środa, 31 grudnia 2014

Happy New Year !!!!


Niech taneczny, lekki krok będzie z wami cały rok.
Niech prowadzi was bez stresu,
od sukcesu do sukcesu.  
Chwil nie zapomnianych, wspomnień nie zamazanych.
Przyjemnego szumu w głowie, stanu podpitego.
Mężczyzn tylko dla was tańczących, wasze serca skradających.
W nowym roku marzeń spełnienia, wszystkich celów wypełnienia.
Postanowień dotrzymania, radości w waszym życiu nie do powstrzymania.
Życzę wam byście naprawdę byli szczęśliwi w 2015 roku i spełnieni.
Niech dzisiejsza noc będzie nie zapomniana, życzę wam szalonej zabawy do rana.
Och abyście wszyscy jutro dobrze się czuli, bo kac to cholerny skurczybyk.
 
Happy New Year 2015 !!!!!
 
 
 
 
 
 

wtorek, 30 grudnia 2014

"Promise ?" na Wattpadzie !!!!!

Wiem, że na pewno wielu korzysta z tej aplikacji. Sama osobiście wolę tam czytać coś, niż na blogach. Na razie znajduje się tam tylko 8 rozdziałów. Dodaję stopniowo i przez najbliższy czas tak będzie. Do końca stycznia powinny być na wattpad wszystkie rozdziały i każdy z was będzie mógł osobiście zdecydować gdzie woli czytać. Bloga oczywiście nie zamykam. Będę prowadziła to i to, po prostu pomyślałam, że niektórzy będą woleli czytać na wattpad.

Wattpad

niedziela, 28 grudnia 2014

Rozdział 50

- Wrócę dzisiaj trochę po 18:00, o 17:00 mam ostatnie spotkanie z bardzo ważnym kontrahentem. Poradzisz sobie ?
- Tak.
- Masz telefon, kiedy coś się stanie zadzwoń na pewno odbiorę.
- Dobrze.
- Masz cały dom dla siebie, korzystaj z czego chcesz.
Kiwam posłusznie głową i poprawiam poły szlafroka. Wciąż czuję, jak woda z końcówek moich włosów spływa mi po plecach, a później znika w puszystym materiale, który swoją drogą jest już od niej mokry.
- Do widzenia, Myr.
Zayn składa słodki pocałunek na moich ustach i wychodzi z penthausu, uprzednio zabierając swoją czarną, skórzaną teczkę. Wracam z powrotem do sypialni i kładę się na najwygodniejszym łóżku świata. Dochodzi powoli siódma. Zamykam oczy i poddaję się zmęczeniu.

***
Budzi mnie głośny huk, dochodzący gdzieś z mieszkania. Szybko dochodzę do pełnej świadomości i zrywam się z łóżka. Po cichu schodzę po schodach i idę za hałasem.
- O mój boże, przepraszam. Myślałam, że nikogo tu nie ma.
Średniego wieku kobieta staje przerażona, podobnie jak ja, kiedy ją widzę, wchodząc do kuchni. Podnosi metalowy garnek z ziemi i stawia go na kuchence.
- Przepraszam, kim jesteś ?
- Ym.. mam na imię May
- Jestem Caty. Zayn, nie uprzedził mnie, że ktoś tu będzie. Byłabym ostrożniejsza. 
- Nic nie szkodzi.
- Czy Zayn, wie o twoim pobycie tutaj ?
- Tak.
Caty to piękna kobieta, ma ciepły uśmiech, a kilka niewielkich zmarszczek okala jej oczy i kąciki ust. Mimo to, może chwalić się swoją sylwetką i grzeszyć seksapilem.
- Jesteś głodna ?
- Troszeczkę.
- Zjesz bruschette z łososiem i kaparami ?
- Nigdy tego nie jadłam. Mogę sama sobie coś przygotować, proszę się nie trudzić.
- Oh nie. Za to mi płacą. Po za tym to dla mnie nie kłopot.
Obraca się do lodówki, a ja mogę podziwiać jej starannego koka, nie umyka mojej uwadze purpurowe pasemko, a zaraz obok niego karmazynowe. Oba kolory wyróżniające się w ciemnych blond włosach, lekko posiwiałych przy skórze głowy.
- Ma pani bardzo ładne włosy.
Mówię jej komplement i naprawdę tak uważam. Są zadbane, ładnie uczesane, a dzięki tym dwóm kolorom również ciekawe.
- Dziękuję kochana.
Obraca się do mnie i śmieję cicho. Kilka kolejnych zmarszczek ukazuje się na jej twarzy, ale dodają jej uroku.
- Te kolory to pomysł moich wnucząt.
- Ma pani wnuczęta ?
Pytam ją zaskoczona, a zaraz potem oblewam się rumieńcem przez swoją impulsywność.
- Och tak. Dwójkę. Kochane dzieciaki.
- Nie wygląda pani, znaczy... wydaje się być pani za młoda... ja...
Moją plątaninę przerywa jej przyjazny śmiech.
- W wieku 27 lat adoptowałam 16-letnią dziewczynę, moją córkę. Teraz jestem 39-letnią babcią.
Jej uśmiech jest zaraźliwy.
- Bardzo ją pani kocha ?
- I to jak, to moje jedyne i najdroższe dziecko. Ona i dzieciaki to moje całe życie.
Spuszczam wzrok. Czasem myślę, że chciałabym zostać oddana do adopcji. Może trafiłabym w ręce kogoś, kto pokochałby mnie tak, jak Caty swoją córkę. Nie musiałabym przechodzić przez całe to piekło, miałabym lepsze życie. Wszystko byłoby lepsze od tego co przeżyłam.
- Długo pani pracuje dla Zayna ?
- Nie długo. Jakiś rok. Ale to naprawdę dobry mężczyzna, traktuję go trochę jak syna.
Kiwam głową i zabieram się za śniadanie, które przede mną stawia. Chyba oznacza to, że ze sobą nie spali. Caty, nie wygląda na taką co wchodzi do łóżka mężczyzną, jest bardzo kobieca i atrakcyjna, ale jest też pełna miłości, nie jest zimna.
- Muszę zrobić zakupy, wrócę za godzinkę.
- Mogę iść z panią ? Znaczy, nie mam co tu robić.
- Będzie mi bardzo miło. Mów mi proszę po imieniu.
Uśmiecham się do niej. Dokańczam chrupiącą bagietkę z łososiem i kaparami, które w smaku są bardzo słone, ale pasują do słodkawego łososia i biegnę do sypialni ubrać się w ciuchy. Naciągam na siebie jeansy i białą koszulkę, zakładam swoje nowe, czyste, białe trampki i związuję włosy w wysoki kucyk. Ubieram kurtkę i wkładam do kieszeni swój telefon oraz pieniądze, które wczoraj dostałam i ile sił biegnę na dół.
- Jestem gotowa.
Mówię do kobiety, która aktualnie ubiera elegancki płaszcz. Zabiera swoją torebkę i obie wychodzimy na foyer. Chcę zamknąć drzwi, ale powiadamia mnie, że same się zatrzaskują. Zjeżdżamy windą na dół i wychodzimy na niesamowicie ruchliwą ulicę. Idę za Caty do taksówki, którą sprawnie zatrzymuje i wsiadam do środka.
- Nie jesteś z Ameryki prawda ?
- Nie.
- Słychać, twój angielski jest inny, May.
- Jestem z Anglii.
- Och, to wszystko wyjaśnia i tłumaczy twój akcent.
Kiwam głową.
- Jesteś przyjaciółką Zayna, albo kimś ?
- Albo kimś.
Uśmiecham się do niej, co odwzajemnia.
- Jesteśmy.
Wysiadam i razem z Caty idziemy do marketu po drugiej stronie ulicy.

***
Odkładamy pełne żywności reklamówki z logiem Walmartu na blat, a mój telefon zaczyna dzwonić. Wyciągam go z kieszeni kurtki i odbieram, ha wiem jak to się robi.
- Cześć Zayn.
Mówię z euforią i słyszę jego cichutki śmiech.
- Dzień dobry, May. Wszystko z tobą w porządku ?
- Tak. A z tobą ?
- Jak najbardziej. Dlaczego nie powiedziałaś mi, że gdzieś wychodzisz ?
Jego głos się trochę zmienia i pobrzmiewa w nim złość.
- Skąd wiesz ?
- Zadzwoniono do mnie z recepcji z informacją, że widziano cię jak skądś wracasz. May, o co cię prosiłem ?
- Żebym cię informowała. Przepraszam zapomniałam. Ale nie byłam sama. Nie bądź zły.
- Z kim byłaś ?
- Z Caty.
- Dobrze, mam kolejne spotkanie. Dokończymy ten temat, kiedy wrócę. Na pewno wszystko z tobą w porządku ?
- Tak.
- Informuj mnie, jeżeli będziesz chciała gdzieś wyjść. Nie będę ci ufał, jeżeli będziesz postępowała tak, jak dotychczas.
- Dlaczego, tak się martwisz ? To trochę przesadzone.
- Nie uważam tak. Po prostu się martwię. Uszanuj to. Do zobaczenia, Myr.
Podnosi lekko głos. Między nami zapada cisza i czekam, aż się rozłączy. Czego nie robi. Mój humor popsuł się, a moje gardło ściska się przez smutek. Czuję się jak małe dziecko o krzyczane przez rodzica, chociaż tak naprawdę nie zrobiło nic, co byłoby bardzo złe.
- Dlaczego się nie rozłączasz ?
- Ponieważ czuję, że jest coś nie w porządku, a twój głos to potwierdza.
- Jesteś zły ?
Bardziej stwierdzam, niż pytam.
- Kurewko zły.
- Przepraszam.
Rozłączam się, czując żal do siebie, bo to ja go rozgniewałam. Przychodzi na mój telefon sms.

Nie rozłączaj się nigdy więcej.

Przełykam smutek i teraz ogarnia mnie złość, bo nie może mnie tak bardzo kontrolować. Nie zrobiłam nic złego. Poszłam tylko na zakupy spożywcze i nie poszłam sama, poszłam z Caty, która zna Nowy Jork. Dlaczego wścieka się o coś takiego? Tym razem telefon kobiety zaczyna dzwonić, więc opuszczam pomieszczenie dając jej trochę prywatności. Siadam w pokoju dziennym na skórzanym wypoczynku i wpatruję się w panoramę miasta za przeszkloną ścianą.
- May ?
Spoglądam na Caty.
- Dzwonił do mnie Zayn, kazał mi na ciebie uważać. Pomyślałam, że ci o tym powiem. Powinnaś wiedzieć, że on nie martwi się o wiele osób. Pracuję tu dopiero rok, ale słyszałam i widziałam wiele. Pan Malik nie ma wokół siebie wielu bliskich mu ludzi. Jeśli nie rozumiesz, to w biznesie zawsze jest masa przeciwników, którzy chcą cię zniszczyć.
Odchodzi do kuchni, a ja zostaje z myślami. Złość odchodzi, a mnie znowu zalew smutek.

***
Spędzam na wypoczynku cały dzień, nie ruszam się stamtąd. Czekam na Zayna. Caty wychodzi koło 16, zaraz po tym jak posprzątała gabinet domowy i pokój gościnny oraz ugotowała obiad. Sprawdzam godzinę na telefonie jest 18:17, wtedy też drzwi frontowe otwierają się, a w nich staje Zayn. Zostawia swoją teczkę w wejściu i od razu przechodzi do mnie, siadając blisko. Nie odzywam się, zastanawiając czy jeszcze jest zły. Jego źrenice są powiększone, szczęka zaciśnięta i jest spięty.
- Przepraszam.
- Nie jestem już zły.
- Jesteś, widzę to.
- Nie na ciebie.
Przyciąga mnie do siebie i wciąga na swoje kolana.
- Nie jestem zły na ciebie.
Całuje mnie w czoło, a później w usta.
- Za bardzo na ciebie naskoczyłem, przepraszam.
Całuje mnie ponownie i mocno przyciska do siebie. Obejmuje mnie silnymi ramionami i chowa twarz w moich włosach. Przykładam głowę do jego piersi i słyszę szybkie bicie serca. Zupełnie nie równe. Przykładam dłoń do złotego miejsca na lewej stronie klatki, na co reaguje większym napięciem mięśni.
- Zayn, co się stało ?
- Nic.
- Powiedz mi, proszę.
- Nic, May. Nie jest to na tyle ważne, by zaprzątać twoją śliczną główkę.
Jest ważne. Jego złość i coś jeszcze jest namacalne. Odczuwam to tak bardzo, że ogarnia mnie silny niepokój. Ściska mnie jeszcze mocniej, niemal pozbawia mnie oddechu.
- Kocham Cię.
- Z-z-ay-zayn.
Nie mogę się wysłowić.
- Ćśś.. nie będę dłużej tego ukrywał, ponieważ naprawdę cię kocham. Nie mam problemu z wyznawaniem ci miłość. Zaprzątałaś moje myśli dzisiaj cały dzień. Będę kochał cię cały czas i nic mnie od tego uczucia nie odciągnie. Trzymasz mnie w garści, nawet jeżeli nie zdajesz sobie z tego sprawy.
Zaciska dłonie na moich plecach i ciągnie za materiał w dół. Koszulka odsłania moje ramię, gdzie mężczyzna od razu składa pocałunek.
- Mów mi o wszystkim co będzie cię niepokoić, Myr. Zawsze ci pomogę.
Ledwo co składam myśli. Dlaczego on mnie kocha? Dlaczego pytam siebie dlaczego, przecież chcę by mnie kochał.
- Powiedz, że wszystko usłyszałaś ?
- Usłyszałam.
- Dobrze.
Wciąż w jego oczach i na twarzy majaczy złość, odrobina strachu. Jest coś, coś się stało o czym mi nie mówi. Coś, co sprawia, że nie może się ukryć ze swoimi emocjami.
- Dobrze.
Powtarzam bez celu.
- Kochaj mnie też, malutka May.
______________________________________________________________________________________________________________

 
Nie wiem co tu napisać.
Końcówkę rozdziału pisałam przy tej piosence (klik), posłuchajcie oddaje trochę charakter rozdziału..
Dziękuję wam za wciąż rosnącą liczbę komentarzy i wyświetleń, ale przede wszystkim dziękuję stale komentującym osobą, naprawdę dostrzegam każdy jeden komentarz i jestem wam wszystkim wdzięczna. Piszę, bo wiem, że ktoś na to czeka.
Love you xxx
 
/Loveyoursmile

wtorek, 23 grudnia 2014

Rozdział 49

Budzę się w nocy, oddycham płytko i szybko, jestem spocona i jest mi naprawdę gorąco. Ocieram dłonią mokre od potu czoło i spoglądam na szafkę nocną od mojej strony, elektroniczny zegarek pokazuje 3:12. Oddycham głęboko i spoglądam za siebie. Zayn, przytulony do poduchy śpi na swojej połowie, cicho pochrapując. Wracam wzrokiem przed siebie i zamykam oczy. Wsuwam dłoń pod swoją poduszkę i odkrywam się całkowicie, pozostając bez kołdry. Podciągam nogi do brzucha i leżę tak, puki nie zasypiam, a dziwny lęk, który mnie obudził odchodzi.

***
Kiedy budzę się kolejny raz, w sypialni jest już jaśniej, ale nadal nie jasno. Ciężkie, męskie ramię spoczywa na moim brzuchu i jestem przykryta do pasa kołdrą.
- Dzień dobry.
Odwracam się za głosem i widzę  jeszcze zaspane oczy Zayna.
- Dzień dobry.
Odpowiadam na jego uśmiech uśmiechem i przecieram sklejone po śnie oczy. Spoglądam na jego zmierzwione włosy i podrywam rękę do swoich, wiedząc, że nie wyglądają atrakcyjnie. Żadne włosy nie wyglądają atrakcyjnie po nocy.
- Zostaw.
Odciąga moją dłoń od włosów i całuje jej wnętrze.
- Jest dobrze.
Przyciąga mnie bliżej siebie i składa delikatny pocałunek na moich ustach. Tak delikatny, że niemal go nie czuję.
- Jest dopiero 5:50 możesz jeszcze spać, May.
- Dlaczego ty nie śpisz ?
- Mój biologiczny budzik nie pozwala mi dłużej spać. Pójdę się przygotować do pracy.
- W porządku.
Kiwam głową dla potwierdzenia swoich słów i kładę głowę na jego piersi, obejmując go dłonią w pasie. Przekładam swoją nogę przez jego i zamykam oczy. Nie mogę zignorować uczucia samotności, jakie ogarnęło mnie w jednej chwili, kiedy powiedział, że pójdzie się przygotować. Nie chcę zostawać tu sama.
- May, nie mogę nigdzie pójść, kiedy leżysz na mnie.
- Trudno.
Odpowiadam mu i ignoruje wybrzuszenie w jego spodniach, o które nie chcący zahaczam kolanem. Moje policzki za pewne są już czerwone, ale nie może ich dostrzec.
- Przepraszam, Myr. Nie kontroluję tego, każdy facet musi się z tym nad ranem zmagać.
- Okey.
- Ale jeżeli chcesz, możesz mi z tym pomóc.
Uderzam go lekko w pierś i się śmieję.
- Nie chcę.
- W porządku.
Obejmuje mnie ciasno i przytrzymuje przy sobie, podnosząc się z łóżka. Piszczę cicho, myśląc, że zaraz mnie puści i łapię się jego szyi, zaciskając powieki. Nogami oplatam go w pasie, uczepiając się jego, jak mały małpiszon matki.
- Co robisz ?
- Idę się przygotować do pracy.
Mówi głębokim, męskim barytonem i niesie mnie. Uchylam powieki i rozglądam się po łazience, do której weszliśmy. Otwiera drzwi wielkiej kabiny prysznicowej i odkręca kurek z wodą.
- Ja wychodzę stąd.
Mówię mu i puszczam go, czego on nie robi ze mną. Wchodzi pod strumień gorącej wody, która od razu zalewa nasze ciała. W odruchu uczepiam się jego z powrotem, chowając twarz w jego szyi. Nie mogę otworzyć oczu, przez wodę spływającą po mojej twarzy.
- Dlaczego to zrobiłeś ?
- Zawsze biorę prysznic rano. Skoro nie chciałaś rozstawać się ze mną, zabrałem cię ze sobą. To nic niewłaściwego.
- Jesteśmy w ciuchach.
- Wiem, uciekłabyś mi, gdybym próbował cię rozebrać.
Uśmiecham się, byłoby tak.
- Jeżeli cię postawię wyjdziesz ?
- Tak.
- Dobrze. W takim razie cię nie puszczę.
Mruczy i przytrzymuje mnie jedną ręką.
- Zayn, co ty robisz ?
Krzyczę zszokowana, kiedy moje nogi nie dotykają już jego spodni od piżamy, a nagich nóg i pośladków.
- Nie mam czego się wstydzić.
Przecieram dłonią buzię i otwieram oczy, spoglądając na jego twarz.
- Czas się umyć, Myr.
Uśmiecha się seksownie i na pewno nie jestem jedyna, której podarował ten uśmiech.
Dotyka moich ud i wciera w nie spieniony żel, podążając coraz wyżej. Jego dłonie, dostają się pod moją koszulę i kolistymi ruchami, masują plecy.
- Możemy się tego pozbyć ?
Szarpie moją piżamę i uśmiecha się szeroko. Kręcę głową w sprzeciwie.
- Nic ci nie zrobię, wiesz o tym.
Waham się. Dla mnie jest to zbyt intymne. Gdy zgodziłam się na nasz związek, Zayna opuściły wszelki bariery. Minął jeden dzień, a Zayn pokazał mi już swoje dwie strony. Naprawdę troskliwą i tą, w której nie ma wstydu, ani za hamowań. Przytrzymuję się jego szyi jedną ręką, drugą natomiast sięgam za siebie, po jego dłoń. Wyciągam ją z pod mojej koszuli i nakierowuję na zakończenie koszuli. Kiwam głową, wydając zgodę, a on to rozumie, bo ściąga ją ze mnie. Ja też pozbyłam się pewnych barier. Bo nie chodziło o to, że bałam się, zrobienia mi krzywdy, owszem to też, ale bałam się również bycia jedną z wielu. Teraz ufam mu naprawdę i wierzę w to, że należy tylko do mnie.
- Moja.
Warczy mi do ucha, przyciskając mnie do siebie. Moje nagie piersi stykają się z jego nagą klatką, a w powietrzu wisi namiętność. Atmosfera zmienia się z zabawnej w erotyczną i wcale nie chcę się przed tym cofać.
- Mój.
Naśladuję jego warknięcie, oplatając go jeszcze ciaśniej. Teraz czuję to, czego nigdy nie czułam. I nie umiem tego nazwać, ale mogę wytłumaczyć. Czuję jakbyśmy byli jednością, nasze ciała złączone w jedno i wiem, że moje miejsce jest właśnie tu, przy nim. Czuję prawdziwy spokój zalewający mnie wewnątrz. Spokój, bo w końcu odnalazłam swoje miejsce. I w tej chwili wiem, że skoczę za Zaynem w ogień.
______________________________________________________________________________________________________

 
ŚWIĄTECZNY PREZENT DLA WAS
HO HO HO !!!
 
Rozdział bardzo krótki, ale dzisiaj po ulepieniu ponad 200 pierogów i upieczeniu 5 makowców, zapakowaniu ostatnich prezentów i innych duperelach... usiadłam wieczorem spokojnie,
otworzyłam laptopa, popatrzyłam na "Promise ?" i uznałam, że nie mogę zostawić was bez niczego na święta. Zabrałam się szybko do pisania i oto taki drobny prezent.
Mam nadzieję, że się podoba.
 
 
TERAZ CZAS NA ŻYCZENIA !!!!
 
A WIĘC, ŻYCZĘ KAŻDEMU Z OSOBNA:
SPOKOJNYCH,
WESOŁYCH,
RODZINNYCH,
ZDROWYCH,
PEŁNYCH MIŁOŚCI
I
BOGATYCH W PREZENTY ŚWIĄT BOŻEGO NARODZENIA.
DUUUUUŻO PIENIĘDZY, BO MIMIO IŻ MÓWIĄ, ŻE ONE SZCZĘŚCIA NIE DAJĄ,
ZA NIE MOŻNA KUPIĆ COŚ CO SZCZĘŚCIE NIESIE.
SPEŁNIENIA MARZEŃ, WSZYSTKICH WASZYCH MARZEŃ.
POMYŚLNOŚCI W SZKOLE/W PRACY.
OBY NA WASZYCH TWARZACH NIGDY NIE ZABRAKŁO UŚMIECHU,
BO WIECIE TO CZYNI CZŁOWIEKA PIĘKNIEJSZYM.
MOGĘ ŻYCZYĆ WAM JESZCZE IDOLA/IDOLI POD CHOINKĄ.
A NO I ŚNIEGU, BO BEZ NIEGO TO NIE TE ŚWIĘTA.
 
WESOŁYCH ŚWIĄT !!!
I PAMIĘTAJCIE, ZOSTAWCIE KARPIA W SPOKOJU, JEDZCIE ŚLEDZIA :D
 
A TERAZ JESZCZE COŚ WAM ZAŚPIEWAM:
 
I wish you a Merry Christmas;
 I wish you a Merry Christmas;
 I wish you a Merry Christmas
and a Happy New Year.
 
Ale na życzenia noworoczne przyjdzie jeszcze czas.
Przyjmijcie moje uścisk na odległość, bo naprawdę uściskałabym was wszystkich.
Jeszcze raz Wesołych Świąt.
 
 
KOCHAJĄCA WAS
/Loveyoursmile

sobota, 20 grudnia 2014

Rozdział 48

- Zayn ?
- Tak ?
- Zatrzymasz się gdzieś ? Potrzebuję szczoteczki do zębów.
- Scoot, zawiózł dzisiaj do apartamentu wszystkie potrzebne kobietą rzeczy. Podejrzewam, że szczoteczkę też.
- Wysłałeś go na zakupy ?
Marszczę brwi. Scoot to dwu metrowy facet z ramionami tak szerokimi, że pomieścił by w objęciu czteroosobowe stadko kobiet. Jego głowy pokrywa prawdziwa łysina, na dodatek ani razu nie widziałam na jego twarzy uśmiechu, szczerego, nie grymasu, który ma go wyrażać.
- Sam mi o tym nadmienił.
Obdarza mnie spojrzeniem, kiedy zatrzymujemy się za żółtą taksówką, stojącą w korku, jak inni. Uśmiecha się szeroko, szczęśliwie, a ja pragnę, by ten uśmiech był przeznaczony tylko dla mnie. Smukłymi i długimi palcami obejmuję gałkę biegu i sprawnie zmienia bieg, kiedy samochody przed nami ruszają. Jest idealny. Perfekcyjny w każdym calu. To nie rodzaj faceta, który jest chłopięco piękny, on jest przystojny. Niebezpieczny, twardo stąpający. Żadna kobieta nie miałaby wątpliwości, gdyby na niego spojrzała, że między dwiema długimi, mocnymi nogami kryje się gorące coś, a konkretniej dużych rozmiarów penis, z którego potrafi zrobić użytek. Bo nie trzeba nawet tego sprawdzać, jego pewność siebie i męska postawa daje tą gwarancje. Zayn Malik to mężczyzna, który porusz się w zamkniętym, uprzywilejowanym kręgu, wśród pieniędzy i seksu.Właściwie to nie wiem co robię siedząc na siedzeniu obok, w jego cholernie drogim samochodzie. To nie mój świat, nie mój poziom. Powinnam nazwać się szczęściarą, bo to ja, a nie inna tu siedzi. Tyle że ja nie prosiłam się o wejście do jego świata, to on mnie do niego wciągnął. A ja.. ja już nie potrafię się z niego uwolnić, bo nie chcę, bo pragnę tego mężczyzny jak wszyscy. Bo odkryłam w sobie to co myślałam, że na zawsze przepadło, odeszło bezpowrotnie. Pożądanie. Znowu je czuję, silne jak nigdy.

***
- Podejdź Myr.
Zayn stoi przy panelu windy.
- Wpisz kod.
- Ale ja...
- 10.9.8.0
Dyktuje, więc szybko wpisuję, nie chcąc zapomnieć. Drzwi się zasuwają, a maszyna wybija się w górę.
- Właściciel zrobił mi dużą przysługę, zrobił mały wyjątek i sporządził dla mnie penthaus na 67 piętrze. Jeżeli nie wpiszesz kodu, żadna winda się tam nie zatrzyma. Nie powierzaj nikomu kombinacji.
Spoglądam na niego nie śmiało, kiedy opiera się o mosiężną poręcz i kiwam delikatnie głową. Jest onieśmielający, nawet dla mnie.
- Chodź.
Wskazuje ruchem głowy miejsce po jego prawej stronie. Zajmuję je, a on zarzuca swoje ciężkie ramię na moje, przyciągając do siebie. Składa krótki pocałunek na moim czole. Nie zahamuję rumieńca.
- Co się stało ? Jeszcze nie dawno rzucałaś we mnie śmiałe słowa z podtekstami, a teraz masz piękne, krwiste rumieńce.
Śmieje się ze mnie, przez co chowam się bardziej w jego ramieniu. Moje policzki przekroczyły najpewniej najczerwieńszy odcień czerwieni. Winda wydaje dźwięk, a drzwi się rozsuwają, ukazując niewielki foyer. Bierze mnie za dłoń i prowadzi po dywanikowej wykładzinie, a potem kluczem otwiera drzwi i naciska na masywną metalową klamkę. Wchodzimy do jego apartamentu.. mmm..znaczy penthausu. Zatrzymuję się w malutkim holu i rozwiązuję sznurówki butów z zamiarem ich zdjęcia.
- Nie ściągaj. To Ameryka, tu w mieszkaniach chodzisz w butach.
Mija mnie i znika w mieszkaniu. Marszczę czoło i spuszczam wzrok na obuwie. Sznuruje je z powrotem i ruszam jego śladami. Będzie brudno.
- Zjesz coś ?
Zadaje pytanie, kiedy docieram do kuchni.
- Nie.
Nadal czuję nieprzyjemną pełność.
- May, przynieś mi swoje pieniądze, dobrze ?
Ściągam brwi, ale zgadzam się i ruszam do swojego pokoju po kopertę z banknotami. Odkładam je na blat, kiedy jestem z powrotem. Siadam na krześle barowym, obserwując jego ruchy. Przelicza funty i wyjmuje z tylnej kieszeni swój portfel.
- Trzymaj.
Podaje mi plik banknotów, innych od moich.
- W Ameryce nie zapłacisz funtami, tu są dolary.
Uśmiecha się i odkłada moje pieniądze razem z portfelem obok nas.
- Zamknij buzię, to nie kulturalne.
Szepcze i pochyla się nad wyspą kuchenną. Składa na moich wargach mokry pocałunek.
- T.to chyba za dużo, za dużo mi dałeś.
- Dałem tyle ile chciałem, nie protestuj.
- Ale..
- Jesteś pewna, że chcesz się ze mną kłócić ?
- Dlaczego dajesz mi pieniądze ?
- Bo chcę, nigdy nie miałem z kim ich dzielić, pozwól mi na to. Lubię to robić.
- A Carmen ?
Wzdycha i obchodzi aneks kuchenny stając obok mnie. Obraca mnie do siebie, układając wielkie dłonie na moich biodrach.
- Carmen to kobieta biznesu, nie potrzebowała moich pieniędzy.
- A inne kobiety ?
- Inne kobiety nic dla mnie nie znaczyły.
- Mieszkałeś tu z jakąś ?
- Nie. Ze wszystkimi łączyły mnie pojedyncze noce bez zobowiązań, a Carmen ma swoje mieszkanie na Brooklynie, mieszkaliśmy tam.
- Dlaczego więc chciała od ciebie pieniądze ?
Wzdycha kolejny raz, nie przerywając naszego kontaktu wzrokowego.
- Kilka dni temu sprzedała tamto mieszkanie, kupiec nie przelał jej jeszcze wszystkich pieniędzy. Przeprowadza się do innego miasta i brakło jej kilku tysięcy.
- Skąd wiedziała o tym mieszkaniu ?
- Czasem wolałem pracować w samotności z dala od wszystkiego, tutaj zawsze mnie znajdowała.
- Gdzie ja będę musiała ciebie szukać ?
Jestem niemal przerażona tą myślą, nie znam Nowego Jorku.
- Nigdzie, nie zamierzam uciekać.
Uśmiecha się.
- Skończyłaś przesłuchanie ?
- Nie. Kim jest Nessie ?
- Sekretarką. Skończyłaś.
Ucina rozmowę i odchodzi ode mnie. Wypuszczam powietrze poddana. Siedzę tak do puki Zayn, po krótkiej chwili, nie wraca. W ręce trzyma moją torbę.
- Chodź ze mną.
Wyciąga do mnie drugą dłoń, czekając aż ją ujmę.
- Dokąd ?
Nie odpowiada, a zamiast tego kieruję nas w stronę drzwi frontowych.
- Chcesz mnie wyrzucić ?
Pytam słabo, piskliwym głosikiem. Natychmiastowo się zatrzymuje i obraca do mnie.
- Skąd ci przyszedł taki pomysł do głowy ? Nie mam zamiaru cię wyrzucać.
Kręci głową i zniża się, by nasz wzrok był na tym samym poziomie.
- Zabieram cię do naszej sypialni. Nie pozwolę ci spać z dala ode mnie.
Głaska mój policzek i ponawia wędrówkę. Skręcamy na prawo gdzie znajduje się wąskie przejście między ścianą, a ścianką przedziałową. Wcześniej nie zwróciłam na to uwagi. Za ścianką ukryte są szerokie drewniane schody, naprzeciw których jest kolejne, ogromne, szklane okno, zapewniające dobre oświetlenie. Wchodzimy po stopniach do góry, gdzie zastaje mnie mały hall, prowadzący tylko do jednych jedynych, podwójnych drzwi. Otwiera je przede mną, czekając cierpliwie aż wejdę. Sypialnia jest ogromna, jedna zewnętrzna ściana to po prostu wielkie okno. Gigantycznych rozmiarów łóżko, na którym zmieściłyby się cztery osoby, stoi pod ścianą w kolorze chamois. Ściana na przeciw meblu jest czekoladowa i znajdują się na niej podobne drzwi, jak te którymi weszliśmy oraz również podwójne drzwi, tylko z matowego, ciemnego szkła.
- Tu jest łazienka, a tam szafa z ubraniami.
Wskazuje pierw drewniane, później szklane drzwi.
- Możesz się rozpakować, ale za chwilę. Najpierw mam coś dla ciebie.
Z szafki nocnej obok łóżka, wyciąga pudełko i podaje mi je.
- Poprosiłem Scoota, by kupił ci również telefon. Może być biały ?
Kiwam energicznie głową i rzucam mu się na szyję. Obejmuje mnie i zaciska uścisk.
- Dziękuję.
Mój głos tłumi jego szyja, ale i tak go słychać. Mam swój telefon.
- Otwórz.
Wypuszcza mnie z objęć. Przysiadam na łóżku i otwieram pudełko, wyciągając urządzenie. Naciskam środkowy przycisk, ale się nie włącza.
- Nie wiem jak się go obsługuje.
- Zauważyłem.
Podśmiewa się ze mnie i siada obok, odbierając mi urządzenie.
- Musisz przytrzymać ten przycisk, by się włączył. Karta jest już w środku.
Urządzenie uruchamia się.
- Żeby zadzwonić musisz wejść tutaj i wybrać kontakt, albo kliknąć tu i wpisać numer.
Okej, to jest proste.
- Trzymaj.
Podaje mi telefon, mój telefon, a ja jak zaczarowana się na niego patrzę. Jest piękny. Zaczyna wibrować i wydawać cichy dźwięk.
- Ktoś dzwoni.
Mówię przestraszona do Zayna.
- Więc odbierz.
- Jak ?
- Przeciągnij zieloną słuchawkę.
Wykonuję polecenie i przykładam telefon do ucha.
- Halo ?
- Dzień dobry, May.
Marszczę czoło i przenoszę wzrok na Zayna, który też trzyma telefon przy uchu.
- Dlaczego do mnie dzwonisz ?
Ma niezły ubaw i nie ukrywa tego.
- Żebyś wiedziała, jak masz odbierać, kiedy będę dzwonił.
Rozłączam połączenie i uśmiecham się do niego.
- Jak mam pana zapisać w kontaktach ?
- Jak tylko chcesz.
Po kilku minutach samodzielnie odnajduję opcje zapisywania numerów i wpisuję Zayna jako Zayna.
- Teraz możesz się rozpakować.
Uśmiecha się i całuje mnie w czoło.
- Będę w domowym gabinecie.
Zostawia mnie. Bezpiecznie odkładam telefon na środek łóżka, by przypadkiem nie spadł i zabieram swoją torbę idąc do szafy. Otwieram drzwi i zaskoczona cofam się. Światło zapala się automatycznie, ukazując wielkie pomieszczenie składające się z półek, szafek i wieszaków zapełnionych ciuchami. Ciuchami Zayna. Wchodzę do środka, czując, że trafiłam tam, gdzie większość kobiet pragnie być. Rozglądam się powoli, wszystkie jego ubrania to eleganckie koszule, marynarki i spodnie od garnituru. Nie ma niczego innego. Jak można nie mieć normalnych ciuchów ? Oprócz tego zauważam kilka pięknych wiszących na wieszaku sukienek. Rozpakowuję swoją torbę, zajmując 5 wieszaków i trzy półki. Otwieram jedną z szuflad, ale natrafiam na damską, z erotycznym pazurem bieliznę. Podobno Carmen, tu nie mieszkała.
- Jest dla ciebie, podobnie jak sukienki.
Podskakuję i obracam się do mężczyzny.
- Scoot ją kupił ?
- Przywiózł ją. Prawdopodobnie, Caty, ją schowała.
- Kim jest Caty ?
- Przychodzi tu dwa razy w tygodniu posprzątać. Polubisz ją, jest bardzo przyjacielska i uprzejma.
Kiwam głową i zastanawiam się, czy Zayna i ją też coś łączyło... na przykład seks na jedną noc.

***
Przyglądam się w łazienkowym lustrze, nie będąc pewna czy dobrze wyglądam. Nigdy nie miałam nocnej koszuli, zazwyczaj sypiam w koszulce. Poprawiam majtki i obciągam krótki, w kolorze pudrowego różu, satynowy materiał. Cieniutkie ramiączko zsuwa mi się z ramienia, więc je poprawiam. Podoba mi się ta piżama. Jest delikatna, a równocześnie seksowna. Problem polega na tym, że nie jestem jeszcze gotowa, by się tak eksponować. Przerzucam włosy do przodu zakrywając piersi i wychodzę z łazienki. Zayn leży na łóżku w czarnych spodniach od piżamy i od razu zwraca na mnie uwagę. Rumienię się i szybkim krokiem podchodzę do lewej strony łóżka. Układam się na swoje połowie i przykrywam kołdrą. Za plecami słyszę śmiech, a światło gaśnie.
- To, że łóżko jest duże, nie znaczy, że musisz spać tak daleko ode mnie. Albo się przybliżysz, albo będę spał na twojej połowie.
Uśmiecham się na jego groźbę i lekko przesuwam na środek łóżka, kładąc się na plecach. Mężczyzna otacza mnie bezpiecznie ramieniem, zmniejszając całkowicie dystans między nami.
- Przez ciebie stoi mi na baczność. Nie przestrasz się, nic nie mogę z tym zrobić.
Szepcze mi do ucha i chichocze cicho.
- Postaram się.
Odszeptuję mu, drocząc się przy okazji.
- Jestem cholernie szczęśliwy, Myr.
Całuje moją skroń.
- Śpij.
- Ja też jestem szczęśliwa.
Zamykam oczy i słuchając naszych oddechów zasypiam, tak jak on.
_____________________________________________________________________________________________________________________

 
Lubię szczęśliwego Zayna, nie wiem jak wy.
Nie wiem, czy pojawi się jakiś rozdział przed świętami, wiecie jest naprawdę sporo roboty.
A ja jeszcze nie kupiłam wszystkich prezentów :o
U naszych bohaterów dobrze, bo na święta musi panować zgoda, moja święta zasada.
Teraz życzę wam wszystkiego dobrego i Wesołych Świąt, chociaż życzenia i tak wam złoże w przededniu wigilii.
Kocham Was !!!! Nie wiem czy to wiecie, ale Kocham Was Bardzo.
Jak dla mnie jesteście najlepszymi czytelnikami, jakich mogłam sobie tylko wymarzyć.
 
/Loveyoursmile
 


Ps. No i życzę wam takiego Zayna pod kołderką.

niedziela, 14 grudnia 2014

Rozdział 47

- May ? Czemu tu siedzisz ?
Unoszę głowę i spoglądam na parę wchodzącą do kuchni.
- Nie chciałam wam przeszkadzać.
Mówię mu i zachowuję całkowitą obojętność. Nigdy taka nie byłam. Nie potrafiłam być zimna na wszystko. Nie ja miałam kontrolę nad emocjami, a emocje nade mną. On mnie zmienił, wiem o tym. Pomógł mi uporać się z wieloma problemami, uspokoić lęki, ale teraz też widzę, że zmienia się moje zachowanie. Staje po drugiej stronie wyspy, tuż przede mną, patrząc w moje oczy.
- Myr. jest wszystko okey ?
Kiwam głową, jasne, że jest.
- Tylko się żegnaliśmy.
- To prawda, zaraz przyjedzie po mnie taksówka.
Carmen przemawia i staje obok Zayna.
- Chcę ci życzyć wszystkiego dobrego, May. Zayn prosił mnie wczoraj bym była dla ciebie miła, ale musisz wiedzieć, że to ciężkie. Ciężko uporać się z myślą, że mój narzeczony mnie z tobą zdradzał. Wybacz, ale raczej koleżankami nie będziemy. Jednak wiem.. co cię spotkało i szczerze życzę ci wszystkiego dobrego, w życiu. Nie powiem, że tego samego życzę wam w waszych relacjach, bo bym skłamała.
- Przepraszam, j-ja..
- Nie trzeba, nie chcę tego słuchać. To rozdział zamknięty. Ja mam Brada, wy... wy macie siebie i niech tak zostanie. Po boli i przestanie. Do zobaczenie, może kiedyś, chociaż wolałabym nie.
Wyciąga do mnie dłoń, a ja nie pewnie ją ściskam. Jest naprawdę wyrozumiała... i szczera.
- Zrobiłam co mogłam. Pamiętaj co masz dla mnie zrobić.
Zwraca się do mężczyzny.
- Do usłyszenia, Zayn. Myślę, że zaczekam na dole, tafię do drzwi sama.
Wychodzi i puki nie słychać trzasku drzwi frontowych, oboje milczymy. Mierzymy się z ciszą, aż ją przerywam.
- Dlaczego prosiłeś ją, by była dla mnie miła ?
Pytam cicho.
- Ponieważ nie ty jesteś winna. Nie wiedziałaś, że mam narzeczoną. To już temat zamknięty. Nie wracajmy do tego.
Nie mogę tego obiecać.  Nie mogę zapomnieć. Ten temat nigdy nie będzie do końca zamknięty.
- Dobrze.
Odpowiadam i zaczynam bawić się swoimi palcami. Chcę zapytać o to co ma dla niej zrobić, ale nie wiem czy to odpowiedni moment. Nie jest chętny do rozmowy o Carmen.
- Mam coś dla ciebie. Zaczekaj tu, przyniosę.
Kieruje się w kierunku mojego pokoju i swojego biura, wracając po chwili z bukietem białych Lili. Staje przede mną pewny siebie z lekkim uśmiechem i okalającym usta zarostem.
- Czy teraz możesz być moja ? Nie wiem co masz w sobie, ale pragnę cię całej. Oczarowałaś mnie, uwiodłaś i naprawdę próbowałem cię od siebie odsunąć, wyrzucić cię z głowy, ale nie zdołałem i już nie zdołam. Nie zapytam cię o to, czy będziesz moją dziewczyną, jestem na to za stary, May. Nie mam zamiaru bawić się w takie związki. Potrzebuję stabilizacji. Będę twój, tak jak ty moja. Chcę po prostu mieć do kogo wracać, mieć z kim porozmawiać, mieć o kogo dbać i mieć kogo zadawalać. Wiem, że jestem za stary dla ciebie, ale już mnie to nie obchodzi. Zamierzam o ciebie zabiegać tak długo, jak to konieczne. Możesz być moją May ? Moją kobietą ? Tylko moją ?
Wręcza mi kwiaty, a ja nie mogę złożyć myśli. Nie kocham go, jeszcze nie. Ale pragnę i potrzebuję. Nie wiem czego chcę, ale jeżeli myślę o byciu z dala od niego, to chcę jego.
- Nie będę jedną z wielu ?
- Będziesz jedną jedyną.
- Okey.
- Okey ? Możesz powiedzieć "dobrze" ?
- Dobrze.
- Tak lepiej. Jestem twoim mężczyzną, tylko twoim. Będziesz mi ufała ?
Potakuję i uśmiecham się.
- A więc czas na śniadanie, które zjemy w moim biurowcu.
- Masz własny biurowiec ?
Pytam zaskoczona.
- Tak, w Lower Manhattan. Zabierz kurtkę i wychodzimy.
Schodzę ze stołka barowego nadal w szoku i idę do pokoju po ubranie. Gdy wracam moje kwiaty stoją na blacie w wazonie, a Zayn kończy rozmawiać przez telefon. Jak zwykle ubrany jest w dopasowany, czarny garnitur, a z pod marynarki wystaje równie czarna, dopięta na ostatni guzik koszula.
- Gotowa ?
Kiwam głową i zakładam na siebie kurtkę.
- Mów, May. Chodź, idziemy.
Wystawia do mnie rękę, czekając aż ją ujmę i wychodzimy. Spoglądam na nasze dłonie, przy nim wszystko dzieje się tak szybko. Zjeżdżamy windą do podziemi na parking samochodowy, gdzie Zayn prowadzi mnie do czarnego Bentleya GT Cupe. Chryste.
- Coś nie tak ? Dlaczego nie idziesz ?
- T-to twój ?
Takie samochody widziałam tylko w filmach, a zwłaszcza ten, rozpoznałabym go wszędzie.
- To, że są więksi multimiliarderzy w Nowym Jorku, nie oznacza, że nie stać mnie na Bentleya. Mogę mieć ich dwadzieścia, a teraz zapraszam.
Otwiera mi drzwi, a ja na nogach z waty podchodzę do niego. Nim jednak zdążę wsiąść, zatrzymuje mnie, układając swoją dłoń na moim policzku. Pociera kciukiem moją skórę i przybliża się delikatnie.
- Wiem jak działam na kobiety, ale nie mdlej skarbie.
Żartuje, śmiejąc się ze mnie. Całuje mnie w usta i pilnuje, bym zapięła pasy. Wyjeżdża powoli z podziemi na ulicę, gdzie dostajemy się w sidła żółtych taksówek i samochodów trąbiących jeden na drugiego.
- Zayn ?
Poprawiam się na siedzeniu obitym kremową skórą, całe wnętrze jest w tym kolorze. Kokpit jedynie wyróżnia się czarnym połyskującym drewnem.
- Co obiecałeś Carmen ?
- Nic znaczącego. Dałem słowo, że wpłacę na jej konto pewną sumę. Potrzebuje pieniędzy na nowy start, a ja czuję się jej to winny.
- Coś jeszcze ?
- Już nic. Jesteś tylko ty, pamiętaj.
Ucina rozmowę.

***
Zayn parkuje przy krawężniku, obiega samochód dookoła i otwiera mi drzwi. Nie mogę przejść lekceważąco chodnikiem, nie zerkając ani razu na starannie zaparkowane, drogie samochodu. Wśród tego bogactwa, Bentley, którym przyjechaliśmy przestaje się rzucać w oczy. Zostaję wciągnięta w obrotowe drzwi przeszklonego wieżowca o lustrzanych szybach, zostawiając za sobą kakofonię klaksonów i głosów przechodniów. Moje kroki odbijają się echem na ciemnej posadzce z marmuru, a oddech staje się cięższy, spowodowany byciem w nowym miejscu. Trafiamy na bramki, pilnowane przez ochroniarzy, dobrze uzbrojonych. Mężczyzna przykłada coś na wzór identyfikatora do czytnika, a kiedy zaświeca się zielone, oboje przechodzimy. Nie wypuszcza mojej ręki ani na chwilę. Nawet, kiedy mijamy grupę prowadzących zaciętą rozmowę biznesmenów, przerywają ją tylko po to, by powitać Zayna, który nie wydaje się nimi zainteresowany. To nowy świat, taki, do którego trafiłam po raz pierwszy. Windą docieramy na trzydzieste piętro i zmierzamy do drzwi z ciemnego szkła, gdzie ozdobną czcionką wypisano "Mevry International". Przyglądam się przez szkło elegancko ubranym recepcjonistką, które w przeciwieństwie do mnie miały się czym pochwalić. Zgrabne nogi, kształtna talia, piękne twarze, staranne uczesanie. Nerwowo zaczesuję swoje włosy za ucho, kiedy wchodzimy do środka, jakby miało to sprawić, że będę lepiej wyglądać. Te kobiety mają nade mną przewagę pod każdym względem i gdybym nie czuła się speszona, pomyślałabym, że coś ze mną nie tak. Moja pewność siebie została gdzieś daleko w tyle, już kiedy przekraczałam próg budynku. Wszystkie te kobiety zabiegają o chwilę uwagi Zayna, ale moją uwagę przyciąga zgrabna brunetka siedząca za burkiem recepcji. Włosy wysoko związane w cisną kitę poruszają się, gdy przechyla lekko głowę. Krwisto czerwone, pulchne usta wykrzywia w uśmiechu, a jej wzrok nie spoczywa na Maliku, w odróżnieniu do pozostałych, a na mnie. Omijamy to wszystko i podążamy korytarzem, aż znajdujemy się w gabinecie. Za pustym sekretariatem znajdują się podwójne drewniane drzwi, ozdobione srebrną tabliczką, z czarnymi literami, układającymi się w "Malik".
- Panie przodem.
Zayn przepuszcza mnie w drzwiach, zamykając je za nami. Najpierw zwracam uwagę na wykwintny wystrój, a dopiero później na gigantyczne, czarne, połyskujące biurko i niesamowity widok na Manhattan. Przestrzeń jest ogromna, ściany siwe pokryte dużymi obrazami martwej natury. Na lewo kawałek od ścianie jest kanapa z czarnej skóry, do której prowadzi mnie mężczyzna, a przed nią szklany stolik.
- Kiedy nie będziesz się już bała, wezmę cię na niej, obiecuję. Usiądź, zaraz przyniosą śniadanie.
Przełykam ślinę i wykonuję polecenie, obserwując go. Męskim krokiem podchodzi do szefowskiego fotelu i zasiada za biurkiem. Nic nie poradzę na wolno kiełkujące, głęboko we mnie pragnienie go. Nie mam czasu o nic zapytać, bo słychać pukanie do drzwi. Zayn pozwala wejść i w drzwiach staje Scoot z białą reklamówką.
- Dla ciebie, smacznego dziewczyno.
Podaje mi pakunek i kiwa głową, odchodząc do mężczyzny. Rozpakowuję ją prawie bezszelestnie, otwierając pojemnik z sałatką i grillowanym kurczakiem. Porcja jest tylko na jedną osobę.
- Do widzenia dziewczyno.
Odpowiadam Scootowie i zerkam na Malika.
- Ty nie jesz ?
- Jadłem wcześniej w mieszkaniu. Jedz.

***
Kończę sałatkę, próbując zmieścić ostatnie dwa kawałki kurczaka i pomidorka koktajlowego.
- Mogę kawałek ?
Podnoszę głowę, obracając się do stojącego za mną, luźno opierającego się o kanapę Zayna. Nabijam na widelec dwa kawałki kurczaka i podaję mu. Mruczy z uznaniem i składa pocałunek na mojej skroni.
- Mam dużo pracy, zajmie mi to jeszcze trochę czasu. Poproszę Scoota, by odwiózł cię do mieszkania.
- Nie, Zayn.
Szybko zaprzeczam.
- Chcę zostać. Poczekam.
- Na pewno ?
- Tak.
Zagryzam wargę, odkładając pojemnik po jedzeniu na stolik.
- Dobrze.
Wraca do biurka, ale nie ponawia przeglądania papierów.
- May, nie rozmawiaj z nikim z biura, dobrze ? Z żadną sekretarką, a zwłaszcza z Nessie. Obiecaj mi to.
- Dlaczego ?
- Po prostu mi obiecaj.
- Obiecuję.
- W porządku.
Uśmiecha się, jednak nie jest to szczęśliwy i szeroki uśmiech. Wraca do pracy, a ja siedzę w ciszy nudząc się. Wolę jednak to, niż siedzenie samemu. Nie chcę być sama i czuć się samotna. Boję się samotności, przez te wszystkie lata w niej trwałam. Chcę być tu, gdzie czuję się bezpiecznie i spokojnie.

***
Minęła godzina, na pewno minęła.. a może dwie. Wstaję ze swojego stałego miejsca prostując nogi. Zayn od razu podnosi głowę, obserwując mnie. Cała odrętwiała podchodzę do wielkiego okna za nim i po prostu przypatruję się temu co jest pode mną, przede mną, nade mną. Widok jest wspaniały, fakt widzę głownie wieżowce, ale naprawdę zaczęłam je lubić. Czuję jak dwie duże dłonie opadają na moją talię i pociągają mnie lekko do tyłu. Opadam na kolana Zayna, a ten ciasno oplata mnie w tali, przyciskając do siebie. Okręcam się bokiem do niego, chcąc widzieć jego twarz. Wciąż nie wiem, w którym momencie pozwoliłam, by ten mężczyzna stał mi się tak bliski.
- O czym myślisz ?
- O tobie.
Odpowiadam zgodnie z prawdą.
- Wszystko co mam za twoje myśli, May.
- Nie.
Śmieję się i chowam czerwieniejącą twarz w jego marynarce.
- Trzymaj.
Wsuwa w moją dłoń klucze z różowym breloczkiem i czarnym napisem "Trump World Tower".
- Twoje klucze do mieszkania. Na breloczku napisaną masz nazwę budynku, podaj ją jakiemukolwiek taksówkarzowi, a odwiezie cię do domu. Kiedy mnie nie będzie możesz wychodzić, ale zawsze zadzwoń i powiedz mi gdzie idziesz, bym wiedział gdzie cię szukać.
- Nie mam telefonu.
- Żartujesz, Myr. ?
Pyta nie dowierzając. Kręcę głową na co wzdycha.
- W porządku, kupimy ci. Musisz też pamiętać, by nigdy, przenigdy nie korzystać z metra. Jeżeli dowiem się, że jechałaś metrem, źle będzie z tobą. W podziemiach przesiadują największe gówna Nowego Jorku, których policja nie potrafi złapać. Gdyby coś ci zrobili, May.. chyba bym umarł.
Wiem, że po części Zayn, żartuje. Nie skrzywdziłby mnie w żaden fizyczny sposób, ale po usłyszeniu reszty, na pewno będę trzymać się z daleka od metra. Zerkam na jego twarz i całuje jego usta. Nikt nigdy nie darzył mnie taką troską, jak on, a to sprawia, że ufam mu bardziej niż komukolwiek innemu.
- Mmm.. jakaż pani odważna się zrobiła pani Mayer. Całować mnie, tak z zaskoczenia, z własnej woli, kto by pomyślał.
Naśmiewa się ze mnie, ale to tylko sprawia, że całuję go jeszcze raz. Swoim bytem sprawia mi szczęście.
- Czym sobie zasłużyłem ?
Pyta obejmując mój policzek.
- Tym, że mdleję na twój widok.
Nawiązuję do jego słów z rana.
- Czy ty się ze mnie śmiejesz ?
Ściska mnie w tali i zachłannie całuje. Namiętnie z euforią. Dłonią zjeżdża na mój pośladek, obejmując go pewnie. Zaczepia zębami moją wargę, zagryzając lekko.
- Wracamy do mieszkania. Zbyt duże ryzyko, że jeszcze dzisiaj skończy pani na tamtej kanapie, pani Mayer.
Podnosi się ze mną i stawia mnie na ziemi.
- A tego chyba nie chcesz ?
Unoszę brew i uśmiecham się złośliwie.
- Skąd wiesz czego chcę, a czego nie ?
Odsuwam się szybko, stając po drugiej stronie biurka, bezpiecznie daleko od niego. Mówiłam, że mnie zmienił.
- Chryste, May. Nie rób nam tego. Zastanawiam się czy ten lekarz jest ci jeszcze potrzebny.
Chowa papiery do szafki zamykając ją na klucz i bierze mnie za rękę.
- Do domu, szybko.
Mówi żartobliwie, klepiąc mnie w pupę i ciągnie mnie do wyjścia.
Nie budzi już we mnie lęku, nie Zayn. Nigdy nie dał mi powodu, bym się go bała...
__________________________________________________________________________________________________________________________

Lower Manhattan*- Wielu nowojorczyków określa to miejsce jak centrum Manhattanu, biorąc pod uwagę to, iż Lower Manhattan to centrum biznesowe i administracyjne, jest tam więcej biurowców, niż wieżowców mieszkalnych. Samo położenie Lower Manhattan nie ma natomiast nic wspólnego z centrum, gdyż jest to najdalej wysunięta na południe część wyspy.

I mamy kolejny rozdział.
Chociaż planowałam, to nie zakończyłam go burzliwie, a spokojnie.
Jak pewnie zauważyliście, Zayn coś ukrywa.
Przez pewien najbliższy czas nie będę pisała rozdziałów z jego perspektywy,
wierzcie mi tak będzie lepiej.
 
To chyba tyle.
 
Ach.. sprawdzałam błędy, ale mogłam nie zauważyć wszystkich.
A gdyby ktoś chciał, śmiało możecie sprawdzić, jak wygląda wieżowiec mieszkalny Malika z zewnątrz.
Dziękuję wam za wszystko.
 
/Loveyoursmile

środa, 10 grudnia 2014

Rozdział 46

Wiercę się niespokojnie na barowym krześle, czekając, aż wrócą. Minęło sporo czasu, naprawdę dużo. Straciłam apetyt i nie jestem wstanie zjeść reszty kanapek, mogłyby nie przejść przez mój ściśnięty żołądek. Opieram czoło na otwartych dłoniach, czując się niepotrzebna. Nie rozumiem niczego. Chcę wiedzieć o czym rozmawiają, gdziekolwiek są. Chcę wiedzieć co oni tam robią. Zsuwam się ze stołka i idę do miejsca, gdzie wchodziliśmy. Rozglądam się za jakimiś innym drzwiami, niż te frontowe. Mały korytarz znajduje się na lewo. Podążam nim docierając do samego końca, gdzie znajduje się otwarta przestrzeń i dwuskrzydłowe szklane drzwi oraz drewniane zwykłe drzwi. Za szklanymi jest siłownia. On ma siłownię. Pukam w drewniane drzwi i otwieram je. Łazienka. No jasne. Miałam nadzieję na jego biuro. Wzdycham poddana i wchodzę do środka, zapalając sobie wcześniej światło. Jak już tu jestem to skorzystam z toalety. Załatwiam swoją potrzebę i myję ręce w czarnym zlewie. Ściany wyłożone są czerwonymi kaflami, ziemia czarnymi. Pomieszczenie nie jest duże, właściwie to jest małe, biorąc pod uwagę to co do tej pory widziałam. Czarna toaleta, czarny blat z wbudowanym w niego zlewem i półką pod spodem, wypełnioną rolkami papieru toaletowego. Konkretny zapas. Wycieram dłonie w mały ręczniczek wiszący na haczyku wmontowanym w ścianę i wychodzę z łazienki. Gaszę za sobą światło i cicho domykam drzwi, wracając tym samym korytarzem.
- May, cholera.
Zayn, wykrzykuje podchodząc do mnie. Chwyta mnie za ramiona spoglądając w moje oczy.
- Gdzie byłaś ?
- W toalecie.
Przełykam ślinę, gdy mocniej zaciska swoje dłonie na moich ramionach.
- Zacząłem cię szukać, myślałem, że wyszłaś. Wpakujesz mnie do grobu.
Uśmiecha się półgębkiem, całując mnie we włosy.
- Zayn, zostawiłam torbę w sypialni.
Za rogu wychodzi Carmen.
Ona tu zostaje ?
- W porządku.
Nie tak się umawialiśmy, Zayn.
- Chodźmy do kuchni, dorobię kanapek.
Mężczyzna, układa dłoń u dołu moich pleców i lekko popycha. Nie opieram się, nie będę udawała obrażonej. Jestem zawiedziona, smutna, zraniona. Siadam na swoim stołku, a Carmen obok mnie. Naprawdę nie mogła dalej ? Tak szybko od współczucia jej, przeszłam do współczucia sobie.
- Jak podoba ci się w Nowym Jorku, May ?
Patrzę na nią, myśląc, że się przesłyszałam, ale ona naprawdę mówiła do mnie.
- Jest..em.. ładnie.
Nie widziałam jeszcze miasta i chyba nie chcę go już widzieć. Chcę wrócić do Londynu, do tego całego gówna. Spoglądam za siebie na wielką szklaną ścianę, za oknem jest już ciemno, a przynajmniej naprawdę się ściemniło.
- Wydajesz się naprawdę miła.
Mówi mi. Dławię się śliną i kaszlę w dłoń.
- Dziękuję.
Odpowiadam cicho i spuszczam wzrok na blat. Nigdy nie czułam się bardziej niezręcznie. Zayn dokłada kanapki i sprząta po sobie. Siada obok Carmen. Czemu właśnie wybrał ją ?
- Z-zayn ?
Pytam cicho i patrzę na niego. Czuję łzy przepływające pod moimi powiekami. Mrugam kilka razy, odpędzając je.
- Pokażesz mi mój pokój ? Jestem trochę zmęczona.
Mówię jeszcze ciszej. Chcę uciec stąd, od niej, od niego.
- Chodź.
Wstaje, czekając na mnie i idzie dalej w głąb mieszkania, skręcając lekko, tak jak robi to szklana ściana. To mieszkanie to jeden ogromy kwadrat, dzielący się na pomieszczenia. Dochodzimy do małego holu z drzwiami z drewna, dwuskrzydłowymi. Jedne na wprost, jedne kawałek dalej po boku.
- Tu jest biuro, a tu pokój gościnny.
Podchodzę do tych drzwi dalej i wchodzę do środka. Co dziwniejsze moja torba już tu jest.
Siadam na łóżku, gdy zostaje sama. Wpatruję się w ścianę przede mną. Z moich oczu ulatuje kilka łez. Płaczę, bo czuję się beznadziejnie. Wzdycham głośno, a zaraz po tym wydziera się z moich ust szloch. Wycieram rękawem bluzki nos i podchodzę do torby ściągając z niej swoją kurtkę. Ściągnęłam ją w samolocie, a później jej nie zakładałam. Zostawiłam ją chyba w samochodzie Scoota, a teraz jest tu. Wyjmuję sobie koszulkę i czyste majtki. Otwieram drzwi znajdujące się w pokoju, mając nadzieję, że to łazienka i tak jest. Taka sama jak tamta, tyle że ta ma prysznic. Korzystam z niego i ubieram ciuchy do spania. Jutro kupię sobie szczoteczkę do zębów.
Wracam do pokoju i wchodzę pod kołdrę. Łóżko jest tak miękkie, przyjemne. Wsłuchuję się w ciche kroki i śmiechy za drzwiami. Później wszystko się wycisza i długo nie słychać nic, do momentu otwarcia moich drzwi. Zamykają się. Łóżko się ugina, a kiedy odwracam się napotykam Zayna, przypatrującego się mi..
- Czemu płakałaś, Myr. ?
Zsuwa się, przekręcając na bok i podpiera się na łokciu.
- Nie płakałam.
- Masz czerwone oczy. Wiem, kiedy mówisz mi prawdę.
Dotyka dłonią moich włosów i przejeżdża nią po nich raz.
- Co się stało ?
- Czemu tutaj przyszedłeś ?
- Zamierzam tu spać, z tobą, May. Jesteś zezłoszczona, o Carmen ?
- Okłamałeś mnie. Miałam nie być jedną z tych kobiet, które traktowałeś źle.
- Nie jesteś, dlaczego tak pomyślałaś ? May, co ty tam sobie powyobrażałaś w tej ślicznej główce ? Powiedziałem Carmen o nas. Rozstaliśmy się, ale jesteśmy w przyjaźni. Ona wraca do Brada, tak będzie dla nas lepiej. Powiedziałem ci, że jesteś już tylko ty. Ufaj mi trochę bardziej.
- Co robiliście w twoim gabinecie ?
- Nic, czym musisz się martwić.
Całuje mnie w usta.
- Od wczoraj całuję tylko te usta, żadne inne.
Całuje mnie ponownie.
- Ufamy sobie ?
Pyta. Kiwam głową.
- Cieszę się, zazdrośnico.
Uśmiecha się i podnosi z łóżka.
- Zaraz wracam. Pilnuj mojej połówki.
Śmieje się i idzie do łazienki. Mój humor nie zmienia się. Wierzę mu, cóż próbuję wierzyć. Muszę mu ufać we wszystkim, on mi ufa. Obiecał, że mnie nie zrani, to znaczy, że poza mną nie będzie innej kobiety.

***
- Śpij dobrze, moja May.
-Dobranoc Zayn.
Owija mnie ciaśniej ramieniem, przyciskając do swojej piersi.
- May. Jesteś moja. Możesz być moja ?
- Nie.
Odsuwa mnie, więc niechętnie otwieram oczy i patrzę w jego.
- Dlaczego ?
- Bo źle pytasz.
- Mam się bawić w nastolatka ?
- Tak. Trochę.
- Dla mnie i tak jesteś już moja. Od samego początku. Niech nie dotyka cię żaden facet. Dobranoc.
Znowu przyciska mnie do siebie i całuje w skroń.

Czy to znaczy, że jest mój ?

***
Gdy się budzę nie ma przy mnie Zayna, za to dobrze słychać śmiech Carmen gdzieś w mieszkaniu.
Ubieram szybko spodnie porzucone przy torbie i wciągam pod podkoszulkę stanik, walcząc z założeniem ramiączek. Wychodzę z pokoju i idę do kuchni. Nie zastaję nikogo, więc przechodzę do salonu. Jestem zaskoczona, cóż cholera w ogóle nie spodziewałam się widoku, który zastałam. Gryzę nerwowo wargę obserwując Zayna i Carmen w namiętnym uścisku. Nie chcę by inne kobiety tak się do niego kleiły. Cicho wycofuję się z pomieszczenia i wracam do kuchni siadając przy wyspie. Mój dzień zaczął się źle, ale teraz jest jeszcze gorzej...
_________________________________________________________________________________________________



Planowałam ten rozdział naprawdę długi, ale czytałam wasze komentarze i po prostu uznałam, że powinnam wstawić coś szybciej. A kolejny rozdział zacznę pisać jutro i na weekend będzie gotowy długi.
Przepraszam, że nie odpisałam na wasze komentarze. Jutro to zrobię.
Dobranoc i miłego jutrzejszego dnia.
xxxx

/Loveyoursmile

niedziela, 7 grudnia 2014

Rozdział 45

Otwieram oczy i mrugam powiekami kilka razy próbując nabrać ostrości. Wciąż lecimy i nie jestem wstanie stwierdzić która jest godzina. Za oknem powinno być ciemno, ale nie jest. Spoglądam w górę na Zayna, jego oczy są zamknięte, a głowa przechylona lekko w prawo, spoczywa na poduszce. Ściągam delikatnie jego ramię, którym obejmował mnie ciasno i układam jego rękę na jego odzianym w koszulę torsie. Sprawdzam godzinę na zegarku jego lewej ręki. Pierwsza w nocy. Marszczę brwi, przykrywając go kocem. To możliwe, by było tak jasno ? Opieram się łokciem o podłokietnik i spoglądam w okno. Nie widać za wiele. Pod nami postrzępione, puszyste chmury, a nad nami... nad  niebo, czyste niebo. Daleko widać okrągłe słońce. Małe, mocno świecące ponad chmurami, barwiące przestrzeń w około kolorami. Takimi jakie możemy dostrzec przy zachodzie słońca. Błękitny, pomarańczowy, różowy, czerwony.... Znajdujemy się na linii tych kolorów. Jest idealnie. Nad chmurami, nad całym światem, pod wszechświatem, na linii słońca i kolorów.
- Cofamy się w czasie, Myr.
Podskakuję na głos Zayna, blisko mojego ucha. Jest tuż przy mnie, zerkając przez moje ramię.
- Strefa czasowa, kiedy wylądujemy w Nowym Jorku będziemy pięć godzin do tyłu.
Uśmiecham się do niego szczerze. Podróżujemy w czasie.
- Uśmiechaj się częściej.
Całuje moje czoło i cofa się na swoje miejsce. Nie przestając na mnie patrzeć. Zawstydza mnie, ale nie uciekam wzrokiem.
- May, w Nowym Jorku będziesz nie pełnoletnia.
Uśmiecha się półgębkiem.
- Czyli... możesz pójść do więzienia za to..., że ty ze mną.. emmm...
- Za to, że uprawiamy seks ?
Teraz już spuszczam wzrok, jak on może mówić o tym tak łatwo, nie krępując się.
- Nie wstydź się, seks to rzecz normalna. Nie pójdę za to do więzienia. Tak naprawdę półpełnoletność uzyskuje się w wieku 18 lat. Możesz wtedy decydować za siebie, legalnie pracować, uprawiać ze mną seks, nie możesz tylko kupować i pić alkoholu. Gdy skończysz 21 lat, osiągniesz pełną pełnoletność i będziesz mogła pić.
Kiwam głową na znak, że rozumiem.
- Gdzie będę mieszkać ?
- Ze mną. Poszukamy ci jakiegoś mieszkania. Obiecuję, że wszystko się wkrótce ułoży.

Będzie dobrze, May....

***
„Pani i panowie, mówi wasz kapitan. Znajdujemy się teraz na lotnisku LaGuardia w Nowym Jorku. Temperatura na zewnątrz wynosi -10 stopni Fahrenheita, a obecna godzina to 15:10. W imieniu British Airways chciałem podziękować za wybranie naszych linii lotniczych i zapewnić, że była to olbrzymia przyjemność móc dowieść państwo bezpiecznie do celu."

Drzwi samolotu zostają zwolnione i wszyscy zaczynają opuszczać pokład. Zayn, ciągnie mnie za sobą, prowadząc powoli po schodkach w dół. Idziemy za tłumem na salę, a później skręcamy w korytarz gdzie nie ma nikogo i wychodzimy na zewnątrz. Na ruchliwy parking.
- Witaj w Nowym Jorku, Myr.
Podjeżdża do nas czarne audi SUV z przyciemnianymi szybami. Wysoki, umięśniony mężczyzna wyskakuje z niego, podbiegając do nas i otwiera tylne drzwi.
- Dzień dobry, Zayn.
- Witaj, Scoot.
Scoot? Słyszałam gdzieś to imię. Naprawdę.. słyszałam.
- To jest, May.
Mężczyzna nie odzywa się do mnie, ale kiwa głową. Jest łysy i przerażający. Zayn, nakazuje mi wsiąść do samochodu, co robię, a on za mną. Ruszamy, wyjeżdżając na ulicę, od razu wpadamy w wir setki samochodów.
- Zayn ?
Szepcze dotykając jego ręki, by ściągnąć na siebie jego uwagę.
- Zapomnieliśmy bagażu.
Mówię przerażona. Śmieje się dźwięcznie, spoglądając z rozbawieniem w oczach na mnie.
- Nie zapomnieliśmy. Nasz bagaż zostanie nam dostarczony później.
Skąd mogłam wiedzieć. Nie codziennie leci się do Nowego Jorku i nie codziennie twój bagaż jedzie osobnym samochodem. Jakby był taki duży.

***
Mija nie wiele czasu, jak zajeżdżamy pod wysokościowiec tak wielki, że nie mogę dojrzeć jego końca. Zayn prosi Scoota, by przyszedł do niego za chwilę i prowadzi mnie do dwu skrzydłowych drzwi. Lobby w środku jest małe, ale za to pływa w marmurze i luksusie.
- Dzień dobry, panie Malik.
Za lady wychodzi starszy mężczyzna, uśmiechając się promiennie.
- Dzień dobry, Clark. To jest, May. Ma pełne prawo dostępu do mojego apartamentu. Będzie tu mieszkać przez najbliższy czas.
- Tak, sir. Całą korespondencję dostarczyłem panu Scoot'owi, jak sobie pan życzył.
- Dziękuję. Spodziewam się jego za chwilę.
Zayn pociągnął mnie do windy i wpisał jakiś kod. Maszyna ruszyła, a na panelu zaczęły wyświetlać się cyfry. 1.2.3.4...7...10..25..31..46...58...64..67.
- To nie jest ostatnie piętro, ale i tak nie polecam schodów.
- Ile jest tu pięter ?
- 72.
Jasne, pewnie dlatego nie widziałam końca budynku.
Winda rozsuwa się, a przed nami ukazuje się malutka przestrzeń z drewnianymi drzwiami. Mężczyzna odklucza je i pozwala mi wejść pierwszej.
- Wiataj w twoim nowym tymczasowym domu.
Uśmiecham się na widok ogromnej przestrzeni. Ten apartament całkowicie różni się od tego w Londynie i mam wrażenie, że to tutaj tkwi prawdziwy Zayn. Nowy, prawdziwy Zayn. Ten, którego jeszcze nie do końca znam. Którego poznam. Kolorystyka w żadnym wypadku nie jest chłodna, jak to kojarzy się z milionerami. Czarny i biały. Tutaj jest przyjaźnie, miło. Ciepłe kremowe kolory na wszystkich ścianach i jasny ogromy narożnik, też w odcieniach kremowych. Nie wielka drewniana w ciemnych kolorach komoda i ława. Naprawdę jest tu przytulnie. Mimo wielkiej ilość nie zajętych metrów kwadratowych jest tu cudownie. Podłoga pokryta jest wielkimi białymi kaflami, a na ścianie wisi jedno jedyne zdjęcie w ramce i dam sobie rękę uciąć, że to jego rodzina.
- May ?
Odwracam się, zauważając Scoota przy Zaynie.
- Muszę coś załatwić. Będę w biurze, znajdziesz je, gdybyś czegoś potrzebowała, jestem pewny. Pozwiedzaj mieszkanie. Podobno kobiety lubią bawić się w odkrywców.
Śmieje się. Co proszę ? Znika mi z oczu, oboje znikają mi z oczu. Marszczę czoło w konsternacji, przysięgam, że gdzieś to imię słyszałam. Podchodzę do przeszklonej ściany budynku, wpatrując się w miasto pode mną. Jesteśmy naprawdę wysoko. I widzę stąd wszystko. Nie wiem tylko jak to "wszystko" się nazywa. Scoot. Scoot. Scoot. "Śmierć albo życie". Wstrzymuję powietrze, kiedy tamte słowa odświeżają się w mojej pamięci. Zayn rozmawiał z nim przez telefon. Kim jest ten facet do cholery ? Opieram się czołem o szybę. Słońce zaczyna chylić się po woli ku zachodowi. Zamykam oczy i wypuszczam wszystko powietrze z płuc. Zatracam się w ciszy. W pomieszczeniu jest przyjemnie ciepło, nigdy tak nie było u mnie w mieszkaniu.
- Dlaczego nie oglądasz apartamentu ?
Podskakuję wystraszona. Umięśnione ramiona owijają się wokół mojego ciała i odciągają delikatnie od szyby. Wzruszam ramionami i podnoszę powieki.
- Malutka May, trzeba cię za rączkę oprowadzać.
Chichocze z tyłu za mną, biorąc mnie za rękę.
- Jesteś głodna ?
- Nie.
- W takim razie coś zjemy. Doskonale wiem, kiedy kłamiesz, Myr.
Prowadzi mnie przez mieszkanie, wzdłuż szklanej ściany do kuchni otwartej na jadalnie, a może to jedno pomieszczenie ? Jest tak ogromne, że nie wiem. Ziemię pokrywają wielkie białe kafle, te same co w salonie i chyba całym mieszkaniu. Fronty szafek i wszystkich kuchennych mebli są w odcieniu kości słoniowej, a blat czarny. Do tego wyspa kuchenna tak samo skonstruowana. Niewielki odstęp i przed wyspą wielki stół z ciemnego drewna, wszystkie krzesła są starannie dostawione. Och i jeszcze przed stołem jest oszklona ściana, wzdłuż której podążaliśmy. Założę się, że wszystkie zewnętrzne ściany budynku są ze szkła. Podoba mi się.
- Na co masz ochotę ?
Wzruszam ramionami.
- May, czy mam znowu znaleźć twój język ? Proszę rozmawiaj ze mną.
- Przepraszam. Zjem kanapkę z serem.
- Kanapkę z serem ? To jest dobre ?
Patrzę na niego, nie wiedząc, czy powinnam płakać, czy śmiać się.
- Nie jadasz kanapek z serem ?
- Jadam tylko pełno wartościowe posiłki. Jeżeli dodam do tego warzywa i jakieś mięso zjesz ?
Potakuję.
- W porządku.
Odwraca się do mnie plecami i wyciąga coś z zabudowanej lodówki. To musi być lodówka, bo jest tam jedzenie.
- Zayn ?
- Tak ?
- Kim jest Scoot ?
- Mój współpracownik. Jest ze mną od samego początku. Prowadzimy razem, niektóre interesy. Właściwie to jest trochę, jak mój ochroniarz.
Jest przerażający. I straszny. I przerażający.
- Proszę.
Stawia przede mną na talerzu pierwsze kanapki i wraca do robienia następnych. Co ja mówię to nie są kanapki, to nie jest chleb. To jest chyba bagietka z ziarnami.
- Lubisz gotować ?
- Nienawidzę, jak większość facetów. Co nie znaczy, że nie umiem. Prawda jest taka, że każdy mężczyzna umie gotować, kiedy nie ma co zjeść.
- Więc dla czego dla mnie gotujesz ?
- Bo jesteś tego warta.
Robię się czerwona, wiem, że tak jest, czuję jak moje policzki płoną i cała twarz.
- Pokarzę ci jutro miasto i gdzie pracuję, gdybyś mnie potrzebowała. Nie będę mógł z tobą spędzać całych dni.
- W porządku.
- Teraz jedz i oprowadzę cię za rączkę, malutka May, po mieszkaniu.
Ponownie chichocze przy wypowiadaniu tych słów, jakby sprawiały mu, aż tak wielką radość.
- Zayn ?
Oboje obracamy się w lewo, gdzie w progu stoi Carmen.
- Miałaś być jutro, stało się coś ?
Jestem pod ostrzałem, jej chłodnego spojrzenia. Nie mogła się mnie tu spodziewać.
- Kochanie, możemy porozmawiać ? Na osobności.
Uśmiecha się miło. Zayn kładzie dłoń u dołu jej pleców i wyprowadza ją z pomieszczenia, zostawiając mnie samą bez słowa.
Czemu moje serce znowu boli ? Może dlatego, że zaczęłam już uważać, iż Zayn przynależy do mnie.
_____________________________________________________________________________________________________________

 
Nie sprawdzałam rozdziału, ale mam nadzieję, że nie ma za dużo literówek.
Jak czas mi pozwoli za pisanie kolejnego rozdziału zabiorę się jutro.
Miłej noc kochane xxx
I dziękuję.  
 
/Loveyoursmile

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Rozdział 44

Zayn od rana chodził poddenerwowany. Cały czas odbierał telefony, po których jego złość wydawała się co raz bardziej wzrastać. Nie odzywałam się ani słowem, nie chciałam stać się ofiarą napaści słownej. Wolałam cicho siedzieć na kanapie w salonie i obserwować jak pakuje się do sporych rozmiarów walizki. Znosił rzeczy z całego apartamentu, spoglądając co jakiś czas w moim kierunku. Klnie pod nosem, rzucając koszule trzymane w dłoni na otwarty bagaż, kiedy jego telefon kolejny raz wydaje krótki dźwięk. Wyswobadza z kieszeni urządzenie i wychodzi z pomieszczenia warcząc do rozmówcy na powitanie. Podnoszę ubrania i powoli składam je w kostkę, układając na kupce pozostałych zajmujących już swoje miejsce. Mężczyzna wraca do pokoju dziennego, kiedy akurat zabieram ręce. Opadam cicho na miejsce, nie wiedząc czy nie zacznie krzyczeć. To jego rzeczy, a ja je dotykam. Podchodzi wolno i pochyla się nade mną, co dziwniejsze składa pocałunek na moim czole.
- Dziękuję.
Uśmiecha się lekko, ale złość cały czas niewyraźnie majaczy na jego twarzy, a [rzez głos przebija się napięcie.
- To były już ostatnie rzeczy.
Zapina walizkę i ściąga ją ze stołu kawowego na ziemię. Pukanie do drzwi roznosi się echem i tylko ja wydaję się być tym zaskoczona.
 Do środka za Zaynem wchodzi starszy facet, jednak nie może mieć więcej niż 45 lat.. na moje oko. Wymija Malika i wyciąga w moim kierunku dłoń, uśmiechając się szeroko.
- Mark Peters.
Ściska moją dłoń mocno, nim jeszcze zdążę ją porządnie unieść.
- May.
Piszczę cicho, zaskoczona. Wciąż przytrzymuje moją rękę. Jego dwie górne jedynki to srebrne zęby i to sprawia, że wygląda przerażająco.
- Wystarczy.
Zayn staje przy mnie.
- Przejdź my do rzeczy. Tu są klucze, wszystko jest już spakowane. Żywność, która została w lodówce proszę wyrzucić. Pieniądze za wynajem powinny być już na twoim koncie. Do godziny 16 opuścimy apartament.
Malik podaje mu klucze i kiwa głową do mężczyzny.
- To zaszczyt było pana gościć. Apartament będzie gotowy, kiedy zdecyduje się pan ponownie zawitać w Londynie.
- Moja sekretarka będzie z tobą w kontakcie.
Mężczyźni wymieniają się mocnym uściśnięciem dłoni, po czym Mark zwraca się w moją stronę z wyciągniętą ręką. Niepewnie ją chwytam i natychmiast puszczam, jednak on ma inne plany. Ściska moje palce mocno i powoli unosi moją dłoń do swoich ust.
- Obejdzie się bez.
Zayn zatrzymuje jego ruchy, zaciskając rękę na naszych. Prowadzi pana Petersa do drzwi i zamyka je za nim. Wraca do mnie i staje przede mną, górując swoim wzrostem. Patrzy na mnie uważnie, nawet nie mruga. Spuszczam głowę, najzwyczajniej w świecie zawstydzona jego przeszywającym spojrzeniem.
- Jesteś do końca spakowana ?
- Tak.
- W takim razie zapraszam panią na obiad i ostatnią przechadzkę po Londynie.
Wyciąga ku mnie dłoń, a ja bez chwili zawahania ją chwytam. Pociąga mnie lekko, ale stanowczo, przez co wstaję i obijam się o jego klatkę. Obejmuje mnie mocno w pasie i pochyla się.
- Jest pani dzisiaj nadzwyczaj wstydliwa. Piękne rumieńce, May.
Złącza nasze usta w lekkim pocałunku. Moje powieki automatycznie się zamykają i czuję to ciepło w brzuchu co podobno czują wszyscy.
Wszystko jest dobrze...

***
- Nie jesteś głodna ?
- Nie.
Odpowiadam cicho i spuszczam wzrok na chodnik, gdy wychodzimy z restauracji. Jak mogę być głodna, skoro przed chwilą zostałam zmuszona do zjedzenia całego kurczaka i wszystkiego co było z nim na talerzu.
- W takim razie teraz czas na ostatnią przechadzkę.
Wyciąga w moim kierunku zgięte ramię, waham się chwilę, ale wkładam pod nie swoje. Znikamy w tłumie, podążając przed siebie w takim samym tempie, jak wszyscy ci ludzie. Oddycham Londyńskim powietrzem i czuję się dobrze w tej chwili. Bo teraz jest dobrze, tak jak jest. Jestem tu gdzie się urodziłam, a moja przeszłość w tej chwili nie stoi mi na drodze. Jestem tu bez ogranicznika czasu. Nie wiem, która jest godzina, nie wiem ile czasu zostało. Ja się nie śpieszę. W tej chwili nie mam przed czym uciekać, nie mam też do czego biec. Jestem dzisiaj pod "opieką" Zayna i daje mu swoje pełne zaufanie. Dzisiaj pozwalam, by wywiózł mnie w nieznane. W tej krótkiej chwili nie boję się niczego i po prostu idę, oddychając. Jestem wolna. Od obowiązków, od wszystkiego. I nawet jeżeli ta chwila, zaraz, za kilka godzi przeminie, to nie przeszkadza mi to. Jestem tu i liczy się teraz.
- Dokąd idziemy ?
- Przejdziemy się Royal Parks.
- Ale to... osiem parków.
Ogromnych parków. Jestem zmęczona samą myślą o przejściu jednego.
- Zaliczymy tylko najbliższe. Nie miałem okazji się nimi przejść przez ten miesiąc. Chcę cię gdzieś zabrać, ale musisz mi dać słowo, że nie odmówisz.
- Czego ?
- Nie mogę powiedzieć. Zaryzykuj May.
- Dobrze.
Uśmiecha się szeroko i całuje mnie w głowę.
- Nauczyłaś się używać języka, naprawdę się cieszę.
Wymijamy grupkę zwiedzających i przekraczamy granicę pierwszego parku.
- Mieszkasz tu od urodzenia. Chcesz podzielić się jakąś informacją o stolicy.
Kręcę głową.
- Słowa, Myr.
- Jeżeli staniesz dokładnie w tamtym miejscu, przodem do północy, zobaczysz ukrytego między budynkami Big Bena.
Wskazałam miejsce i sama ruszyłam w jego kierunku. Obróciłam się w kierunku północy i wypatrzyłam zegar. Mężczyzna dołączył do mnie, naśladując mnie.
- Jeżeli wejdziesz na tamten most nad jeziorem, zobaczysz wschodnią stronę pałacu Buckingham i odznaczający się nad wszystkim London Eye.
- Więc prowadź.
Idę przed siebie, ciesząc się sama nie wiem z czego. Jestem szczęśliwa. Wchodzimy na drewniany most, zatrzymuję się na samym jego środku, przywierając do barierki. Ignoruję zwiedzających.
- Jest pięknie.
Mówi mi, a jego umięśnione ramie, przyciąga mnie do siebie. Całuje moją skroń i przeczesuje moje włosy jedna ręką, drugą zaciskając na barierce. Patrzę chwilę na jego profil, ale przenoszę wzrok tam gdzie on, przed nas. Słońce zachodzi i to wszystko wydaje się być jeszcze piękniejsze. Dlatego właśnie St. James's Park jest moim ulubionym. Widzę z niego wszystko to co dla mnie ważne. Mogąc to obserwować, wiem po prostu, że żyję.
- Tam jest jedna z dwóch wysp. West Island.
Wskazuję gestem dłoni.
- Tam są wiewiórki, które możesz karmić z ręki, są oswojone.
Wskazuje na prawo.
- A tam jest budka z hot-dogami, ale nie są dobre.
Wskazuję obok nas. Spoglądam na Zayna i zalewam się czerwienią, kiedy zdaje sobie sprawę, że od dłuższej chwili mi się przygląda.
- Lubię cię taką, May. Szczęśliwą.
Uśmiecha się.
- Dlaczego wcześniej nazwałeś mnie Myr, ?
- Nie można skrócić twojego imienia, ale można nazwisko.
- Będziesz tak do mnie mówił ?
- Czasami Myr.

***
- Dlaczego mnie tu zabrałeś ?
Wzrusza ramionami, wyglądając przy tym tak młodo i beztrosko.
- Dałaś słowo, że niczego nie odmówisz, a więc proszę.
Wskazuje na drzwi luksusowego domu towarowego Harvey Nichols, gdzie prawdopodobnie płacić trzeba sztabkami złota.
- Wybierz sobie co tylko chcesz.
- N-nie.. wracajmy, proszę.
- Dałaś słowo, przykro mi.
Ciągnie mnie za sobą.
- Albo sobie coś wybierzesz, albo ja ci coś wybiorę.
- Dlaczego tak bardzo chcesz mi coś kupić ?
- Kiedyś ci powiem, May. Obiecuję. Więc ?
- Nie mogę.
- W takim razie idziemy, ja coś dla ciebie znajdę.
Wpycha nas w dział z odzieżą damską. Wybiera dla mnie nowe jeansy, dwie spódnice ołówkowe i białe koszule. Nie pozwala mi się oddalić, nie pozwala mi też odezwać się. Idziemy do kas, gdzie kasjerka wydaje się wiedzieć kim jest Zayn. Jest to dziwne, jak wszyscy padają mu do nóg, tylko dlatego, że jest wysoko postawiony.
- To jeszcze nie wszystko. Proszę o parę jakiś szpilek, niech pani wybierze. Mają być wygodne i praktyczne, a do tego parę takich butów, jakie ma moja towarzyszka.
Wskazuje na moje zniszczone trampki i uśmiecha się do mnie.
- Jaki rozmiar ?
- 5.5.
Mówię cicho. Źle się z tym wszystkim czuję.

***
- Boisz się ?
Kręcę głową, spoglądając w szybę. Dookoła jest już ciemno i zaczęło padać.
- Nigdy nie leciałam samolotem, jestem ciekawa jak to jest.
W oddali widzę już lotnisko Heathrow, doskonale oświetlone. Jest godzina 19:00, a do naszego wylotu została godzina. Nie boję się lotu, jestem podekscytowana, a moje wcześniejsze zdenerwowanie na Zayna za ciuchy minęło. Parkuje pod samym wejściem i gasi samochód. Wysiada, więc idę w jego ślady. Mody chłopak podbiega do Malika i odbiera kluczyki, mówiąc, że wszystkim się zajmie. Nie rozumiem nic z tego.
- Możemy iść na odprawę.
Zayn bierze mnie za rękę i prowadzi za sobą. Czekamy chwilę, aż ogłoszą nasz lot i mijamy kolejki, naprawdę nie wiem dlaczego, idąc przez bramki. Ludzie wydają się być tym oburzeni, ale Zayn na nich nie zwraca uwagi.
- Musisz przejść przez bramki. Jeżeli zapali się zielone to dobrze. Jeżeli czerwone przeszukają cię.
Patrzę na to wszystko ze strachem w oczach.
- Nie masz torebki, masz jakąś biżuterię ?
Kręcę głową.
- Nie bój się, jestem tu.
Pcha mnie lekko na przód. Przechodzę pierwsza, obserwowana przez ochroniarzy, a później Zayn. Oboje mamy zielone. Mężczyzna odbiera z pojemnika swój zegarek i spinki od mankietów oraz nasze dokumenty, po czym kieruje nas dalej. Przechodzimy przez cały precedens i kierujemy się do samolotu. Klasa biznes, jakżeby inaczej. Nie wiele, jakieś dwadzieścia minut później samolot startuje i jedyne co mogę robić, to patrzeć na znikający pod nami Londyn.

***
- Śpij Myr. Przed nami jeszcze 6 godzin.
Kiwam głową, światła wszędzie są przygaszone i wokół panuje grobowa cisza. Słychać jedynie pracujące silniki. Opieram się o okno i zamykam oczy.
- Nie męcz się.
Gani mnie. Ciągnie mnie do siebie, obejmując ciasno ramieniem i przykrywając kocem. Odchyla lekko nasze fotele i układa pod głową poduszkę, którą dostaliśmy na samym początku lotu.
- Teraz śpij.
I tak robię. Zasypiam z nadzieją, że kiedy się obudzę, będę już w Nowym Jorku.
____________________________________________________________________________________________________________


 
Nudny, tak wiem... ale to już ostatnie spokojne chwilę.
Nie mogłam wstawić dzisiaj wcześniej rozdziału, wróciłam do domu przed dwoma godzinami i od razu zabrałam się za pisanie.
Naprawdę mi przykro, że tyle czekacie.
Była wena i musiał być zastój.
 Ostatnio pomyślałam, że muszę wymyślić nowe słowo,
bo "dziękuję" to za mało, bym mogła wam podziękować.
 
Dobranoc xxx
 
/Loveyoursmile