- Ma...
Zayn zacina się i słyszę jak wzdycha.
- Dobranoc, May.
Nie zamyka drzwi, ale odchodzi. Nie odzywam się za nim, po prostu zasypiam.
***
- Więc wiesz gdzie znajdziemy twojego ojca ?
Kręcę głową, przełykając ślinę. Przenoszę wzrok na boczną szybę samochodu i obserwuję mijane budynki.
- Bar jakiś ?
- Nie wiem.
Mówię mu słabo, łamana przez strach. Nie chcę się z tym mierzyć, z niczym.
- Przedwczoraj, kiedy cię spotkał, czuć było od niego alkohol...
- Gdzieby pan szukał pijanych łajdaków ? Tam jest.
Wypowiadam gniewnie słowa, za późno powstrzymując swoje zdenerwowanie. Mężczyzna patrzy na mnie uważnie kilka chwil i z powrotem wraca wzrokiem na drogę.
- Przepraszam.
Tym razem szepcze. Nabieram głęboki oddech i bawię się palcami.
- Dlaczego zwracasz się do mnie pan ? Mam na imię Zayn.
- Wiem..
Doskonale wiem, Zayn.
- Będę przy tobie, nikt nie zrobi ci krzywdy.
Powiedz to mojej psychice, to ona nie daje mi spokoju.
- Problem się rozwiązał. To on ?
Wskazuje palcem na pobocze, podążam wzrokiem w tamtym kierunku.
- Nie.
- May.
- Tak.
Włącza kierunek i wjeżdża na chodnik, parkując podobnie jak reszta samochodów. Nie mogę oderwać wzroku od Albertha i faceta, z którym się kłóci. Nie chcę na niego patrzeć, ale nie mogę odwrócić głowy. Czuję, że drży mi dolna warga i gardło mam boleśni ściśnięte.
- May, będę cały czas obok. Nikt cię nie skrzywdzi. Pokonaj strach.
Ręce mi się trzęsą, kiedy dobrowolnie wysiadam z samochodu. Nawet jeżeli wiem, że nic mi nie grozi, nie mogę odejść od stanu w jakim jestem. Po prostu nie mogę. Mam świadomość wszystkiego. Czas upłynął, wszystko się zmieniło, nie jestem już bezbronnym dzieckiem. Jestem dorosła, jestem tu z mężczyzną, który mnie obroni. Mój ojciec nie podniesie na mnie ręki i nigdzie nie zabierze mnie. Mam tego świadomość. Mój gwałciciel jest w więzieniu i ma dożywotni zakaz zbliżania się do mnie. Jestem tego świadoma, ale mimo to strach nadal trzyma mnie w stalowym uścisku i nawet ja tego nie rozumiem. Nie rozumiem swojego stanu, w którym znajduję się, kiedy tylko o tym wszystkim pomyślę. Idę drżącym krokiem przed siebie, czując jak kolana z każdą chwilą uginają się mi co raz bardziej. Moje serce kołacze i oblewają mnie zimne poty.
- Alberth.
Wypowiadam głośno, drżącym głosem. Nie nazwę go wprost ojcem, wolę myśleć, że nigdy go nie miałam albo nazywać go tak tylko w myślach. Nie zasługuje na to, bym mówiła do niego tato. Nienawidzę tego słowa. Mężczyźni zaprzestają wymiany ostrych słów i spoglądają na mnie. Mogę wyobrażać sobie, jak źle wyglądam. Szeroko otwarte oczy, blada twarz, zaszklono oczy, drżąca warga, łamiący się głos, zgarbiona postawa, trzęsące się dłonie, pot spływający po karku. Strasznie. Alberth odchodzi od mężczyzny, kompletnie tracąc nim za interesowanie i zmierza w moim kierunku. Staje tuż przede mną i wyciąga przed siebie rękę.
- Nie..
Cofam się szybko, jakbym uciekała przed językami ognia. Wpadam na pewnie stojącą osobę za sobą. Oplata mnie ramieniem, pomagając odzyskać równowagę. Wzdrygam się na dotyk, ale nie uciekam, wiem, że on mnie nie skrzywdzi.
- Cieszę się, że do mnie wróciłaś, dziecko.
- Nie wróciłam.
Zayn puszcza mnie, nadal stojąc za mną.
- Więc czemu tu jesteś ?
Unosi brew do góry, uśmiechając się obleśnie. Liczne bruzdy i zmarszczki szpecą jego twarz.
- Chciałam ci powiedzieć, że nienawidzę cię za wszystko co mi zrobiłeś.
- Co takiego ci zrobiłem ? Nauczyłem cię żyć i być twardą. Zginęłabyś beze mnie. Powinnaś być mi wdzięczna.
Łapczywie nabieram kolejne oddechy, czując bark powietrza w moich płucach. Nie mogę oddychać.
- Jesteś niewdzięczna, May.
- Przez ciebie moje życie było i nadal jest koszmarem.
Zaczesuje swoje przetłuszczone, do ramion włosy za ucho i wykrzywia twarz w uśmiechu.
- Bo ? Bo cię biłem ? Mój ojciec robił ze mną to samo, zobacz nie jestem teraz żałosnym pijakiem, jak ci wszyscy, umiem postawić na swoim i umiem nie pokazywać słabości.
- Jak widać zbyt ulgowo traktowałem ciebie, zobacz jak słabo wyglądasz. Uliczna pokraka.
Po moich policzkach spływają łzy, a ja pękam.
- To wszystko prze ciebie! To ty mnie do tego doprowadziłeś! Biłeś mnie każdego wieczoru, poniżałeś! Gdybyś dał mi odrobinę miłości.. Pozwalałeś, by twoi koledzy mnie dotykali za twoimi plecami i nie wierzyłeś, kiedy ci o tym mówiłam. To twój pieprzony przyjaciel mnie zgwałcił na tamtej ulicy. Mówiłam ci o tym, błagałam cię byś coś zrobił, a ty śmiałeś się mi w twarz! Ukarałeś mnie za kłamstwo, kiedy to była najczystsza prawda! Wiesz gdzie go znajdziesz? Jest w więzieniu, możesz go odwiedzić! Zniszczyłeś mnie i Clare! Oboje mnie zniszczyliście, ale ona przynajmniej miała odwagę mnie bronić, przed tobą!
Trzęsę się cała i ledwo widzę to co jest przede mną. Wyrzucam z siebie wszystko, wcale nie czując się lepiej. Widzę jak złość przecina jego twarz i unosi rękę, zamachując się na mnie. Zamykam oczy, na mając szans na zasłonienie się. Czekam na zadany przez niego ból, ale nie przychodzi. Szlocham cicho i podnoszę powieki. Zayn gniewnie trzyma dłoń mężczyzny w powietrzu, a ten krzywi się w bólu. Oddycham ciężko, czując zawroty głowy. Mięśnie mi tężeją i zalewa mnie ból, kiedy próbuję wykonać jakiś ruch. Nie mogę się ruszać.
- Nigdy więcej nie podniesiesz ręki na własne dziecko, zapamiętaj. To ostatni raz, kiedy je widzisz. Obiecuję.
Zayn syczy jadowicie do Albertha i odrzuca jego dłoń. Brązowe tęczówki przeszywają mnie, a moje serce nie bije już szybko. Teraz wykonuje wolne uderzenia, jakby miało się za trzymać, kłując przy każdym jednym.
- W porządku, May ?
Kręcę powoli głową i obraz zaczyna się zaciemniać.
- Upadnę.
Szlocham i moje nogi przestają mnie utrzymywać, uginają się, a ja lecę za nimi. Nie widzę nic, ale czuję unoszące mnie ramiona, wiem, że to Zayn.
- Oddychaj.
Już po chwili siedzę na fotelu samochodu, a drzwi od mojej strony zamykają się. Czarna plama znika z przed moich oczu, ale moje mięśnie wciąż są jak sparaliżowane. Zayn wsiada za kierownicę i dotyka dłonią moje twarzy. Przesuwa palcami po policzku, bacznie się mi przypatrując.
- Głębokie wdechy.
Nakazuje i naprawdę staram się to robić, ale nie jestem w pełni sprawna. Raczej są to postrzępione oddechy i nawet nie mogę utrzymać tego powietrza w płucach.
- Nie pomogę ci już, May. Zabiorę cię do lekarza, musisz dostać jakieś leki.
- Nie..
Zaprzeczam, zaczynając znowu płakać. Ociera moje, łzy.
- Musisz. Uciekniesz stąd, ale nie uciekniesz od strachu. Zrozum May, dasz radę żyć z tym teraz, ale jeżeli nikt ci nie pomoże, będziesz miała lęki cały czas. Nie zapomnisz. Bo właśnie na to liczysz, prawda? Że zapomnisz i zaczniesz od nowa. Że ten koszmar pewnego dnia się skończy i znajdziesz szczęście u boku jakiejś osoby. Nie będzie tak, May. Będziesz cały czas żyć w strachu. Że powróci. Może ze szczęściem stworzysz, jakąś rodzinę. Ale jaka to będzie rodzina zbudowana na strachu i smutku? Problem tkwi w tym co zagnieździło się w twojej psychice. Zapiszę cię do lekarza w Nowym Jorku, pomogę ci przez to przejść, ale ty też musisz tego chcieć. Pomoże ci, zobaczysz to zniknie. Daję słowo.
Ociera kolejne łzy z moich policzków i przesuwa palcami po moich włosach.
- Ufasz mi i wiesz, że nie zrobię niczego co złe dla ciebie.
Całuje delikatnie moje usta, a ja przybliżam się do niego bardziej. Właśnie to niesie zapomnienie. On mi je niesie. I mogę zapomnieć. Wiem, że mogę. Ale pójdę do lekarze, bo Zayn chce dla mnie dobrze. A ja ufam mu i wiem, że nie skarze mnie na powtórny koszmar. Pomoże mi. I to wszystko sprawi, że będę szczęśliwa. To będzie klucz do mojego małego szczęścia.
***
- May, mogę na chwilę ?
Kiwam głową i chowam nagie nogi pod kołdrę, podobnie jak pupę zakrytą jedynie majtkami. Odgarniam mokre włosy z twarzy i obserwuję jak powoli przysiada na łóżku. Od przyjazdu z powrotem do jego mieszkania nie rozmawialiśmy w ogóle. Ja zamknęłam się tutaj i po prostu siedziałam, a on pracowała. Jedyne gdzie wyszłam to do łazienki, umyłam się szybko i włosy, a później znowu tu wróciłam.
- Mogę twój paszport ?
Marszczę czoło, ale wstaję i wyjmuję z torby dokument. Oblewam się rumieńcem, kiedy przypominam sobie, że paraduję w samych majtkach i podkoszulce, a on bez skrupułów ma mnie patrzy. Podaję mu małą książeczkę i siadam skrępowana obok. Ogląda dokładnie jedną ze stron z moimi danymi i oddaje mi dokument.
- Upewniałem się, że jest ważny.
Uśmiecha się do mnie i wyciąga z kieszeni złożoną kartkę.
- Twój bilet. Zabukowałem nam wczoraj dwa. Wylatujemy o 20:00, jutro.
- Dobrze.
Szepcze i wyciągam z jego dłonie papier, wkładając go do paszportu. Odnoszę dokument z powrotem do torby, kucając przy niej. Zapinam dokładnie suwak małej kieszonki i wstaję na równe nogi, obracając się do Zayna. Stoi tuż przede mną, a nasze klatki stykają się.
- Dobrze się czujesz ?
Kiwam głową, a jego twarz rozświetla szeroki uśmiech. W kącikach oczu pojawiają się delikatne zmarszczki, które wyglądają u niego pięknie.
- Wiedziałem, że tak odpowiesz. Miałaś mówić. Teraz musimy jeszcze raz poszukać twojego języka.
Zbliża się blisko i mnie całuje. Leniwie i namiętnie. Jedna z jego dłoni opada nisko na moje plecy, tuż nad pupą i przyciska mnie do siebie, podciągając lekko koszulkę. Poddaję się temu, poddaję się jemu. Jego język powoli odnajduje mój i porusza się wolno. Przesuwa dłoń wyżej, podnoszą też moją koszulkę. Opieram dłonie płasko na jego klatce, wzdychając cicho, gdy przenosi swoje pocałunki na krótką chwilę, na szyję. Jego zarost kłuje, ale jest to przyjemne kłucie, takie które dostarcza falę przyjemności. Ponownie wraca do ust, zasysając moją wargę.
- Pozwolisz mi mieć cię jeszcze raz ?
- J-ja..ja.
- Po prostu spróbuj. Wystarczy, że powiesz, przestanę.
Kiwam głową na zgodę. To są moje kroki do normalności. Chcę pragnąć, pożądać, czuć przyjemność jak inni. Zimną dłoni układa na moim pośladku i zaciska ją mocno, ale nie boleśnie, przyjemnie. Wolno prowadzi nas do łóżka i po prostu kładzie. Nie mówi żadnych zbereźnych rzeczy, po prostu wydaje się być sobą, przepełniony pożądaniem. Mogę źle to odczuwać, ale tak właśnie myślę. Usuwa moją podkoszulkę i bieliznę, nie przestając mnie całować. Jakby cały czas chciał odwrócić moją uwagę od wszystkiego co robi. Rozpina swoje spodnie od garnituru, a te powoli usuwają się do kolan, dołącza do nich czarne bokserki. Pomagam mu to skopać i odpinam guziki jego koszuli. Odsuwa się lekko i ze zdumieniem patrzy na mnie. Nie przestaję walczyć z jego koszulą, puki nie odpinam ostatniego guzika.
- Robisz postępy moja droga.
Uśmiecha się, a ja za nim. Czuję niepokój. Jasne, że czuję, ale jest on wystraczająco słaby, bym mogła go zignorować. Drobny pocałunek składa tuż nad moimi piersiami i uśmiecha się chłopięco.
- Mam sprawdzić czy jesteś gotowa ?
Patrzy na mnie z pod długich rzęs, a ja czuję jak czerwień zalewa moje policzki. Dlaczego mnie o to pyta ? Celowo chciał mnie zawstydzić ?
- Nie wstydź się.
Mruczy, a jego dłoń zbliża się do moich miejsc intymnych. Niepokój nasila się, ale hamuję się, nie dopuszczając do siebie strachu. Powoli przesuwa jednym palcem po całej intymności, nie spuszczając ze mnie wzroku. Przymykam oczy na chwilę, a kiedy je otwieram, jego świecą pięknie.
- Przekonamy się, czy dobrze smakujesz.
Mruga do mnie i wkłada swój palec do buzi. Jezu. Nie mogę być już bardziej czerwona.
- Smaczna.
Ponownie się uśmiecha, całując moje czoło.
- Nie ma się czego wstydzić, większość facetów chciałaby cię spróbować.
Opiera się na łokciach i czuję jego męskość napierającą na mnie.
- Powoli.
Szepcze do mojego ucha, opierając się szorstkim od zarostu policzkiem o mój. Wypełnia mnie powoli, nie przyprawiając o tak wielki ból jak po przednio, ale wciąż nie jest przyjemnie.
- Oddychaj.
Szepcze i opada całym swoim ciężarem na mnie. Jest ciężki, ale nie przeszkadza mi to. Porusza się leniwie, obdarzając moje usta tak samo leniwymi i mokrymi pocałunkami. Nasze ciała wydają się współgrać, poruszają się tak samo. Jest intymnie i słychać ciężkie oddechy, między kolejnymi pocałunkami. Moje ciało to wszystko przyjmuje, ja to wszystko przyjmuję. Nie mogę poczuć przyjemności, ale nie bronię się przed tym, to jakiś krok...
***
- Śpij, wszystko jest w porządku.
Zayn przejeżdża palcami po moich włosach, przykrywając moje ciało, okryte jedynie moją białą koszulką.
- Dobranoc.
Zamykam oczy, a on cały czas jest obok i wiem, że w nocy też będzie.
- May ?
Szepcze cicho, nim zasypiam. Otwieram oczy i spoglądam w ciemność, widzące delikatne zarysy jego twarzy.
- Carmen będzie w Nowym Jorku pojutrze. Nie przestawaj mi ufać.
_________________________________________________________________________________________________
Napad weny miałam :D
Jezu tak dawno nie pisałam z taką przyjemnością.
Myślicie, że w Nowym Jorku wszystko się popsuje ?
Mam nadzieję, że się podobał rozdział.
Nie napiszę, że czekam na wasze komentarze, bo nie chcę byście myśleli, że was zmuszam do ich pisania. Zrobicie to jeżeli będziecie, chcieli.
Nie wiem tylko jak ubrać w słowa, to co chcę powiedzieć.
Może tak, czekam na wasze komentarze, by nasycić się waszymi emocjami i na nie odpisać, ale nie zmuszam was do ich pisania.
(heh jestem beznadziejna w tych wypowiedziach :D, koń by się uśmiał)
Więc do napisania xxx
/Loveyoursmile