubka od zawiasu. Ignoruję ją i wchodzę do mieszkania, ostrożnie zamykając za sobą drzwi. Smród papierosów i taniego alkoholu od razu uderza w moje nozdrza, skutecznie je drażniąc. Ten kto mówi, że alkohol nie ma zapachu jest głupi. Wykrzywiam usta w obrzydzeniu i cicho przechodzę do salonu. Po moim "chłopaku" nie ma śladu. Cicho drepcze do sypialni i żałuję, tego ruchu.
- Jak się z nim bawiłaś ?
Marcel odwraca się od okna w moją stronę.
- Odpowiedz kurwa ! Jak się z nim bawiłaś ?!
Kulę się w miejscu i ciężko przełykam ślinę. Serce bije mi mocno i boję się, że jeżeli stanie z wysiłku, to nie zabije już nigdy więcej. Obracam się i zamierzam uciec, jednak zostaję uprzedzona. Duże dłonie dociskają drewnianą płytę z ogromną siłą, aż trzaska z głośnym hukiem przede mną.
- Nauczę cię mówić i kurwa odpowiadać.
Obraca mnie i mocno pcha na zamknięte drzwi. Jęczę, kiedy w płucach przez chwilę brakuje mi powietrza, a nie jestem zdolna by je pochwycić, przez ból spowodowany zderzeniem.
- Kim jest ten facet ?
Pochyla się nisko, aż moją twarz owiewa jego oddech. Jest czysty.
- Mów !
Ściska mój podbródek, po czym z siłą odrzuca go w drugą stronę.
- T-to j-jest.. o-on.. m-mó-j-j zna-a-jomy.
Kłamię. Jąkam się okropnie, co tylko pobudza nerwy Marcela. Trzęsę się, a wszystko co jadłam rano zbiera się w moim przełyku.
- Imię ?
Zaciskam oczy i wiążę usta.
- Odpowiadaj !
Uderza dłonią w ścianę obok mojej twarzy, czuję chłodny powiew na policzku.
- Nie pozwolę, byś pieprzyła się z kim popadnie pod moim dachem !
Wydziera się głośni, jego słowa są niepoważne. Potrząsa mną, mocno ściskając moje przedramię. Ból przeszywa moją rękę na całej długości pulsując.
- Boli mnie.
Kwilę cicho, na co on uśmiecha się wrednie. Zaciska swoją dłoń jeszcze mocniej, niemal łamiąc moje kości.
- Marcel puść. Przerażasz mnie.
Pcha mnie na podłogę, przez co uderzam głową w kant łóżka. Podwijam nogi do klatki, kuląc się w kłębek. Zbyt bardzo się boje, by odczuwać ból uderzenia.
- Nie rycz !
Nie wiem, że płacze puki mi nie mówi. Zrzuca z komody resztki przedmiotów i kilkoma z nich ciśnie we mnie.
- Pakuj swoje rzeczy i wypierdalaj z mojego mieszkania. Rozumiesz ?
Milczę i z przerażeniem patrzę na niego. Nozdrza rozszerzają mu się gwałtownie, kiedy szybko oddycha.
- Zrozumiałaś kurwa ?
Kiwam głową, zasłaniając się rękoma. Wychodzi z pokoju, a po nim, jak po burzy zostaje cisza i spustoszenie.  Zaczynam płakać w głos. Słychać moje pociąganie nosem i szloch.
Zostałam bez mieszkania.
Na drżących nogach podchodzę do szafki i wyciągam swoją nie wielką ilość ciuchów. Pakuje je do torby podróżnej, którą miałam w zwyczaju zabierać do klubu. Na wierzch wrzucam podarte i uszkodzone już po wcześniejszych razach zdjęcie matki i zapinam zamek, z cichym szelestem. Ocieram mokre policzki, próbując uspokoić oddech i narastający płacz. Klękam na kolanach i wsuwam torbę głęboko pod łóżko. Jeszcze nie teraz, nie mogę stąd odejść. Nie chcę spać na ulicy, nie kiedy jest tak zimno. Podnoszę się z podłogi i zapinam kurtkę po samą szyję. Pociągam nosem i ocieram go wierzchem dłoni. Przeczesuję palcami włosy i wyczuwam z tyłu sporych rozmiarów guza. Syczę cicho, kiedy naciskam na niego zbyt mocno.
- Kilka dni.
Szepcze do siebie i wychodzę z sypialni. Widzę cień Marcela w kuchni, więc biegnę do drzwi, wypadając z mieszkania.
-Jesteś piękna May.
- Nie mów tak.
- Jesteś piękna złotko.
- Nie mów tak do mnie.
- Kocham cię.
- Czemu to mówisz ? Nie mów do mnie.
- Spędzę z tobą wszystkie moje dni. Razem May. Na zawsze. Nierozłącznie.
- Zabierzesz mnie stąd ?
- Gdzie tylko chcesz, będziesz przy mnie bezpieczna... Nasze imiona pasują do siebie. Są na te same litery.
- Marcel i May.
- Właśnie. Będziesz bezpieczna przy mnie. Obiecuję.
Niemal upadam na chodnik, potykając się o własne nogi. Odganiam to wspomnienie od siebie i zanoszę się płaczem. Będziesz przy mnie bezpieczna... Zmuszam swoje mięśnie do pracy i porywam się w bieg. Nogi same niosą mnie po deptaku wśród odradzającej się zieleni St.James's Park. Daje z siebie wszystko do momentu, w którym płuca nie zaczynają mnie palić, pozbawione wszelkiego powietrza. Ciężko dyszę i ledwo przekładam nogi przez barierkę..  uderzam ciałem w zimną trawę. Czuję jakbym umierała. Słyszę swój świszczący oddech i mam wrażenie, że słyszą go wszyscy. Do miejsca pracy zostały mi przysłowiowe trzy kroki i potrzebuję być tam wcześniej, by móc doprowadzić się do stanu mniej byle jakiego.... Jestem słaba.

***
Spuszczam głowę, kiedy kolejny raz padam ofiarą ciekawskiego spojrzenia. Czemu na mnie patrzą ? Adrenalina w pełni opuściła moje ciało i czuję się obolała.
- Ojej, skarbie. Co stało ci się w rękę ?
Podrywam wzrok na Sophie, a później podążam za jej troskliwym spojrzeniem. Moje przedramię zdobią cztery sine pręgi, zrobione przez Marcela. Wyglądają okropnie. Dotyka ich lekko na co odskakuje, wyginając twarz w grymasie.
- Wygląda jakby ktoś zmiażdżył, albo porządnie obił ci rękę. Widział to lekarz ?
Kręcę głową. Jej idealnie wyskubane brwi unoszą się do góry i kręci głową z dezaprobatą.
- Powinnaś jechać z tym do szpitala, wygląda źle.
- To tylko siniaki.
Zejdą. Z czasem. Mlaszcze niezadowolona, ale przyjmuje moje słowa.
- Gdybyś mnie potrzebowała, wołaj śmiało.
Uśmiecha się ciepło i odgarniając równo ściętą blond grzywkę odchodzi. Spoglądam jeszcze raz na swoje ramię i kręcąc na nie głową wracam do pracy.

*** (następny dzień)
Na palcach przemykam obok nieprzytomnego ciała Marcela i bez dźwięcznie zamykam za sobą drzwi. Oddycham z ulgą, szybko skacząc ze stopnia na stopień. Kiedy wczoraj wróciłam późną nocą do mieszkania, było puste. Nie spałam długo, nie mogłam spać. Mój mózg nie chciał zaprzestać pracy. Czuwałam większą część nocy, nasłuchując czy już wrócił. Skręcam za rogiem, obierając krótszą drogę niż wczoraj. I tak wydaje się, że zaraz będę spóźniona. Cholera nie mam nawet zegarka. Pocieram swoją skroń, wzdychając zirytowana. Wchodzę na długi parking, ale zaraz się cofam. Oddech momentalnie sprawia mi trudność i wiem, że zaskoczenie bardzo wyraźnie jest widoczne na mojej twarzy.
- Carmen przestań !
Cofam się jeszcze o krok, widząc jak Zayn obejmuje obcą mi dziewczynę i śmieje się głośno. Wiem, że nie pierwszy raz widzę te blond włosy i długie nogi.
- Wszystko w porządku.
Odzywa się miękkim głosem kobieta i łapie go za ramię. Ten sam głos słyszałam tamtego dnia w jego klubie, wypowiadający "Do widzenia kochanie". Ona jest tą piękną kobietą o niecodziennych kształtach. Czuję się jak intruz, ale kiedy ich usta złączają się, moje nogi wrastają w ziemię. Kładę dłoń na klatce piersiowej i pocieram jej lewą stronę, odczuwając ból. Serce kłuje mnie raz po raz, a ja nie umiem uspokoić tego. Jeszcze wczoraj to ja stałam na jej miejscu. Dawałam się ponieść. Omotać. Pragnęłam, by nie przestawał mnie całować. Potrzebowałam go więcej, aż sama pokusiłam się na krok. Zaciskam usta i opuszczam rękę. Chciałabym nie widzieć. Wzrok brązowych oczu pada na mnie i przez chwilę patrzymy na siebie. Jego twarz nic nie wyraża, może niemą prośbę bym odeszła. Kiwam do niego głową i spuszczam wzrok. Odchodzę drogą, którą przyszłam...
__________________________________________________________________________
(Zayn)
 
Mój telefon dzwoni na szafce, kiedy zapinam spinki na mankietach koszuli. Wzdycham ciężko i odbieram urządzenie.
- Zayn Malik, słucham ?
- Dzień dobry panie Malik. Z tej strony John.
Marszczę brwi. May.
- Czy coś się stało pannie Mayer ?
- Nie.. niezupełnie.
- Proszę wprost.
- Ma ślady pobicia na twarzy.
Zamykam oczy i zaciskam palce wskazujący i kciuk u nasady nosa.
- Jest jeszcze w pracy ?
- Jest.
- Dziękuję za informacje, John. Jestem twoim dłużnikiem.
Rozłączam się, przeczesując nerwowo włosy. Co ona kurwa znowu zrobiła ? Poprawiam krawat i zabieram z biurka klucze, idąc do drzwi. Gaszę wszystkie światła i wychodzę z opustoszałego budynku, żegnając skinieniem ochronę.

__________________________________________________________________________

Ze zmęczeniem i bólem wypisanym na twarzy próbuję wejść do mieszkania. Drzwi kolejny raz się zatrzasnęły i nie chcą się otworzyć. Kiedy w końcu odpuszczają, nie daleko udaje mi się wejść. Marcel stoi w przedpokoju, jakby czekała właśnie na mnie. Szerokie ramiona prostuje jeszcze bardziej, napinając mięśnie. Przełykam ślinę i nim cokolwiek zrobi zaczynam płakać. Jestem odrażająco słaba.
- Której części wypierdalaj nie zrozumiałaś ?
Łkam cicho.
- Zabiorę tylko torbę.
Szepcze bez siły.
Rzuca mi ją pod nogi i mierzy groźnym wzrokiem.
- Nie myśl, że rano spałem.
Zatacza się przez swoją nie uwagę do tyłu. Jest pijany. Znowu.
- Wiesz dla czego to robię ? Bo nienawidzę, pieprzonych, kłamliwych dziwek.
Ciągnie mnie za ramię i z brutalną siłą wypycha poza drzwi, ciskając w ziemię. Upadam na kolana, ratując się rękoma przed upadkiem ze schodów. Siadam na pupie, zakrywając rękoma oczy. Zupełnie nie wiem co robić. Nie mam dokąd iść, pomijając cholerny fakt, że od kilku dni chodzę w tych samych ciuchach. Nie mam dokąd iść. Uderzam dłońmi w posadzkę, płacząc ze złości.
Odejdę....

__________________________________________________________________________
(Zayn)

 
Jadę na Gorge St. po tym jak nie zastałem May w klubie. Zdążyła wyjść nim dojechałem. Parkuję samochód pod budynkiem, wchodząc do środka. Pokonuję po trzy stopnie na raz, stając pod jej mieszkaniem. Zaciskam dłoń w pięść i pukam do rozwalonych drzwi. Mógłbym wejść skoro nie mają zamka, ale nie chcę być niegrzeczny. Nie reaguje, kiedy pukam jeszcze raz. Zdenerwowany, pociągam klamkę, ale wtedy drzwi się otwierają.
- Mówiłem wypierdalaj dziw...
 Postawny mężczyzna mojego wzrostu staje w drzwiach, patrząc groźnie w moje oczy. Zacina się, nie kończąc swojej wypowiedzi.
- Czego tu szukasz ?
Chwieje się, opierając o framugę.
- Ładny garniturek.
Prycha, wywracając oczami. Śmierdzi alkoholem.
- Możesz zawołać May ?
Pytam grzecznie, nie cofając się ani o krok, kiedy próbuje pokazać kto tu rządzi.
- Nie ma jej.
- Nalegam.
- Powiedziałem do chuja, że jej nie ma. Nie trzymam kurw pod dachem.
Próbuje zamknąć drzwi, ale zatrzymuję go.
- To ty ją pobiłeś ?
- Nie interesuj się.
- Pobiłeś ją ?
- Posłuchaj mnie kurwa. Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy. To moja dziewczyna i będę robił z nią co będę chciał.
Podrywam gwałtownie pięść, którą od dłuższego czasu zaciskałem, do góry i wymierzam mu prosty lewy cios. Łapie się za nos, po czym spogląda na swoje zakrwawione palce.
- Nie sądzę kurwa.
Ciskam groźnie słowa, po czym schodzę po schodach do samochodu...
 
_________________________________________________________________________________________________________
 
 
No to mamy rozdział 33.
Postarałam się by był odrobinę dłuższy. Chciałam wynagrodzić wam jakoś to spóźnienie.
Po prostu pomyślałam sobie w czwartek, jak miałam dodać rozdział.. a czemu Carmen miałaby coś nie namieszać swoją osobą. Przespałam się z tym i w piątek zaczęłam wprowadzać zmiany, ale naszły mnie nowe pomysły i cały rozdział napisałam od nowa.
Mam nadzieję, że nie jesteście nim zawiedzeni.
 
Widziałam małe zamieszanie z postaciami, dlatego małe przypomnienie kim kto jest.
Carmen - narzeczona Zayna.
John - szef baru, w którym May pracuje i znajomy Zayna, po części dłużnik.
Sophie - barmanka, z którą pracuje May.
 
Wiem, że nie odpowiedziałam na żaden komentarz pod poprzednim postem, co nie znaczy, że nie przeczytałam. Codziennie jestem na blogu, wszystko widzę i czytam.
Nie myślcie, że nie doceniam waszych komentarzy, bo doceniam je bardzo.
Wielokrotnie mówiłam, że sprawiacie mi nimi przeogromną radość i napełniacie moje serce miłością do was.
Nie odpowiedziałam na nie tylko ze względu, że nie mogłam, bo telefon wyrzucał mnie z konta, nie chciałam robić tego z anonima.
Tym razem bez problemu odpowiem na wszystkie.
 
Kocham was...
 
Ahhhh zapomniałam, nie martwcie kiedyś wyjdzie co Zayn robił z Carmen na parkingu.
Kiedyś wszystkie brudy wyjdą na wierzch :)
 
/Loveyoursmile

sobota, 4 października 2014

Rozdział 32

Jego klatka szybko faluje z każdym oddechem, a szczękę zaciśniętą ma mocno. Rozgrzany i rozgniewany. Kulę się na siedzeniu i wbijam paznokcie w swoje uda. Niemal zaczynam płakać ze zdenerwowania. Muszę nauczyć się panować nad strachem i łzami. Zaciska dłonie w pięści i unosi je do góry, szybko zbliżając się do mnie. Spuszczam głowę i zaciskam mocno oczy. Uderzy mnie. Czuję powiew powietrza na policzkach.
- May.. ja..
Jego głos jest spokojny. Spanikowany. Nie czuję bólu.
- Ona jest dla mnie kimś bardzo ważnym, ale nie mogę ci powiedzieć kim jest. Zrobię to nie długo.
Kiwam głową, ale nadal nie otwieram oczu. Nie uderzył mnie.
- Spójrz na mnie.
Wypuszczam przerywany oddech i rozluźniam uścisk dłoni. Wdech, wydech. Kontrola.
- May, popatrz na mnie.
Podnosi głos o pół tonu. Unoszę głowę i patrzę prosto w jego ciemne oczy, jedyne co w nich widzę to kolor. Nie umiem w nich czytać. Nie umiem robić tego tak, jak robią to w większości książek. Nie umiem czytać z oczu. Z jego oczu, z żadnych oczu.
- Czego się przestraszyłaś ?
- P-pana. J-ja..
Gardło ściska mi się boleśnie. Przez sekundę przez jego twarz przebiega jakaś emocja, ale szybko zanika. Chwyta mnie za biodra i obraca całe moje ciało na stołku barowym w swoją stronę. Czuję jak drżę.
- Nie skrzywdzę cię.
Staje między moimi nogami i zamyka przestrzeń między nami. Mocno przyciska mnie do swojego ciała, oplatając rękoma, jakby próbował przed czymś schować.
- Nigdy nie podniosę na ciebie ręki, nie będę krzyczał i upokarzał. Zaufaj mi. Proszę. Ufaj mi na tyle mocno, ile jesteś wstanie. Ale mi ufaj.
Czuję jego usta na swoim czole i delikatny pocałunek jaki składają.
____________________________________________________________________________
(Zayn)
 
Nie czuję nic, ale jeżeli bym chciał, mogę czuć. Czuję, ale jeżeli bym nie chciał, mogę nie czuć nic. Jestem pomiędzy niczym, a czymś. Spoglądam na May, która w ciszy spożywa posiłek, robiąc to tak  cicho, jakby bała się, że to wzbudzi moją złość. Nie krzyczałbym na nią. Nie umiem na nią krzyczeć. Boje się, że jeżeli bym podniósł głos, ona by się rozpadła. Jest zbyt delikatna. Filigranowa dziewczyna. Atmosfera między nami zmieniła się, ta z rana ulotniła się gdzieś w powietrzu, ta dobra znikła. Teraz wieje chłodem, a między nami panuję niewidzialny dystans. Ufaj mi May.
- J-ja już pójdę. W-wrócę do swojego m-mieszkania.
Głos jej nadal drży. Zamierzam powiedzieć jej by została, ale kiedy spotykam jej wzrok, nie jestem wstanie zmusić się do zatrzymania jej. Patrzy wszędzie tylko nie na mnie, a mimo to doskonale dostrzegam jej panikę i przerażenie. Nie planowałem jej uderzyć, nie miałem nawet tego w zamiarach. Nie umiem zrozumieć czemu to tak odebrała.
- Odwiozę cię.
Każde słowo dokładnie wyróżniam, by zrozumiała, że nie przyjmę sprzeciwu. Wszystko co zbudowaliśmy do tej pory, wydaje się  już nie istnieć. Rozproszyło się po kątach, siejąc strach, lęk i panikę. Obawiam się, że nie mam wystraczająco czasu, by na nowo to zbudować. Zabieram pusty talerz May i odkładam go obok zlewu, dołączając do niego swój. Nosi mną poczucie winy. Przeczesuję nerwowo włosy i idę do wejścia. Dziewczyna stoi już ubrana, zapięta po szyję. Nie umyka mojej uwadze jej zagryziona warga i jest to bolesne. Boleśnie podniecające. Jej niewinna postura, charakter i ten mały przejaw grzeszności.
- May.
Obserwuję jej usta i nie mogę się powstrzymać. Chcę posiadać każdy ich minimetr i cieszyć się z tego przywileju. Uwielbiam ich miękkość i kształt. Odpowiednio ciepłe i pulchne. Uwielbiam czuć jej słodki smak na języku. Uwielbiam go czuć i wiedzieć, że jest nie zmienny, nie ważne co by jadła i robiła. Zawsze będzie słodki. Przypieram ją do ściany, dbając o jej bezpieczeństwo. Nie chcę jej skrzywdzić. Kim bym był gdybym tego chciał ? Jęczy zaskoczona, ale w pełni się mi poddaje. Przypadkiem muskam językiem jej górną wargę, ale zaraz potem ponawiam gest. Całuję ją głęboko, zupełnie jakby był to pierwszy, bądź ostatni raz. Pocałunek jest na tyle intensywny, że czuję jak nogi May odmawiają jej posłuszeństwa, a ona sama zaczyna się osuwać po ścianie. Przyciskam swoje czoło do jej, pozwalając zaczerpnąć nam powietrza. Swoje palce zaczepiam o wąskie biodra dziewczyny i przyciskam ją do siebie. Nie pozwolę jej upaść. Nasze ciężkie oddechy wyróżniają się w panującej ciszy. Zbieram w sobie siłę woli, by pozwolić jej odejść, ale kiedy mam to zrobić jej usta przywierają do moich. Kolejne doznanie. Nie ja je zainaugurowałem. Czuję, jak opiera swoje małe dłonie na mojej klatce, a zaraz potem zaciska w pięść materiał mojej koszuli. Jej niewinność jest przeszkadzająca, ale i uzależniająca.
__________________________________________________________________________
 
- Leć aniołku, leć, i nie kradnij już niczyich serc.
Zayn  słodkim głosem cytuje słowa, śpiewane przez dziecięcy chór w radiu. Próbuję się nie roześmiać, jednak kończę cichym chichotem, nie mogąc nic poradzić na tą potrzebę.
Dojeżdżamy pod mój budynek mieszkalny i zalewa mnie fala niepokoju. To właśnie teraz przyjdzie czas na konfrontacje z Marcelem. Mogę wyjść z tego cało, bądź w kawałkach, z rozsypaną duszą na dłoni.
- Nie zobaczymy się przez kilka dni, nie będę miał czasu.
Kiwam głową nieśmiało i otwieram drzwi.
- Do widzenia.
Wysiadam, a później je za sobą zamykam, widząc przez okno uśmiech Zayna i jego ciepłe spojrzenie.
Upycham strach głęboko w sobie i ruszam prosto w przepaść.
 
______________________________________________________________________________________________________________
 
 
Rozdział jest bardzo słaby i mało się dzieje, ale myślę, że w następnym będzie ciekawiej.
Nasz ulubieniec Marcel powróci.
Wiem, że reakcja May na początku tego rozdziału może wydawać wam się zbyt przesadzona, ale po traumach jakie ona przeszła, to rzecz normalna.
Boi się wszystkiego, a jej psychika jest wyczulona na wszystko, ponad to strach to naprawdę potężny rywal i nie łatwo z nim walczyć.
Sama w swoim życiu na każdym kroku z nim przegrywam.
Dalej..
Jeżeli moje plany się powiodą i będę miała Internet to jeszcze w ten weekend postaram się wstawić 33 rozdział. Jeżeli nie uda mi się to po weekendzie, będzie na pewno (okolice środy/czwartku).
Znowu wyjeżdżam za granicę, ale wrócę szybko :)
Ogromnie dziękuję za prawie 48 tysięcy wyświetleń i za komentarze pod ostatnim postem. Przeczytałam je wszystkie po kilka razy i kocham was tak bardzo, że jak kiedyś umrę z powodu miłości do was to będziecie mieli mnie na sumieniu.
 
Nie marudzę już.. Dobrej nocy i słodkich snów xx
 
/Loveyoursmile