poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Rozdział 66

Wszystko rozmazuje mi się przed oczami, a łzy są na tyle słone, że pieką mnie oczy i policzki. Katar jest jak woda, co chwilę muszę ocierać nos materiałem sukienki, a brak chusteczki staje się niemiłosiernie dokuczliwy. Szloch co moment wyrywa się z mojej piersi i jest dręczącym dźwiękiem dla uszu. Nie podjęłam żadnej decyzji, a nawet jeżeli głęboko w sercu wiem co zrobię, nic jeszcze nie zadziałałam, a mimo to już czuję się zrujnowana i samotna, jak jeszcze nigdy. Dziecko Zayna, Nessie i on sam zabrali mi moje szczęście, nadzieję i osłabili moją miłość. Chcę nienawidzić Zayna, tak mocno jak tylko można, ale jedynie bardzo go nienawidzę. Bo po mimo wszystkiego, pamiętam jak wiele dla mnie zrobił. Nie mogę zapomnieć wizyt w sądzie, nie mogę zapomnieć niezliczonej ilości obiadów i pełnej szafy ubrań, nie mogę też zapomnieć jego troski i tego, że zabrał mnie, aż do Nowego Jorku bym odcięła się od przeszłego życia. I tylko to sprawia, że nie nienawidzę go naprawdę mocno. Ale nie oznacza to, że mogę z nim teraz zostać. Nie mogę z nim być. Spakuje swoje rzeczy i po prostu odejdę. Nie wiem tylko dokąd... nie wiem nawet jak przeżyć na tych ulicach, to nie Londyn.

- May...

Zayn wchodzi do pokoju gościnnego, muszę odgarnąć mokre włosy z twarzy i przetrzeć oczy, by widzieć go wyraźniej. Ale o ile ciężko jest mi bez jego widoku, tak teraz jeszcze ciężej jest mi na niego patrzeć. Pociągam nosem, gdy zaczyna się do mnie zbliżać i szybko odnajduję w sobie siłę, na wydobycie z siebie słów.

- Możesz przynieść mi chusteczki ?

W ułamku sekundy zawraca i wychodzi z pokoju. Mój płacz w jednej chwili nasila się, wraz z nadejściem myśli, że to już ostateczny koniec. Zginam się w pół, siedząc na łóżku z nogami swobodnie zwisającymi i układam czoło na kolanach. Nie docierają do mnie słowa Zayna, słyszę je, ale nie rozumiem. Dopiero, gdy mnie dotyka zrywam się jak oparzona i odsuwam. Odbieram od niego paczkę chusteczek, wyciągam jedną i kompletnie bez elegancji wydmuchuję nos. Później biorę kolejną i kolejną, aż w końcu mogę oddychać.

- May, to nie jest tak, jak wygląda. Jest wiele rzeczy, o których nie wiesz.

- Nie chcę żyć z tobą, twoim dzieckiem i Nessie. Do jutrzejszego wieczora zabiorę wszystkie rzeczy i opuszczę twój penthaus.

- Nie masz dokąd odejść.

- To już nie twój kłopot, pilnuj swoich kłamstw, by nie wyszły na jaw.

- Przestań, tak mówić.

- Jak ? Zamierzałeś mi kiedyś powiedzieć, że masz dziecko ?

- Nie...

- Pogrążasz się, Zayn. Tym razem mogłeś skłamać.

- Nie kłamałem nigdy, po prostu nie mówiłem wszystkiego.

Wybucham żałosnym śmiechem, a później znowu płaczę.

- W taki razie gratuluję ciulu, jak na biznesmena okazujesz się być strasznie tępym facetem.

- Uważaj na słowa.

Syczy przez zęby, jakby zraniony. Cóż ja też jestem zraniona, znacznie bardziej niż on. Kolejny raz ocieram łzy i kieruję się do wyjścia. Ta wymiana zdań nie ma sensu.

- Stój!

Chwyta mnie i czuję na niego złość za to, że mnie dotyka. W jednej chwili sztywnieję i zaczynam się wyrywać.

- Puść mnie!

Wrzeszczę, ale chwyta mnie ciaśniej i przyciska do siebie. Uderzyłabym go, gdyby moje ręce nie były uwięzione między moim, a jego ciałem. Płaczę jeszcze bardziej ze złości, która się wzmaga wraz z ograniczeniem przez niego moich ruchów. Dzisiaj czuję się znowu jak kiedyś, gdy emocja miały kontrolę nade mną, nie inaczej.

- Daj mi chwilę.

- Puść mnie, Zayn. Jestem teraz tak wściekła, że mogłabym cię uderzyć.

- Zrób to, jeśli ci to pomoże.

Zluźnia uścisk, a ja wydobywam dłonie. Jednak nie potrafię go uderzyć. Nawet jeżeli właśnie się rozstajemy, a może nawet już to zrobiliśmy, nie chcę nigdy być sprawcą przemocy, a tym bardziej nie chcę związku z przemocą. On nie uderzyłby mnie nigdy, ja też tego nie zrobię. Odpycham go od siebie, ale reaguje na tyle szybko, że nim zdążam zrobić krok, on przyciska mnie do ściany i trzyma w uwięzi. Znowu napada mnie nieprzemożona chęć przyłożenia mu.

- Przestań ze mną walczyć na chwilę. Wysłuchaj tego co chcę powiedzieć, później zdecydujesz co zrobisz.

- Nie mam ochoty.

- Cholera, nie bądź uparta. Spieprzyłem, wiem. Ale ty naprawdę niewiele o mnie wiesz. Daj mi szansę, May. Wysłuchałaś tylko tego co powiedziała Nessie, wysłuchaj tego co chcę powiedzieć ja.

Zaciskam zęby, ale przestaję się szarpać. Spoglądam mu w oczy i dopiero teraz dostrzegam jak bardzo jest zrozpaczony, może nawet zdruzgotany, o ile to nie za silne słowo. Jest wzburzony, rozstrojony i spanikowany.

- Poleć ze mną do Hiszpanii.

Oddycham ciężko, aż wybucham potężnym gniewem i zaczynam go odpychać całą siłą. Mam ochotę się śmiać i mogę stwierdzić, że teraz to on potrzebuje lekarza od głowy.

- Jesteś palantem, Zayn ! Jak możesz mnie o to prosić ?!

- Przestań się ze mną mocować. Nie skończyłem.

- Nie obchodzi mnie to. Kompletny z ciebie dureń. Nienawidzę cię, Zayn. 

Z ostatnimi słowami jego uścisk staje się prawie nieodczuwalny, ale mężczyzna szybko odzyskuje nad sobą kontrolę.

- W Hiszpanii zostało moje najgorsze wspomnienie. Chcę ci je pokazać. Daj mi dwa dni. Później podejmiesz decyzję. Jeżeli postanowisz odejść, pozwolę ci. Pomogę ci wrócić do Londynu, jeżeli będziesz chciała. Pozwól mi tylko się odsłonić. Zero tajemnic i kłamstw.

- Dlaczego miałabym ci wierzyć ?

- Bo zawsze byłem z tobą szczery, nie mówiłem ci wszystkiego, ale nie kłamałem. Jesteś dla mnie sensem życia, nie mogę tak po prostu tego wyłączyć. Myślę o tobie przez cały czas i jeżeli jest coś, co sprawi, że będę mógł cię zatrzymać, zrobię to. 

- Dwa dni, Zayn. I robię to tylko dlatego, że po tym wszystkim zasługuję na prawdę. Teraz zostaw mnie w spokoju.

Widzę w nim ból, gdy odsuwa się, a po długiej chwili kiwa głową i wychodzi zamykając za sobą drzwi. Zasługuję na to, by znać o nim prawdę.

___________________________________________
__________________
(Zayn)

Nie jestem w stanie patrzeć na May w naszej garderobie, pakującą kilka swoich rzeczy do torby. Nie jestem też w stanie jej powstrzymać i na widok oraz myśl o tym wszystkim dopada mnie rozpacz. Nie chcę patrzeć w jej zapłakane oczy, bo ilekroć widzę jak płacze boli mnie serce. Spogląda na mnie szklistym spojrzeniem, a dolna warga May drży, rozsypuję się. Odwracam wzrok i wychodzę. Siadam na naszym sypialnianym łóżku i opieram łokcie na kolanach. Kocham ją tak bardzo, że to aż boli, bardziej już nie potrafię. Jestem w stanie dać jej wszystko, jej własny kawałek Nowego Jorku, jak nie cały Manhattan, nie wyobrażalną miłość, rodzinę, pieniądze, wszystko, a mimo to nie mogę jej zatrzymać.

- Będę spała w pokoju gościnnym. Dobranoc.

Żegna się sztywno z przewieszoną na ramieniu torbą i wychodzi. Biegnę za nią i łapię ją na schodach.

- May. Wykupiłem lot do Hiszpanii na jutro rano.

Kiwa głową i schodzi dalej. Miałem nadzieję, że coś powie. Chcę ją ponowie zatrzymać, ale nie wiem jak. Wracam na górę i kieruję wzrok w stronę komody, gdzie leżą klucze należące do May i jej telefon. Zaciskam pięści, zęby i pierwszy raz od wielu lat czuję, że mógłbym się rozpłakać jak dziecko. Kąpie się, schodzę na dół i po cichu sprawdzam pokój, w którym śpi May. Bez zapalania światła siadam na łóżku, widząc ją śpiącą, otuloną przez ciemność nocy. Naciągam jej kołdrę wyżej i przykrywam po samą szyję, odgarniając włosy. Nie jestem wstanie się zmusić do wyjścia, dlatego siedzę przy niej.


____________________________________________
_____________________

Bez słów z mojej strony jedziemy na lotnisko, bez słów z mojej strony wsiadamy do samolotu i bez słów z mojej strony spędzamy cały lot, lądujemy oraz wsiadamy do wynajętego samochodu. W Hiszpanii jest duszno, promienie słońca ostro rażą, a kraj mimo, że jest piękny, nie potrafię się cieszyć z tego, że tu jestem.

- Zabiorę cię do hotelu, zjesz coś.

Skinieniem głowy wyrażam zgodę i zamykam oczy, nie chcąc na to wszystko patrzeć. Chcę poznać już prawdę i jutro z samego rana wsiąść z powrotem do samolotu.

Nalegam na zmianę pokoju z powodu jednego łóżka. Chcę osobny pokój, ale udaje mi się wynegocjować u Zayna kłótnią pokój z dwoma osobnymi łóżkami. Posiłek zjadamy w pokoju w towarzystwie ciszy i w osobnych kątach. Późnym popołudniem, gdy słońce jest znacznie słabsze, Zayn zawozi mnie na kompletne odludzie i zatrzymuje samochód na poboczu, tuż przy urwisku, gdzie w dole rozciąga się lazurowe morze. Mężczyzna wzdycha naprawdę ciężko i zaciska dłonie na kierownicy.

- Miałem romans z Nessie, jakiś miesiąc przed poznaniem ciebie. Zawsze stosowałem prezerwatywy, ale podczas jednego razu zsunęła się. Spałem z nią tylko kilka razy, na ogół to ona zaspakajała moje..

- Oszczędź mi.

- Nasz relacja trwał nie całe dwa tygodnie. Zakończyłem wszystko, ale później zwróciła się do mnie z wynikiem badań USG. Dzień poczęcia został oszacowany na dzień, w którym doszło do małego incydentu z gumką, poza tym Nessie, nie spała z nikim innym z tego co wiem. Chciała usnąć dziecko, ale się nie zgodziłem. Płacę jej za to, by utrzymała ciążę. Nessie wie o tobie, powiedziałem jej, że jestem z tobą związany i mam co do ciebie poważne zamiary.

- Co oznaczały słowa: Życie albo śmierć ? Mówiłeś je chyba do Scoota.

- Życie dziecka, albo jego śmierć, Scoot o wszystkim wiedział, kontrolował Nessie, gdy byłem w Londynie.

- Dlaczego nie powiedziałeś mi o wszystkim na początku ?

- A zostałabyś ze mną, May, wiedząc, że zostanę ojcem ? Zechciałbyś w ogóle czegokolwiek ze mną spróbować ?

- Nie.

- Więc masz odpowiedź. Bałem się, że odejdziesz.

- Dlaczego tak zależy ci na dziecku ?

- Chodź.

Wysiada z samochodu i przechodzi na drugą stronę ulicy, czekając na mnie. Wspinamy się wspólnie po schodach na górę, gdzie jest kamienny budynek i dopiero gdy jesteśmy na samej górze rozpoznaję w nim kościół. Przechodzimy na jego tyły ścieżką z kamieni, gdzie znajduje się cmentarz z masą nagrobków, górujących nad miastem. Idę za mężczyzną, aż dochodzimy do maleńkiej kamiennej płyty z krzyżem i uschłymi różowymi różami. Chwilę stoimy w milczeniu, aż się odzywa. 

- Moja matka zdecydowała się na aborcje farmakologiczną, gdy zaszła w ciąże po raz trzeci. Miałem siedemnaście lat. Ja i mój brat, i nawet mój ojciec widzieliśmy o tym co planuje i nie powstrzymaliśmy jej przed tym. Dla nas to było w porządku. Wszystko poszło tak jak powinno. Po pięciu dniach wystąpiły krwawienia, ale zbyt długo zwlekała z pójściem do lekarza. Jakoś miesiąc po wszystkim miała kłopoty ze zdrowiem, poszła na badania. Okazało się, że wciąż jest w ciąży na dodatek to drugi miesiąc. Zgodnie z ojcem podjęła decyzję, że urodzi. Byliśmy przygotowani na przyjęcie dziecka, a nawet i uradowani. Urządziliśmy pokój i wszystko było zakupione. Trzy tygodnie przed terminem urodziła Juli. Była naprawdę malutka, zbyt mała. Nie miała nóżki, a jej nażądy nie były prawidłowo rozwinięte. Lekarze starali się ją jakoś uratować, spędziła dużo czasu na oddziale w inkubatorze. Za każdym razem gdy ją widziałem płakała, przeżyła nie cały miesiąc. Lakarze mówili, że to lepiej, że odeszła, gdyż cierpiała... Obwiniam się za to i nie tylko ja. Moja cała rodzina ponosi winę za jej śmierć i cierpienie. Nie chcę dziecka z Nessie, May. Ale nie chcę też, by zdarzenia się powtórzyły. Nie toleruję już aborcji, każde dziecko zasługuje na życie, nawet jeżeli jest nie chciane. 
Patrzę na niego, dopóki kilka łez nie opuszcza moich oczu. Nie jestem wstanie nic powiedzieć, bo nie wiem jak to przyjąć.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Następny rozdział dopiero w przyszłym tygodniu, ponieważ do przyszłego poniedziałku nie będzie mnie w Polsce. Chyba, że dam radę napisać rozdział jutro, ale naprawdę malutkie szanse. 
Pozdrawiam, trzymajcie się ciepło.

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Rozdział 65

- Więc ?
Przerywam ciszę i chyba zarazem gonitwę myśli Zayna.
- Najpierw zjedz.
Zerkam na talerz przede mną, ale nie mam ochoty, by jeść. Gofry wyglądają pysznie i słodko pachną, ale puki wszystkiego nie wyjaśnimy, ja nic nie przełknę. Zresztą chyba nie ma co wyjaśniać, jego wczorajsze słowa były jasne i zrozumiałe.
- Nie mam ochoty.
- Proszę, May.
- Najpierw rozmowa.
Widzę udrękę na jego twarzy i zdenerwowanie. Przeczesuje włosy, gryzie opuszek kciuka i znowu przeczesuje włosy.
- Byłem zdenerwowany. Potrzebuję z tobą rozmawiać, nie mogę wytrzymać tej ciszy. May, musisz wiedzieć, że twój ojciec od kilku dni próbuje się z tobą skontaktować. Dzwonił również wczoraj, za każdym razem z innego numeru. Nie chcę byś wracała do tego wszystkiego, to jest przeszłość. Raz dzwonił też Marcel, kilka dni temu i tylko raz. Chciał z tobą rozmawiać. Obaj nie dostaną twojego numeru i nie znajdą go łatwo, ale mnie nie ciężko znaleźć. Nie dopuszczę ich do ciebie. Nie jesteś niesamodzielna, poradziłabyś sobie ze wszystkim bez problemu, zawsze to widziałem i wiem, musisz tylko to sama odkryć. To ja nie radzę sobie z myślą, że mogę cię stracić.
- Dlaczego nie powiedziałeś mi o tych telefonach ?
Zaciskam zęby ze złości i ignoruję mocne uderzenie serca. Widać jak szczerzy względem siebie jesteśmy. Do cholery.. to on jest nieszczery i to on ponosi winę, nie ja. Przygląda mi się badawczo, jakby nie wiedział co powiedzieć, co mniej mnie rozjuszy. Oblizuje usta i opiera dłonie o wyspę przed sobą.
- A co zmienił fakt, że ci powiedziałem ? Będziesz się zapędzała w myśli.
- Może i będę to robiła, ale mam prawo wiedzieć takie rzeczy. Może to coś ważnego, skoro oboje próbują się ze mną skontaktować. Dużo łatwiej by było, gdybyśmy razem podejmowali decyzję, nie tylko ty. Ja też tu jestem i też mam swoje zdanie.
Zagryzam wargę i po raz kolejny widzę gonitwę myśli w jego oczach. Otwiera usta, ale zamyka je, bo ktoś puka do drzwi. Marszczy brwi, a ja zaraz za nim. Bo skoro on się nikogo nie spodziewa, to ja tym bardziej. Nim się rusza, ja już idę otworzyć. Zatrzymuję się na chwilę, przesuwam dłonią po wymiętej sukience i otwieram drzwi. Rozchylam usta, ale szybko przybieram normalny wyraz twarzy. Nachodzi mnie niepokój, ale tłumię to uczucie.
- Możesz prosić Zayna ?
Walczę sama ze sobą, ale uśmiecham się i odsuwam, robiąc wystraczająco miejsca dla kobiety.
- Wejdź.
Silę się na ton ociekający słodyczą i właśnie dzisiaj widzę swoją jedyną szansę na poznanie tajemnic Zayna. Zaczerpnę informacji u samego źródła.
- Jestem May.
Zaczynam miło, gdy zamykam za nią drzwi, a ona zatrzymuje się w przedpokoju.
- Nessie. Zaprowadź mnie do Zayna.
Chodź jej głos jest spokojny, ocieka jadem. Obchodzę ją, stając w salonie i wołam Zayna. Mężczyzna pojawia się natychmiast i staje przy mnie. Nie muszę patrzeć i dotykać go, by wiedzieć, że się spiął, poczułam to całą sobą.
- Co tu robisz ?
- Mamy dzisiaj spotkanie, zapomniałeś ?
W duchu widzę jak moja brew wędruje w górę po same włosy, a oczy ciskają gromy w Zayna.
- May, zostaw nas samych.
Jak zawsze mnie odtrąca, a raczej wygania, wszystko zatajając. Obdarzam go spojrzeniem i mam nadzieję, że widzi w moich oczach kolejny zawód. Ruszam do wyjścia z salonu, nie oprę się pokusie i podsłucham, ale zatrzymuję się na aksamitny głos Nessie.
- Nie, niech zostanie. Czas najwyższy by poznała prawdę.
Odwracam się od razu i najpierw widzę jej czerwone usta układające się w uśmiech, a później pobladłą twarz Zayna. Zupełnie odkrytą, po raz pierwszy mogę wszystko z niej wyczytać, każdą emocję i najbardziej widoczną panikę. A Zayn Malik jest osobą, która nigdy nie panikuje i się nie boi.
- To nie jest dobry pomysł. May, wyjdź, proszę cię.
- Nie zostań, zobacz co twój facet mi zmajstrował.
Unosi starannie wyskubaną brew do góry oraz lewy kącik ust. Dłonią przesuwa po talii i podnosi brzeg luźnej koszuli w kolorze porzeczki, ukazując zaokrąglony brzuszek. Rozszerzam oczy, a moje serce, jak i oddech zamiera. Robi mi się nie dobrze i mam ochotę wymiotować. Żółć podchodzi mi do gardła. Zamykam oczy, ale za chwilę spoglądam na Zayna.
- Powiedz, że to nie prawda ?
Kręci głową.
- Przykro mi, May.
Zakrywam oczy dłońmi, czując napływające do nich łzy. Właśnie wszystko w moim świecie runęło mi pod nogi. A moje serce w kawałkach, leży w każdej części tego pokoju.
- Będziesz ojcem. O Mój Boże.
Szepczę i kręcę głową. Zakrywam usta i cofam się. Tutaj już nie ma miejsca dla mnie.
- Chciałam usunąć ciążę, ale twój pożal się boże facet, chce tego dziecka, jak nic innego. Nie powiedziałeś jej co..
- May...
Zayn przerywa jej, zmierzając ku mniem Skąd wiem, że ta kobieta mówi prawdę ? Stąd, że widzę w jej oczach współczucie, stąd, że mężczyzna nie zaprzecza.
- Nie podchodź do mnie.
Wycofuję się powoli, zachowując pozorny spokój, ale później biegiem wpadam do kuchni, a następnie pokoju gościnnego. Zamykam za sobą drzwi i przysiadam na łóżku zagryzając pięść. Zaciskam oczy, ale są to sekundy jak wybucham głośnym szlochem, a potok łez zaczyna spływać mi po policzkach. Mogę żyć ze świadomością, że Carmen zawsze będzie powracać, ze świadomością, że jego i Nessie łączył coś więcej niż tylko stosunki zawodowe, ale to dziecko jest, jak bomba, która właśnie wybuchła. Nie jestem przygotowana do życia w trójkę, a właściwie w czwórkę. Zaczynam rozumieć troskę Zayna względem Nessie, jest dla niej tak samo opiekuńczy jak dla mnie. Z każdym miesiącem skakałby wokół niej częściej, później poród, ich wspólna radość, obecność w życiu dziecka, Zayn na pewno nie przegapiłby niczego. Gdzie w tym wszystkim miejsce dla mnie ? Nie o takim życiu marzyłam, to inny rodzaj koszmaru. Nie chcę w tym trwać, nie potrafię. Wiem, że jest wiele kobiet, które żyją i dobrze sobie radzą w podobnych sytuacjach, ale ja do nich nie należę. I bardziej od myśli, że Zayn zostanie tatą, przeraża mnie myśl, że będę musiała odejść. Pociągam nosem i wybucham jeszcze głośniejszym płaczem osuwając się na kolana. Kocham Zayna, bardziej niż cokolwiek innego. Jest jedyną stałą rzeczą, której się trzymam w tym życiu i wiem, że upadnę bez niego nisko, pod samo dno. Wolałabym nie żyć, niż żyć bez Zayna. O to nowa May, bez niczego, bez nikogo, odejdę z własnego wyboru.
___________________________________________________________

Wiem, że krótko, ale następny rozdział będzie w weekend i będzie naprawdę extra, wyjaśni się prawie wszystko, co powinno zostać wyjaśnione w tej historii. 
Dziś, że czekaliście xxx

poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Rozdział 64

Wtorkowy dzień jest identyczny jak poniedziałkowy.. cóż z małą różnicą, zamieniam z Zaynem dokładnie trzy słowa. Dzień dobry i Dobranoc. A większą część dnia spędzam na jego siłowni, trenując proste rzeczy i widzę się z Caty, gdy przychodzi z zakupami. Gdy Zayn wraca nie rozmawiamy, właściwie to ignorujemy się nawzajem. Nie tylko ja, ale on też. Środowy ranek jest właściwie taki sam, czekam, aż wyjdzie do pracy i dopiero wstaję. Myję zęby, twarz, włosy zaplatam w warkocz i ubieram kolejną ze sukienek. Wsuwam przez głowę kreację w kolorze pastelowej żółci i zapinam zamek pod pachą. Wygładzam i obciągam rozkloszowany dół, a na nogi wciągam kolejną parę pończoch. Schodzę na dół, zaparzam kawę i robię śniadanie. Tuż przed trzynastą wracam do garderoby po parę skórzanych, czarnych czółenek na płaskim obcasie i wiosenny płaszczyk. Nigdy nie podziękowałam właściwie Zaynowi za ubrania i wygodę jaką mi zapewnił. Jestem wdzięczna, dał mi wszystko, a ja powinnam się jakoś odpłacić. Tylko jak i kiedy, skoro znajdujemy się w kruchym momencie naszego związku. Odłączam telefon od ładowarki i wystukuję wiadomość do Zayna.

"Wychodzę na lunch z Caty i jej córką. Wrócę do twojego powrotu."

Nie zdążam zablokować urządzenia, jak przychodzi odpowiedź.

"Nazwa restauracji ?"

Wzdycham i przepisuję z karteczki nazwę restauracji ze wszystkimi wskazówkami. Mogłabym rozpocząć kolejną kłótnie, bo zachowuje się jak wariata, ale nie mam na to ochoty, cóż może bardziej siły. Nie chcę z nim walczyć, nienawidzę tego dystansu między nami. Brakuje mi go.

***
Córka Caty jest wspaniała, samotnie wychowuje dwójkę dzieci, ale jest szczęśliwa. Ma pogodny uśmiech, chodź bardzo osobliwe poczucie humoru. Ma ostry język i jest chłodna dla wszystkich, prócz Caty i dzieci. To dowodzi jej miłości i temu, że wcale nie jest rasową suką. Może ma po prostu powody, by być niemiłą dla innych. Ludzie mogli ją skrzywdzić. W końcu na pewno ma przeszłość, Caty mówiła, że ją adoptowała. Jej mąż był totalnym padalcem, jak to nazwała go, dodając, że to delikatne określenie, ale nie będzie marnowała na niego słów. Każdy ma swoją historię.

Wracam do domu z uśmiechem, ale gaśnie wraz z przekroczeniem progu mieszkania; wieje pustką i smutkiem ze wszystkich stron. Na wejściu zdejmuję płaszcz i buty, biorąc klamoty pod pachę. Odkładam je na schody i w ciszy przechodzę do kuchni, gdzie przy stole siedzi Zayn. Przełykam cicho ślinę, ale i tak przyciągam jego uwagę. Przelatuje obojętnie wzrokiem po mojej sylwetce, marszczy gniewnie brwi i spuszcza wzrok ze świstem wypuszczając powietrze. Mam wrażenie, że przyłączył się do tej chorej gry i próbuje mnie złamać. Cóż wychodzi mu to naprawdę świetnie. Bo ostatnią rzeczą jakiej chciałam to obojętność, którą serwuje mi właśnie na tacy. Jakbym nie istniała, albo istniała, ale nie stanowiła nic ważnego. Jestem mu obojętna i w tym momencie nawet powątpiewam w to czy to tylko gra. Wpatruję się w jego plecy, a oczy zachodzą mi łzami. Dlaczego do cholery miałby mnie kochać, skoro nic nie mogę mu dać. Nie mam nic. Tylko sobie. Gdyby kazał mi teraz odejść, prawdopodobnie zabrałabym tylko swój portfel z ostatnimi dwudziestoma dolarami i parę zniszczonych dżinsów z koszulką oraz sukienkę, którą kupiłam. Tylko to należy do mnie. Ciuchy kupił mi on, buty kupił mi on, kurtkę kupił mi on, telefon kupił mi on, mieszkam u niego. Nie mam już nawet swoich starych trampek, zostały wyrzucone po tym jak zakupił mi nową parę. Co mogę mu zaoferować ja ? Mrugam odpędzając łzy i obracam się na pięcie wychodząc. Bezszelestnie przechodzę przez salon, a później idę na schody skąd zabieram odłożone wcześniej rzeczy. Starannie zawieszam płaszcz na wieszaku i odwieszam go. Klękam i odkładam na wyznaczone miejsce w szafie buty. Podnoszę się z podłogi, a moje serce uderza mocniej, gdy widzę Zayna na progu garderoby. Wchodzi głębiej i ściąga marynarkę, unikając mojego wzroku. Bez słów obchodzę go i zmierzam do wyjścia. Silny uścisk palców na przegubie zatrzymuje mnie, a później obraca w stronę mężczyzny. Przełykam ślinę, spotykając chłodne spojrzenie i zacięty wyraz twarzy.
- Mam dość tej gry, May. Nie zniosę dłużej twojego beznadziejnego zachowania. Przestań grać twardą i niezależną, bo dobrze wiesz, że taka nie jesteś.
Ściska mi się gardło i mija chyba cała wieczność, jak odzyskuję głos.
- Nikogo nie gram.
Nie mogę wytrzymać jego miny, po części zdegustowanej, a po części gniewnej. Jakby nie mógł znieść mojego widoku.
-  Kłamiesz. Co do cholery chcesz wymusić obrażaniem się i pokazywaniem swojej niezależności ? Nie jesteś niezależna. Jesteś dziewczyną, która przez całe życie wymaga pomocy. Jezu, May, jesteś całkowicie bezradna. Dobrze to wiesz. Nie umiesz sobie radzić.
Cofam się kilka kroków i mam wrażenie, że pęka mi serce. Zamykam oczy. Próbuję odgonić od siebie ohydy jego słów. Łzy dławią mnie w gardle. Czuję się jakby uderzył mnie w policzek, chociaż tego nie zrobił. To nie on to powiedział. Każdy mógłby, ale nie on. Nie on, bo to on sprawił, że zaczęłam sobie ze sobą radzić. Nie poznaję go i jest to pierwszy raz, kiedy nie wiem kim jest człowiek stojący przede mną. Spoglądam w jego oczy, po czym zawracam na pięcie i wychodzę z pomieszczenia.
- Cholera. May, zaczekaj.. !
Gorąca łza spływa mi po policzku, gdy pokonuje schody. Dotykam klamkę frontowych drzwi i otwieram je, ale zostają zatrzaśnięte przez wielką męską dłoń.
- Gdzie chcesz iść ?
Łapie mnie za ramię i obraca do siebie.
- Nie dotykaj mnie.
Odsuwam się od jego dotyku i przecieram oczy.
- Zostań, nie masz gdzie iść. Nie wytrzymam ze strachu, jeżeli teraz wyjdziesz. Nie chciałem tego powiedzieć. Wytłumaczę się.
- Nie dotykaj.
Kolejny raz uchylam się przed jego dłonią.
- May, zostań. Zostawię cię w spokoju, obiecuję. Przynajmniej na razie.
Zagryzam policzek i kiwam głową. W uszach wciąż huczą mi jego słowa o odrażającej brzydocie. Nabieram uspokajający oddech i opanowuje łzy, chociaż na chwilę.
- Możesz wrócić do sypialni, zostanę tutaj.
Nie wiem czy chcę tam wracać, ale mimo to kiwam głową i przechodzę obok niego. Wracam na górę, gdzie opadam na łóżko i chowam twarz w poduszce, zanosząc się płaczem. Nie mogę wypędzić jego słów z głowy. Nie chcę go widzieć. Myślałam, że znam Zayna, ale dzisiaj pokazał jaki potrafi być i poddaję wątpliwością wszystko co o nim myślałam. Nie płaczę długo. Zasypiam w ciuchach mimo młodej godziny i budzę się dopiero rano. Jestem przykryta, ale wciąż w sukience. Mam sucho w gardle. Odgarniam pościel i wstaję, wchodząc szybko do łazienki. Sprawdzam swój stan w lustrze, na policzku mam odbity szef poduszki, a pod dolnymi powiekami pozostałości po tuszu. Przemywam twarz i rozmasowuję ślad, mając nadzieję, że zniknie jak najszybciej. Nie wchodzę do garderoby i omijam ją wzrokiem, dobrze pamiętając co tam zaszło. To nie jest tak, że będę jej unikać, ale nie chcę tam teraz wchodzić. Na zegarku jest godzina dziesiąta, co oznacza, że jestem już sama i dobrze. Muszę pomyśleć. Rozczesuje palcami włosy w drodze na dół, a w drodze do kuchni związuję je w kucyk. Zatrzymuję się kilka kroków później i zaczynam wycofywać.
- Zostań. Daj mi szansę się wytłumaczyć.
Chrząkam i decyduję się podejść do wyspy oraz usiąść na stołku.
 
______________________________________________________
______________
(Zayn)
 

Ściska mnie w klatce, gdy May podchodzi i siada przede mną. Nie mogę wyrzucić jej wczorajszego widoku z głowy. Każde błagające spojrzenie szeroko otwartych oczu, które prosiły bym cofnął słowa i jej gorące łzy zapadły mi tak głęboko w serce, że nieustannie towarzyszył mi w nocy. Jestem draniem. 
- Dlaczego nie ma cię w pracy ?
- Wziąłem dzień wolny. Bałem się, że uciekniesz....
Mam odwagę spojrzeć jej w oczy, ale widniejące w nich rozczarowanie i strach... pozbawia moje płuca powietrza. Odwracam wzrok, przeczesuję włosy i podaję jej talerz pełen gofrów, które zrobiłem specjalnie dla niej. Z lodówki wyciągam bitą śmietanę w sprayu i półmisek owoców. Nie wiem jak się zabrać za wyjaśnienia i chyba fatalnie mi idzie. Nie uważam jej za słabą. Moją pierś rozpiera duma ilekroć ją widzę. Byłem wczoraj pod restauracją, chciałem się upewnić jej bezpieczeństwa. Widziałem jak z podniesioną głową i pewnością łapie taksówkę, jak przechodzi między ludźmi nie będą ani trochę zagubiona. Jest samodzielna, a już na pewno jest zaradna.
Weź się w garść, nim ci zwieje.

___________________________________________________________________________________________

 
Miałam rozdział na wczoraj, ale w ostatniej chwili go usunęłam i zaczęłam pisać od nowa.
Dlatego to opóźnienie, mam nadzieję, że trochę emocji obudziłam w was.
Wszystkiego dobrego i dziękuję wszystkim.

piątek, 3 kwietnia 2015

Rozdział 63

Otwieram oczy obudzona, ale zamykam je szybko, gdy czuję za sobą ruch. Zayn albo wciąż śpi, albo leży, czekając aż się obudzę, albo po prostu leży. Nie zamierzam z nim rozmawiać.. trudno nadeszły i nasze ciche dni. Nie oczekuję od niego przeprosin, oczekuję by podjął jakieś działania, albo przynajmniej przemyślał to co się dzieje. Nasłuchuję jak wstaje i idzie dokądś. Wraca po niedługiej chwili i z powrotem siada na łóżku. Mija kilka chwil jak znowu wstaje, wychodzi i tym razem już nie wraca. Okręcam się na plecy i wzdycham głośno otwierając oczy. Wpatruję się bezmyślnie w sufit, aż w końcu wstaję. Ubieram jedną z eleganckich sukienek koktajlowych w kolorze pastelowej pomarańczy, sięgającą przed kolano, z lekkim okrągłym dekoltem. W łazience myję zęby, związuję włosy w kitkę, opuszczając po bokach pocieniowaną grzywkę i używam tuszu do rzęs oraz brzoskwiniowego pudru na policzki. Uśmiecham się zadowolona. Muszę zacząć korzystać z szafy pełnej ciuchów jakie zaoferował mi Zayn, szkoda by się marnowały. Bez żadnego pośpiechu schodzę na dół, gdzie w kuchni na wyspie stoi talerz grzanek z warzywami i plastrami szynki oraz szklanka soku pomarańczowego. Sięgam karteczkę złożoną na pół i lekko uśmiecham się, czytając piękne bazgroły Zayna.
"Zjedz."
Jakżeby inaczej. Wgryzam się w pieczywo, przeżuwam, popijam sokiem i tak dalej. Chciałabym gdzieś wyjść, ale jaka jest przyjemność z wyjścia samemu do miasta, którego się nie zna ? Zayn wciąż nie pokazał mi Nowego Jorku. Nie widziałam jeszcze ani razu Statuy Wolności, ani Central Parku, no może park widziałam, ale tylko kilka drzew przejazdem. Bardzo chcę przejść się jedną z plaż publicznych, ale chcę zrobić to z nim, chcę by to on był tym, który zapozna mnie z metropolią. Poza tym na dłuższą metę trochę boję się wychodzić. Nie ufam mężczyzną, tylko Zaynowi i troszeczkę Scootowi. Potrzebuję jakiejś koleżanki, ale poznanie jej wcale nie jest łatwe. Gdzie mam ją spotkać ? Mam wyjść na miasto i zaczepić przypadkową osobę ? Poprosiłabym Zayna o numer do żony Scoota, ale skoro się nie odzywam do niego, to tego nie zrobię. Nie zadzwonię też do samego Scoota, bo to dla mnie niezręczne. Nie mam numeru do Caty, byłam głupia, że nie poprosiłam jej o to. I tu właściwie lista osób, które znam się zamyka. Jest jeszcze LaConie, ale z nią z pouchwalać się nie będę, co by nie było to pracownica mojego mężczyzny. Jezu nawet nie wiem gdzie szukać pracy. Zayn miał mi pomóc, ale zgodnie z tym co ustaliliśmy, dopiero za jakiś czas. Oblizuję wargę i przełykam kolejny kęs.

***
Dostaję białej gorączki, nie mam gdzie rąk wsadzić. Co prawda dochodzi już siedemnasta i teraz dzień powinien zacząć lecieć, ale cholera ze dwa razy zdążyłam stracić rozum. Próbowałam sprzątać, ale w mieszkaniu jest naprawdę czysto. Wstawiłam wczorajsze pranie i na tym skończyłam prace domowe. W gabinecie Zayna próbowałam znaleźć numer do Caty, ale bądź co bądź nie pozwalałam sobie na zbyt głębokie szperanie, to jego rzeczy i jego prywatność. No może rozejrzałam się jeszcze za czymś co miałby związek z Nessie, ale nic nie znalazłam. Obejrzałam telewizję, wgapiałam się w okno, ugotowałam obiad, wymieniłam wiadomość z Zaynem, opartą tylko na odpowiedzeniu na jego standardowe pytanie: "Wszystko w porządku ?" i skończyłam na nic nie robieniu, czekaniu na koniec dnia. Jeżeli jutrzejszy dzień ma wyglądać tak samo, to nawet nie chcę się budzić. Jasne odpoczynek i samotność jest czasem dobra, ale nie jeżeli jest twoją stałą rutyną. Nie chcę takiego życia. Jestem szczęśliwa, owszem, ale tylko wtedy gdy nie jestem sama. Przez cały dzień nie mam się do kogo odezwać, nie mam czym się zająć, można zbzikować. Przerywam skubanie paznokci, gdy słyszę szczęk drzwi i patrzę z wyczekiwaniem w kierunku wejścia. Nie mogę powiedzieć, że jestem rozczarowana, gdy widzę w nich Zayna, ale granie złej nagle staje się bardzo trudne. Cóż nie gram złej, jestem zła, rozpiera mnie złość, ale z drugiej strony chciałbym się do niego przytulić, spędzić z nim trochę czasu. Wzdycham i zwieszam głowę, gdy spotykamy się spojrzeniem. Nie dam się złamać, póki on czegoś nie zrobi w związku z Carmen. Sama myśl, że dzisiaj pewnie znowu się widzieli nie daje mi spokoju. Byli razem na lunchu ? A może jednak się nie spotkali, boże jak bardzo bym tego chciała.
- Dzień dobry, May.
- Cześć.
Nie podnoszę głowy, a mój głos jest obojętny. Tak bardzo go kocham. Wiem, nie mogę zabronić mu rozmawiania z kobietami, bo to niemożliwe, pracuje z nimi i w porządku. Ale nich nie przyjmuje od nich coś znaczących prezentów, niech nie chodzi z nimi na kolacje i niech nie będą to jego byłe narzeczone.
- Pięknie wyglądasz.
Potakuję głową i przez chwilę patrzę na niego.
- Nie będziesz się do mnie odzywała ?
Zaciskam szczęki i usta. Nie daj się.
- Zachowujesz się jak dziecko.
Wstaję, otrzepuję sukienkę z nieistniejącego paprochu i mijam go.
- Miłego wieczoru. Dziękuję za śniadanie.
Wchodzę powoli po schodach, ale na samej górze przyśpieszam. Mimo wczesnej godziny zabieram koszulę do spania, bieliznę i zamykam się w łazience. Odkręcam wodę pod prysznicem i spędzam naprawdę długą chwilę pod ciepłym strumieniem. Nie wiem co powinnam zrobić, robię to co każe mi intuicja. Milczę. Mogłabym porozmawiać z Zaynem, ale nie znajdziemy kompromisu. On trzyma się tylko swoich postanowień, jest uparty. Jeżeli zignoruję to wszystko i udam, że jest dobrze, to tak jakbym wykazała się obojętnością. Masz inną, świetnie zdradzaj mnie, nie masz innej, też świetnie, cieszę się. A jeżeli milczę, może mieć w końcu dość mojego zachowania i też pójść do innej. I albo wariuję i wszystko nadto wyolbrzymiam, albo co bym nie zrobiła i tak będzie nie dość dobrze. Odcinam dopływ wody do deszczownicy i owijam się ręcznikiem. Wycieram wodę ze swojego ciała i wkładam przez głowę piżamę. Wsuwam na nogi majtki i wciągam je na pupę. Odwieszam ręcznik na grzejnik i przekręcam zamek w drzwiach, wchodząc do sypialni. Zayn siedzi na skraju łóżka w lekkim rozkroku, z łokciem opartym o kolano i głową opartą na dłoni. Bez słów przechodzę obok i wsuwam się na swoje miejsce na łóżku. Jak ja mam zasnąć, kiedy wyspałam się za wszystkie czasy, notabene dochodzi dopiero dziewiętnasta.
- May, wyprowadzasz mnie z równowagi. Przepraszam za zaistniałe sytuacje, ale nie mogę ich cofnąć.
Obracam się plecami do niego i patrzę w okno. Nie mogę stracić kontroli nad sobą. Jezu, jak ja pragnę się teraz do niego przytulić.
- May.
Spoglądam, na krótką chwilę w jego oczy i na zmarnowany wyraz twarzy.
- Ile skończyłeś lat ?
Wiem ile, ale chcę się upewnić.
- 27.
Wydaje się zdezorientowany, a jego odpowiedź jest ostrożna.
- Wszystkiego najlepszego z okazji minionych urodzin.
Mówię szczerze, ale wcale nie wesoło. Wracam z powrotem wzrokiem do okna i nabieram głęboki wdech. Wsuwam dłoń pod poduszkę, a drugą swobodnie odkładam na kołdrę.
- Zachowujesz się nie rozsądnie, May. Poczekam, aż ci przejdzie.
Zakańcza rozmowę z wyraźną złośliwością w głosie i wychodzi z pokoju. Przejdzie mi, kiedy on zrozumie, jak się czuję...
______________________________________________________________________________________


Następny rozdział będzie jeszcze w tym tygodniu..
Zbliżamy się do końca.

 Dziękuję wam za komentarze.
Kocham was.
xxx