- May ? Czemu tu siedzisz ?
Unoszę głowę i spoglądam na parę wchodzącą do kuchni.
- Nie chciałam wam przeszkadzać.
Mówię mu i zachowuję całkowitą obojętność. Nigdy taka nie byłam. Nie potrafiłam być zimna na wszystko. Nie ja miałam kontrolę nad emocjami, a emocje nade mną. On mnie zmienił, wiem o tym. Pomógł mi uporać się z wieloma problemami, uspokoić lęki, ale teraz też widzę, że zmienia się moje zachowanie. Staje po drugiej stronie wyspy, tuż przede mną, patrząc w moje oczy.
- Myr. jest wszystko okey ?
Kiwam głową, jasne, że jest.
- Tylko się żegnaliśmy.
- To prawda, zaraz przyjedzie po mnie taksówka.
Carmen przemawia i staje obok Zayna.
- Chcę ci życzyć wszystkiego dobrego, May. Zayn prosił mnie wczoraj bym była dla ciebie miła, ale musisz wiedzieć, że to ciężkie. Ciężko uporać się z myślą, że mój narzeczony mnie z tobą zdradzał. Wybacz, ale raczej koleżankami nie będziemy. Jednak wiem.. co cię spotkało i szczerze życzę ci wszystkiego dobrego, w życiu. Nie powiem, że tego samego życzę wam w waszych relacjach, bo bym skłamała.
- Przepraszam, j-ja..
- Nie trzeba, nie chcę tego słuchać. To rozdział zamknięty. Ja mam Brada, wy... wy macie siebie i niech tak zostanie. Po boli i przestanie. Do zobaczenie, może kiedyś, chociaż wolałabym nie.
Wyciąga do mnie dłoń, a ja nie pewnie ją ściskam. Jest naprawdę wyrozumiała... i szczera.
- Zrobiłam co mogłam. Pamiętaj co masz dla mnie zrobić.
Zwraca się do mężczyzny.
- Do usłyszenia, Zayn. Myślę, że zaczekam na dole, tafię do drzwi sama.
Wychodzi i puki nie słychać trzasku drzwi frontowych, oboje milczymy. Mierzymy się z ciszą, aż ją przerywam.
- Dlaczego prosiłeś ją, by była dla mnie miła ?
Pytam cicho.
- Ponieważ nie ty jesteś winna. Nie wiedziałaś, że mam narzeczoną. To już temat zamknięty. Nie wracajmy do tego.
Nie mogę tego obiecać. Nie mogę zapomnieć. Ten temat nigdy nie będzie do końca zamknięty.
- Dobrze.
Odpowiadam i zaczynam bawić się swoimi palcami. Chcę zapytać o to co ma dla niej zrobić, ale nie wiem czy to odpowiedni moment. Nie jest chętny do rozmowy o Carmen.
- Mam coś dla ciebie. Zaczekaj tu, przyniosę.
Kieruje się w kierunku mojego pokoju i swojego biura, wracając po chwili z bukietem białych Lili. Staje przede mną pewny siebie z lekkim uśmiechem i okalającym usta zarostem.
- Czy teraz możesz być moja ? Nie wiem co masz w sobie, ale pragnę cię całej. Oczarowałaś mnie, uwiodłaś i naprawdę próbowałem cię od siebie odsunąć, wyrzucić cię z głowy, ale nie zdołałem i już nie zdołam. Nie zapytam cię o to, czy będziesz moją dziewczyną, jestem na to za stary, May. Nie mam zamiaru bawić się w takie związki. Potrzebuję stabilizacji. Będę twój, tak jak ty moja. Chcę po prostu mieć do kogo wracać, mieć z kim porozmawiać, mieć o kogo dbać i mieć kogo zadawalać. Wiem, że jestem za stary dla ciebie, ale już mnie to nie obchodzi. Zamierzam o ciebie zabiegać tak długo, jak to konieczne. Możesz być moją May ? Moją kobietą ? Tylko moją ?
Wręcza mi kwiaty, a ja nie mogę złożyć myśli. Nie kocham go, jeszcze nie. Ale pragnę i potrzebuję. Nie wiem czego chcę, ale jeżeli myślę o byciu z dala od niego, to chcę jego.
- Nie będę jedną z wielu ?
- Będziesz jedną jedyną.
- Okey.
- Okey ? Możesz powiedzieć "dobrze" ?
- Dobrze.
- Tak lepiej. Jestem twoim mężczyzną, tylko twoim. Będziesz mi ufała ?
Potakuję i uśmiecham się.
- A więc czas na śniadanie, które zjemy w moim biurowcu.
- Masz własny biurowiec ?
Pytam zaskoczona.
- Tak, w Lower Manhattan. Zabierz kurtkę i wychodzimy.
Schodzę ze stołka barowego nadal w szoku i idę do pokoju po ubranie. Gdy wracam moje kwiaty stoją na blacie w wazonie, a Zayn kończy rozmawiać przez telefon. Jak zwykle ubrany jest w dopasowany, czarny garnitur, a z pod marynarki wystaje równie czarna, dopięta na ostatni guzik koszula.
- Gotowa ?
Kiwam głową i zakładam na siebie kurtkę.
- Mów, May. Chodź, idziemy.
Wystawia do mnie rękę, czekając aż ją ujmę i wychodzimy. Spoglądam na nasze dłonie, przy nim wszystko dzieje się tak szybko. Zjeżdżamy windą do podziemi na parking samochodowy, gdzie Zayn prowadzi mnie do czarnego Bentleya GT Cupe. Chryste.
- Coś nie tak ? Dlaczego nie idziesz ?
- T-to twój ?
Takie samochody widziałam tylko w filmach, a zwłaszcza ten, rozpoznałabym go wszędzie.
- To, że są więksi multimiliarderzy w Nowym Jorku, nie oznacza, że nie stać mnie na Bentleya. Mogę mieć ich dwadzieścia, a teraz zapraszam.
Otwiera mi drzwi, a ja na nogach z waty podchodzę do niego. Nim jednak zdążę wsiąść, zatrzymuje mnie, układając swoją dłoń na moim policzku. Pociera kciukiem moją skórę i przybliża się delikatnie.
- Wiem jak działam na kobiety, ale nie mdlej skarbie.
Żartuje, śmiejąc się ze mnie. Całuje mnie w usta i pilnuje, bym zapięła pasy. Wyjeżdża powoli z podziemi na ulicę, gdzie dostajemy się w sidła żółtych taksówek i samochodów trąbiących jeden na drugiego.
- Zayn ?
Poprawiam się na siedzeniu obitym kremową skórą, całe wnętrze jest w tym kolorze. Kokpit jedynie wyróżnia się czarnym połyskującym drewnem.
- Co obiecałeś Carmen ?
- Nic znaczącego. Dałem słowo, że wpłacę na jej konto pewną sumę. Potrzebuje pieniędzy na nowy start, a ja czuję się jej to winny.
- Coś jeszcze ?
- Już nic. Jesteś tylko ty, pamiętaj.
Ucina rozmowę.
***
Zayn parkuje przy krawężniku, obiega samochód dookoła i otwiera mi drzwi. Nie mogę przejść lekceważąco chodnikiem, nie zerkając ani razu na starannie zaparkowane, drogie samochodu. Wśród tego bogactwa, Bentley, którym przyjechaliśmy przestaje się rzucać w oczy. Zostaję wciągnięta w obrotowe drzwi przeszklonego wieżowca o lustrzanych szybach, zostawiając za sobą kakofonię klaksonów i głosów przechodniów. Moje kroki odbijają się echem na ciemnej posadzce z marmuru, a oddech staje się cięższy, spowodowany byciem w nowym miejscu. Trafiamy na bramki, pilnowane przez ochroniarzy, dobrze uzbrojonych. Mężczyzna przykłada coś na wzór identyfikatora do czytnika, a kiedy zaświeca się zielone, oboje przechodzimy. Nie wypuszcza mojej ręki ani na chwilę. Nawet, kiedy mijamy grupę prowadzących zaciętą rozmowę biznesmenów, przerywają ją tylko po to, by powitać Zayna, który nie wydaje się nimi zainteresowany. To nowy świat, taki, do którego trafiłam po raz pierwszy. Windą docieramy na trzydzieste piętro i zmierzamy do drzwi z ciemnego szkła, gdzie ozdobną czcionką wypisano
"Mevry International". Przyglądam się przez szkło elegancko ubranym recepcjonistką, które w przeciwieństwie do mnie miały się czym pochwalić. Zgrabne nogi, kształtna talia, piękne twarze, staranne uczesanie. Nerwowo zaczesuję swoje włosy za ucho, kiedy wchodzimy do środka, jakby miało to sprawić, że będę lepiej wyglądać. Te kobiety mają nade mną przewagę pod każdym względem i gdybym nie czuła się speszona, pomyślałabym, że coś ze mną nie tak. Moja pewność siebie została gdzieś daleko w tyle, już kiedy przekraczałam próg budynku. Wszystkie te kobiety zabiegają o chwilę uwagi Zayna, ale moją uwagę przyciąga zgrabna brunetka siedząca za burkiem recepcji. Włosy wysoko związane w cisną kitę poruszają się, gdy przechyla lekko głowę. Krwisto czerwone, pulchne usta wykrzywia w uśmiechu, a jej wzrok nie spoczywa na Maliku, w odróżnieniu do pozostałych, a na mnie. Omijamy to wszystko i podążamy korytarzem, aż znajdujemy się w gabinecie. Za pustym sekretariatem znajdują się podwójne drewniane drzwi, ozdobione srebrną tabliczką, z czarnymi literami, układającymi się w "Malik".
- Panie przodem.
Zayn przepuszcza mnie w drzwiach, zamykając je za nami. Najpierw zwracam uwagę na wykwintny wystrój, a dopiero później na gigantyczne, czarne, połyskujące biurko i niesamowity widok na Manhattan. Przestrzeń jest ogromna, ściany siwe pokryte dużymi obrazami martwej natury. Na lewo kawałek od ścianie jest kanapa z czarnej skóry, do której prowadzi mnie mężczyzna, a przed nią szklany stolik.
- Kiedy nie będziesz się już bała, wezmę cię na niej, obiecuję. Usiądź, zaraz przyniosą śniadanie.
Przełykam ślinę i wykonuję polecenie, obserwując go. Męskim krokiem podchodzi do szefowskiego fotelu i zasiada za biurkiem. Nic nie poradzę na wolno kiełkujące, głęboko we mnie pragnienie go. Nie mam czasu o nic zapytać, bo słychać pukanie do drzwi. Zayn pozwala wejść i w drzwiach staje Scoot z białą reklamówką.
- Dla ciebie, smacznego dziewczyno.
Podaje mi pakunek i kiwa głową, odchodząc do mężczyzny. Rozpakowuję ją prawie bezszelestnie, otwierając pojemnik z sałatką i grillowanym kurczakiem. Porcja jest tylko na jedną osobę.
- Do widzenia dziewczyno.
Odpowiadam Scootowie i zerkam na Malika.
- Ty nie jesz ?
- Jadłem wcześniej w mieszkaniu. Jedz.
***
Kończę sałatkę, próbując zmieścić ostatnie dwa kawałki kurczaka i pomidorka koktajlowego.
- Mogę kawałek ?
Podnoszę głowę, obracając się do stojącego za mną, luźno opierającego się o kanapę Zayna. Nabijam na widelec dwa kawałki kurczaka i podaję mu. Mruczy z uznaniem i składa pocałunek na mojej skroni.
- Mam dużo pracy, zajmie mi to jeszcze trochę czasu. Poproszę Scoota, by odwiózł cię do mieszkania.
- Nie, Zayn.
Szybko zaprzeczam.
- Chcę zostać. Poczekam.
- Na pewno ?
- Tak.
Zagryzam wargę, odkładając pojemnik po jedzeniu na stolik.
- Dobrze.
Wraca do biurka, ale nie ponawia przeglądania papierów.
- May, nie rozmawiaj z nikim z biura, dobrze ? Z żadną sekretarką, a zwłaszcza z Nessie. Obiecaj mi to.
- Dlaczego ?
- Po prostu mi obiecaj.
- Obiecuję.
- W porządku.
Uśmiecha się, jednak nie jest to szczęśliwy i szeroki uśmiech. Wraca do pracy, a ja siedzę w ciszy nudząc się. Wolę jednak to, niż siedzenie samemu. Nie chcę być sama i czuć się samotna. Boję się samotności, przez te wszystkie lata w niej trwałam. Chcę być tu, gdzie czuję się bezpiecznie i spokojnie.
***
Minęła godzina, na pewno minęła.. a może dwie. Wstaję ze swojego stałego miejsca prostując nogi. Zayn od razu podnosi głowę, obserwując mnie. Cała odrętwiała podchodzę do wielkiego okna za nim i po prostu przypatruję się temu co jest pode mną, przede mną, nade mną. Widok jest wspaniały, fakt widzę głownie wieżowce, ale naprawdę zaczęłam je lubić. Czuję jak dwie duże dłonie opadają na moją talię i pociągają mnie lekko do tyłu. Opadam na kolana Zayna, a ten ciasno oplata mnie w tali, przyciskając do siebie. Okręcam się bokiem do niego, chcąc widzieć jego twarz. Wciąż nie wiem, w którym momencie pozwoliłam, by ten mężczyzna stał mi się tak bliski.
- O czym myślisz ?
- O tobie.
Odpowiadam zgodnie z prawdą.
- Wszystko co mam za twoje myśli, May.
- Nie.
Śmieję się i chowam czerwieniejącą twarz w jego marynarce.
- Trzymaj.
Wsuwa w moją dłoń klucze z różowym breloczkiem i czarnym napisem
"Trump World Tower".
- Twoje klucze do mieszkania. Na breloczku napisaną masz nazwę budynku, podaj ją jakiemukolwiek taksówkarzowi, a odwiezie cię do domu. Kiedy mnie nie będzie możesz wychodzić, ale zawsze zadzwoń i powiedz mi gdzie idziesz, bym wiedział gdzie cię szukać.
- Nie mam telefonu.
- Żartujesz, Myr. ?
Pyta nie dowierzając. Kręcę głową na co wzdycha.
- W porządku, kupimy ci. Musisz też pamiętać, by nigdy, przenigdy nie korzystać z metra. Jeżeli dowiem się, że jechałaś metrem, źle będzie z tobą. W podziemiach przesiadują największe gówna Nowego Jorku, których policja nie potrafi złapać. Gdyby coś ci zrobili, May.. chyba bym umarł.
Wiem, że po części Zayn, żartuje. Nie skrzywdziłby mnie w żaden fizyczny sposób, ale po usłyszeniu reszty, na pewno będę trzymać się z daleka od metra. Zerkam na jego twarz i całuje jego usta. Nikt nigdy nie darzył mnie taką troską, jak on, a to sprawia, że ufam mu bardziej niż komukolwiek innemu.
- Mmm.. jakaż pani odważna się zrobiła pani Mayer. Całować mnie, tak z zaskoczenia, z własnej woli, kto by pomyślał.
Naśmiewa się ze mnie, ale to tylko sprawia, że całuję go jeszcze raz. Swoim bytem sprawia mi szczęście.
- Czym sobie zasłużyłem ?
Pyta obejmując mój policzek.
- Tym, że mdleję na twój widok.
Nawiązuję do jego słów z rana.
- Czy ty się ze mnie śmiejesz ?
Ściska mnie w tali i zachłannie całuje. Namiętnie z euforią. Dłonią zjeżdża na mój pośladek, obejmując go pewnie. Zaczepia zębami moją wargę, zagryzając lekko.
- Wracamy do mieszkania. Zbyt duże ryzyko, że jeszcze dzisiaj skończy pani na tamtej kanapie, pani Mayer.
Podnosi się ze mną i stawia mnie na ziemi.
- A tego chyba nie chcesz ?
Unoszę brew i uśmiecham się złośliwie.
- Skąd wiesz czego chcę, a czego nie ?
Odsuwam się szybko, stając po drugiej stronie biurka, bezpiecznie daleko od niego. Mówiłam, że mnie zmienił.
- Chryste, May. Nie rób nam tego. Zastanawiam się czy ten lekarz jest ci jeszcze potrzebny.
Chowa papiery do szafki zamykając ją na klucz i bierze mnie za rękę.
- Do domu, szybko.
Mówi żartobliwie, klepiąc mnie w pupę i ciągnie mnie do wyjścia.
Nie budzi już we mnie lęku, nie Zayn. Nigdy nie dał mi powodu, bym się go bała...
__________________________________________________________________________________________________________________________
Lower Manhattan*- Wielu nowojorczyków określa to miejsce jak centrum Manhattanu, biorąc pod uwagę to, iż
Lower Manhattan to centrum biznesowe i administracyjne, jest tam więcej biurowców, niż wieżowców mieszkalnych. Samo położenie Lower Manhattan nie ma natomiast nic wspólnego z centrum, gdyż jest to najdalej wysunięta na południe część wyspy.
I mamy kolejny rozdział.
Chociaż planowałam, to nie zakończyłam go burzliwie, a spokojnie.
Jak pewnie zauważyliście, Zayn coś ukrywa.
Przez pewien najbliższy czas nie będę pisała rozdziałów z jego perspektywy,
wierzcie mi tak będzie lepiej.
To chyba tyle.
Ach.. sprawdzałam błędy, ale mogłam nie zauważyć wszystkich.
A gdyby ktoś chciał, śmiało możecie sprawdzić, jak wygląda wieżowiec mieszkalny Malika z zewnątrz.
Dziękuję wam za wszystko.
/Loveyoursmile